Ryt majański i przyszłość liturgii w Polsce
Paweł Chmielewski https://pch24.pl/ryt-majanski-i-przyszlosc-liturgii-w-polsce/
(PCh24TV)
Stolica Apostolska zatwierdziła nowy ryt liturgiczny – majański. Choć na pozór nie ma to związku z Polską, tak naprawdę jest zupełnie inaczej.
———————-
8 listopada 2024 roku Dykasteria ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zatwierdziła tzw. ryt majański. Chodzi o cały zespół „adaptacji liturgicznych”, które mają dostosować Mszę świętą do oczekiwań ludności indiańskiej w części Meksyku.
Rzecz może wydawać się pozornie mało ciekawa: owszem, Msza święta to absolutne centrum życia Kościoła i stąd nawet to, co dzieje się na peryferiach odległego kraju, jest istotne. Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że – ostatecznie – nie ma to wiele wspólnego z naszą rzeczywistością życia.
Nic bardziej mylnego. Oficjalne wprowadzenie w Kościele katolickim rytu majańskiego stanowi przejaw funkcjonowania nowego sposobu myślenia o liturgii i roli kultur lokalnych. Ryt majański to element szerszego układu, a w tym układzie znajduje się także Polska. Obyczaje Majów nie wpłyną na nasze życie; ale ta sama idea, która doprowadziła do ich formalnego wystąpienia w meksykańskiej liturgii, może doprowadzić do innych, lecz równie istotnych zmian u nas.
Ryt majański – skąd się wziął i na czym ma polegać
W przypadku nowego rytu chodzi póki co zasadniczo o jedną diecezję: San Cristóbal de las Casas na południu Meksyku. Głównym ośrodkiem diecezji jest zamieszkałe przez ponad 200 tysięcy osób miasto o tej samej nazwie. Na terenie diecezji mieszka jednak w sumie ponad 1,5 mln katolików, z których część to ludność silnie związana z kulturą indiańską. Władze diecezji już od wielu lat próbowały doprowadzić do „inkulturacji” liturgii. Wychodziły od ideałów krzewionych w epoce posoborowej, zgodnie z którymi zewnętrzna forma Mszy świętej powinna być „bliska ludziom”, którzy w niej uczestniczą. Te dążenia spotykały się przez długi czas z krytyką ze strony Watykanu, ale, jak w wielu innych przypadkach, krytyka ustała za pontyfikatu Franciszka. Kilka lat temu podjęto pracę na rzecz opracowania formalnego rytu majańskiego – tak, by wprowadzone już faktyczne zmiany w liturgii znalazły też swoje odzwierciedlenie w przepisach. Stało się to właśnie 8 listopada na mocy decyzji prefekta Dykasterii Kultu Bożego, kardynała Arthure’a Roche’a.
W ramach zmian dokonano tłumaczenia Missale Romanum na język tsotsil z grupy języków majańskich. Przy tej okazji wprowadzono do mszału i innych ksiąg liturgicznych szereg „adaptacji”.
Chodzi o takie zmiany jak wprowadzenie do Mszy świętej rytualnych tańców zaczerpniętych z obrzędowości pogańskiej. Mają pojawiać się w różnych momentach, między innymi w chwili przynoszenia darów albo też po Komunii świętej.
Do tego dochodzi nowa rola dla osób świeckich – ustanawia się tylko na potrzeby rytu majańskiego nową posługę, w ramach której mężczyźni i kobiety okadzają ołtarz. Okadzanie odbywa się na sposób typowy dla kultury majańskiej.
Ponadto świeccy mają też przewodniczyć modlitwie w różnych momentach Mszy świętej.
W praktykowanej w diecezji San Cristóbal de las Casas liturgii już od dawna budowano też specyficzne, kwiatowe ołtarze na ziemi, które odnoszą się do czterech stron świata.
Emerytowany biskup diecezji i zarazem jeden z głównych promotorów nowego rytu, kardynał Felipe Arizmendi Esquivel, ogłosił, że to jeszcze nie koniec zmian; trwają prace nad pogłębieniem „inkulturacji” liturgicznej. Według kardynała nie chodzi bynajmniej o jakieś „odrzucanie rytu rzymskiego”, ale o to, by „adaptować” lokalną kulturę zgodnie z duchem zmian wprowadzanych w Kościele po II Soborze Watykańskim. Kardynał podkreślił, że formalne zaakceptowanie rytu majańskiego jest wielkim przełomem, bo to w całej epoce posoborowej dopiero drugi taki przypadek – po rycie zairskim zaakceptowanym przez Watykan w 1988 roku na potrzeby Konga, a dziś rozpowszechnionym także w niektórych innych miejscach Afryki.
Czytelnika uderza na pewno fakt przejmowania elementów rdzennej kultury pogańskiej do liturgii. Autorzy nowego rytu zapewniają, że chodzi o to, by je oczyścić i schrystianizować. Czy to ambitne zadanie zostanie zrealizowane, pokaże przyszłość. Kardynał Arizmendi zapewnił, że cała sprawa nie powinna budzić niepokoju, bo zmienia się tylko zewnętrzna forma Mszy świętej, ale nie jej treść. To mało pocieszające; forma jest również treścią.
Zaakceptowanie rytu majańskiego nie jest prawdopodobnie ostatnim aktem polityki inkulturacji liturgicznej w obszarze Ameryki Łacińskiej. Od kilku lat pracuje też specjalna komisja tworząca tzw. ryt amazoński; można spodziewać się, że niedługo również i on zyska aprobatę Dykasterii Kultu Bożego.
Znaczenie dla Kościoła powszechnego
Akceptację rytu majańskiego należy czytać w kluczu zmian postulowanych i wprowadzanych przez Synod o Synodalności. W przyjętym 26 października dokumencie finalnym tego zgromadzenia wskazuje się na bardzo poważne zmiany czekające Kościół katolicki – zwłaszcza w zakresie sposobu jego funkcjonowania. Jak wiedzą czytelnicy moich wcześniejszych tekstów w PCh24.pl, słowa-klucze to decentralizacja, różnorodność oraz inkluzja. Na gruncie procesu synodalnego Kościół katolicki ma rozwijać się „w różnym tempie” oraz szerokim gestem czerpać z kontekstu lokalnego w takich kwestiach jak liturgia, katecheza, dyscyplina, teologia pastoralna, duchowość. Dokument synodalny podkreśla też konieczność „uczestnictwa wszystkich” i ściślejszego „włączania każdej i każdego” w życie Kościoła, w tym w liturgię. W odpowiednich miejscach tekstu mówi się o nadaniu liturgii „oblicza synodalnego” poprzez odejścia od skupienia się na osobie kapłana i promowania posług świeckich.
Jak widać, ryt majański realizuje wszystkie te cele. Decentralizacja jest tu ewidentna – mamy do czynienia z wprowadzeniem zmiany zapoczątkowanej i opracowanej przez jedną konkretną diecezję, na jej własne potrzeby. Różnorodność – to samo; zmiany w liturgii dokonują się poprzez szerokie zaczerpnięcie z partykularnej, lokalnej kultury. Inkluzja – jak najbardziej. Zasadniczym trzonem rytu majańskiego jest inkluzywne „powitanie” rytuałów indiańskich oraz „włączenie” świeckich, którzy wykonywać mają sporo dodatkowych zadań, co w naturalny sposób ogranicza rolę kapłana.
Czytelnik może teraz odciąć wszystkie majańskie partykularyzmy i przeprowadzić operację zastosowania tych samych zasad do Polski, albo szerzej – katolicyzmu w Unii Europejskiej. Jak będzie wyglądać zdecentralizowana, różnorodnościowa i inkluzywna liturgia polsko-europejska?
Nie jest przecież tak, że jedyną „kulturą lokalną”, która może wpływać na kształt liturgii, jest indiańska. Jak wskazuje niemiecka Droga Synodalna, której idee dobrze wyrażają ducha obecnych reform, locus theologicus – miejscem, z którego teologia czerpie swoje argumenty – są też znaki czasu (niem. Zeichen der Zeit), to znaczy aktualne przemiany społeczne.
W przypadku Polski i Europy nie ma zatem mowy o inkulturowaniu indiańskich kadzideł i zagrożeniu bałwochwalczym kultem Matki Ziemi. Można jednak mówić o hipotetycznym wprowadzaniu do liturgii zasadniczych idei przejawiających się w nowoczesnym społeczeństwie, takich jak autonomia moralna, egalitaryzm funkcyjny, egalitaryzm płciowy czy wreszcie liberalny relatywizm, a co za tym idzie – o bałwochwalczym stosunku do innych religii czy mniejszości seksualnych.
Czy zmiany mogą wejść w życie w Polsce?
Polscy biskupi nie są szczególnie chętni do przeprowadzania w Kościele jakichś większych zmian. Nie jest to jednak gwarancją stabilności. Po pierwsze, mogą zostać do przekształcenia Mszy świętej zmuszeni. Po drugie, są w episkopacie wyjątki.
Jeżeli przebudowa liturgii miałaby odbywać się w kluczu majańsko-amazońskim, to znaczy wychodzić „z dołu” i uzyskiwać później watykańskie zatwierdzenie, nie należałoby spodziewać się, że będzie dotyczyć to Polski. Może być jednak inaczej. Synod o Synodalności wezwał w swoim dokumencie finalnym do stworzenia specjalnej komisji, która opracuje synodalny charakter liturgii. Jeżeli taki dokument zostanie przyjęty przez Dykasterię Kultu Bożego za aprobatą papieża, może wejść w życie i narzucić obligatoryjne przemiany, w rodzaju konieczności zwiększenia partycypacji świeckich, nawet jeżeli konkretny zakres tej partycypacji musiałby zostać dookreślony lokalnie.
Co więcej, są w Polsce biskupi potencjalnie otwarci nawet na autonomiczne „usynodalnianie” Mszy świętej. To przede wszystkim hierarchowie wspierający chrześcijaństwo charyzmatyczne albo nawet osobiście z nim związani. Emblematyczną postacią tego nurtu jest metropolita Łodzi kard. Grzegorz Ryś, który, jak informował portal PCh24.pl, ogłosił niedawno, że „reforma liturgiczna jeszcze się nie dokonała”, a Msza święta to „teatr jednego aktora”. Wiadomo, że kardynał Ryś ma przemożny wpływ na to, jak wygląda dziś w Polsce obsada stolic biskupich; w najbliższych latach będzie się to wiązać z promocją myślenia, które reprezentuje. Być może do grona kilku szczególnie bliskich charyzmatyzmowi hierarchów dołączą wkrótce kolejni, tworząc grupę, która będzie w stanie narzucić episkopatowi jakiegoś rodzaju „inkulturację” liturgii.
Może się więc okazać, że – co do idei, nie co do szczegółów – zmiany wprowadzane dziś na południu w Meksyku jutro zawitają do Polski, przekształcając Mszę świętą w rzeczywistość pełną inkluzji, co doprowadzi do jej jeszcze głębszego ogołocenia z sacrum.
Paweł Chmielewski