Podatek katastrofalny

Podatek katastrofalny

Izabela BRODACKA

Podatek katastralny chciano w Polsce wprowadzić bodajże około dwudziestu lat temu. Podobno, jako funkcjonujący w wielu krajach miał być bardzo nowoczesny i porządkujący rynek nieruchomości. Jeżeli podatek katastralny miałby być jednak faktycznie takim dobrodziejstwem, nie wiadomo dlaczego trzymano prace nad tym podatkiem w najgłębszej tajemnicy.

Dowiedziałam się o tych pracach zupełnie przypadkowo, od jednego z pracowników ministerstwa. Próbowałam zainteresować tym tematem dziennikarzy lecz nikt nie chciał go podjąć. Współpracowałam wówczas z pismem „ Ładny Dom” ale redaktor naczelny też nie był zainteresowany drążeniem tego tematu.

Niezawodny okazał się jak zwykle w polskich sprawach Ojciec Rydzyk. Dał mi do dyspozycji program „Rozmowy niedokończone”. Bez ingerencji, bez cenzury, na zasadzie pełnego zaufania. Audycja trwała całą noc, prawie do samego rana dzwonili Polacy z całego świata a przede wszystkim z krajów gdzie ten podatek był od dawna wprowadzony. Bardzo wiele dowiedziałam się na temat jego wad i zalet. Audycja w Radiu Maryja przełamał omertę. Pojawiły się liczne teksty na jego temat. Ja sama pisałam na temat podatku katastralnego w „Ładnym Domu”, w „Naszym Dzienniku” i w kilku innych pismach a władze pod presją obywateli wycofały się po cichu z jego wprowadzenia. Premier Olszewski wioząc mnie na jakąś konferencję zacytował mi dosłownie zdanie, które usłyszał w ministerstwie. Zapytano go czy wie kim jest to wstrętne babsko, które uwaliło taki wspaniały projekt. To mocno złagodzona forma tego co usłyszał i co mi dosłownie ku mojemu rozbawieniu przekazał.

Podatek katastralny to danina od wartości katastralnej nieruchomości, którą można w przybliżeniu traktować jako wartość rynkową. Podstawową jego wadą jest fakt, że podatek ten jest właściwie karą za gospodarność. Dom zadbany, wyremontowany, czysty będzie miał większą wartość sprzedażną niż waląca się rudera. Podatek katastralny prowokuje właścicieli do celowego zaniżania wartości nieruchomości przez jej zaniedbywanie, bałagan na podwórzu, ogród zarośnięty chwastami.

W Paryżu wprowadzenie podatku katastralnego owocowało specyficznym wahaniem cen i popularności niektórych dzielnic. Dzielnica elegancka zadbana, zamieszkała przez zamożnych ludzi stawała się dla mieszkańców zbyt droga przez wysoki podatek, który trzeba było opłacać od posiadanych nieruchomości. Właściciele pozbywali się więc swojej własności, wiele mieszkań i domów nie miało mieszkańców, pustostany zajmowali bezdomni i narkomani, dzielnica traciła swoją renomę, ceny mieszkań i domów spadały, zmniejszała się zatem danina katastralna, opłacało się inwestować w remonty domów, wartość nieruchomości rosła i tak da capo al fine.

Wysoka stopa podatku katastralnego wywołuje nieuchronnie ten mechanizm, niska stopa sprawia, że obsługa podatku jest bardziej kosztowna niż zyski lokalnych samorządów z niego płynące. Bo podatek katastralny miał z założenia zasilać samorządy lokalne. Pozytywną stroną wprowadzenia podatku katastralnego miało być wymuszenie wykorzystywania ziemi i nieruchomości do celów gospodarczych i przeciwdziałanie traktowania tych nieruchomości jako lokaty kapitałów.

Obecnie znowu tylnymi drzwiami wraca pomysł wprowadzenia podatku katastralnego. Miałby on przeciwdziałać gromadzeniu mieszkań przez prominentów, zwalczać zjawisko tak zwanego flippingu oraz wymuszać wynajmowanie i użytkowanie lokali. Wszystkie te zjawiska są oczywiście patologiczne lecz mają zupełnie inne przyczyny niż brak podatku katastralnego a jego wprowadzenie bynajmniej ich nie zlikwiduje. Mieszkania gromadzone przez polityków i prominentów są najczęściej formą łapówki za korzystne dla deweloperów i przedsiębiorców decyzje. Prominentnych właścicieli kilku czy kilkunastu mieszkań stać będzie na opłacanie podatku niezależnie od jego stopy procentowej. Flipping polega na wykupywaniu mieszkań poniżej ich wartości, remontowanie i sprzedawanie z zyskiem. Lewica traktuje flipping jako formę spekulacji. Tymczasem fliping nie miałby miejsca gdyby nie fakt, że w Polsce dziki lokator jest dla zwykłych ludzi praktycznie nieusuwalny z lokalu nawet jeżeli nie ma ważnej umowy najmu, nie płaci czynszu i dewastuje mieszkanie. Nie funkcjonuje po prostu prawo własności. Gdyby policja wyrzucała z mieszkań bezprawnych lokatorów ludzie nie baliby się ich wynajmować, na rynku wynajmu pojawiłoby się wiele mieszkań, ceny wynajmu nieuchronnie spadłyby, mieszkania nie ulegałyby dewastacji a ich prawowici właściciele nie ponosiliby strat. Natomiast w przetrzymywaniu mieszkań dla dzieci i wnuków nie ma nic złego.

Prawidłowo funkcjonująca rodzina dba o swoich zstępnych gromadząc na ich rzecz dobra. Ideałem lewicy jest jednak państwo opiekuńcze, które rozdaje dobra według swoich zasad i priorytetów. Przy sztucznie zawyżonych cenach mieszkań w Polsce młode rodziny nie mają innego wyjścia niż zaciągnięcie kredytów, które będą spłacać do końca życia. Człowiek spłacający wysoki kredyt, zagrożony utratą mieszkania jest pokorny i nie skory do ryzyka. Jest więc doskonałym materiałem na niewolnika systemu. Wszelkie dopłaty do kredytów są korzystne przede wszystkim dla deweloperów gdyż zwiększając popyt na mieszkania nieuchronnie, zgodnie z prawami ekonomii, powodują wzrost ich cen. Lewica proponuje aby podatek opłacać od czwartego z kolei mieszkania i następnych.

To zupełna fikcja i naiwność. Mieszkania można zapisywać na kolejnych członków rodziny, można pod różnymi pretekstami uzyskać zwolnienie od tego podatku, dając pole do licznych manipulacji, którym przeciwdziałać musiałby rozbudowany aparat kontroli. Podatek katastralny uderzy przede wszystkim w ludzi niezamożnych czy wręcz ubogich. Zmusi emerytów do pozbycia się skromnego domku w którym chcieliby dokończyć żywota. Uniemożliwi zachowanie mieszkania dla dzieci i wnuków. Policzmy. Cena mieszkania o powierzchni 50 metrów kwadratowych to minimum 500 000 złotych. Przy stopie procentowej w wysokości 1% emeryt płaciłby 5000 podatku rocznie. To dla niego katastrofa.