Romaszewska Agnieszka Zbigniewowna
Marucha w dniu 2024-08-11 marucha/romaszewska-agnieszka-zbigniewowna
W niedawnej publikacji napisałem między innymi, że dzięki pozornym działaniom kontrwywiadowczym, Polska jest rajem dla prawdziwych szpiegów, zwłaszcza mających wysoką pozycję w polityce, biznesie, administracji, czyli najcenniejszych dla swoich mocodawców, niekoniecznie tylko tych z Moskwy.
Jeśli na dodatek wystarczająco ostentacyjnie będą owi szpiedzy okazywali nienawiść do Rosji i miłość do „wUkrainy”; wpłacili Sierakowskiemu sporą kwotę na Bayraktara, sfotografowali się z ambasadorem USA, albo dowolnym ukraińskim urzędnikiem – to dla polskiego kontrwywiadu są poza zasięgiem.
Pisząc to, nie miałem na myśli nikogo konkretnego, tylko pokazałem pewne mechanizmy. Gdy jednak kilka dni temu wysłuchałem Roberta Chedę, majora wywiadu w stanie spoczynku, który komentował sprawę Biełsatu, to nadal nie mam nikogo konkretnego na myśli, ale… o tym za chwilę.
Nie do ruszenia ze względu na „plecy”
O nieprawidłowościach finansowych w Biełsacie, a także o przerostach zatrudnienia, media informowały wiele lat temu. Według kontrolerów Najwyższej Izby Kontroli, w latach 2018-2019 Biełsat przekroczył swój budżet o 14 mln złotych. Dlaczego zatem śledztwo w tej sprawie rozpoczęto dopiero teraz? Czy ma to związek ze zmianą władzy, bo za PiS Agnieszka Romaszewska była nie do ruszenia?
Nie do ruszenia była, ale nie dzięki PiS-owskiej ochronie, tylko kogoś znacznie potężniejszego.
Kogo? To jest pytanie kluczowe dla zrozumienia fenomenu Romaszewskiej. O takiej ochronie może świadczyć to, że gdy w 2017 roku ówczesny PiS-owski minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zerwał umowę i odciął dotację dla stacji, czyli podjął próbę likwidacji Biełsatu, to bardzo szybko musiał się z tego wycofać.
Zapewne już wtedy, bardziej światli politycy PiS, wiedzieli, że Biełsat jest przede wszystkim ośrodkiem prowadzenia równoległej i szkodliwej dla rządowej, własnej polityki zagranicznej na kierunku wschodnim, a stacją telewizyjną w drugiej kolejności.
Potem próbowano, jak wspomniałem, kontroli NIK, ale mimo jej negatywnych wyników Agnieszka Romaszewska pozostała na stanowisku. Zatem trudno zarzucić politykom PiS, a przynajmniej tym mądrzejszym, jakąś wielką miłość do Romaszewskiej i zachwyt nad jej Biełsatem. Raczej wprost przeciwnie.
Tu nie chodzi o pieniądze
Dziś Tusk spuścił ze smyczy swoich opryczników i przystąpił do likwidacji Biełsatu. Faktycznie, czy przypuszczalnie zmalwersowane miliony w Biełsacie, są znakomitym pretekstem, by Agnieszkę Romaszewską „strącić z piedestału”, ale nie wynika to z troski o pieniądze podatnika. Wielkopańska nonszalancja w zarządzaniu i wydawaniu publicznych pieniędzy jest wśród styropianowych elit normą. Każdy z tych polityków zarządzany przez siebie obszar, traktuje jak prywatny folwark.
Za pierwszego premierowania wyliczono „… że w jeden rok rządowy Embraer zawoził Tuska do Gdańska lub go z niego odbierał pięćdziesiąt razy. Wyliczono, że kosztowało to co najmniej 1,3 mln złotych. Zdarzały się weekendy, podczas których premier wylatał równowartość nowego mercedesa (…) … w wyniku dziennikarskiego śledztwa wyłonił się obraz Donalda Tuska jako premiera, który przylatywał do stolicy w poniedziałek późnym popołudniem a kończył w piątek przed 12. Potem wracał samolotem do Trójmiasta, gdzie mieszkała jego rodzina. – Kwoty, kwotami, ale bardzo mnie interesowało to, jak wyglądał jego tydzień pracy. Tak naprawdę Tusk efektywnie pracował trzy dni w tygodniu. To było dosyć szokujące”.
Czy w tej kadencji Tusk jest bardziej pracowity i mniej rozrzutny? Każdy zna odpowiedź na to pytanie.
Raj dla agentów?
Należy zakładać, że prokuratorskie śledztwo w sprawie malwersacji w Biełsacie ma solidne podstawy, a to znaczy, że w podległej sobie stacji telewizyjnej Agnieszka Romaszewska wykreowała sytuację korupcyjną. Jak słusznie zauważył wspomniany na początku mjr Robert Cheda, środowisko korupcyjne jest rajem dla działań rosyjskiego wywiadu, zresztą oczywiście nie tylko rosyjskiego. Może właśnie likwidacja tego „raju” jest dla Tuska głównym celem, a ewentualna korupcja tylko pretekstem?
Korupcja oczywiście ułatwia zdobycie materiałów obciążających i daje solidną podstawą do przyszłego werbunku przez obcy wywiad. Pracownik takiej rozgłośni jak Biełsat jest dla rosyjskich czy białoruskich służb rarytasem. Legitymacja dziennikarza, czy pracownika technicznego Biełsatu podpisana przez Agnieszkę Romaszewską daje możliwość penetracji całej TVP. Taki agent może wykonywać wiele rozmaitych zadań, zleconych mu przez mocodawców w Moskwie czy Mińsku. Przede wszystkim dokonywać rozpracowań operacyjnych dziennikarzy i innych pracowników TVP i sporządzać ich charakterystyki, pod kątem przydatności dla wywiadu, z uwzględnieniem ich kontaktów towarzyskich i służbowych, zwłaszcza z politykami i urzędnikami.
Uzyskanie informacji na temat ich problemów i słabości daje świetną podstawę do werbunku. Inwigilacja osób, innych agentów zwerbowanych wcześniej, w celu kontroli ich działania. Dziennikarz / agent może wpływać na treść emitowanych programów, jak też na to co zostanie lub nie zostanie wyemitowane. W czasie wojny ma to dużo większe znaczenie niż w czasie pokoju.
Nie do przecenienia jest także dokładne rozpracowanie infrastruktury technicznej TVP. W sytuacji wojennej można dzięki temu wyemitować jakąś dezinformację, czy przerwać oficjalne nadawanie. Agnieszka Zbigniewowna, zatrudniając w Biełsacie tabuny (przerosty zatrudnienia ponoć o 100%) tzw. białoruskich i rosyjskich opozycjonistów, stworzyła wymarzone warunki wywiadom tych państw, by wprowadzili do rozgłośni swoją agenturę.
Podobno ten proceder nie podlegał nawet naszej kontroli kontrwywiadowczej. Taki rosyjski czy białoruski agent zalegalizowany przez Romaszewską pod przykryciem dziennikarza / opozycjonisty ma idealne warunki do wykonywania tych i wielu innych zadań, jak też do rozpracowywania swojej (rosyjskiej i białoruskiej) prawdziwej opozycji w Polsce.
Czy zwerbowano Romaszewską?
Podwładni Agnieszki Romaszewskiej mogą być najwyżej szpiegowską „klasą średnią”. Sama Agnieszka Zbigniewowna to już od dawna materiał na super-szpiega. Jej znakomite międzynarodowe i krajowe kontakty z ważnymi ludźmi, wieloletnia pozycja szarej eminencji polskiej polityki wschodniej, w tym prawie dwie dekady kierowania Biełsatem, to tylko niektóre atuty. Jest inteligentna i kreatywna. Od lat manifestowana przez nią obsesyjna wrogość do władz w Moskwie i w Mińsku skutecznie usypia czujność polskiego kontrwywiadu.
Romaszewska jest zapewne od dawna obiektem pożądania operacyjnego wielu rosyjskich i białoruskich oficerów wywiadu. Musiało to co najmniej skutkować opracowaniem planu werbunku dyrektorki Biełsatu. Czy plan pozostał jedynie w formie zapisu, czy próbowano przeprowadzić operację werbunkową? Na to pytanie powinien odpowiedzieć polski kontrwywiad.
Major Cheda zapytał wprost, czy Agnieszka Romaszewska została zwerbowana przez rosyjski wywiad, podkreślając, zapewne dla bezpieczeństwa procesowego, że jest to pytanie, a nie sugestia. Ja bym to pytanie sformułował nieco inaczej. Czy działania, decyzje, polityka kadrowa itd. w wykonaniu Agnieszki Romaszewskiej jako dyrektorki Biełsatu, noszą znamiona inspiracji ze strony rosyjskiego czy białoruskiego wywiadu, względnie czy efekty tych działań są korzystne dla Putina i Łukaszenki?
Przy takim postawieniu problemu, ewentualna agenturalność Romaszewskiej jest tylko jedną z możliwości, a nie warunkiem sine qua non jej działań w interesie obcego państwa. Dla rosyjskiego wywiadu nie było zapewne wielkim problemem spowodowanie, że jakiś znany i szanowany opozycjonista, nieprzejednany wróg „reżimu Putina”, poprosi dyrektorkę Biełsatu, która uchodzi za wroga „imperialnej Rosji”, by ta zatrudniła kilku konkretnych rosyjskich czy białoruskich opozycjonistów dla uratowania ich przed represjami w swoich krajach. Mogą pracować za grosze, wszak są na utrzymaniu swoich agencji wywiadowczych – oczywiście ten wątek hipotetyczny rozmówca Agnieszki Romaszewskiej przemilczał. Ba, zapewne nawet, ów rozmówca mógł być jej znajomym z lat młodzieńczych, lub znajomym znajomego.
Panna Agnieszka, jako przedstawicielka PRL-owskiej elity, w latach 1970. bywała w czasie wakacji na podmoskiewskich daczach i poznała wtedy wielu swoich rosyjskich odpowiedników, dzieci radzieckiej elity. Jako rówieśnik Romaszewskiej wiem doskonale, że w tamtych czasach radzieccy w takie miejsca wpuszczali tylko sprawdzonych i pewnych ideologicznie cudzoziemców. Ze wszystkich demoludów najmniej ufano Polakom. Tym bardziej, że właścicielka daczy prowadziła badania naukowe w dziedzinie wykorzystywanej w technice wojskowej.
Oddajmy na chwilę głos pani Romaszewskiej, która na FB kilka razy opisywała swoje ekskluzywne wakacje.
Wakacje z nomenklaturą pod Moskwą
„Nie pamiętam czyja to właściwie była dacza? Pewnie Natalii Alieksandrowny, ‘odziedziczona’ po ojcu, też ważnym sowieckim naukowcu – fizyku. ‘Akademiczeskij dacznyj pasiołok Łucyno’ – na zachód od Moskwy, 7 km od miasteczka Zwienigorod. Natalia Aleksandrowna, profesor i ważna persona od fizyki mikrofal w moskiewskiej Akademii Nauk, z którą współpracował Tata, miała syna – Aloszę – oczko w głowie. A choć była o pokolenie prawie starsza od mojego ojca, to jej syn był ode mnie starszy tylko o 3 lata, więc uznano, że wraz z drugim kolegą, także Aloszą, będą dla mnie świetnym towarzystwem na wakacje. No i zostałam z nimi wysłana na podmoskiewską daczę. Rodzice uważali, nie bez racji, że w ten sposób, poprzez wrzucenie na głęboką wodę, z pewnością poduczę się rosyjskiego”.
Tu opisuje bójki jakie obywały się między młodzieńcami z radzieckich elit a lokalsami: „’Mój’ Alosza – grubawy i powolny intelektualista, chyba nie brał w tych ustawkach udziału, ale z bójkami czy bez, tak czy inaczej nie wydawał mi się szczególnie atrakcyjny. Podobał mi się natomiast drugi Alosza, ryżawy i piegowaty dryblas, z nomenkleturowej rodziny. Jego ojciec był wiceministrem od ‘stali i spławow’ (stali i stopów) , a Alosza posiadał magnetofon kasetowy (!) i dżinsy wranglery. Ponadto był przewodniczącym komsomołu w swojej szkole, …(…) Myślę, że w ‘nowej Rosji’ pewno obaj moi ówcześni koledzy zrobili karierę w biznesie. (Swoją drogą, nie tak dawno, nazwisko i imię jednego z nich obiło mi się o uszy przy informacji o nadużyciach przy dostawach komputerów do rosyjskiego ministerstwa obrony. Gość o takim samym imieniu i nazwisku, jak jeden z nich, był szefem firmy komputerowej, która miała dostarczać komputery za zawyżoną cenę. Ciekawe czy to on czy nie on? A może tylko zbieżność nazwisk?)”.
Jak widać, panna Romaszewska już w młodości wiedziała gdzie „leżą konfitury”. To oczywiste, że przystojny, dobrze ubrany syn wiceministra jest lepszy niż gruby nerd. Jeśli „czekiści” dobrze obrobili tego aferzystę od komputerów, to Alosza (ciekawe który?) udzielił im wiele cennych informacji na temat ówczesnych rosyjskich znajomych Agnieszki. A dzieci opozycjonistów w tej grupie też były.
Działania na korzyść… Kremla
Wracając do ostatniej części mojego pytania czy efekty działań Biełsatu i samej Romaszewskiej są korzystne dla Putina i Łukaszenki? Działalność Biełsatu sprowadza się do tego, by nie dopuścić do szerszej współpracy między Polską a Białorusią póki rządzi nią Łukaszenko, jak też wspomagania wszelkich nielegalnych działań mających na celu dokonanie w Mińsku zamachu stanu.
Sygnały o chęci współpracy z Polską prezydent Białorusi wysyła od dawna. Szeroka współpraca z Polską dałaby Łukaszence możliwość częściowego uniezależnienia się od Putina. Niestety Biełsat i wykorzystująca swoje stosunki Romaszewska niszczyła medialnie i politycznie każdą taką inicjatywę, zarówno ze strony polskiej, jak też białoruskiej. Jej koronnym „argumentem” jest stwierdzenie, że Łukaszenko to człowiek sowiecki i co do zasady z takimi ludźmi się nie współpracuje, tylko ich zwalcza.
Bez wątpienia taka polityka nie jest korzystna ani dla Polski, ani dla Białorusi. Za to jest wyjątkowo korzystna dla Kremla, bo dzięki temu Łukaszenko cały czas pozostaje w mocnym uścisku Putina. Utrata nawet części wpływów na Białorusi, byłaby dla Rosji, zwłaszcza po rozpoczęciu działań zbrojnych na Ukrainie, wielkim ciosem który mógłby w sposób istotny przyczynić się do klęski Kremla.
Jednak Agnieszka Zbigniewowna ze swoją ostentacyjną, agresywną i nierzadko „schizofreniczną” antyrosyjskością, była dla Moskwy idealnym potwierdzeniem i alibi, że Zachód dybie na Święta Ruś i cały Ruski Mir. Legitymizuje to politykę Rosji w umacnianiu i poszerzaniu swoich wpływów na Białorusi.
Największym sukcesem Romaszewskiej i apogeum jej działań na tym kierunku była promocja w Polsce i na świecie, Swiatłany Cichanouskiej, a wcześniej poparcie próby zamachu stanu na Białorusi. Zamieszki na Białorusi spowodowały, że przeciwnicy legalnych władz odkryli się i dzięki temu zostali skutecznie zneutralizowani.
Nikt rozsądny nie łudził się, że niezbyt hojnie finansowana przez Zachód garstka opozycjonistów obali Łukaszenkę. Wygląda to tak, że zewnętrzni inspiratorzy tych zajść, świadomie lub nie, wystawili buntowników białoruskiemu KGB. Późniejszy cyrk ze Światłaną Cichanouską, jako „prezydentem” Białorusi na uchodźstwie, w którym Romaszewska grała jedną z głównych ról, do reszty odkrył i ośmieszył tzw. białoruską opozycję. [I SŁUSZNIE! – admin]
Dziś pani Cichanouska, już trochę zapomniana przez opinię publiczną, jest przez niektóre państwa sztucznie podtrzymywana przy życiu polityczno medialnym, bez konkretnego przeznaczenia dla jej promotorów, na zasadzie „może się jeszcze kiedyś przyda”.
Sama Cichanouska ogłosiła się niedawno „dożywotnim przywódcą narodu” i zarządza, czy tak jej się wydaje, skłóconymi ze sobą różnymi frakcjami tzw. rządu na uchodźstwie. To „dożywotnie przywództwo” zakończy się wtedy, gdy zachodni sponsorzy przestaną finansować ten operetkowy twór. A wtedy, być może, znajdą się nowi sponsorzy, którzy mają słynny „szeroki gest”, tylko postawią inne zadania. Póki co podtrzymywana przy życiu koncesjonowana Cichanouska jest gwarantem, że na Białorusi nie powstanie prawdziwa, niezależna od Wschodu i Zachodu opozycja, albowiem będzie zwalczana przez, jednych i drugich.
Świat polityki, a zwłaszcza agencji wywiadowczych, to w dużej mierze świat kłamstw. Charakteryzuje to wyświechtany, ale prawdziwy slogan „nic nie jest takie, na jakie wygląda”. Być może, personifikacją tego sloganu jest Romaszewska Agnieszka Zbigniewowna.
Cezary Michał Biernacki
https://myslpolska.inf
mail:
Ale po Mamusi z pierwszorzędnymi korzeniami..