Sami pokierujmy demokracją

Sami pokierujmy demokracją

Stanisław Michalkiewicz „Goniec” (Toronto)  25 maja 2025 michalkiewicz

Właśnie zakończyła się w naszym nieszczęśliwym kraju pierwsza tura wyborów prezydenckich, akurat tego samego dnia, kiedy w Rumunii zakończyła się druga tura wyborów prezydenckich. Wyniki wyborów rumuńskich pokazują, aż mimo pewnych zawirowań, demokracja kierowana w tym nieszczęśliwym kraju zwyciężyła. Tak się złożyło bowiem, że w pierwszej turze najlepszy wynik, bo aż ponad 40 procent głosów uzyskał niezatwierdzony kandydat George Simion, który wystawił swoją kandydaturę po rozpędzeniu poprzednich wyborów, w których najlepszy wynik w pierwszej turze uzyskał niezatwierdzony Calin Georgescu. Jednak tamtejszy niezawisły Sąd Najwyższy powinność swej służby zrozumiał i te bezsensowne wybory rozgonił, a kropkę nad „i” postawiła tamtejsza niezależna Komisja Wyborcza”, która kandydata Georgescu na wieki wykluczyła z prawa kandydowania.

W tej sytuacji pojawił się kolejny niezatwierdzony kandydat Simion, który znowu prowokacyjnie uzyskał ponad 40 procent głosów w pierwszej turze. „Na szczęście były w partii siły, co kres tej orgii położyły” i w drugiej turze zwycięzcą okazał się jegomość nazwiskiem Nicusor Dan, przedstawiany, jako „kandydat proeuropejski”. W pierwszej turze uzyskał on o połowę gorszy wynik od kandydata Simiona, ale w drugiej nie tylko go dogonił, ale i przegonił, niczym Chruszczow Stany Zjednoczone, uzyskując 54,9 procenta głosów.

Takie cuda nad urną zdarzały się już wcześniej, o czym świadczy anonimowy wierszyk z końca lat 40-tych w naszym nieszczęśliwym kraju:

urna, to taka cudowna szkatułka;

wrzucasz „Mikołajczyk” – wychodzi „ Gomułka””.

Pewne światło na te cudowności rzuciła pani prof. Maria Turlejska, opowiadając na seminarium doktoranckim w latach 80-tych w Warszawie, jak to wespół z innymi ówczesnymi aktywistami, fałszowała ówczesne wyniki.

Ciekaw jestem, jak to mogło być w Rumunii – czy na przykład tamtejszy Sąd Najwyższy oraz Państwowa Komisja Wyborcza nie dostała aby z niemieckiej BND iskrówki: wiecie, rozumiecie, zróbcie tak, żeby wygrał nasz ukochany, „proeuropejski” kandydat Nicusor Dan – bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa. Być może iskrówka nie pochodziła bezpośrednio od BND, tylko została przekazana za pośrednictwem rumuńskiej Securitate, co to udowodniła, że z wyzwaniami demokracji kierowanej potrafi sobie świetnie poradzić, rozstrzeliwując Mikołaja Ceaucescu razem z żoną. Wiadomości z takiego źródła trudno nie potraktować poważnie, więc nic dziwnego, że wybory prezydenckie wygrał „proeuropejski” jegomość, nazwiskiem Nicusor Dan.

Gdyby iskrówka pochodziła od Putina, to byłaby to karygodna ingerencja w demokratyczne wybory, a tak, to o „ingerencji” nie tylko „karygodnej”, ale w ogóle żadnej, mówić nie można i wszystko jest gites tenteges. Wygląda w związku z tym na to, że amerykańska CIA Rumunię odpuściła, co z kolei oznacza, że pozwolenie, jakiego przed dwoma lata udzielił niemieckiemu kanclerzowi Olafowi Scholzowi amerykański prezydent Józio Biden na urządzanie Europy po swojemu, nadal obowiązuje, mimo objęcia rządów w Ameryce przez Donalda Trumpa.

Wybory prezydenckie w naszym nieszczęśliwym kraju, wobec pewnego safandulstwa ze strony ABW, która na razie nie tylko jeszcze nikogo nie rozstrzelała, ale nawet żadnego kandydata nie umieściła w sławnym „areszcie wydobywczym”, odbywają się zatem w formule mieszanej. Dotyczy to oczywiście tylko tury pierwszej, bo tura druga odbywać się już będzie zgodnie ze spiżową wskazówką klasyka demokracji Józefa Stalina, według którego w demokracji najważniejsze jest przedstawienie suwerenom prawidłowej alternatywy. A jak poznać, czy alternatywa była prawidłowa? Otóż była prawidłowa wtedy, kiedy bez względu na to, kto wybory wygrał – są one wygrane.

Jak wiadomo, do drugiej tury przeszli dwaj kandydaci: obywatel Trzaskowski Rafał i obywatel Nawrocki Karol. Obywatel Trzaskowski Rafał, jako kandydat z podwójnymi, pierwszorzędnymi korzeniami; jezrozolimskimi i bezpieczniackimi, został przed kilkoma laty namaszczony w Ameryce na tubylczego prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju przez dwóch wpływowych tamtejszych Żydów: Ronalda Laudera, przewodniczącego Światowemu Kongresowi Żydów oraz młodego Sorosa, któremu stary grandziarz oddał klucze do kasy.

Z kolei obywatel Nawrocki Karol został mianowany niezależnym kandydatem obywatelskim przez Naczelnika Państwa, Jarosława Kaczyńskiego. Pytanie, jakie należy sobie zatem postawić przed drugą turą wyborów, brzmi następująco: czy silniejsza będzie rekomendacja, jaką obywatelu Trzaskowskiemu Rafału udzielili wspomniani Żydowie, czy też ta, której obywatelowi Nawrockiemu Karolowi udzielił Naczelnik Państwa Jarosław Kaczyński. Wprawdzie obywatel Nawrocki Karol załatwił sobie w Ameryce fotkę z samym prezydentem Trumpem – ale czy to zrównoważy ciężar gatunkowy rekomendacji żydowskiej?

Jak dotąd z deklaracją poparcia kandydata rekomendowanego przez Żydów pośpieszyło Polskie Stronnictwo Ludowe. Lud bowiem – jak to lud -wprawdzie po pijanemu na Żydów pomstuje, ale jak przychodzi co do czego, to robi, co tam akurat trzeba. Na tym właśnie polega sławna stuprocentowa, a w patriotycznych porywach nawet większa, „zdolność koalicyjna” PSL, które – jak to mówią – „może z każdym” – jako polityczna Madchen fur Alles. Czy przyniesie to upragnione zwycięstwo obywatelowi Trzaskowskiemu Rafałowi – trudno powiedzieć. Rzecz bowiem w tym, że pierwsza tura rozgrywana była według formuły demokracji spontanicznej, kiedy to każdy suweren głosował , jak chciał, chociaż oczywiście guwernancice z niezależnych mediów głównego nurtu i autorytety pacanowskie w rodzaju byłego prezydenta Kwaśniewskiego Aleksandra, udzielały życzliwych rad, jak głosować, żeby było dobrze. Mimo to kandydat Konfederacji, Sławomir Mentzen i kandydat Konfederacji Korony Polskie Grzegorz Braun uzyskali obiecujące wyniki: trzeci i czwarty. Obiecujące – w perspektywie wyborów parlamentarnych, które muszą się odbyć najpóźniej za dwa lata. W tej sytuacji trzeba coś począć już teraz, żeby nie pozwolić obywatelu Tusku Donaldu przerobić Polski na Generalną Gubernię. W tym celu proponuję strategię kołka w płocie – żeby nie dawać obywatelu Tusku, a za jego pośrednictwem – Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje – na srebrnej tacy monopolu władzy w Polsce, trzeba zacisnąć zęby i poprzeć kontrkandydata obywatela Trzaskowskiego Rafała, nawet gdyby był nim nie obywatel Nawrocki Karol, ale kołek w płocie.

Nie dlatego, byśmy się po kołku czegoś spodziewali, czy stawiali mu jakieś warunki, które on by oczywiście podpisał – a tylko dlatego, by zyskać na czasie, by w ciągu najbliższych dwóch lat nie pozwolić, a przynajmniej utrudnić, na ile to możliwe, przerobienie Polski na Generalną Gubernię. Kołek, który potrafiłby wykorzystać sytuację w której vaginet obywatela Tuska nie ma w Sejmie 276 posłów – a tylu potrzeba, by obalić veto prezydenta – do tego, by zablokować wszelkie legalne środki przerabiania Polski na Generalną Gubernię, mógłby wyrosnąć na wielkiego męża stanu. Do takiej sytuacji, do takiej desperacji doprowadził Polaków duopol Tusk-Kaczyński. Jedyną pociechą w tej smutnej sytuacji jest to, że od strony Judenratu też słychać trwożne gdakania o potrzebie „mobilizacji”, a pani Aleksandra Kwaśniewska przerwała nawet milczenie, żeby poinformować, że się przelękła Mentzena i Brauna.

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).