Redefiniowanie człowieka. Atak na mózg. Destrukcja pamięci. Plastyczność nie oznacza elastyczności.

[Przeczytaj to starannie, powoli, bez przeskoków wzroku. MD]

Nadchodzi Google, odchodzi myślenie. Od zaniku czytania do zaniku myślenia.

Internet czyni nasze mózgi niezdolnymi do zapamiętywania.

ks. Dominique Bourmaud FSSPX Zawsze Wierni nr 3/2022 (220)

————————

Pamiętam, że po raz pierwszy poczułem się nieswojo, myśląc o swoim laptopie, kiedy mój przyjaciel Raymond, programista-samouk, zaczął stukać nerwowo w klawiaturę w poszukiwaniu jakichś informacji. Trudno było nazwać to ludzkim zachowaniem. Albo Ray oszalał, albo też był to jego sposób na ukojenie napiętych nerwów…

Jedynie kolejna nowinka techniczna?

Jest faktem powszechnie znanym, że cywilizacja dostosowuje się do technologii oraz że wynalazki w poważny sposób wpływają na ludzkie zachowania. Łatwo jest dostrzec jak znaczące zmiany dokonywały się w kulturze wskutek samej tylko modyfikacji ludzkiego języka, tego fundamentalnego przekaźnika myśli.

Pomyślmy np. o niespisanej opowieści ślepego Homera, który potrafił stworzyć i zapamiętać 20 tys. wersów Iliady, przeniesionej 700 lat później na papirus pod postacią scriptum continua, a następnie przetwarzanej poprzez wyodrębnianie poszczególnych słów oraz zdań, i ostatecznie wydrukowanej na papierze dzięki wynalazkowi Gutenberga.

Nie ulega wątpliwości, że w miarę jak mowa ludzka udoskonalała się i poszerzała słownictwo, zmiana zachodziła także W sposobie przetwarzania słów przez umysł. Czy możemy powiedzieć to samo o ostatnim ludzkim wynalazku – Internecie

Zagadnienie to porusza napisana przez Nicholasa Carra książka Tbe Shallows ( Płycizny), która W 2010 r. znalazła się na liście bestsellerów „New York Timesa”.

Jeden z pierwszych współczesnych eksperymentów komputerowych przeprowadzono W Xerox Palo Alto Research Center w połowie lat 70. XX wieku: Prowadzący demonstrował potencjalne korzyści z Wielozadaniowości wyświetlając na ekranie równocześnie kilka okien. Na jednym z nich pisał kod programistyczny. Następnie kliknął w inne okno, które wyświetliło otrzymany właśnie e—mail. Szybko przeczytał wiadomość i odpowiedział na nią, a następnie powrócił do poprzedniego okna i kontynuował pracę. Podczas gdy większość widzów wyrażała głośno swój entuzjazm, ktoś krzyknął ze złością: „Dlaczego u licha chcesz, aby przerywano ci podczas programowania i rozpraszano twoją uwagę?!”.

Dziś takie pytanie zadaje sobie chyba bardzo niewielu nastolatków których mottem stało się „klikam, więc jestem”. Postawa taka jest jednak również przyczyną poważnego stresu. Nastolatkowie pragną znać szczegóły życia swych rówieśników, co łączy się w ogromnym lękiem, aby nie znaleźć się poza nawiasem. Gdyby przestali wysyłać wiadomości mogliby przestać być zauważani. Z tego właśnie powodu w 2010 r. statystyczny nastolatek spędzał ponad 11 godzin na dobę w jakichś mediach społecznościowych.

Obrońcy Internetu wychwalają go za możliwość „prowadzenia równocześnie 34 rozmów za pośrednictwem sześciu różnych komunikatorów”. Mają nadzieję, że „stymulowanie technologią ADD [Attention Deficit Disorder zaburzenie koncentracji uwagi]” wykształci nowe nawyki poznawcze „właściwe dla epoki nieustającego kontaktu w sieci”.

Abstrahując od tej obrazowej metafory, nie ulega wątpliwości że przeciętny użytkownik komputera sam zaczyna funkcjonować jak komputer, kategoryzując i oceniając bity informacji coraz szybciej, a co za tym idzie, mniej precyzyjnie w tej dżungli, kierującej się prawem „przeżywają najbardziej aktywne komórki mózgowe”, walkę przegrywają komórki wspierające myślenie linearne, których używamy czytając dłuższy tekst, analizując argumentację lub rozważając jakieś zagadnienie.

Atak na mózg

Bestseller Carra przytacza intrygujące wyniki wielu badań mózgu dotyczących neuronów i synaps. Dowiadujemy się, że system nerwowy obdarzony jest wielką plastycznością, która pozwala mu dostosowywać się do różnych zachowań i środowiska. Jednak plastyczność nie oznacza elastyczności. Ścieżki najmniejszego oporu stopniowo odgrywają coraz ważniejszą rolę i kształtują w nas trwałe nawyki. Może to mieć następstwa chorobowe, takie jak depresja czy zaburzenia obsesyjno—kompulsywne. Biorąc pod uwagę wszystko, co wiemy obecnie na temat plastyczności mózgu, możemy postawić tezę, że gdyby ktoś świadomie rozpoczął prace nad wynalezieniem medium zdolnym radykalnie przeorganizować nasze obwody neuronowe, doprowadziłoby to ostatecznie do stworzenia czegoś takiego jak Internet.

Powtarzające się interaktywne i uzależniające bodźce powodują szybkie zmiany w obwodach mózgowych. Zmiany chemiczne stają się zmianami anatomicznymi. Innymi słowy, tworzą różne mózgi. Pamiętajmy, że niekomunikujące się ze sobą często neurony nie tworzą trwałych połączeń. Tak więc poważne konsekwencje ma również to, czego nie robimy, będąc w sieci.

Surfowanie po niej pochłania czas, który moglibyśmy zużytkować na pisanie dłuższych tekstów czy rozmowę, na spokojna refleksję i kontemplację.

Obwody, które wspierają te tradycyjne funkcje intelektualne, słabną i zaczynają się rozpadać, a postawiony wobec konieczności wykonania pilnej pracy mózg musi je odtworzyć. A jakaż praca może być pilniejsza niż myślenie i czytanie? Mózg osób czytających wiele książek wykazują szczególną aktywność w rejonach związanych z językiem, pamięcią i wizualizacją, jednak małą aktywność w rejonach związanych z podejmowaniem decyzji i rozwiązywaniem problemów.

W przeciwieństwie do tego u przeszukujących strony internetowe doświadczonych użytkowników sieci obserwuje się dużą aktywność w obszarze kory czołowej. Potrzeba oceny przydatności linków oraz dokonywania wyborów w nawigacji, przy równoczesnym podtrzymywaniu krótkotrwałych bodźców sensorycznych (zdjęcia, filmy, elementy ruchome), wymaga stałej koordynacji mentalnej i podejmowania decyzji.

Odwraca to uwagę mózgu od interpretacji tekstu.

Aby lepiej zrozumieć tę żonglerkę, wyobraźmy sobie czytanie książki przy równoczesnym rozwiązywaniu krzyżówki – tak właśnie wygląda środowisko intelektualne Internetu. W tym momencie pojawia się kolejny problem, który zakłóca prawidłowy proces myślowy. Pamięć krótkotrwała nazywana pamięcią roboczą, może zostać przeciążona. Stalibyśmy się wówczas niezdolni do odróżnienia informacji istotnych od nieistotnych, to zaś zmieniłoby nas wwirtualne zombie. Obecnie Wiadomo, że dwoma głównymi źródłami takiego przeciążenia są: skupianie się na rozwiązywaniu drugorzędnych problemów oraz podział uwagi dwie główne cechy Internetu. Na domiar złego, niektórzy twierdzą także, iż przeciążenie mózgu może prowadzić do nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi (ADD).

Od zaniku czytania do zaniku myślenia

Sztuka czytania książek zanika. Prawdziwi czytelnicy, gatunek zagrożony wyginięciem, ignorują krótkotrwałe bodźce, aby skupić się lepiej na słowach, ideach i emocjach. Czytanie sekwencji stron jest wartościowe nie tylko ze względu na wiedzę czerpana ze słów autora. Słowa te uruchamiają cały proces myślowy, pobudzając wyobraźnię i skłaniając do szukania analogii z osobistymi doświadczeniami, co prowadzi do formułowania własnych wniosków. Wytrawni czytelnicy intensywnie myślą, gdy dogłębnie czytają.

Wiadomo również, że chwilowe oderwanie się od problemu aby „przespać się z nim”, pospacerować w ciszy po lesie, pozwala mózgowi uspokoić się i myśleć precyzyjniej. Jest tak dlatego, że mózg potrafi zrelaksować się i odłączyć bez obciążania pamięci roboczej. Kontemplacja i spokój są niezbędne, ponieważ odmładzają komórki i przygotowują je na kolejne wyzwania umysłowe.

Firma Nielsen przeprowadziła wśród użytkowników Internetu badanie okulograficzne [badanie reakcji oka md] , aby zbadać sposób, w jaki przeciętni użytkownicy czytają treści publikowane online. Rezultaty były szokujące. Przytłaczająca większość szybko przebiegała wzrokiem tekst, a ich oczy przeskakiwały na dół strony w sposób przypominający literę „F”. „F” jak prędkość (ang. fast). jednej stronie poświęcano średnio jedynie cztery sekundy! Użytkownicy Internetu, a zwłaszcza naukowcy akademiccy, nastawieni są na szybkość. Nie czytają, w tradycyjnym sensie tego słowa.

Ilość osiągana jest kosztem jakości i paradoksalnie wzrost ilości dostępnych informacji prowadzi do spłycenia nauki.

Należy też zwrócić uwagę, że tymczasowa natura tekstu w formie elektronicznej wywiera silny wpływ na styl. Książka drukowana jest produktem finalnym, stąd też sumienni pisarze starali się zawsze doprowadzić swe dzieła do postaci jak najdoskonalszej.

Jednak tekst cyfrowy poddawany jest nieustannym rewizjom: mało kto dba więc obecnie o styl. Najlepiej ilustruje to historia korespondencji prowadzonej przez ostatnich 30 lat. Etykieta i elokwencja złożone zostały w ofierze Chronosowi – bogu czasu.

Destrukcja pamięci

Co decyduje o tym, co zapamiętujemy? W utrwalaniu pamięci kluczową rolę odgrywa aktywność. Informacja musi zostać starannie i dogłębnie przetworzona; innymi słowy, w logiczny sposób powiązana z tym, co już przechowujemy w pamięci. Jeśli informacja nie jest wykorzystywana, trwa tak długo jak ładunek elektryczny neuronów, w najlepszym razie kilka sekund. Jednak użytkownicy sieci pragną rozrywki w „czasie rzeczywistym”, chcą, żeby ich nieustannie dekoncentrować. Carr słusznie więc konkluduje, że „Internet czyni nasze mózgi niezdolnymi do zapamiętywania”.

Sokrates przewidywał pojawienie się narzędzia stanowiącego „lekarstwo nie na pamięć, ale na przypominanie sobie”. Współtwórca Google, Sergey Brin, powiedział: „Bez wątpienia bylibyśmy w lepszej sytuacji, mając podpięte wszystkie informacje świata do swego mózgu, czy też gdybyśmy posiadali sztuczny mózg, sprawniejszy od naszego”.

Zastanówmy się przez chwilę nad tymi słowami. Czy faktycznie byłoby dla nas lepiej, gdybyśmy byli pozbawieni osobistej pamięci?

Surfując po sieci, osłabiamy połączenia neuronowe, które chemicznie ale również anatomicznie wytwarzają synapsy i fizycznie budują pamięć. Osoby korzystające z treści publikowanych online nie rozbudowują zasobów własnej pamięci tak, jak ma to miejsce w wypadku ludzi zdolnych do dogłębnego czytania i myślenia zyskują jedynie dostęp do elektronicznej pamięci zewnętrznej Połączenia internetowe nie są naszymi połączeniami. Myśli, o ile nie są właściwie przetwarzane, nie są naszymi myślami i nigdy nie będą nas definiować.

Istotę zagrożenia przedstawił w jasnych słowach Richard Foreman: Wywodzę się z tradycji kultury zachodniej, w której ideałem była złożona, gęsta i „przypominająca katedrę” struktura wykształconej i wyrazistej osobowości. Dostrzegam w nas obecnie nowy rodzaj „ja”, ewoluujący pod presją przeciążania informacjami oraz technologii „stałego dostępu”.

Redefiniowanie człowieka

W mowie wygłoszonej do członków American Association for the Advancement of Science (2007) współtwórca Google, Larry Page, w następujący sposób wyraził swój pogląd na ludzkie życie i ludzki intelekt: Moja teoria jest taka, że jeśli przyjrzymy się temu, jak zostaliśmy zaprogramowani, naszemu DNA, jest to po skompresowaniu około 600 megabajtów danych, mniej niż ma każdy współczesny system operacyjny, mniej niż Linux czy też Windows […]. Tak więc algorytmy naszego „programu” nie są prawdopodobnie specjalnie skomplikowane: [inteligencja] to prawdopodobnie dość ogólne obliczenia.

Jego zdaniem mózg nie tylko przypomina komputer, ale w istocie jest komputerem.

Dla Google inteligencja jest zdolnością do przetwarzania danych, a my jesteśmy coraz bliżsi „szczęśliwego” dnia, kiedy maszyna będzie mogła wytworzyć inteligencję. Ktoś mógłby powiedzieć z pobłażliwością, że to jedynie dziecięce marzenie o zbudowaniu maszyny mądrzejszej od swych twórców.

Problem tkwi jednak głębiej. Wynika z niezrozumienia tego, kim jest człowiek, ze swą głębią myśli, kreatywnością, emocjami oraz definiującymi go ludzkimi decyzjami. Niektórzy mówią, że Google jest Bogiem. Inni twierdzą że jest szatanem.

Marshall McLuhan człowiek który przepowiedział pojawienie się Internetu i ukuł aforyzm „medium jest przesłaniem”, tak pisał o cyberprzestrzeni: „Stwarza ona złudzenie, że jest rzeczywistością duchową, rozumnym facsimile Ciała Mistycznego, manifestacją Antychrysta. Ostatecznie książę tego świata jest Wielkim elektronikiem”.

Pewien naukowiec badał związek pomiędzy wielozadaniowością a kreatywnością i pomysłowością. Wyniki były jednoznaczne. Im większą liczbą problemów zajmujemy się równocześnie, tym jesteśmy mniej zdolni do ich rozwiązania. Kiedy siedzisz przed ekranem, trudno jest ci myśleć nieszablonowo. Ciągłe przenoszenie uwagi podczas pracy w sieci ogranicza zdolność do refleksji i kreatywności. Internauci są powierzchownymi myślicielami, ponieważ nie mają czasu na kwestionowanie bombardujących ich idei.

Z reguły człowiek nie jest nigdy tak efektywny jak wówczas, gdy skupia się na jednej rzeczy. Już Seneka mówił: „Być wszędzie, to nie być nigdzie”.

Można odnieść wrażenie, że rzymski poeta Lukrecjusz miał na myśli właśnie użytkowników Internetu, kiedy pisał „Oni tylko z ust cudzych czerpią swą mądrość, życie podsłuchem poznawając, a nie śmiałem odkryciem”.

Wchodząc do sieci, całkowicie odcinamy się od świata zewnętrznego. W nieunikniony sposób musi to zmienić nasze zachowanie, ponieważ elementów mających zasadnicze znaczenie dla człowieczeństwa – związków między naszym umysłem a naszym ciałem, doświadczeń kształtujących naszą pamięć i nasze poglądy, naszej zdolności do odczuwania emocji i empatii nie da się wyrazić za pomocą algorytmów. Do wykształcenia takich zdolności konieczny jest czas. „Jeśli rzeczy dzieją się zbyt szybko, możecie nigdy nie doświadczać emocji związanych ze stanami emocjonalnymi innych ludzi” (Mary Helen Immordino-Yang).

Szalona technologia rodzi szalone dusze, a szalone dusze nie są w stanie działać po ludzku.

Nie ulega wątpliwości, że epoka Internetu jest czasem rewolucyjnych zmian w ludzkim zachowaniu. Stoimy wobec wyzwania, aby zachować naszą ludzką osobowość, stworzoną na obraz Boży i odkupiona przez Chrystusa.

Chodzi o to, abyśmy nie złożyli naszej własnej duszy na ołtarzu nowego boga rozproszenia, zapomnienia i bezmyślności.

Wartość danych polskich użytkowników Google’a i Facebooka – ponad 6 miliardów złotych.

Około 77% ludzi zdaje sobie sprawę, że „darmowość” usług oferowanych przez Google’a i Facebooka, ma jednak swoją cenę. Są nią dane wszystkich osób korzystających z narzędzi oferowanych przez oba koncerny.

Ile warta jest więc wiedza o nas, zgromadzona przez BigTech?

Polski Instytut Ekonomiczny opracował raport, w którym dokonał wyliczenia wartości danych, jakie zebrał na temat swoich polskich użytkowników Google oraz Facebook. Z obliczeń dotyczących roku 2020 wynika, że mowa o kwocie ponad 6 miliardów złotych.

4,025 miliarda złotych, przypada w udziale dla Google, a 2,196 miliarda złotych dla Facebooka.

Miesięczny przychód z danych pojedynczego polskiego użytkownika dla Google, to 10,16 zł, a dla Facebooka 8,52 zł.

Dzięki wykorzystywaniu naszych danych, Google i Facebook mogą wykorzystywać zmasowaną reklamę targetowaną. Przychody reklamowe Facebooka stanowią aż 98% wszystkich przychodów tego koncernu w 2020 roku. Wynosiły wtedy 84 miliardy dolarów.

W przypadku Google, przychód z tytułu reklam, stanowił 80% całości dochodów i wyniósł  około 147 miliardów dolarów.

Polski Instytut Ekonomiczny zasugerował też w swoim raporcie, że korzystnym wariantem zarówno dla użytkowników, jak i obu koncernów, byłaby stała miesięczna opłata, wynosząca około 10 złotych. Jest to kwota mniejsza od deklarowanej przez korzystających z Google i Facebooka oraz większa od średniego miesięcznego przychodu obu platform z jednego użytkownika.

Marcin Kozera https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/jaka-jest-wartosc-danych-polskich-uzytkownikow-googlea-i-facebooka