Za nami najgorętszy lipiec? Klimatyści u koryta kłamią i fałszują… ,
Niekoniecznie! Europejska Agencja Kosmiczna zmieniła parametry pomiaru temperatur
„Europejska Agencja Kosmiczna (ESA) zmieniła parametry podawania temperatur. Do tej pory podawano temperaturę powietrza mierzoną w cieniu, 1,25-2 m nad ziemią. Tym razem zaś ESA przedstawiła piekielne prognozy o ociepleniu w oparciu o temperatury powierzchni – gruntu, chodnika, jezdni etc. Każdy, kto stąpał bosą stopą po rozgrzanym piasku, zna różnicę”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” Dariusz Matuszak.
Porównaj kolory – i i temperatury w tych latach.[2017 i 2022]
——————————————
Publicysta zwraca uwagę, że kiedy kolejni prezenterzy prognozy pogody, meteorolodzy i tzw. eksperci klimatyczni oraz politycy alarmowali, że w Rzymie jest 46 st. C, w Sewilli 47, a na Sycylii 48, to temperatura ta oznaczała stopień nagrzania się powierzchni, a nie powietrza.
„Jako wyznawca teorii spiskowych twierdzę, że jest szykowane wielkie oszustwo. Gdy za rok usłyszymy, że w Andaluzji, na Peloponezie jest 47 st. C, to nie będziemy wiedzieć, czy rzeczywiście jest gorąco, czy po prostu asfalt, czy skała nagrzały się do takiej temperatury. Stracimy rozeznanie i będzie jak z owymi mapami pogody, które przez lata były w kolorach normalnych, a teraz są malowane czerwienią jak z piekieł. Rzut oka na ekran telewizora, komputera i wiemy, że ratunku nie ma – smażymy się i przed wyjściem na dwór trzeba wkładać siedmiowarstwowy, żaroodporny kombinezon hutniczy”, kpi autor „SIECI”.
Tegoroczny lipiec, mimo zapewnień tzw. ekspertów, nie był rekordowo gorący ani w Europie, ani w Ameryce.
„W USA od ponad 100 lat są badane fale gorąca, a Agencja Ochrony Środowiska podaje tzw. wskaźnik fal upałów. W uproszczeniu chodzi o liczbę dni ekstremalnie upalnych. W latach 30. XX wieku wskaźnik upałów był cztery razy wyższy, co oznacza, że wtedy liczba dni skrajnie gorących była znacznie większa niż teraz”, wyjaśnia.
Na koniec publicysta zaznacza, że jednym z największych kłamstw, które serwują wyznawcy klimatyzmu jest to, iż podobno panuje konsensus naukowy, że mamy globalne ocieplenie i nadzwyczajne zmiany klimatu, a wszystko to jest spowodowane spalaniem paliw i emisją dwutlenku węgla przez człowieka.
„Nikt nie chce uchodzić za zacofańca, więc kornie chylimy głowę przed nauką, bo wszak sami się nie znamy na klimacie, nie mamy narzędzi pomiarowych. No cóż, nie trzeba studiów z zoologii, by rozpoznać barana albo świnię. Pseudonaukowe brednie poznajemy po wiecznie niesprecyzowanych apokaliptycznych przepowiedniach jak te, że od dawna nie ma Holandii, Bangladeszu, że po Długim Rynku w Gdańsku pływają śledzie, a prerie USA są wypalone”, podsumowuje Dariusz Matuszak.
Źródło: tygodnik „SIECI”