Ład wymaga hierarchii. Nie ma równości; bliźni bliźniemu nierówny.

II. PRZYKAZANIE OGÓLNE: MIŁUJ BLIŹNIEGO, JAK SIEBIE SAMEGO

Jak nie wolno nam skreślać z życia publicznego postulatu miłości Boga; podobnież nie wahajmy się używać wyrażenia „miłości bliźniego” roztrząsając tematy państwowe. Dobro publiczne jest po prostu szczytem tej miłości, jest wielkim iloczynem z tysiącznych jej stosowań. Inaczej rozumować się nie da. Gdyby ktoś zalecał, jako dobro publiczne, coś, co sprzeciwiałoby się miłości bliźniego, wyśmiejmy się mu w oczy z jego rozumowania. Jakże może być korzystnym dla ogółu coś, co jest dla bliźnich szkodliwym?

Nie można dogodzić wszystkim i nie trzeba się wcale o to starać. Pielęgnując cywilizację łacińską, nie zawsze dogodzimy synom innych cywilizacji. Tylko nijakie zero duchowe może się troszczyć o to, żeby się wszystkim podobać.

W miłości bliźniego musi także panować jakiś ład, bo inaczej nie byłoby żadnej skuteczności przy najlepszych nawet intencjach. Ład wymaga hierarchii. Istnieje hierarchia obowiązków, istnieje też hierarchia bliźnich.

Nie ma równości; bliźni bliźniemu nierówny. Caeteris paribus rodzina ma pierwszeństwo przed obcymi, rodak przed cudzoziemcem, współwyznawca przed innowiercą, przyjaciel przed nieprzyjacielem, chory przed zdrowym, kobieta przed mężczyzną, dziecko przed dorosłym itp. Komplikujące się coraz bardziej nasze życie przysparza komplikacji także w roztrząsaniu tej hierarchii; toteż należy sobie dobrze uświadamiać szczeblowatość obowiązków swoich, ażeby w każdej sytuacji wiedzieć, jak postąpić.

Za najlepszy wskaźnik w praktykowaniu miłości bliźniego można uznać prawidło następujące: Wszelkie uprawnienie czyjeś kończy się tam, gdzie się zaczyna uprawnienie kogoś drugiego. Oczywiście należy przede wszystkim rozważyć i zbadać, czy obie strony posiadają w ogóle uprawnienie w danej sprawie; czy obie, lub jedna z nich nie opierają się na samych tylko chętkach, lub na roszczeniach wcale nie uprawnionych. Kryterium zaś uprawnienia zawsze to samo: etyka katolicka.

Roszczenia mogą być słuszne i niesłuszne, czasem wręcz urojone. Nie zawsze należy się komuś wszystko, czego się zachce; nieraz obowiązek wymaga, żeby się przeciwstawić ostro roszczeniom, będącym uroszczeniami. Walka z roszczeniami powinna być ciągła, systematyczna. Jest to konieczne regulowanie danej dziedziny, w której pragnęlibyśmy stosować miłość bliźniego. Zdarza się, że przy najlepszych chęciach nie da się zrobić nic, jeżeli pole naszego działania zachwaszczone jest zbytnio uroszczeniami. Gdyby im czynić zadość, nie starczyłoby możności dla roszczeń słusznych. Uroszczenia stanowią często przeszkodę niepokonalną do oddania komuś tego, co mu się należy i czego nikt odmawiać nie zamierzał.

W nauce rosyjskiej pojawiło się przed laty przeszło trzydziestu rozróżnienie dwóch etyk: obowiązkowej i roszczeniowej. W ostatnich latach przeszczepia się teorię na grunt polski. Geneza doktryny tkwi w specjalnych stosunkach rosyjskich, lecz w cywilizacji łacińskiej jest to niepotrzebne, a mogłoby wieść do obniżenia poziomu etycznego. W katolickiej moralności roszczenia słuszne nie potrzebują dobijać się uznania, gdyż posiadają je z góry. Co więcej, każdy ma obowiązek uprzedzać odezwanie się roszczeń, gdyż miłość bliźniego wymaga, żeby samemu badać i roztrząsać, czy się komuś coś od nas nie należy. 0 słusznych roszczeniach można powiedzieć, że w etyce cywilizacji łacińskiej mieszczą się one apriorycznie i to nie jednostronnie, lecz obustronnie. Robiąc ztego oddzielną etykę, wzbudzałoby się domniemanie że ma się do wyboru pomiędzy etyką obowiązków a roszczeń, że pielęgnowanie roszczeń jest już tym samym uprawianiem etyki; może by nawet doszło do wnioskowania, że tym moralniejszy jest ten, kto usilniej akcentuje roszczenia. Otwarta droga do najfatalniejszych nieporozumień. Mając taki wolny wybór w dziedzinie etyki, niewielu tylko zechciałoby uprawiać etykę obowiązków i musiałoby nastąpić obniżenie moralności i publicznej i prywatnej.

Oto znów przykład, jak odmiennie przedstawiają się sprawy ludzkie w różnych cywilizacjach. Widzimy, że nie wyszłoby się jednak z twardego splotu kolizji, gdyby je mieli rozplątywać przedstawiciele i zwolennicy rozmaitych cywilizacji. Sam z sobą nie dojdzie do ładu, kto nie zdecyduje, do jakiej należy cywilizacji; jakżeż mógłby panować ład w jego poczynaniach względem życia publicznego? Gdzie brak współmiemości, tam wytwarza się chaos, a życie społeczne nie organizuje się, lecz doprawdy bywa rozsadzane.

Na kontynencie europejskim zaniknęła już całkowicie świadomość, że rządzący muszą mieć jakiś wspólny kierunek. Coraz więcej rządów „jedności narodowej” rozdającej teki według „klucza” w coraz liczniejszych krajach. Najczęściej kończy się to zwycięstwem przewrotowców.

Nigdzie nie ma tyłu uroszczeń, ile pośród rządzicieli. Człowiek, który nie umiał zarobić na chleb dla rodziny, nieuk i nicpoń, gdy zostanie ministrem dzięki rozmaitym kluczom partyjnym i kruczkom swej kliki, otacza się propagandą swej osoby na koszt państwa i po tysiąc razy stoi czarno na białym wydrukowane, jako jest on wielkim światłem w narodzie, a życie jego składało się z samych zawsze poświęceń. Niektórzy zapędzają się tak daleko, że każą rozgłaszać, jakoby znali się na „resorcie”, którym zawiadują! Im gorszy nieuk, tym większe uroszczenia! Cały aparat państwowy nie ma innego celu, jak służyć pretensjonalności rządzicieli. Podróże ich, bankiety, urządzanie mieszkań, stanowią wydatki najpilniejsze wśród wydatków państwowych. Szczytem mądrości politycznej ciągłe pomnażanie stanowisk ministerialnych; jest ich już dwa tuziny.

Trudno rozprawiać o miłości bliźniego z ludźmi, których życie składa się z tych dwóch ideałów: talerz i łoże. [Teraz, w XXI wieku, prymitywy głoszą: “Korek, worek i rozporek” MD]

Zanim nawróci się do szczęśliwych czasów, kiedy odnajdą się znowu ministrowie skromni a uczeni i obowiązkowi, analizujemy to co jest, ażebyśmy nie mniemali, że tak być musi. Z wielkiego rogu obfitości wszelkiego zła sypią się gęstym gradem przestępstwa przeciwko każdemu z dziesięciorga przykazań; aż obrzydzenie zbiera do obecnej państwowości. Na tę straszliwą plagę jeden jest tylko środek: etyka katolicka, stosowana z całą ścisłością.

Etyka katolicka obejmuje wszystko; nie ma w niej luk, a nowe przejawy życia zbiorowego znajdują w niej miejsce bez trudności i wątpliwości. Nie trzeba jej obmyślać, chodzi tylko o to, żeby ułatwić jej stosowanie, i żeby ją wprowadzać do wszystkiego. Najwyższą kategorię tych zabiegów stanowi troska o państwowość moralną. Nadejdzie zapewne czas, kiedy nauka o państwie będzie uważana za dzieło etyki.

Czyż miłość bliźniego nie będzie uprawianą najgłębiej i najszerzej wtedy, gdy owładnie umysłami hasło etyki totalnej?

Nawet jednak zgodziwszy się na etykę totalną, można by mędrkować około kresów miłosierdzia, jak daleko ma ono sięgać. Czy dobrze jest i słusznie przedłużać życie chorym nieuleczalnie, bardzo cierpiącym przy tym, np. trędowatym. Można by bowiem rozumować, że etyka wymaga raczej, żeby skracać męczarnie do niczego nie wiodące i beznadziejne.

Wątpliwość tę rozstrzygamy całkiem po prostu: My należymy do cywilizacji łacińskiej; etyką tej cywilizacji jest etyka katolicka, a ta powiada: Res sacra miser i miłosierdziu nie tylko żadnych granic nie zaznacza, lecz pracuje nieustannie nad ich rozszerzaniem.

W miłości bliźniego miłosierdzie odgrywało zawsze wielką rolę. Nie zmniejsza jej bynajmniej rozwój stosunków społecznych. Nowe komplikacje w walce o byt wytwarzają coraz więcej wypadków, wymagających miłosierdzia. Socjaliści, walczący z każdym pojęciem katolickim, wołają, że oni nie zajmują się miłosierdziem, cnotą najniższego ich zdaniem stopnia, bo hołdują cnocie wyższej: sprawiedliwości a gdy nastanie socjalistyczna sprawiedliwość, miłosierdzie stanie się zbędnym. Nie odkładając jednak walki z miłosierdziem aż do nastania tej ery szczęścia, zwalczają je i wyszydzają od razu, zaraz teraz. Pominąwszy tę dziwną metodę, zadajmy pytanie: czy w państwie czerwonym nie będzie niesprawiedliwości z powodu ślepego losu, trafu, przygody, złego wypadku? Czy na te bolączki nie trzeba będzie w imię sprawiedliwości leków miłosierdzia? Wy to obiecujecie nieszczęśliwcom na przyszłość, my, katolicy, robimy to już od dawna. Nie zmienimy postępowania, bo miłosierdzia wymaga moralność, głoszona przez naszą religię.

Uznajemy, że naszym państwom i społeczeństwom daleko do pełnej sprawiedliwości. Wyobraźmy sobie, że w takich państwach zniknęło miłosierdzie! Skoro nas nie stać na zupełną ścisłą sprawiedliwość, musimy tym bardziej pielęgnować miłosierdzie, jako częściową korektę niesprawiedliwości.

==========================

teksty Feliksa Konecznego z książki „Państwo i prawo

Poszczególne przykazania z tego cyklu były już tu publikowane – ale zniszczyła je agresja na twarde dyski w mych serwerach w październiku 2021.