Watykan. Wykonawcy PROCESU.
Dom smagany wiatrem; Malachi Martin, str. 98 i nn. Wyd. ANTYK
Powieść watykańska. O Trzeciej tajemnicy z Fatimy. [fragment dotyczy 1990 roku md]
————————————-
[z Archiwum. Wchodźcie sami, warto! MD]
===========================
Wydarzenia tego poranka poranka, wywołane telefonem z Sainte Baume, po raz kolejny utwierdziły kardynała w przekonaniu o całkowitej nieprzydatności obecnego papieża, jeśli chodzi o wprowadzenie Kościoła w nadchodzący Nowy Porządek Światowy. Kardynał pielęgnował w pamięci postać innego papieża, Dobrego papieża. Kościół potrzebował nowego papieża, który, podobnie jak dobry papież Jan, posiadałby nie tylko dojrzałość duchową, ale i zdolności dyplomatyczne, i nadzwyczajną mądrość tego świata. Mądrość. Oto był klucz do wszystkiego. Nie mając na to najmniejszej ochoty, Maestroianni musiał się jednak zajmować obecnym papieżem. Przynajmniej na razie. 0, doskonale rozumiał myśli tego człowieka, w każdym razie potrafił przewidzieć strategię papieskich działań, a następnie jak nikt inny przeciwdziałać ich skutkom pośród hierarchii.
Rozumiał przede wszystkim, że papież obarczony jest bagażem dawnych rzymskokatolickich wyobrażeń o Chrystusie i jego boskim królowaniu, o Królowej Maryi, o przeznaczeniu człowieka w trójkącie piekło ziemia niebo Papież dostrzegał poza siłami historii rękę Chrystusa jako Króla rodzaju ludzkiego oraz Zbawiciela ludzi od grzechu i mąk piekielnych.
W rzeczy samej kardynał Maestroianni bynajmniej nie uważał się za zdrajcę i odstępcę od Kościoła katolickiego. Był przeświadczony, że wiara, jaką uzyskał w kurczącym się obecnie bastionie starego Kościoła, została obecnie oczyszczona i oświecona, została zhumanizowana. Urealniona w konkretnych warunkach dwudziestego wieku. A ileż to rzeczy, które niegdyś uważał za oczywiste, okazało się jedynie elementami różnych okresów kulturowych, przez które przeszedł Kościół w swojej historii.
Ten bagaż przeszłości nie miał nic wspólnego z bieżącą sytuacją. Nie miał nic wspólnego z Procesem. Kardynał nauczył się rozumieć historię i zbawienie rodzaju ludzkiego w sposób, którego ten słowiański papież nigdy nie pojmie. Rozumiał, że kategorie myślenia, jakimi kierował się obecny i papież, nie powinny mieć najmniejszego wpływu na życie i funkcjonowanie Kościoła.
Proszę sobie wyobrazić, co by było, gdyby on, Maestroianni, na konferencji helsińskiej 1975 roku zaczął mówić do prezydentów i ministrów spraw zagranicznych o św. Marii Magdalenie adorującej zmartwychwstałego Chrystusa, jak to właśnie czyni w Sainte Baume papież Polak. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że wsadzono by go w kaftan bezpieczeństwa!
Albowiem prawdziwa rola Kościoła, jak to teraz wiedział, polegała na tym, by być jednym z graczy w warunkach szerszej ewolucji szerszego Procesu – którego słowiański papież najwyraźniej nie ogarniał. Chodziło o szeroki całkowicie naturalny proces, którego punktem początkowym było jasne rozpoznanie faktu, że najważniejszą przyczyną wszystkich nieszczęść rodziny ludzkiej nie było to, co ujmowano w prymitywnym pojęciu grzechu pierworodnego, lecz tylko i wyłącznie bieda, niedostatek i brak edukacji. Proces, który nareszcie uwolni ludzkość od tych kłopotów i wprowadzi harmonię między duchem ludzkim, Bogiem i Kosmosem. Kiedy się ten Proces zakończy i powstanie nowy polityczny porządek ludzkości, Kościół i świat będą stanowić jedno. Bo tylko wówczas Kościół będzie mógł zająć należne mu dumne miejsce w dziedzictwie ludzkości jako czynnik stabilizujący Nowy Porządek Świata. Jako prawdziwe i niezmącone lustro beztroskiej myśli Bożej. Kardynał bardzo żałował, że dobry papież tak szybko przeszedł do tego, 😮 sam dla siebie nazywał “zimnym milczeniem wieczności”.
A jeszcze bardziej Jego Eminencja żałował, że w ostatnim dziesięcioleciu dwudziestego wieku przychodzi mu pracować z zacofanym papieżem, który nie jest w stanie zrozumieć prawdziwej mocy ukrytej za siłami historii. Z drugiej strony, skupiwszy w swoim ręku, jako watykański sekretarz stanu, maksimum władzy, Maestroianni użył całej machiny administracyjnej Kościoła rzymskokatolickiego, by skierować go na tory zbieżne z Procesem. Wszystko, co schodziło z biurka papieża, przechodziło przez gabinet sekretarza stanu. Jego władza dawała się odczuć we wszystkich dykasteriach watykańskich. Jego wola szanowana była przez narodowe i regionalne konferencje episkopatów na całym świecie. Gdyż w rzeczy samej wielu jego kolegów duchownych przeszło tę samą transformację mentalną, co on sam.