Znikający fresk
Historię pisze się dziś w Rosji i Białorusi na nowo. Jej najbardziej wstydliwe, kompromitujące Rosjan karty muszą być zniszczone. Dlatego z kościoła Matki Boskiej Różańcowej we wsi Soły pod Smorgoniami (Białoruś, obwód grodzieński) znika fresk przedstawiający rozgromienie bolszewików w Bitwie Warszawskiej. Paniczna ucieczka sołdatów przed obrońcami Warszawy w 1920 r. nie może gorszyć niczyich oczu.
Ewa Polak-Pałkiewicz znikajacy-fresk
Wtargnięcie do kościoła i zamalowanie ściennego malowidła pod hasłem, że „podżega do nienawiści na tle narodowościowym i religijnym”, ma symboliczną i polityczną wymowę. Był to kolejny zamach na dzieło Piotra Siergijewicza, malarza o białoruskich korzeniach, ale Polaka z wyboru, ochotnika w wojnie bolszewickiej. Pierwszy raz zamalowali je Sowieci w 1944 r., „po wejściu drugiego bolszewika”, jak mówi się na Białorusi („pierwszy bolszewik” wszedł w 1939 r.). Malowidło odkrył w latach 90. i poddał renowacji obecny proboszcz ks. Leonard Stankowski). Było ono odwzorowaniem słynnego obrazu Jerzego Kossaka z 1930 r., w wielu fragmentach udanym.
Pierwowzór – synteza cudu
„Cud nad Wisłą” krakowskiego malarza, który miał uczcić dziesiątą rocznicę zwycięstwa nad bolszewikami, nie jest wiernym przedstawieniem bitwy pod Ossowem 14 sierpnia 1920 r., na motywach której Kossak oparł swoją malarską opowieść. Jest alegorią. Jednak zawiera syntezę wydarzeń, które stały się przełomem w historii XX-wiecznej Europy. Przywołuje symbolikę historyczno-religijną, która z naszym zwycięstwem się łączy. Przedstawia prawdziwy cud – chwilę, w której dopiero co powstały z niewoli kraj siłami ochotniczej armii pokonuje kilkukrotnie potężniejszego wroga.
Patrząc tylko po ludzku, byliśmy bez szans, zwłaszcza wobec braku realnej pomocy z Zachodu. Rozprawa z bolszewikami nie była tak widowiskowa, łatwa i szybka, jak pokazują to dziś migawki kronik filmowych czy pełne efektów specjalnych filmy w rodzaju obrazu Jerzego Hoffmana. Toczyła się ze zmiennym szczęściem, siły wroga były przytłaczające, zawziętość napastników wzmagała się z każdym dniem.
To obraz oryginalny, Jerzego Kossaka
=================
Gdyby Kossakowy obraz analizować tylko pod względem artystycznym, na pewno można by mu niejedno zarzucić: fotograficzny realizm postaci, nagromadzenie wątków (w dali widać Marszałka Piłsudskiego na koniu, we mgle porannej galopuje husaria, nadlatują polskie samoloty), nieścisłości topografii. Ale autor postawił sobie jako zadanie syntezy, uchwycenia dramatyzmu bitwy, wymowę bohaterskiej śmierci księdza Ignacego Skorupki.
Wreszcie wskazanie na interwencję Matki Boskiej, co z pewnością było najtrudniejszym wyzwaniem i z czym poradził sobie w sposób subtelny. Chciał też w realistycznym ujęciu ukazać panikę, jaką wywołało wśród bolszewików zarówno ukazanie się Maryi, jak i determinacja oraz nadludzki niemal wysiłek obrońców stolicy.
„Ja nie wiem, kto tę wojnę wygrał…”
Bez wątpienia „trzeci Kossak” (syn Wojciecha, wnuk Juliusza) przekazał na słynnym płótnie to, co jest powodem naszej dumy: niebywałe męstwo, wiarę i zjednoczenie całego narodu.
Sowieci bali się Marszałka wprost panicznie. Podkreśla to ks. Walerian Meysztowicz, bohater wojny bolszewickiej, radca kanoniczny Ambasady Polskiej przy Watykanie (od 1932 r.): „Stalin bał się Piłsudskiego. Osoba wąsatego szlachcica o twardym wejrzeniu trzymała go jak na łańcuchu. Odważny nie był. Ambasador Grzybowski widział go kiedyś, gdy w przerażeniu przed urojonym zamachem, prawie czołgając się, szukał ratunku. Dopiero, gdy nie stało Marszałka, gdy na szachownicy został tylko bladooki histeryk z kosmykiem na czole – wówczas dopiero Stalin odważył się na wojnę. Wykorzystał niemieckie szaleństwo”.
Nuncjusz Ratti nie rozstaje się z ikoną jasnogórską
Jerzy Kossak udokumentował, że nasze zwycięstwo w wojnie bolszewickiej nie było tylko zwycięstwem militarnym.
I to jest z pewnością jednym z motywów barbarzyńskiego zniszczenia fresku w kościele w Sołach. Wizja Matki Boskiej na niebie nad Warszawą nad ranem 14 sierpnia 1920 r. pojawia się w relacjach sowieckich żołnierzy, właśnie tak, jak przedstawił ją Kossak: Maryja w znaku Matki Boskiej Łaskawej z wizerunku w sanktuarium Ojców Pijarów (obecnie Jezuitów) na Starym Mieście, w charakterystycznym rozwianym granatowym płaszczu, w koronie, z rozpostartymi ramionami, trzymająca w dłoniach połamane strzały, otoczona hufcami rycerskimi.
Dla bolszewików obraz ten był tak przerażający, jak poświadczają relacje ludzi z okolic Warszawy, którzy słyszeli słowa sowieckich żołnierzy – przechowywane do dziś w parafiach Wyszkowa, Ossowa, Radzymina, Kobyłki i innych podwarszawskich miejscowości – że w jednej chwili zapomnieli o rozkazach i niechybnej śmierci za ich złamanie. O czekających ich bogatych łupach w stolicy „pańskiej Polszy”, o smaku zwycięstwa nad „starą Europą”. Uciekali jak wicher, rzucając po drodze broń, zostawiając konie, działa…
Doskonale zdawał sobie sprawę z położenia Polski w czasie wojny bolszewickiej nuncjusz apostolski Achilles Ratti. Na dwa lata przed jej rozpoczęciem, udzielając w Chełmie specjalnego błogosławieństwa Polsce, zapowiedział: „Da Bóg, niedługo dźwignie się Wasza Polska – Ojczyzna, a w niej wolny i szlachetny naród polski nie będzie więcej prześladowany za swoje przekonania katolickie”.
W sierpniu 1920 r. nuncjusz Ratti wraz z kard. Aleksandrem Kakowskim, metropolitą Warszawy, odwiedzał rannych w szpitalach i żołnierzy w okopach, dodawał wszystkim otuchy. W czasie bitwy warszawskiej nie opuścił stolicy, był jednym z dwóch zaledwie dyplomatów wyższego stopnia (obok ambasadora Turcji), którzy nie szukali schronienia w Poznaniu.
Wieść o śmierci Marszałka Pius XI mocno przeżył. „Eravamo amici”, powiedział, „Straciłem przyjaciela…” (przytacza jego słowa ks. Meysztowicz). Wyjeżdżając z Polski Achilles Ratti zabrał ze sobą dużych rozmiarów kopię obrazu Matki Boskiej Jasnogórskiej, która umieszczona została później w głównym ołtarzu jego prywatnej kaplicy w Castel Gandolfo. Nad drzwiami zawisły mapy Polski ozdobione okazałym herbem Piłsudskich, Kościeszą.
Fresk, który zniknął z papieskiej kaplicy
Fresk w Sołach nie jest jedynym malowidłem przedstawiającym Bitwę Warszawską, który zdobił ściany świątyni. Skandal z jego zamalowaniem przypomina mało znaną historię innego, bardzo wybitnego malarskiego uwiecznienia zwycięstwa 1920 r.
Jan Paweł II był niezwykle zaskoczony, gdy wkrótce po konklawe w 1978 r. odkrył w kaplicy w Castel Gandolfo – swojej ulubionej rezydencji – ścienne malowidła Jana Henryka Rosena przedstawiające Cud nad Wisłą i obronę Częstochowy.
Zostały one namalowane na prośbę Piusa XI w 1933 r. Na życzenie Pawła VI (w czasie, gdy watykańską Ostpolitik prowadził kard. Agostino Casaroli – określał ją sam mianem modus non moriendi, „sposobu, żeby nie umrzeć”; sprowadzała się ona do polityki ustępstw wobec reżimów komunistycznych m.in. w kwestii mianowania biskupów) freski zostały zasłonięte. Jan Paweł II ujawnił je ponownie. Był pod wielkim wrażeniem tych dzieł, zapragnął osobiście poznać ich twórcę. W 1980 r., po wielu latach spędzonych w Stanach Zjednoczonych, Jan Henryk Rosen, sędziwy wówczas artysta, wykonał dla papieża wizerunek św. Stanisława, biskupa.
Papież Polak przypominał niejednokrotnie – także odwiedzając cmentarz bohaterów wojny bolszewickiej w Radzyminie – że urodził się w maju 1920 r., gdy bolszewicy szli na Warszawę.