Zdania są podzielone

Zdania są podzielone

Izabela BRODACKA

Przypomnę znaną anegdotę. Niedyskretny przyjaciel pyta młodego żonkosia czy jego świeżo poślubiona małżonka jest dobra w łóżku. „W tej kwestii zdania są podzielone”– odpowiada nowożeniec –„jedni mówią, że tak a drudzy, że wręcz przeciwnie”.

Odwołuję się do starych dowcipów, tak zwanych „ sucharów”, żeby uświadomić czytelnikom, że nie w każdej kwestii zdania mogą pozostać podzielone i można przy tym znaleźć consensus. W Polsce, tak jak w całej Europie ideałem uprawiania polityki oraz zarządzania przedsiębiorstwem jest koncyliacja, króluje wiara w arystotelesowski złoty środek. Według obiegowych poglądów zarówno w życiu jak i w polityce nie należy być skrajnym.

Pomiędzy prawicą i lewicą według tych poglądów zawsze istnieje jakieś centrum, które jest w stanie zadowolić obydwie strony, pogodzić skrajne stanowiska. Bardziej światli wspierają się w dywagacjach na ten temat teoriami, które sformułował John Nash znany przede wszystkim ze swojego wkładu w teorię gier, w szczególności ze sformułowania pojęcia równowagi. Nie wdając się w rozważania matematyczne – równowaga Nasha to sytuacja, w której żaden gracz nie ma motywacji do zmiany strategii, zakładając, że strategie pozostałych graczy pozostają stałe.

Na poglądach Nasha opierali się zwolennicy JOW (Jednomandatowych Okręgów Wyborczych) dowodząc, że przy tej ordynacji wybrani kandydaci, będą zmuszeni do dogadania się czyli niezależnie od własnych poglądów będą praktycznie reprezentowali współczesny ideał polityczny jakim jest centrum.

Tymczasem istnieje wiele spraw, w których uśrednienie poglądów, znalezienie złotego środka jest po prostu niemożliwe. Czy wyobrażamy sobie, że mielibyśmy zaakceptować zabijanie w łonie matki, przed samym porodem, zdolnych do życia dzieci pod warunkiem, że zabójczą substancją nie będzie chlorek potasu a jakaś inna trucizna, albo pod warunkiem, że o śmierci dziecka będzie decydować komisja czteroosobowa zamiast trzyosobowej?

Czy możemy sobie wyobrazić, że godzimy się na wprowadzenie w przedszkolach lekcji masturbacji pod warunkiem, że zajęcia nie będą koedukacyjne, albo że będą je prowadzić dyplomowani seksuolodzy? Czy możemy sobie wyobrazić, że godzimy się na wspólną europejską armię pod niemieckim dowództwem pod warunkiem, że Polacy będą mogli w tej armii pełnić funkcję kaprali a nawet sierżantów? Czy zaakceptowalibyśmy fakt zamiany Polski w niemiecki land pod warunkiem, że mielibyśmy prawo zachować nasz sztandar i godło?

Walkę polityczną w Polsce przedstawia się często jako niczym nie uzasadnioną idiosynkrazję dwóch grup społecznych, zwolenników PiS oraz PO. Próbując racjonalizować te antagonizmy niektórzy tłumaczą podziały walką między trzecim pokoleniem UB z trzecim pokoleniem AK, a niektórzy widzą w nim wyłącznie brutalną walkę o wpływy, przywileje i stanowiska.

W każdej z tych interpretacji jest trochę racji ale trzeba sobie uświadomić, że nasz spór jest sporem cywilizacyjnym, że jest to przede wszystkim walka o imponderabilia, o sprawy w których nie da się znaleźć złotego środka.

Można co najwyżej pójść razem na piwo jak Trzaskowski z Mentzenem i osobami ze swojego sztabu oraz szefem MSZ Radosławem Sikorskim. “Za Polskę która łączy, nie dzieli” – napisał Sikorski na platformie X pod załączonym wideo z tego spotkania. Brzmi to bardzo szlachetnie w ustach człowieka który miał zamiar dobijać watahę. „Dorżnąć watahę”-tę wielce dyplomatyczną sentencję obecny minister spraw zagranicznych RP, Radosław Sikorski, wykrzyczał w 2007r. pod adresem  członków zaplecza politycznego legalnie urzędującego gabinetu Jarosława Kaczyńskiego. Trzy lata później  premier Donald Tusk, zwracając się z trybuny sejmowej do opozycji oznajmił: „Wyginiecie, jak dinozaury”. Trudno uwierzyć, że może ich połączyć ze zwolennikami PiS coś istotniejszego niż wspólne piwo. Albo czysto polityczny interes. Niestety polityczne interesy mają to do siebie, że zobowiązania trzeba potem spłacać i to z nawiązką.

Zwolennicy dogadywania się za wszelką cenę, zwolennicy kompromisu w sprawach zasadniczych nie odrobili podstawowej lekcji jaką jest lektura pracy „O wielości cywilizacji” Feliksa Konecznego opublikowanej po raz pierwszy w 1935 roku. Koneczny twierdzi, że „nie można być cywilizowanym na dwa różne sposoby”. Cywilizacja, rozumiana jako określony system wartości, norm społecznych i kultury, nie może efektywnie współistnieć z inną cywilizacją, a próba połączenia różnych systemów cywilizacyjnych prowadzi zamiast wzbogacenia do konfliktów i utraty spójności.

Nie jest możliwe powstanie synkretycznej religii. Nawet Leszek Kołakowski, którego trudno byłoby uważać za katolickiego ortodoksa twierdził, że jeżeli wszystkie religie uważa się za równowartościowe oznacza to, że żadna nie ma wartości, stają się pustym obyczajem, zwykłym folklorem. Nie znaczy to ,że należy zwalczać inne religie i ich przedstawicieli, można i należy je tolerować.

Podobnie nie da się stworzyć synkretycznej historii choćby z tej prostej przyczyny, że to co dla jednej strony jest zwycięstwem dla drugiej jest klęską. Pomysł uśrednionego opisu wydarzeń historycznych jest równie idiotyczny jak pomysł kończenia każdego meczu tenisowego remisem żeby zawodnikom nie było przykro przegrywać. Podważa poza tym samą ideę zmagań sportowych.

A w poważniejszych sprawach. Nie da się na przykład opisać rzezi wołyńskiej w sposób, który zadowoliłby jednocześnie Polaków i Ukraińców. Nie ma sensu próbować ich ugłaskać poszukując symetrii, czy złotego środka. Możemy tylko po prostu im po chrześcijańsku wybaczyć.

Natomiast w sprawach cywilizacyjnych, nazwijmy to wprost- moralnych, ustępstwo jest niemożliwe. Nie możemy pospolitego morderstwa traktować jako podstawowe prawo człowieka. Nie możemy sprzedać niepodległej ojczyzny za jakikolwiek dotacje czy dopłaty. Nie możemy również akceptować pseudonaukowych bredni, takich jak „zielony ład”, które stają się podstawą współczesnego totalitaryzmu równie groźnego albo nawet groźniejszego od dwóch wielkich totalitaryzmów dwudziestowiecznych.