Planeta płonie. Pożar na szczycie klimatycznym

[Umieszczam, choć zdecydowanie nie zgadzam się z konkluzją, że to władze Chin [bo przecież nie ludy Chin…] stoją za tym zwrotem. Oni mogą, jako dobrzy handlarze, na tym zyskać, to tak.. md]

=====================================================

Planeta płonie. Pożar na szczycie klimatycznym

27.12.2025 Jakub Wozinski nczas./planeta-plonie-pozar-na-szczycie-klimatycznym/

Szczyt klimatyczny COP30
NCZAS.INFO | Szczyt klimatyczny COP30. Zdjęcie ilustracyjne. / foto: Wikimedia, Lula Oficial, CC BY-SA 4.0

Szczyt klimatyczny w Belem w Brazylii odwiedziło najmniej przywódców państw od wielu lat. Klimatyczna histeria nadal jednak nie ustępuje.

https://twitter.com/i/status/1991560250282111447

Dotychczasowy rekord należy niezmiennie do Paryża, gdzie w 2015 r. podpisano pamiętne porozumienia, wprowadzające świat na ścieżkę przyspieszonej realizacji zielonej agendy. Od tego czasu każdy kolejny klimatyczny COP (czyli Conference of Parties) przyciągał regularnie powyżej 100 przywódców państw z całego świata. W Brazylii pojawiło się ich jednak zaledwie pięćdziesięciu, co stanowi najgorszy wynik od wielu lat, nie licząc awaryjnie przeniesionego do Madrytu szczytu z 2019 r.

Po co nam premier, jeśli pojechał kanclerz

Nawet Polskę oddaną bezgranicznie w czasach rządów PO i PiS ratowaniu planety reprezentował tylko wiceminister klimatu Krzysztof Bolesta. Jako że w Belem pojawił się kanclerz Friedrich Merz, uznano najwidoczniej, że i tak na szczycie klimatycznym jest już najbardziej decyzyjna w polskich sprawach osoba, więc nie ma sensu, aby leciał także warszawski premier.

Od czasu gdy prezydentem Stanów Zjednoczonych został Donald Trump, w świecie klimatystów dnia siódmego zapanowała wielka smuta. Amerykański przywódca, a wraz z nim całe grono proizraelskich liderów państw, bezceremonialnie odmawia wiary w rychłą śmierć planety pod wpływem działalności człowieka. To właśnie dlatego w Belem zamiast fiesty była ewidentna stypa, a przyzwyczajeni do triumfalizmu delegaci musieli zadowolić się dużo skromniejszą oprawą.

Dlaczego akurat syjonistycznie usposobieni politycy stali się liderami oporu wobec klimatyzmu? Głównie dlatego że klimatyzm stał się schorzeniem umysłowym współwystępującym z antysemickim woke’izmem. Na dodatek głównym siewcą klimatystycznej agendy stał się przejęty przez globalny Wschód ONZ, który w ostatnich latach zdołał walnie przyczynić się do gospodarczej neutralizacji znacznej części Zachodu przy pomocy klimatystycznej histerii.

Planeta płonie

Powróćmy jednak do położonego w Amazonii Belem, gdzie obradowały rady robotników i żołnierzy frontu wyzwolenia ludzkości z emisji dwutlenku węgla. W przeciwieństwie do perfekcyjnie zorganizowanych szczytów w Sharm-el-Sheik czy Dubaju, w mieście określanym jako „wrota Amazonii” dał o sobie znać spory chaos. Jego kulminacją był pożar, który wybuchł tuż przed ogłoszeniem ostatecznych konkluzji ze szczytu. Prawdopodobnie zwykłe zwarcie w jednej z kuchenek mikrofalowych doprowadziło do rozprzestrzenienia się ognia po znacznej części konferencyjnego kompleksu oraz panicznej ucieczki delegatów. W tak dramatycznych okolicznościach wszyscy klimatyści uzyskali już dowód ostateczny na to, że ziemia na pewno płonie!

Pożar ugaszono po kilku minutach, ale wszędzie było nadal pełno dymu. Centrum konferencyjne zamknięto do późnego wieczora, lecz niektórzy z gości wykorzystali ten moment do szabrowania opuszczonych stoisk. Ich łupem padły głównie pluszaki, ale także niemała ilość innych gadżetów. Ostatecznie szczyt musiał zostać przedłużony o jeden dzień. Wpływ na to miały także wcześniejsze wydarzenia związane z protestami rdzennych mieszkańców Amazonii. Część z nich zwyczajnie wdarła się do centrum konferencyjnego, wdając się w przepychanki z służbami porządkowymi oraz głośno demonstrując swoją niezgodę na działania podejmowane rzekomo w ich obronie.

Przyglądając się postulatom zgłaszanym przez mieszkańców Amazonii trudno jednak nie odnieść wrażenia, że ich protesty zostały starannie zaplanowane. Indianie domagali się m.in. większego finansowania z funduszy klimatycznych, większej reprezentacji w międzynarodowych organizacjach, zatrzymania projektów infrastrukturalnych w Amazonii oraz wzywali do „sprawiedliwości klimatycznej”. Z tego właśnie powodu w Brazylii pojawiły się głosy, że rdzenni mieszkańcy działali na zamówienie tamtejszej lewicy.

Jak można było przewidzieć jeszcze przed rozpoczęciem szczytu, jego uczestnicy i tak opuszczali go z poczuciem niedosytu. Sekretarz generalny ONZ Antonio Gutierrez wskazywał wprawdzie na „pewien postęp”, lecz ubolewał nad tym, że nie zdołano uzyskać powszechnego zobowiązania do odejścia od paliw kopalnych. O osiągnięciu tego celu nie było zresztą mowy, w sytuacji gdy na szczycie zabrakło jakichkolwiek ważniejszych polityków z USA czy Indii.

Skośne oczy klimatyzmu

Zauważalna była za to obecność Chin, których pawilon zdecydowanie górował nad stoiskami wszystkich innych państw. Pawilon był tu zresztą kwestią wtórną, ponieważ chińska delegacja na każdym kroku prężyła swoje zielone muskuły, wytykała innym krajom brak wystarczającego zaangażowania oraz dawała do zrozumienia, że to Chiny są światowym liderem zielonej obsesji. Rządzona przez skrajnie lewicowego Ignacio da Lula Silvę Brazylia stała się zresztą chińskim podnóżkiem, dlatego delegacja z Państwa Środka czuła się w Belem jak u siebie w domu.

W trakcie obrad Chińczycy nieustannie krytykowali świat Zachodu za stosowany wobec nich protekcjonizm. Jednocześnie naciskali na to, aby w światowym handlu likwidować ograniczenia dla produktów klasyfikowanych jako wyprodukowanych przy użyciu „czystej energii”. Chinom bardzo zależy na zielonym i wolnym handlu, ponieważ dysponują aż 75 proc. wszystkich światowych patentów w zakresie „czystej energii”, a dodatkowo są przecież główną potęgą na rynku e-aut (70 proc. światowej produkcji), baterii (75 proc. światowego rynku), paneli fotowoltaicznych (80 proc. światowej produkcji) i wielu innych zrównoważonych produktów.

Każdy kolejny szczyt pokazuje wyraźnie, że klimatyzm ma wyraźnie skośne oczy. W czasie gdy niektórzy przywódcy Zachodu porzucili wiarę w globalne ocieplenie, Pekin stoi na straży ortodoksji i nie pozwala, aby rewizjoniści psuli narrację o płonącej planecie. Cieszmy się więc i celebrujmy każdy dzień urzędowania Donalda Trumpa, bo jeśli władzę w USA przejmie znów lewica, zielona fala dosłownie zmiecie nas z powierzchni ziemi.