Czy cywilizacja globalistów jest naturalnym rozwojem, czy sztucznym piekielnym planem

Mirosław Dakowski 2016
    Spektakularnie rośnie potęga władców świata. Rośnie coraz szybciej. Posiadają miliardy miliardów [przy takich kwotach jest zupełnie obojetnie, czy to dolary, czy złote]. Już nie muszą to być dziesiątki czy setki ton złota, choć, jeśli można takie ilości metalu wywieźć z Libii po zamordowaniu jej władcy, czy z Ukrainy po wygnaniu jej władcy, to tym też nie pogardzają. Te miliardy miliardów mnożą się, jak króliki Lejzorka Rojtszwanca z powieści Ehrenburga. To nic, że jedynie w świecie wirtualnym i to w najpotężniejszych i najszybszych komputerach banksterów. Przekłada się to przecież na potęgę przemysłową i militarną. I co najważniejsze, poprzez media – na potęgę ideologiczną. Nowe postępowe mikro-paradygmaty potęguje się do mini-paradygmatów, potem do paradygmatów i wreszcie przekształca w nowe, obowiązujące już wszystkich, dogmaty. Wolność, tolerancja, wartości europejskie, humanitaryzm, humanizm, światła, tysiąc światełek tak promowanych przez masonów- prezydentów Stanów Zjednoczonych.

Już blisko, na horyzoncie, są Stany Zjednoczone Świata. Już czekają na Męża Opatrznościowego Świata. Już powstała Nowa Cywilizacja Człowieka, Ona zwycięża, Ona zwycięży.  Nazwijmy ją roboczo GLOB. Ta demonstracja Potęgi oddziałuje na psychikę. Część jej ofiar ugina się uznając, że już wałczyć przeciw – nie da się, nie można. A część przekonuje siebie, że popieranie się opłaci.       Zmiany następują we wszystkich dziedzinach. Wymienię tylko kilka. – Rewolucja etyczna, obalenie Dekalogu (tak to nazywają..) i zastąpienie go regułami nowymi, postępowymi. Dotyczy to każdego z 10-ciu przykazań. Przykładów jest tyle, że każdy może je dopowiedzieć.
– (R-)ewolucja pojęcia prawdy, rozmycie kryteriów jej poznania, a nawet zwątpienie w możliwość i potrzebę jej szukania i opierania się na niej. Przecież mamy post-modernizm! –
Wzrost bogactwa i silne rozwarstwienie dobrobytu. Bogacenie się uznano za główny motor postępu i dowód na wielkość człowieka. – Szybki wzrost rekordów sportowych przy jednoczesnym postępującym cherłactwie zwykłych ludzi, głównie osób siedzących przed komputerem, a szczególnie dzieci i młodych ludzi. – Radykalna zmiana znaczenia pojęć towarzyszy tym przemianom. Np. inwestowanie przestało znaczyć budowanie, tworzenie dóbr trwałych, a stało się spekulacją, wyścigiem w oszukiwaniu innych – i to w dodatku w świecie wirtualnym, ale z konsekwencjami w świecie realnym. Porównajmy pojęcie „rodzina” przed wiekiem – i teraz…
– Szczególnie głębokie są zmiany znaczenia abstraktów. Porównajmy (jeśli jeszcze potrafimy), co znaczyły przed stu laty i obecnie pojęcia takie, jak miłość, człowiek, dobro, wolność, prawo (-a), szybkość, jakość, fundamentalizm. I setki innych. W dziedzinie religijnej znikły z powszechnego użycia np. słowa: grzech, modlitwa, piekło. Niedawno jacyś postępowi chrześcijanie przegłosowali nie-istnienie czyśćca. W katolicyzmie pojawiła się demokracja i głosowanie w sprawach pojęć podstawowych, objawionych, a także wiedzy naturalnej.          Niedawno Patryk Buchanan w USA napisał: „Odeszli Adam i Ewa, wkroczyło „Krysia ma dwie mamy”. Odeszły obrazy Chrystusa wstępującego do Nieba, w zamian pojawiły się obrazy ukazujące człekokształtnych przechodzących z Homo erectus. Odeszła Wielkanoc, nadszedł Dzień Ziemi. Odeszło biblijne nauczanie o niemoralnej istocie homoseksualizmu, wkroczyli homoseksualiści nauczający o niemoralności tzw. homofobii. Odeszły przykazania, wkroczyły prezerwatywy”.

Cywilizacje według Konecznego
Wciskają nam to wszystko w sto lat po genialnym sformułowaniu nauki o cywilizacjach Feliksa Koniecznego. Jego definicje są ciągle mało znane, mało cytowane. Przerażają i mierżą one samozwańcze t.zw. Autorytety z grona tajnych związków.
Sprecyzował on: Cywilizacja jest to metoda ustroju życia zbiorowego. Czyli – są to metody i zasady, według których buduje się życie społeczności, życie narodów. Konieczny wyróżnił pięć (i tylko pięć) pojęć charakteryzujących cywilizację (quincunx, czyli piecioksztalt).
Cywilizacje krystalizują się wokół następujących pojęć: Stosunek do prawdy, do dobra (to w dziedzinie duchowej), dobrobytu, zdrowia (sprawy materialne) oraz stosunek do piękna – w obu dziedzinach, ducha i materii. Na podstawie stosunku do tych pojęć cywilizacje odróżniają się od innych. FK wyróżnił w obecnym świecie siedem cywilizacji: turańska (mongolska, obozowa, z wodzem czy carem na czele), arabska (nie Islamu, bo nie jest cywilizacją sakralną), chińska (jest wraz z żydowską najstarsza, ale bez tendencji uniwersalistycznych), bramińska (głównie na terenie Indii, sakralna), żydowska (sakralna, ale o dążeniach globalnych; wg. niej Tora to objawione Prawo), bizantyńska (na bazie imperium wschodnio-rzymskiego), łacińska (powstała na pniu cywilizacji rzymskiej i religii katolickiej). Czytelnika nie znającego tych terminów odsyłam do materiałów zamieszczonych na stronie Dakowski.pl w dziale Koneczny. [dodaję w grudniu 2021: To jest dostępne w Archiwum.]
         Dla nas obecnie najważniejsza jest następująca konstatacja Konecznego:          Wbrew twierdzeniom hegeliańskich niedouków nie można być cywilizowanym na dwa sposoby. Wskazują na to m.inn. wielowiekowe usiłowania, zawsze kończące się klęską. Syntezy różnych cywilizacji są niemożliwe. Różni genialni przywódcy usiłowali tworzyć cywilizacje sztuczne, wydumane; Aleksander zwany wielkim, Hitler i Lenin (z Marksem w tle), by podać pseudonimy czy nazwy największych zbrodniarzy (dodać Napoleona!). Zamiast syntez zawsze powstawały stany a-cywilizacyjne, stany bierności, czy (genialne sformułowanie Feliksa Konecznego) kołobłędu i latrocinium maximum (rabunek totalny i brak moralności, powiedzielibyśmy dziś).
Drugi ważny wniosek.
         Ponieważ wśród ludzi należących do różnych cywilizacji stosunek do każdego z pięciu elementów quincunxa jest różny, niemożliwe jest powstanie cywilizacji planetarnej, która byłaby mieszanką elementów tych cywilizacji. W tym sensie np. uogólniona moralność ludzka jest zbiorem pustym. Jeśli planetę opanuje jedna cywilizacja, będzie to jedna z wymienionych siedmiu cywilizacji, lub inna, nowa. Na pewno nie będzie to cywilizacja – „synteza wybranych najlepszych cech dotychczasowych cywilizacyj”, czyli cywilizacja synkretyczna.  
Porównanie GLOB z cywilizacjami istniejącymi
          Czy powstająca obecnie cywilizacja globalistyczna (nazwijmy ja roboczo GLOB) jest cywilizacją w sensie FK? Jeśli tak, to czy może być kandydatką na cywilizację planetarną? Rozważmy to według kryterium pięciokształtu (quincunx).
         Tworzona cywilizacja jest cywilizacją laicką, ignorującą wolę Boga. Nie nazwiemy jej jednak tym mianem, choćby dlatego, że skrót (CL) mylony może być z cywilizacją łacińską (CŁ). Zostańmy przy roboczej nazwie Cywilizacja GLOB. Struktury budowane w USA i UE są to jedynie odmiany planów globalistów. Porównajmy cechy planowanej i budowanej [dużym kosztem, tak materialnym, jak i duchowym], cywilizacji (GLOB) z dotychczasowymi siedmioma cywilizacjami, szczególnie z cywilizacją łacińską.
1. Stosunek do prawdy. Fundamentem CŁ jest pewność, że prawda jest jedna. Dla katolików, którzy stworzyli CŁ, Prawdą jest Chrystus. Fundamentem filozoficznym CŁ jest nauka św. Tomasza z Akwinu. Wszelkie poszukiwania prawdy w sprawach cząstkowych są uzasadnione, potrzebne i mogą być skuteczne. To przeświadczenie umożliwiło powstanie nauki, szczególnie stało się fundamentem nauk ścisłych. Zastosowano metodę analityczną, czyli oparcie się na doświadczeniu i logicznym wnioskowaniu. Nauki ścisłe rozwinęły się wśród scholastyków średniowiecza, a zapoczątkowały je odkrycia fizyków Buridana i Nicolas d’Oresme. Inne cywilizacje mają może słabiej (i inaczej) ukształtowane pojęcie podstaw i źródeł prawdy. Ale mają. Natomiast GLOB, idąc za post- modernistycznymi prądami, neguje potrzebę precyzyjnego pojmowania prawdy. Każdy ma swoją rację, prawda jest względna, lub zależy od punktu widzenia/siedzenia, od bogactwa zresztą itp. To upraszczające slogany oddające stosunek konstruktorów GLOB do prawdy. To podejście jest więc przeciwieństwem podejścia CŁ.  
2. Dobro.
         Podobnie rozmyte, niejednoznaczne i zróżnicowane jest podejście propagatorów GLOB do dobra. Uzasadniają, że nowoczesny człowiek ma swój własny zespół wartości, że Dekalog był może dobry dla pastuchów dwa tysiące lat temu, ale my, ludzi nowocześni, wykuwający przyszłość (świetlaną, chciałoby się dopowiedzieć) jesteśmy ponad więzy Dekalogu czy ponad marzycielstwo mitycznego źródła ewangelii, Jezusa. Zresztą był on dobrym człowiekiem, może (jak uważa część wielbicieli nowych religii) awatarem Kriszny, czy jednym z wizjonerów ludzkości. Obok innych, oczywiście.. Itp.          Zamiast uniwersalnej kategorii dobra występuje darwinizm społeczny, dobro określane przez każdego dla samego siebie (ew. dla swoich – to już ich szczyty altruizmu).
3. Zdrowie
         W cywilizacji rzymskiej, potem łacińskiej, najprostszą maksymą było i jest w zdrowym ciele zdrowy duch. Zdrowie jest więc środkiem do rozwoju człowieka. W GLOB zaś zdrowie, a również uroda, są Celem Ostatecznym. Stąd inwazja chemicznych panaceum (po zbójeckich cenach, często setki a nawet tysiące razy wyższych od kosztu produkcji). Stąd dyktatura firm kosmetycznych, czy sztucznie generowana moda na chirurgię plastyczną. Miraż stworzenia bożka czy bogini. Dla bogatych – miraż długowieczności czy klonowania. Rynek narządów pobranych z ofiar terroru w Czeczenii, Meksyku, czy ustrzelonych (na zamówienie) w Strefie Gazy, lub z więźniów w konc-łagrach w Chinach, jest już rynkiem pół-legalnym w Europie Zach., czy USA. Doskonała jakość, umiarkowane ceny. W modnych restauracjach we Francji (np.w Marsylii) serwuje się dania z „ludziny”, podobno import z Chin. [Znajomi krzyczą” „Nie uwierzę!” . A to –fakt]          „Prawo” do zabijania ludzi nienarodzonych wprowadziła dopiero władza bolszewicka (Lenin i Zw. Sowiecki, 18 XI 1920r.) i władza nacjonał -socjalistów (Kanclerz Niemiec A. Hitler, 1933r). Teraz staje się ono niezbywalnym prawem kobiety, promowanym w krajach neo-cywilizacji. Widzimy hegeliańską logikę syntezy: zabijać miliony ludzi w imię praw człowieka, czy etyki humanizmu. Ostatnio (czerwiec 2016) juz jawnie uzasadniono otwieranie UE na migrantów z Azji i Afryki celami eugenicznymi; „Nowa krew” dla Europy. [por.: Rasizm eurokratów – zbrodnią przeciw ludzkości. ]
4. Dobrobyt
Zbadajmy stosunek neo-cywilizacji (GLOB) do następnego elementu quincunxa, tj. do dobrobytu. W cywilizacji łacińskiej celem w tej dziedzinie jest dobrobyt większości rodzin (ale nie jest to Cel Najwyższy). Pożądany jest też szeroki rozkład dochodów z jednym maksimum przy dochodach średnich. Realizowanym celem i skutkiem GLOB (przy użyciu darwinizmu społecznego) jest ogromna rozpiętość dochodów osobników (nie rodzin!); rozkład ten ma dwa maksima: przy bardzo niskich dochodach (nędza) oraz przy bardzo wysokich (członkowie grup nieformalnych czy tajnych, członkowie mafii, finansiści-aferzyści).
5. Piękno.
W odróżnieniu od cywilizacji istniejących, a szczególnie od cywilizacji łacińskiej, GLOB promuje brzydotę i ohydę tak w dziedzinie materialnej, a też w dziedzinie duchowej (filmy, plastyka, szczególnie malarstwo, architektura, muzyka). Wszędzie tu dominuje też fascynacja złem (a często jawny satanizm) połączona z fascynacją brzydotą.   W dziedzinie rodziny: CŁ jest cywilizacją monogamii, cywilizacja arabska – głównie poligamii, cywilizacja chińska semi-poligamii. We wszystkich cywilizacjach sprawy rodziny są jednak uregulowane prawnie. W GLOB podmiotem jest osobnik, indywiduum. A normą – podnoszenie jego prawa (raczej jego widzimisię) do statusu decydującego. Trwa więc intensywna propaganda re- definicji rodziny, by włączyć w nią związki zboczeńców, np. pederastów, są też już (formalnie udane!) próby włączenia również pedofilów. We wszystkich istniejących cywilizacjach zboczenia, jeśli nawet są tolerowane, są traktowane jako anomalie, a nie norma. Przyczyną tego jest prawo naturalne, a w łacińskiej i żydowskiej dodatkowo, a ściślej głównie – Objawienie.
         Cywilizacja GLOB jest pierwszą próbą odwrócenia celów Natury czy naturalnych celów człowieka. Jest zdecydowanie inna od wszystkich dotychczasowych.  Czy GLOB jest więc nową cywilizacją?
           Przytoczone wyrywkowo przykłady, jak i wiele innych, tak w dziedzinie quincunxa, jak i prawa spadkowego, rodzinnego, czy nawet podejścia do logiki, wskazują na zupełną wyjątkowość tak mocno promowanej cywilizacji. Nie jest ona wynikiem tendencji i nurtów naturalnych, lecz wynikiem realizacji PLANU. Jest wymyślona. W każdej z najważniejszych dziedzin charakteryzujących cywilizacje stoi przy wartościach przeciwnych do cywilizacji łacińskiej. Stoi przy jej anty-wartościach.
         Sprawy różnic w podejściu do prawdy pokazuje obrazek: W normalnej szkółce początkowej Jaś, nawet najgłupszy, po paru dniach nauki wie (na zawsze), że 2*2=4. W szkole czy parlamencie UE Wysokie Komisje zbierają poglądy na ten temat. Jeśli na przykład grupa scjentologów czy satanistów (to przecież ważne poglądy mniejszości, należy im się szacunek) dojdzie do wniosku, że w obecnych warunkach 2*2 to chyba 7, zaś Światowy Ruch Lesbijek uchwali, że 2*2 to ok. 5, to Wysoka Komisja na IV posiedzeniu wybiera Radę Mędrców, której szefem zostaje dentysta, ale kopulant Pani Komisarz (np. pani Edith Cresson- autentyczne). Rada  debatuje, uchwala, że w czasie przewodniczenia Poronii w UE akceptowalne wartość 2*2 będzie 6. A członkowie Rady każą sobie przelać na konto wysokie honoraria. Z naszych pieniędzy. Co gorsze – do ich decyzji musimy się stosować pod groźbą kar.
         W dziedzinie prawdy: GLOB boi się uznania, że Chrystus i Jego nauka jest fundamentem cywilizacji europejskiej. A nasi, tj. polscy kompromitanci (nowotwór od kompromis; może: „kompromisie”?? ) żebrali, by w dokumencie tworzącym UE choć wspomniano, że w Europie były pewne korzenie chrześcijańskie. I nawet ta prośba budzi furię Władz Unii. Prawo naturalne jest uznawane za przestarzałe, a narzucone prawa GLOB są z nim sprzeczne. Dotyczy to tak własności, jak prawa małżeńskiego czy rodzinnego. Szczególnie zaś wychowania i nauki dzieci. W każdej z dziedzin quincunxa i w istotnych dziedzinach prawa, GLOB jest nie tylko różna od pozostałych siedmiu cywilizacji.
         Nie jest – do czego pretenduje – nową, syntetyczną cywilizacją harmonijnie łączącą osiągnięcia ludzkości, humanizmu i postępu. Taka jest niemożliwa. Rozumie to każdy, kto stosuje kryteria rozumu i reguły logiki. GLOB jest ściśle przeciwna normom CŁ. Jest więc jej anty-cywilizacją.
         Ojciec św. Jan Paweł II mówił o cywilizacji śmierci. Nie znał niestety dorobku Feliksa Konecznego, nie mógł więc przeanalizować tego zjawiska czy procesu krok po kroku, według kryteriów quincunxa. Ani według metod podanych przez św. Tomasza z Akwinu. Ale mówił i ostrzegał właśnie przed tą sztuczną „cywilizacją” t.zw. „humanistów
        GLOB jest tworem sztucznym, wydumanym. Podobna jest w tym do cywilizacji zadekretowanej przez Aleksandra po podbojach w Azji w IV wieku przed Chrystusem.          Jeśli CŁ jest opartą o Objawienie Jezusa Chrystusa, to GLOB jest, jak widzimy, opartą o anty-zasady. Jest więc konstrukcją Anty-chrysta.
         Z tych dwóch przyczyn: sztuczna i anty-chrystowa, budowana cywilizacja nie ma żadnych logicznych i realnych szans na powstanie i przetrwanie. Zawali się niedługo pod własnym ciężarem. Chcemy, by ta potworna katastrofa nie pogrzebała pod sobą Polski i Polaków. Mamy więc obowiązek aktywnie przeciwstawiać się wprowadzaniu tego nowotworu w życie.  Na którymś za spotkań z uporem zadawano mi pytanie: Ale co będzie, jeśli jednak GLOB zwycięży?” Wykręcałem się, argumentowałem, jak wyżej. Dopiero noc koszmarów wymusiła na mnie odpowiedź na to pytanie sobie i Czytelnikom. Brzmi ona:

 PIEKŁO.

Oczywiście jest to odpowiedź demagogiczna, sprowadzająca pytanie do absurdu: Wiemy, że piekło można sobie osobiście wybrać, bo mamy wolną wolę. Ale w skali świata mamy zapewnienie o Bożej opiece. Konkretnie też o tym, że [bezwarunkowo !] nastąpi poświęcenie Rosji przez Papieża, która się wtedy nawróci [tj. oczywiście na jedyną prawdziwą wiarę – katolicyzm, nie jest to przewidywanie zwycięstwa synkretyzmu!] i wtedy nastąpi „jakiś czas pokoju”. 
Nasze zadanie więc : – spowodować Intronizację Jezusa Chrystusa przez władze świeckie i kościelne na Króla Polski – i modlić się, by wreszcie nastał Papież katolik, odważny, który wypełni prośbę – żądanie Matki Bożej o poświęcenie Jej Rosji. Obroni nas Bóg w Trójcy Świętej Jedyny, jeśli pokornie sięgniemy [choć 10- 15 % Polaków] po broń niezawodną – Różaniec. Przypomnijmy sobie Muret czy Lepanto!
=======================================
15.06.2016. Mirosław Dakowski [wygłoszę wg. tego tekstu, ale zapewne mniej, na pewno inaczej. MD] VIII Kongres dla Społecznego Panowania Chrystusa Króla, Gdańsk 18 czerwca 2016r.        
[to z Archiwum]

Niemcy, Rosja i Żydzi a sprawa polska. KONECZNY Cz.II.

[pierwsza jest tu: Walka wzorców cywilizacyjnych, czyli Niemcy, Rosja i Żydzi a sprawa polska. KONECZNY. Cz. I. ]

Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby; któraś z cywilizacji musi być panującą, bo inaczej upadek niezawodny.

wawel, 23 maja 2024 ekspedyt/niemcy-rosja-i-zydzi-a-sprawa-polska

W drugiej połowie wieku XIV zanosiło się na znaczne rozszerzenie obszaru prawosławia. Dynastia Gedyminowiczow przenosiła się coraz bardziej na ruskie panowanie. Nie bronili Rusini wcale swoich Rurykowiczow, a nawet woleli letuwskich dynastow, bo nie dawali daniny tatarskim “carom”, a zatem nie dopuszczali się też zdzierstw na ludności pod pozorem ściągania “wychoda”. Gedyminowicze nie tylko nie wnosili nic a nic letuwskiego na Ruś, lecz sami się ruszczyli. Olgierd żenił się z Rusinkami, wszyscy synowie jego używali języka ruskiego, a ci z nich, ktorzy otrzymali księstwa na Rusi, przyjmowali chrzest w cerkwii wschodniej, i sam Olgierd uczynił to na łożu śmierci. Następca jego Jagiełło, gotow był zrobić to samo niemal na wstępie swojego panowania i oprzeć się tylko na Rusi, uważając Letuwę za straconą, nie dającą się już obronić przeciwko Krzyżakom. W tym najniespodzianiej dokonała się całkowita zmiana stanu rzeczy, gdy Jagiełłę wezwano na tron polski. 

Na tron państwa, wyznającego chrześcijaństwo od poł tysiąca lat, wezwano poganina, ktory dopiero miał się chrzcić za… koronę. Był to straszny “skandal europejski”, tym bardziej, że dwor wileński nie słynął z łagodności obyczaju, a małżeństwu z Jadwigą towarzyszyła rozgłośna plotka o bigamii, i w ogole powątpiewano, czy brać na serio chrzest krakowski. Krzyżacy, Habsburgowie i Luksemburgowie urobili opinię Europy; sama Stolica Apostolska dopiero w roku 1388 odezwała się za Jagiełłą. Na zachodzie uchodził Zakon krzyżacki za pokrzywdzonego, ciężko pokrzywdzonego przez Jagiełłę i przez Polakow; nigdy jeszcze Krzyżacy nie byli tak popularni w zachodniej Europie, nigdy przedtem nie doznawali takiego wydatnego poparcia. Z całym zapałem szło zachodnie rycerstwo do Prus na pomoc uciśnionemu przez Polskę i Litwę Zakonowi niemieckiemu. Rozbrzmiewało hasło, żeby ratować chrześcijaństwo zagrożone przez niby chrzest krakowski; nawoływano do ofiar, bo oto Polska pod Jagiełłą gotowa sama powrocić do pogaństwa. Polacy zdrajcami Krzyża! Tak odnosił się do nas Zachod.

Nie brakowało głosow, uważających ewentualne zwierzchnictwo Polski nad Letuwą i połnocną Rusią litewską za rabunek, dokonany na państwie krzyżackim. To ich ziemie, bo oni nawracają je od XIII wieku, i oni jedni tylko mają prawo organizować tam Chrześcijaństwo. Chrzest z poręki Krzyżakow, zakonu rycerskiego poświęconego nawracaniu, byłby pewny i bezpieczny; ale czyż można zaufać chrztowi z poręki polskiej, z poręki wroga tegoż bogobojnego Zakonu?! Rzeczy stoją tedy tak samo. jak przed chrztem krakowskim, a zatem kraje owe połnocne są pogańskie, a jako takie podlegają Krzyżakom. W imię Chrześcijaństwa nie można dopuścić, żeby Polacy rabowali i przywłaszczali sobie własność Zakonu! Widzimy, jako nie brakło kolcow, i to bardzo grubych, naszemu stosunkowi do Zachodu. I to także stanowi… historię starą…

Światopogląd “świętego rzymskiego cesarstwa narodu niemieckiego” górą był niemal w zupełności; panował nad umysłami Zachodu bizantynizm niemiecki. Trzeba było dopiero przeprowadzać umyślną kampanię, by odgrzebać spod bizantyńskich popiołow światopogląd łaciński i rozdmuchać go na nowo. Zabrano się do tego, i po dłuższym czasie pozyskano dla sprawy polskiej szereg najwybitniejszych umysłów Francji i Włoch. Walkę stanowczą stoczono na soborach, zwłaszcza na konstanckim. Wygraliśmy dzięki użytkowi nowoczesnej broni, a mianowicie : książki. Jęliśmy się przekonywania opinii fundamentalnie, poprzez wywody naukowe, dostępne samym tylko uczonym w scholastycznej filozofii. Trudno orzekać, co bardziej Krzyżakom zaszkodziło: Grunwald (1410), czy też napisana w pięć lat potem rozprawa krakowskiego profesora, Pawła Włodkowica z Brudzewa, i przedstawiona soborowi jako podkład pod wytoczoną Zakonowi sprawę: De potestate papae et imperatoris respectu infidelium.Uczony polski wywodził, jako ziemia pogańska nie jest bynajmniej “niczyją”, lecz prawą własnością tubylców, których nie wolno nawracać przemocą, bo fides ex necessitate esse non debet.

Obie tezy całkiem proste – a jednak w owczesnym świecie rewolucyjne. Nie zastanawiano się głębiej nad tymi sprawami, aż dopiero na żądanie Polski i pod przewodem polskiego uczonego; zastanowiwszy się, dziwowano się, jak można było dać się powodować Krzyżakom. Ci bronili się zaciekle. W ich imieniu zaciął sobie pioro na Polskę zawodowy pamflecista Jan Falkenberg i nawoływał przeciw Polakom, ktorzy czczą bożka, ktory nazywa się Jagajło, i są “psy bezwstydne”, ktorzy “wrocili do odmętu niewiary”; toteż cała Europa winna ruszyć na krucjatę przeciw nim. Każdego Polaka wolno zabić bez grzechu, a nawet będzie to zasługa przed Bogiem; dostojnikom zaś i biskupom polskim należą się szubienice i trzeba ich powywieszać dla dobra Chrześcijaństwa.

Tak tedy nie w XIX dopiero wieku wymyślił niemiecki bizantynizm hasło “ausrotten”.Polemika pociągnęła za sobą dalsze rozprawy i innych autorow, objęła Polskę, Niemcy, Francję i Włochy – aż skończyła się zwycięstwem naszym, gdy w roku 1424 Falkenberg odwoływał swe pismo w Rzymie na konsystorzu publicznym wobec Marcina V, Papieża. Zdawano sobie sprawę z tego, że walczy się z pewnym światopoglądem, reprezentowanym przez cesarstwo niemieckie, a ktory zdaniem Polakow nie godzi się z Chrześcijaństwem, ani z cywilizacją łacińską; nazywano rzecz innymi wyrazy, stosownie do owczesnej terminologii “wojną z całą nacją niemiecką”. Tak nazywali wspołcześni ostatni okres wielkiej wojny polsko-krzyżackiej (1431- I435), zakończony świetnym zwycięstwem pod Wiłkomierzem. Bitwę tę porownywano wspołcześnie z Grunwaldem. Odrębna polska kultura wywalczyła sobie prawo do życia. Odtąd poczynała sobie śmiało, krocząc wbrew utartym przez niemiecki bizantynizm szlakom.

* * *

Ideologia Pawła Włodkowica z Brudzewa przyjęła się w umysłach polskich. Nie dbając o przeciwne poglądy Niemcow, zyskujących tu i owdzie czasem uznanie na Zachodzie, przyznano rownouprawnienie schizmie, nawracając tylko namową i przykładem. Zaczyna się to już od roku 1432 i przechodzi przez szereg etapow, ktorych tu bliżej wyłuszczać nie ma czasu. A w XVI wieku otwiera się istna przepaść między kierunkiem polskim a zachodnim, gdy na tle rewolucji religijnej luterańskokalwińskiej  Francja nieraz dawała się powodować światopoglądowi bizantyńsko-niemieckiemu. Bizantyński kierunek zatriumfował w całych Niemczech na długo – dzięki tzw. “reformacji”. Wiadomo, jako nie brakło w Polsce herezji. Wtedy to Zygmunt August oświadczył, jako jest krolem kozłow i baranow jednakowo – a wielki Zamojski, zwrocony na sejmie do innowiercow, powiedział, że dałby sobie obciąć rękę za ich nawrocenie, lecz dałby drugą rękę, gdyby im miano zadawać gwałt. Tak powtarzano nieustannie rozmaitymi słowy dawną tezę Włodkowica, że “wiara nie ma być z przymusu”. A głosił to ten sam Zamojski, ktory był wspołpracownikiem (czy kierownikiem ?) Stefana Batorego w wyprawach na połnocny wschod, znaczonych zakładaniem kolegiow jezuickich. Czyż przyśniła się komu w Polsce barbarzyńska zasada: cuius regio, illius religio?! A jednak nawrocono olbrzymią większość zbłąkanych! Co więcej, gdy inteligencja schizmatycka całymi krainami przechodziła do obozu protestanckiego, nawracana następnie, nie chciała słyszeć o greckim obrządku, lecz tłumnie przyjmowała obrządek rzymski w łaciństwie. I zaczęła się mocna ekspansja kultury polskiej ku wschodowi. Aż po Dniepr przemawiano publicznie słowy: “Panowie bracia!”. A rownocześnie panował z tamtej strony Dniepru Iwan Groźny, oddający niemiłych sobie wielmożow rozdziczonym psom żywcem na pożarcie.

Ekspansja szła raźno, a sięgała tym głębiej, iż nie robił tego rząd sztucznymi sposobami, nakazami czy zakazami, lecz szerzenie kultury polskiej ku wschodowi odbywało się wyłącznie pracą i staraniem społeczeństwa, ktoremu nie przyśniło się wówczas żądać pomocy od urzędow państwowych. Dokonywało się to metodą typowo chrześcijańską; czy ktory Rusin lub Letuwin zdoła przytoczyć choćby jeden przykład jakiegokolwiek przymusu lub choćby tylko nacisku?

Miała Litwa, tj. Wielkie Księstwo litewskie, pośrod swej ludności już naowczas te same materiały etniczne, jak dziś: Rusinow (Białorusinow), Letuwinow, Polakow, Tatarow i żydow; taki sam materiał pstry pod względem wyznaniowym: katolikow, schizmatykow, starozakonnych i muzułmanow. Litwini – tj. obywatele Wielkiego Księstwa – sławnym wyborem i ogolną zgodą uczynili język białoruski swym językiem urzędowym (dlatego-to zwany był stale językiem litewskim), a Polska nie narzucała im nigdy ani polskiego języka, ani łaciny – i “litewski” został tam urzędowym do końca. Nie był nim letuwski dla tej prostej przyczyny, że żadnemu a żadnemu Letuwinowi nigdy to nie wpadło na myśl!

Dotychczas też nie wiadomo dokładniej, w jaki sposob polszczyła się inteligencja litewska, mianowicie ruska, letuwska i tatarska. Kto chciałby pisać dzieje tej polonizacji, miałby nie lada kłopot ze źrodłami, bo w źrodłach tego nie ma! Działo się to jakoś “samo przez się”, wpływami cywilizacyjnymi, współzawodnictwem cywilizacji, do czego używało się środkow wyłącznie cywilizowanych, zgodnych z duchem cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej. Tyle tylko wiadomo, że protestantyzm stanowił do tej polonizacji pomost, ale przez to, że porzucanie protestantyzmu wiodło do katolicyzmu, a ten łączył się siłą okoliczności z polskością; siłą okoliczności niezależnych od woli ni Kościoła ni Polakow. Miejmyż na uwadze, jako najwybitniejsi nawet prawosławni lgną do polskości i nienawidzą Moskwy, np. Konstanty Ostrogski. O gdybyż władza państwowa nie była się nadal zgoła mieszała w te rzeczy, czyż prawosławie nie byłoby wygasło w Wielkim Księstwie litewskim?

Z początkiem drugiej połowy wieku XVI powstaje w Polsce pomysł, czy nie możnaby dojść do unii z “Moskwicinem” podobnie, jak za Jagiełły z Litwą, z ktorą bywały rownież przedtem zaciekłe spory i wojny. Za wyborem Iwana Groźnego na następcę Zygmunta Augusta przemawiały względy wielkiej miary. Wojny z Moskwą miały zamienić się na spółkę handlową i polityczną z caratem. Za dopuszczenie Moskwy do morza otwarłyby się handlowi i przemysłowi polskiemu rozległe szlaki owczesnego Dalekiego Wschodu.

Gdyby połączył siły wojenne Polski, Litwy, Moskwy, możnaby śmiało zabrać się do wypędzenia Turka z Europy, do oswobodzenia Słowian bałkańskich, do spełnienia misji Władysława Warneńczyka. Powstawała koncepcja polityczna, jedna z najwspanialszych jakie zna historia, a do tego opromieniona marzeniem o nawroceniu moskiewskich krain – lecz koncepcja zarazem jedna z najbardziej… fantastycznych. O tym miał pouczyć Polakow sam car – jak o tym wiadomo z każdego podręcznika historii polskiej. Nieporozumienie było co najmniej rowne ogromowi marzeń! A jednak pomysł kiełkował dalej i kandydatura moskiewska powracała podczas drugiego bezkrolewia. W Moskwie rozumiano wowczas tę chęć wyboru, jako dowod słabości, jako poddawanie się Moskwie z obawy przed wojną. Toteż gdy elekcja zawiodła, ruszył Iwan na polskie Inflanty, lecz Batory zadusił “Moskwicina” na dłuższy okres czasow. Idea unii z Moskwą trwała nadal. Zbiegiem okoliczności, wynikłych z wewnętrznych stosunkow polskich, poczyna się pomysł polityczny wikłać z religijnym. Zniechęceni do Zygmunta III protestanci porozumieli się z prawosławnymi, gotowi zrzucić krola z tronu. Wtedy obmyślił Zygmunt III klin do rozsadzenia – jak mniemał – tego związku: wznowić unię florencką. I to było ingerencją państwową w sprawy wyznaniowe, ingerencją zawsze i wszędzie niebezpieczną i dla religii i dla polityki! Polska nie miała nic wspólnego z unią florencką 1419 roku.

Ruscy bojarzy woleli już w XV wieku przechodzić wprost na łaciński obrządek. Ani jednego Polaka nie było we Florencji, a zawartej tam unii nie uznał nie tylko uniwersytet krakowski, ale ani prymas gnieźnieński, ani biskup wileński. W Wilnie nie pozwolono metropolicie-kardynałowi Izydorowi odprawić liturgii wschodniej w katedrze łacińskiej. Nie dopuszczono też wowczas do zorganizowania biskupstw unickich. Potem za Aleksandra “unia Bołgarynowicza” zeszła niemal od razu na nic nie znaczący epizod, o ktorym się już nie mowiło, a w następnym pokoleniu za Zygmuntow Jagiellończykow, zaginęła nawet jej pamięć. Tak tedy sprawa unii była za Zygmunta III czymś całkiem nowym dla umysłow.

Logika mowiła, że w czasie, kiedy dokonywano setkami nawracań z kalwinizmu, czy nawet z arianizmu, nawracanie ze schizmy (a więc nie z herezji) winnoby być znacznie jeszcze łatwiejsze. Jakżeż tedy nie miało, być prób, zmierzających do “jedności Kościoła Bożego na Rusi”. Były te próby popierane przez wybitne osoby prawosławne! Krol tego ruchu unijackiego nie wymyślił, ale chwycił się go ręką niezdarną (bo polityczną), chwycił go się zaś oburącz, poparł i co najgorsze: przyspieszył, nie mogąc się doczekać, aż dojrzeje bo mu było pilno ze względow politycznych. Pokierował też całym ruchem po swojemu, jak wszystkim zawsze pozbawiony ten krol zdolności, “di ingenio stretto”, jak go scharakteryzował sam Possewin. Ogłoszona pospiesznie w roku 1596 unia brzeska była dziełem na poł religijnym, na poł politycznym. Tylko Ruś Biała i Podlasie pragnęły unii i były do niej jako tako przygotowane, a krol kazał ogłosić ją na całą Ruś, sądząc, że polityką usunie ze swego państwa schizmę. Miał krol odtąd zaciekłych wrogow w Rusi południowej i sam Konstanty Ostrogski staje na czele opozycji; ten sam Ostrogski, ktory był tak zasadniczym wrogiem Moskwy. W jego drukarni ostrogskiej tłoczą się odtąd odezwy gwałtowne, podburzające przeciwko Polsce, jako tworczyni unii, ktorą pojęto wprost, jako prześladowanie prawosławia. Wznowienie unii florenckiej poruszyło Moskwę i… Stambuł. Prawosławny patriarchat carogrodzki pozostawał od samego początku, zaraz od roku I453, w zażyłej przyjaźni z sułtanem – wdzięczny Turkom właśnie za wybawienie od unii florenckiej.

“Raczej turban, niż tiarę”! – wołano w Konstantynopolu i hasłu temu hołdowano zawsze, nie cofając się przed żadną konsekwencją. Rządy sułtańskie prześladowały tylko katolikow, prawosławie cieszyło się zupełną swobodą i autonomią taką, iż tworzyło państwo w państwie. Stanął też sojusz polityczny Fanaru z kalifem przeciwko wspolnemu niebezpieczeństwu łacińskiej, papieskiej krucjaty. Obawa wspolna przed ligą antyturecką łączyła też Fanar i kalifat przeciwko Polsce. Wysłannicy carogrodzcy jeżdżą coraz częściej do Moskwy. Tam starano się jeszcze od czasow Iwana III o jak najlepszą przyjaźń z sułtanami. Fanar stawał się coraz bardziej turecką agencją polityczną na świat prawosławny. Muzułmański kalif w ciągu całych pokoleń uprawiał politykę swą względem prawosławnej Moskwy przez pośrednictwo patriarchatu. Fanar spełniał skwapliwie wszelkie poruczane sobie przez sułtanow misje polityczne. Dyplomatami w służbie połączonych w taki sposob kalifatu i patriarchatu bywali patriarchowie tytularni jerozolimscy, antiocheńscy itp., nawiedzający ciągle Moskwę, a potem i Ruś litewską. Już w roku I588 jeździł jednak do Moskwy sam carogrodzki patriarcha Jeremiasz, przyjmując wskazane sobie od kalifa islamu zadanie: jako agent sułtański miał wybadać, Moskwa da się skłonić do wspolności oręża z Polską i przeciwdziałać temu zawczasu. Teraz tedy poczęto wysyłać z Konstantynopola agitatorow, mających unię uczynić niemożebną.

Głownym agentem był Cyryl Lukaris, dawny rektor ostrogskiej, mający głowną kwaterę w Ostrogu i wielce popierany przez Konstantego Ostrogskiego. Lukaris i jemu podobni upatrywali interes prawosławia przede wszystkim w rozwoju moskiewskiej potęgi, toteż każdy taki agent, nasłany od patriarchatu w porozumieniu z rządem tureckim, stawał się zarazem moskiewskim agentem. Tak zbierały się z wolna okoliczności, mające dopuścić Moskwę do daleko sięgającej ingerencji w sprawy i dzieje Polski. Na razie zdawało się to niemożliwością, bo wypadki przybierały kierunek wręcz przeciwny: ingerencji i Litwy w dzieje Moskwy! Tak to niełatwo wspołczesnym odróżnić, co jest epizodem, a co ma posiąść historyczną trwałość. Na razie miał wnet nastąpić epizod z Samozwańcem, carem katolickim, składającym katolickie wyznanie wiary w krakowskim kościele św. Barbary.

A oto tło sprawy Samozwańca: W dalszym ciągu dążeń do unii politycznej z Moskwą (na wzor, mniemano, litewskiej unii) jeździł w roku 1600 do Moskwy Lew Sapieha z projektem ścisłego związku prawnopaństwowego. Godunow projekt odrzucił, a Sapieha natenczas zostawił w Moskwie przywiezionego z sobą samozwańca, hodowanego od dawna przez grono opozycyjnych bojarow na dworach wielmożow Rusi południowej.

Kimkolwiek był właściwie ow Samozwaniec, chował się przez kilka ostatnich przed wystąpieniem lat pod panowaniem polskim, przejął się niemało obyczajem polskim i faktem jest, jako potem okazywały się w nim liczne rysy europejskie, co nawet miało stać się powodem jego zguby. Burzył się potem lud moskiewski, widząc, jak to car obcuje z polskimi ochotnikami zgoła nie po carsku, nie według moskiewskiego ceremoniału. Obyczaj zachodni, nie dość poddańczy, wydawał się ludowi temu poniżaniem majestatu carskiego. Samozwaniec popadł w gruby błąd, chcąc przeszczepiać tam formy zachodnie, a gdy potem widział, jak te eksperymenty europejskości stają się dlań niebezpieczne, sam pomagał przerzucić “winę” na Polakow.

Wtedy to, w roku 1606, powtórzono propozycje, wiezione przed sześciu laty przez Sapiehę, określając je ściślej i obszerniej w następujących punktach: Przymierze wieczyste, wspolna polityka zagraniczna (liga antyturecka), wzajemna swoboda przesiedlania się i nabywania majętności, nawet piastowania urzędow publicznych; wolność handlu z jednej strony aż do Niemiec, z drugiej aż do Persji; wolność zakładania kościołow katolickich, szkoł i kolegiow (jezuickich) w głownych miastach carstwa; wspolna moneta i zamiar wystawienia wspolnej floty (Bałtyk i Morze Czarne); w razie bezpotomnej śmierci Samozwańca następcą jego będzie Zygmunt III; gdyby zaś krol polski (mający synow) zmarł wcześniej, nowa elekcja nastąpi dopiero po porozumieniu się z carem.Co za warunki ścisłej unii! Co za wspaniały dla wyobraźni obraz!

Ale opozycja w Moskwie rośnie, autentyczność cara coraz bardziej podejrzana, bo jakżeżby prawy car mogł tak dalece lekceważyć swoj majestat, żeby jadać z posłami zagranicznymi przy jednym stole! Pamiętajmy, że w Moskwie klękało się przed carem, padało się następnie na ziemię i dosłownie “biło czołem”, podpełzając pod tron na czworakach. Na uczcie koronacyjnej jadło się palcami, kości rzucając pod stoł. Europejskość wprowadzanego nowego obyczaju stanowiła rodzaj herezji. I z takimi ludźmi zawierać unię?! nikt z nich nie wiedział, co to jest! Nie pomogła ani następna elekcja krolewicza Władysława carem. Dwie wielce rożne cywilizacje miały zmierzać ku wspolnemu celowi… w wyobraźni panow polskich: chrześcijańsko- klasyczna i turańska, kultura polsko-łacińska i turańsko-słowiańska, tj. moskiewska. Chodziło o syntezę Zachodu i Wschodu. Dobierano się do tego poprzez unię cerkiewną i polityczną. Stara – to sprawa, starożytna, bo datująca się jeszcze z czasow rzymskich. Roma probowała tego i na tym się potknęła; bogowie syryjscy zniszczyli imperium rzymskie! A tymczasem unia brzeska sprawiła, że hierarchia prawosławna poczęła się zajmować Kozakami. Cyryl Lukaris został patriarchą carogrodzkim i ustanowił na Rusi tajną hierarchię dyzunicką w roku 1620, wysławszy w tym celu na ziemie ruskie Rzpolitej patriarchę jerozolimskiego Teofana.

Fanar zwrocił szczegolną uwagę na Zaporożcow, bo ci, jako wojsko stałe na stepach pomiędzy rubieżami Polski a Tatarami krymskimi i Morzem Czarnym, stanowili ważny obiekt polityczno-wojenny dla… Wysokiej Porty. Nowsze badania wykazały jako geneza wojen kozackich w Carogrodzie! Długotrwałe te wojny ( 1634-1682), to rezultat spisku kalifatu i patriarchatu przeciw Polsce; zmowa ta kierowała wojnami kozackimi, wznawiała je, kiedy się wydawało, że przyczyny wojen usunięte, rozfanatyzowała tłum areligijny przeciw unii, by go użyć przeciw Polsce, by w zarodku stłumić możność ligi antytureckiej, a zwłaszcza by nie dopuścić połączenia sił zbrojnych Moskwy i Polski przeciwko Turcji. Od wojen kozackich zaczął się “potop” – a o skutkach jego nie trzeba się rozwodzić, bo to powszechnie wiadome.

Zwracam tylko uwagę, że był to owoc poszukiwania syntezy dwoch kultur, syntezy Zachodu i Wschodu na ziemiach polskich. Odtąd szło się po rowni pochyłej ku Wschodowi. Unię cerkiewną – obok uznanej na nowo hierarchii prawosławnej – utrzymywało się sztucznie, w ten mianowicie sposob, że część kleru polskiego przechodziła na obrządek wschodni, że polska młodzież obierała sobie “ruski” stan duchowny.

Pomiędzy duchowieństwem unickim stanowili Rusini drobną zaledwie mniejszość. Dopiero za czasow Sobieskiego przybywa więcej księży ruskich. Wiadomo, jako dopiero też za Sobieskiego złamano przewagę turecką. I nagle – za tegoż jeszcze Sobieskiego – przestała istnieć armia polska! Łamigłowka istna! “Ocaliwszy Wiedeń i Chrześcijaństwo” straciliśmy w znacznej części niepodległość, bo odtąd tronem polskim Polacy nie dysponowali. Odtąd nigdy elekt narodowy nie zasiadł na naszym tronie, zajmowali go stale krolowie nam przez wrogow narzuceni. Byli tacy, ktorzy dali się skusić tej rownoczesności i rozumowali według zasady: post hoc, ergo propter hoc. Ocaliliśmy Niemcy, wzmocniliśmy je, a one odwdzięczyły się rozbiorami etc. Gdyby Sobieski nie był ruszył pod Wiedeń, wszystko poszłoby innym torem! Nie będę się zajmował kwestią bliżej tak postawioną, tylko obejdę ją do okoła: Rozbiory powiodły się, ponieważ Polska nie posiadała armii odpowiedniej, żeby się obronić. Armii nie było już pod koniec panowania Sobieskiego. Czyż zwycięstwo wiedeńskie zniszczyło armię polską? czy byłaby ona istniała nadal, gdybyśmy byli pomagali Turkom, a zniknęła nagle skutkiem tego, żeśmy pomogli chrześcijanom? Oczywista rzecz, jako to nie ma związku z tamtym, i przyczyny trzeba szukać w czymś innym. Polska, krzewicielka i obrończyni cywilizacji łacińskiej, baszta Zachodu, porzuciła ją i zorientalizowała się. Poszukiwanie syntezy Zachodu i Wschodu doprowadziło wreszcie do tego, żeśmy przeszli do obozu wschodniego. Polska kontuszów i podgolonych łbów, Polska porzucająca mody zachodnie, a przyjmująca modę tatarsko- moskiewską, nie same tylko szaty miała ze Wschodu. Skądżeż ta orientalizacja po rozgromieniu islamu, po odzyskaniu Podola z Kamieńcem, po walnym rozszerzeniu unii cerkiewnej nawet na południową Ruś (właśnie za Sobieskiego), i wreszcie w czasie niezmąconej katolickiej prawowierności, w dobie najnabożniejszej? Tak jest, najnabożniejszej, lecz niezbyt pobożnej może – bo forma brała w Polsce gorę nad treścią, całkiem po orientalnemu. Największa ilość osob posiadała biegłość w łacinie, nie umiejąc w ogole niemal nic procz łaciny – wtenczas, kiedy duch łaciński z Polski uleciał, ustępując miejsca duchowi Orientu.

Za czasow wojen kozackich byliśmy prawdziwie obrońcami cywilizacji łacińskiej, boć Kozacy byli pionierami panowania tureckiego i za ich przyczynieniem się powstawała na granicy Polski i Eurazji nowa kultura, bizantyńsko-turecka, synteza bizantynizmu i turańskości. Kiedy w roku 1651 odniesiono zwycięstwo w trzydniowej bitwie pod Beresteczkiem, obchodzono je uroczyście w Rzymie, w Wiedniu i w Paryżu, rozumiejąc słusznie, że pokonano straż przednią zalewu muzułmańskiego, wstrzymanego przez “przedmurze chrześcijaństwa”. I pokazało się, że rozumowano słusznie; Ukraina wraz z większą częścią Podola stała się ostatecznie prowincją turecką – nie moskiewską. Moskwa stała na drugim planie i dopiero z polecenia kalifa muzułmańskiego wezwał był Chmielnicki także Moskwę do najazdu na Polskę. Odtąd wyłania się atoli nowy cel, dla państwa polskiego zasadniczo fatalny: żeby Moskwa uznana była zwierzchniczką wszelkiego prawosławia. Miało się to kiedyś poźniej zwrocić przeciwko Turcji, lecz na razie nie tyczyło Bałkanu, lecz tylko prowincji polsko-litewskich i było dla tureckich interesow pożądanym osłabieniem Polski, jako tego państwa, ktore układało wciąż projekty ligi przeciw połksiężycowi. Odtąd interesy Moskwy i Turcji złączyły się na długo przeciw polsko-litewskim.

Moskwa nabrawszy pozy obrońcy prawosławia przeciw unii, jako łacińskiej herezji, zrobiła sobie z tego wnet pozycję polityczną. Skończył się czas, kiedy to Polska wywierała wpływ na Moskwę, a zaczyna się odwrotny kierunek wpływów poprzez Ruś litewską i Ukrainę. I przyjmują się wpływy te wschodnie, podmywając kulturę polską na wschodzie coraz widoczniej. Okazało się, jako kultura ta mocno jest osadzona tylko tam, dokąd sięgnęło “łaciństwo”. Unia cerkiewna nie stanowiła niczego a niczego pod względem cywilizacyjnym; li tylko kler unicki pochodzenia polskiego stanowił pomost cywilizacyjny w łonie unii, ale unia sama nie stanowiła wcale zwrotu ku cywilizacji zachodnio-europejskiej.

W razie osłabienia się w Polsce tej cywilizacji chrześcijańsko- klasycznej, w razie gdyby Polska przestała promieniować tą cywilizacją ku wschodowi, Ruś – sama cywilizacyjnie bierna – oddana byłaby wyłącznie pod wpływ cywilizacji turańskiej, mianowicie kultury moskiewskiej. A moment taki nadszedł w osławionych czasach saskich.

Przyczyna tak zasadniczo zmienionego toku naszych dziejow tkwiła w naszych stosunkach wewnętrznych. Myśmy rozszerzyli łacińską cywilizację na państwo litewskie aż po Dniepr – ale miejmy na uwadze, że dwie trzecie tego państwa, to Ruś prawosławna, wpływom Polski poddana już to więcej, już to mniej, lecz nigdy dla cywilizacji zachodnio europejskiej w całości nie pozyskana. Tylko katolicyzm obrządku łacińskiego stanowił zresztą rękojmię historyczną w tej kwestii. Doniosłe sprawy ekonomiczne – w co tu bliżej wdawać się nie mogę – sprawiły, że na Rusi litewskiej wytworzył się ów typ “królewiąt”, pojmujących życie zbiorowe wcale nie po zachodniemu, żyjących i innym urządzających życie zgoła odmiennie, niż to bywało w prowincjach “Korony”, a zwłaszcza w Wielkopolsce, nie mogącej nigdy zrozumieć metod życia publicznego w Wielkim Księstwie litewskim. W trzeciej redakcji statutu litewskiego czuje się mieszaninę Zachodu a Wschodu, a litewscy magnaci stają się z czasem istnymi kacykami orientalnymi. Korona nie znała zgoła takiego typu magnata – a zresztą najwięksi latyfundyści koronni byli ubogimi w porównaniu z litewskimi panami. Właściwie w Koronie nie było całkiem “panów”; wszyscy pochodzili z Litwy. Im uboższy kraj, im więcej nędzy w społeczeństwie, tym większe znaczenie bogaczy, choćby nieliczną stanowili warstwę. Polska i Litwa zubożały niesłychanie przez “potop” doznały straszliwych skutkow katastrofalnej deprecjacji pieniądza i… wyludnienia ponownego.

Zapanowała nie bieda, lecz wprost nędza, a zatem… trzęśli odtąd Polską i Litwą bogaci “panowie” z Litwy. Przestaje Korona wywierać wpływ na Litwę; wszystko przesuwa się wręcz odwrotnie: Korona ulega wpływowi Litwy. Demokracja polska zamienia się w litewską oligarchię, oświata polska ustępuje litewsko- ruskiej niższości kulturalnej.Wszystkie sprawy państwa opanowane zostały przez żywioł litewsko-ruski, Koroniarze zepchnięci w życiu państwowym na drugi plan. Sejmy stały się igraszką samowoli panów litewskich, ich chuci władzy, ktora dochodziła aż do tego, że niejeden raz pojawiały się pomysły utworzenia osobnego udzielnego państwa dla tego lub owego magnata, ktoremu zachciewało się korony na jakiej prowincji, gdy nie mogł zostać krolem całości. W Koronie bądź co bądź takich pomysłów nie bywało! Na Litwie powstały “milicje nadworne” panów, po prostu wojska prywatne wielmożów, na ich żołdzie i posłuszeństwie, siła zbrojna mająca jawnie służyć prywacie jednostki. Pod sam koniec XVII wieku związała się na Litwie szlachta przeciwko Sapiehom; trwała lat kilka wojna domowa, prawdziwa wojna, ani nawet zwycięstwem walnym szlachty pod Olkienikami nie zakończona (listopad 1700 r.), ani też nie załatwiona “komisją” roku 1702. To był doprawdy Wschód! Co za orientalizm w “Pamiątkach Soplicy”! Ale skąd się to wzięło?

Zubożeniem wyjaśnia się wiele, bardzo wiele – ale ubostwo może nastać w obrębie każdej cywilizacji. Oczywiście, że nędza cywilizację kazi, psowa, obniża, ale nam tu nie o to chodzi, ale o zmianę cywilizacji. Pijanego szlachcica, najmującego się do zerwania sejmu; analfabetę wyniesionego nad mieszczaństwo, z prawem noszenia szabli na sznurku i otrzymywania kary cielesnej na kobiercu; dewociarza, ktory każe się braciszkowi od Bernardynow biczować za łotrostwa, ktore jutro będzie popełniać na nowo; takich typow nie sposob zaliczać do cywilizacji zachodniej. Czyż miała choćby cień jakiegoś pojęcia o prawie publicznym “Alba” Radziwiłłowska? Czy znajdowała posłuch inna władza, jak tylko oparta na majątku i sile, wypływającej ze stosunkow osobistych, prywatnych, a mogącej użyć przemocy? czy na rozległej Rusi litewskiej uznawano jakąś powagę, procz przemocy? czy gwałt nie stał się tam jedynym regulatorem życia? I to miała by być cywilizacja nasza, chrześcijańsko-klasyczna?

Spojrzmy na tę sprawę głębiej :Ustrój życia zbiorowego zmienił się radykalnie, z demokratycznego na oligarchiczny, a dostęp do urzędow wpływowych zawisł od osobistych stosunkow do członkow oligarchii. Nie ma stronnictw, nie ma programow; są tylko partie tego i owego oligarchy. Tylko bogacz, ktorego stać na utrzymanie dworu i milicji, posiada głos w sprawach państwowych; on bowiem mianuje po prostu posłow sejmowych, wybieranych za jego pieniądze i pod przemocą gwałtow jego zbirow. Wszystko, co się wydaje sprawą publiczną, ma źrodło gdzieś w jakiejś sprawie prywatnej.

Organizacje wszelkie pochodzą z inicjatywy jakiegoś “pana”, noszą nawet jego mundur. Wytwarza się specjalny feudalizm litewski, iż każdy szlachcic, chcąc żyć spokojnie, musi chwytać się jakiejś pańskiej klamki, zaciągnąć się do czyjejś kohorty. Trzeba się oddać w zawisłość prywatną silniejszemu, jeżeli kto nie chce znaleźć się poza urządzeniami społecznego ładu i względnego przynajmniej bezpieczeństwa. Oto stan Wielkiego Księstwa!

Ten brak prawa publicznego odrębnego, a oparcie porządku publicznego na prawie prywatnym, wielce pomnożonym, rozszerzonym – to zasadnicza cecha cywilizacji turańskiej. Cała szlachta zorganizowana jest militarnie; wszelka szabla znajduje się zawsze w pogotowiu do służby temu, kto ją opłaca czy to bezpośrednio, czy dzierżawą folwarku, czy utrzymywaniem dzieci w szkołach itp., lecz do służby państwu w takim tylko razie, gdy prywatny zwierzchnik wyda odpowiednie rozkazy: Już są bez znaczenia organizacje dawne, wszystkie rozwiały się wobec tej jednej. Społeczeństwo może się rozwijać tylko w ramach wskazywanych przez oligarchow. To jest czysto turańskie (europejska oligarchia, np. wenecka, nie wkraczała w sprawy społeczne, ograniczając się do polityki). Taki stan rzeczy nastał już pod koniec panowania Jana III, a rozwijał się z przeraźliwą szybkością i wszechstronnością. Męty i ciemnota, oto żywioł, w ktorym przygotowywał się upadek państwa. Byliśmy zupełnie oddaleni od cywilizacji łacińskiej, a wytwarzaliśmy jakąś nową odmianę turańskiej, przynajmniej w prowincjach wschodnich Rzplitej. 

Oto skutki dążeń do wynalezienia syntezy Zachodu i Wschodu! Przez tę syntezę zginęliśmy. Bo Wschód zawsze gorą, gdy Zachód w imię poszukiwania syntezy do niego się zniża. Utraciliśmy związek z krajami cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, łacińskiej. Nie sąsiadowaliśmy bezpośrednio z żadnym takim krajem. Niegdyś czerpaliśmy cywilizację wprost ze źrodeł, z Francji i z Włoch, tak dalece, iż Sienkiewicz mogł wyrazić się, jako inteligentny Polak posiada dwie ojczyzny: polską własną rodzimą, tudzież Włochy, rodzimej uzupełnienie. Niegdyś! Ale jakież były stosunki z Włochami lub Francją w okresie saskim?

A w bezpośrednim sąsiedztwie niemieckim triumfowała właśnie kultura bizantyńsko – niemiecka, wydobywały się na pierwsze miejsce Prusy, a prawo dynastyczne uznawane było powszechnie jako najwyższe prawo państwowe. Okoliczność ta miała zaważyć rozstrzygająco na losach Polski. Kiedy  sapere ausus X. Konarski rozpoczął swe zbożne dzieło odrodzenia, zaczął od społeczeństwa, nie od państwa, a więc brał się do rzeczy całkiem po zachodniemu. Podniety i w znacznej mierze wzorow szukał we Francji, a spopularyzowanie języka francuskiego stanowiło środek do wytkniętych przez niego celow. Ponad głowami Niemiec sięgnęliśmy do krynicy Zachodu i to ocaliło przynajmniej narodowość polską, skoro już za poźno było ocalić państwo. Tu bowiem padły na szalę siły, ktorym nie zdołaliśmy jeszcze przeciwstawić dostatecznych własnych: pojęciu państwa dynastycznego i absolutnego jakżeż przeciwstawić skutecznie to państwo, ktore istniało w Polsce w czasie pierwszego rozbioru, a ktore stanowiło przedmiot szyderstw w Europie? Karykaturą też była nasza armia, ktorej przesmutne opisy mamy we wspołczesnych pamiętnikach; siła zbrojna właściwa była w prywatnych milicjach, ofiarowywanych czasem państwu z łaski, za co było się nawet… patriotą. Samo pojęcie patriotyzmu musiało ulec zmianie.

Trzeba 30 lat, żeby mogli zająć odpowiedzialne stanowiska i zacząć wpływać na opinię wychowankowie danej szkoły; trzeba drugich lat 30, żeby otrzymać rezultaty przez dostateczną ilość zwolennikow, należycie zdecydowanych, choćby na walkę orężną. Pierwsza szkoła Konarskiego stanęła w roku 1740 (Collegium Nobilium w Warszawie). Sejm Wielki obradował w lat 48-52 potem; Konstytucję Trzeciego Maja ogłoszono w 51 lat po zawiązku “reformy Konarskiego”; powstanie Kościuszkowskie wypada w 54 lat po roku 1740. Były to reformy niewątpliwie z łacińskiej wynikłe cywilizacji. Odrodziła się w Polsce i z początkiem wieku XIX miała zapanować na nowo niepodzielnie.

Gdybyż to było nastąpiło o jakie 20 lat wcześniej! Ale za czasow Sejmu Czteroletniego turańska opozycja była jeszcze dość silna, a z pomocą zewnętrzną postawiła na swoim i dzieło Trzeciego Maja obaliła. Należy traktować te wypadki na podłożu ogolno-cywilizacyjnym, jako walkę dwoch metod ustroju życia zbiorowego, a zatem walkę dwoch cywilizacji. Szczęsny Potocki jest typem turańskim, Kościuszko łacińskim.

W porozbiorowych dziejach nie brakło mocnych uderzeń obydwóch wrogich polskości cywilizacji: bizantyńsko-niemieckiej i słowiańsko- turańskiej, ale odpieraliśmy je zwycięsko aż do końca XIX wieku. Ileż w tym zasługi Kościoła! Odpadło, co w nim samym nie było związane z cywilizacją zachodnio-europejską, łacińską, odpadła niemal cała unicka cerkiew, ale to, co zostało, stanowiło niewzruszoną twierdzę. Po roku 1863 nastąpił istny nowy najazd mongolski na nasze ziemie.

Czynownictwo i szkolnictwo rosyjskie dotarło do każdej gminy wiejskiej. Odtąd nie było pod zaborem rosyjskim Polaka, ktory by za młodu nie podlegał wpływom kulturalnym moskiewskim. Wszystko zależało od tego, co będzie silniejsze: dom, czy szkoła? Z reguły dom polski okazywał się bez porownania silniejszym i nawet nie odczuwało się wpływow rosyjskiej szkoły; strzepywało się to, jak pył z ubioru chłopca, przyjeżdżającego na wakacje do rodzicielskiego domu.

Ale nie każdy chłopiec pochodził z silnego domu, nie każdy dom posiadał tradycję i świadomość cywilizacyjną, nie w każdym znalazły się odpowiednio silne charaktery. Czasy zaś demokratyzowały się nawet pod rządami rosyjskimi, i coraz więcej ubiegało się o nabycie “praw” przez szkołę młodzieży takiej, ktora wychodziła z domu licho uzbrojona, a nawet zgoła nieuzbrojona do walki z rusyfikacją intelektu. Dostojewski, a potem Tołstoj rozstrajali duszę polską… Właśnie na przełomie wieku XIX i XX począł się pojawiać w Polsce typ nowy: Polaka o gorącym sercu polskim, gotowego do wszelakich ofiar, nawet do męczeństwa za Polskę, ale mającego… mozg zrusyfikowany.

W literaturze polskiej wskazać można na bardzo głośne nazwiska autorów, którzy nie tylko przejęli fakturę literacką od Rosjan, ale szerzyli rosyjskie “nastroje”, a nawet wprost rosyjskie pojęcia o życiu prywatnym i publicznym – nienawidząc Rosję z całej duszy! Nasiąkli rosyjską metodą myślenia i starali się stosować ją… dla dobra sprawy polskiej. Skutek musiał być oczywiście wręcz przeciwny zamiarom. Dlatego to tak znaczna część przedsięwzięć naszych literackich, podjętych z patriotycznym zapałem, nie wyszła bynajmniej na dobro polskości.

Gdybyż rosyjska metoda rozumowania ograniczyła się w polskich mozgach do literatury! Nie jest to wcale najważniejsza część bytu zbiorowego!

Ale chodziło i chodzi o stawki grubsze, o sprawy  społeczne i polityczne. Te, traktowane na modłę rosyjską, wywierały skutki przeraźliwe, burzyły ustroj polski, osłabiały strukturę narodu, odbierały nam oporność. Zwłaszcza socjaliści polscy lubowali się w rosyjskich metodach. Oni, najwięksi wrogowie caratu, nieubłagani w walce z Rosją oficjalną, rusyfikowali mozgi polskie bardziej, niż całe czynownictwo.

Nihilizm rosyjski odbił się fatalnie na całej lewicy polskiej. A pojęcia państwowe opozycja ta brała żywcem od caratu; chodziło im tylko o zmianę osob rządzących, o zmianę osob prześladowanych, ale nie o zmianę systemu rządow. Terror, przemoc, stanowiły w ich oczach rownież jedyne środki rządzenia. Przez rewolucję nie rozumieli nic innego, jak tylko odwrocenie kierunku i pola działania terroru despotycznego. żaden a żaden rewolucjonista rosyjski nie pomyślał ni sekundy o praworządności, bo… nie miał w sobie tego pojęcia, nie wiedział, co to jest.

Koniec wieku XIX i początek XX zaznacza się w Polsce innym jeszcze przejawem orientalizmu: od drugiej połowy wieku XV kwitnie w Polsce cywilizacja żydowska, ubezpieczona już od połowy XVI mocnym podłożem ekonomicznym, od czasow “potopu” i jego następstw zagarniająca coraz wyłączniej cały ruch ekonomiczny w Polsce dla siebie. Nauka talmudyczna dostąpiła na ziemiach Rzplitej rozwoju najwyższego, a w wieku XIX stała się Polska klasyczną ziemią cywilizacji żydowskiej.

Zamknięta dotychczas w sobie, o kulturę polską zgoła się nie troszcząca, poczyna cywilizacja żydowska pod koniec wieku XIX występować do wspołzawodnictwa z cywilizacją chrześcijańsko-klasyczną, a nie bez powodzenia, ktore wzmogło się znacznie z początkiem wieku XX. Metody żydowskie zdobywały pozycje w belletrii i sztukach pięknych polskich, a wkrótce żydowska metoda ustroju życia zbiorowego poczęła wspołzawodniczyć w życiu społecznym i politycznym z metodą chrześcijańsko-klasyczną, łacińską, gdzie niegdzie nawet rugując ją zwycięsko. Żydowskie pojęcia prawnicze znajdowały zwolenników pośrod inteligencji polskiej, toteż żydzi stawali się nawet oficjalnymi rzecznikami interesow polskich, w prasie, w sejmie lwowskim i w parlamencie wiedeńskim. Zastał nas tedy wiek nowy pod silnym naporem Wschodu, pod falami dwoch cywilizacji obcych, turańskiej i żydowskiej, działających jednak jeszcze całkiem niezależnie od siebie. Po odzyskaniu niepodległości napor ten ogromnie się zwiększył, ślepy chyba tego nie widzi! Kultura polska, łacińskopolska, poczęła doznawać niebezpiecznych wstrząśnień. Napor tamtych dwoch zamienił się w ataki, tym groźniejsze że obie połączyły się w akcji przeciw cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, reprezentowanej w Polsce niepodległej nadal przez katolicyzm. Od kilku lat jesteśmy świadkami skoncentrowanej roboty moskiewsko- żydowskiej na ziemiach polskich.

Czy tylko na ziemiach polskich? Ależ całą Europę obejmuje ta systematyczna akcja przeciwko Polsce! Uderza ona w podstawy cywilizacji łacińskiej wszędzie, od Wilna po Londyn, ale zgnębienie państwa polskiego jest jej pierwszym celem. Tu bowiem, u nas w Polsce, rozegra się walna rozprawa o cywilizację łacińską; gdy orientalne kierunki zawładną Polską, owładnięcie całą Europą będzie wielce ułatwione. Należy brać pod uwagę jak najpoważniej niebezpieczeństwo zagłady naszej cywilizacji. Jest ono tym większe, iż rownocześnie wzmogła się nadzwyczaj cywilizacja bizantyńska. Sprawił to traktat wersalski układany nie przez najtęższe głowy spośrod zwycięskich narodow Zachodu; ileż dowodow zabawnej ignorancji złożyli tworcy tego traktatu! Pierwszym, kto spostrzegł się na świetnych dla bizantynizmu następstwach wojny nieudolnie zakończonej był metropolita belgradzki, ktory wydał w lot płomienną i triumfalną odezwę o nastającej dobie wielkiego odrodzenia całej cywilizacji bizantyńskiej. A nie wiedział dostojnik ow prawosławnej cerkwi i nie zdawał sobie z tego sprawy, jako na geograficznym zachodzie ma nadzwyczajnego sojusznika do wschodniego dzieła: bizantynizm niemiecki. Dzięki arcydziwnej omyłce zwycięzców, iż zwrócili się przeciwko Niemcom w ogole, zamiast ostrze warunkow pokoju zwrocić wyłącznie przeciwko Prusom, dzięki jakiemuś zaślepieniu dyplomacji Zachodu, ktora postępowaniem swym narzucała wprost Niemcom, iżby sprawę niemiecką identyfikowali z powodzeniem Prus – powiększyła się jeszcze bardziej hegemonia pruska w Niemczech, zyskując na powadze moralnej.

Dzięki błędom traktatu wersalskiego kierunek pruski góruje w Niemczech jeszcze bardziej, a jest to niemiecki bizantynizm. Skoro jesteśmy świadkami, jak judaizm połączył się z moskiewszczyzną, związany przeciw wspolnie znienawidzonemu katolicyzmowi (reprezentowanemu na Wschodzie przez Polskę), nie wolno nie przewidywać rownież możliwości, że podadzą sobie ręce z tego samego powodu  i w tym samym celu bizantynizm południowy i połnocny.

Cywilizacja chrześcijańsko-klasyczna jest poważnie zagrożona w całej Europie, a najgroźniej w Polsce. Otucha w tym, że prawdopodobnie Kościoł zidentyfikuje się w Europie z tą cywilizacją, ktora jest jego dziełem. Kościoł stoi wprawdzie w zasadzie ponad cywilizacjami, lecz w danym kraju i w danym czasie hierarchia kościelna musi oczywiście należeć do pewnej cywilizacji, właściwej dobie i miejscu.

Z czterech rozsiadłych w Europie cywilizacji (łacińska, bizantyńska, turańska, żydowska) trzy są katolicyzmowi wrogie tak dalece, iż zniszczenie go zaliczają do swych celow, a czwarta, łacińska była i jest Kościoła podporą. A zatem nasuwają się nieuchronnie pewne wnioski, całkiem logiczne i jasne. Oto garść uwag, ktorymi pragnąłem się podzielić z audytorium jednolicie i gorąco katolickim.

Jakżeż mylne jest mniemanie, jakoby na naszych ziemiach nie bywało nigdy innej cywilizacji, jak tylko zachodnio-europejska, łacińska! Polska położona jest pomiędzy Zachodem a Wschodem nie tylko geograficznie, ale cywilizacyjnie. Wschód wysunął swe macki daleko ku Zachodowi, a orientalizm cywilizacyjny ciśnie nas z dwóch stron; nadto zaś trzeci orientalizmu rodzaj wytwarza się w samej Polsce (cywilizacja żydowska).

Nie uważajmy Polski za kraj niedostępny dla cywilizacji innych, jak łacińska, bo historia temu przeczy! W okresie saskim szerzyliśmy nie łacińską cywilizację ku Wschodowi, lecz turańską ku Zachodowi i byliśmy sami tworem orientalnym. Baczmy, żeby się to nie powtorzyło! A zasadniczą rzeczą do uniknięcia niebezpieczeństwa jest to, żeby sobie z niego zdawać sprawę. Polska albo będzie katolicką, albo jej nie będzie. Katolicyzm jest w Polsce związany ściśle z cywilizacją łacińską, i bez niej nie ma panowania katolicyzmu u nas. Losy Kościoła związane są w Polsce z losami tej cywilizacji.

Geograficznie nie przestaniemy być pomiędzy Wschodem a Zachodem – ale cywilizacyjnie nie musimy wcale być pomiędzy Wschodem a Zachodem, lecz możemy przychylić szalę stanowczo na rzecz Zachodu. Nie dajmy uwodzić się syrenim głosom, nawołującym nas znow do jakiejś syntezy Zachodu i Wschodu na ziemiach Polski, bo przy tym możemy się znow zorientalizować, a to znaczy: pozbawić się wszelkich sił i duchowych i fizycznych, jak o tym uczy doświadczenie czasow saskich.

W dążeniu do syntezy cywilizacyjnej zachodnio-wschodniej kryje się dla Polski nicość kulturalna i nicość polityczna.

Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby; któraś z cywilizacji musi być panującą, bo inaczej upadek niezawodny.

Walka wzorców cywilizacyjnych, czyli Niemcy, Rosja i Żydzi a sprawa polska. KONECZNY. Cz. I.

wawel, 23 maja 2024 ekspedyt/niemcy-rosja-i-zydzi-a-sprawa-polska

WSTĘP

1.

Polecam kapitalnej wagi tekst Konecznego o tym, jak przez wieki Polska opierała się hegemonii rosyjskiej i niemieckiej oraz wpływom żydowskim, czyli o walce wzorców cywilizacyjnych. Fragmenty dotyczące nigdy nie ustających hegemonicznych zapędów Niemiec wobec Polski oraz niszczącej roli Niemiec wobec cywilizacji łacińskiej wyróżniłem innym kolorem czcionki, aby uprościć odnalezienie  w tym bogatym tekście  akapitów dotyczących walki wzorca niemieckiego z polskim.

Tekst Konecznego wyjaśnia w sposób niepodważalny moment dziejowy, w którym jesteśmy. Na drodze do piekła z pomnikami kastowych, rodzinnych, partyjnych mitów na plecach. Czy zrzucimy ten balast i damy radę zawrócić?

Cz też będzie tak, jak w tym wersecie: ” I wyszedłszy duchy nieczyste weszły w wieprze. A stado prawie dwutysięczne w wielkim pędzie ze stromego zbocza wpadło w morze i utonęło.”

2.

Sytuacja Polski jest nie do pozazdroszczenia. Jako naród i państwo jesteśmy między Scyllą europeistów apatrydów (opozycja totalna, Lewica, PSL, 3D) a Charybdą mitomanów udających patriotów i godzących się na poddanie nas hegemonii Niemiec Unijnych, na wywłaszczanie nas z mieszkań, nieocieplonych domów, z naszej historii i tradycji, z naszego języka potworniejącego w jakiś przestępczy slang polit-pop, na wygaszanie gospodarki, górnictwa, rolnictwa i małej przedsiębiorczości za pomocą pakietu klimatycznego (postępujący wzrost cen energii, czyli rekietu i haraczu dla międzynarodowego lobby klimatycznego) oraz na wygaszanie cywilizacji łacińskiej za pomocą inwazji pogańskich, gnostyckich herezji (konwencja stambulska itp.) wymuszanych na Polsce przez UE.

Równolegle trwa ulubiona gra “ludu zamieszkującego symulakrum”, czyli tworzenie pseudokomisji do pseudobadania pseudowpływów pseudorosyjskich, czyli mącenie w szklance wódki serwowanej przez karczmarzy żydowskich aktywnych w tumanieniu populacji jak za czasów Staszica.

Bajania o “obronie chrześcijaństwa” przez Polskę są częścią rytuału odprawianego przed pomnikiem Lecha Kaczyńskiego. Popiskiwania o tym, jak to UE ingeruje w nasze sprawy są śpiewem kastratów śpiewających przeciw UE tak cienko, by nie nie powstała żadna rysa na micie Lecha Kaczyńskiego i genialności każdego jego posunięcia. To droga ku upadkowi Polski. Niech Polska szczeźnie ekonomicznie, kulturowo i cywilizacyjnie, byle tylko mogły stawać coraz to nowe pomniki realne i mentalne dworzan partyjnych. Jak pisał Koneczny najbardziej niszczący Polskę i polskość są ci, którzy publicznie… nienawidzą Rosji, zaś mają umysły zrusyfikowane do szczętu i rosyjskie porządki zaprowadzają w polityce, ekonomii i kulturze. I ci właśnie zrusyfikowani… przeciwnicy Rosji najbardziej działają w interesie drugiego hegemona – Niemiec.

Nie miejmy złudzeń, UE zbudowana wg niemieckiego wzorca wszechwładzy i biurokracji państwowej (statolatria) i realizująca interesy niemieckiej dominacji ekonomicznej jest wrogiem Polski i prowadzi do jej stopniowego wyniszczenia. UE jest antyłacińska, antyeuropejska a więc niosąca anihilację Polsce. I jest aż do fundamentów i EX DEFINITIONE socjalistyczna. Rodzinne mity i kulty przyczyniające się do utrwalania wasalizacji Polski wobec tego imperialnego projektu niszczą ją. Nie ma socjalizmu nie będącego międzynarodowym, zaś międzynarodowy znaczy “zbudowany na trupach narodów”.

image

FELIKS KONECZNY

POLSKA MIĘDZY WSCHODEM A ZACHODEM

Wygląda to może na banalność, żeby mowić na temat “Polski między Wschodem a Zachodem”. Ktoż nie wie, że Polska położona jest tak nie tylko geograficznie, lecz zarazem duchowo: religijnie i cywilizacyjnie; wiadome każdemu są przejawy i skutki tego położenia, i nie sztuka, że wiadome, bo są widome każdego dnia i na każdym kroku. Wystarczy wziąć do rąk gazetę polską i czytać ją uważnie, komentując treść ze stanowiska cywilizacji, a uderzy nas aż nazbyt wyraźnie mieszanina Zachodu i Wschodu! Olbrzymia Większość inteligencji polskiej uważa to za coś całkiem naturalnego, wychodząc z założenia, jako położeniu geograficznemu nie mogą nie towarzyszyć następstwa cywilizacyjne, a wcale się tym nie martwiąc, owszem biorąc z tego otuchę do wielkiej przyszłości Polski, jako mającej dokonać syntezy Zachodu i Wschodu, co ma być największym z wielkich dzieł historii powszechnej. W tym upatruje się misję dziejową Polski. Dodaje się, że zawsze to było misją naszą, lecz niestety nic umieliśmy wywiązać się z niej, nie dość wiernie jej służyliśmy, niebacznie od niej odstępowaliśmy i skutkiem tego nastąpił upadek i rozbiory.

Otoż ja jestem innego o tym wszystkim zdania. Syntezę Zachodu a Wschodu uważam za czczy frazes literacki. a widoczna obecnie w Polsce mieszanina cywilizacyjna jest w mych oczach świadectwem upadku cywilizacji. Cywilizacja albo jest czysta, albo jej nie ma; nie można być cywilizowanym na dwa sposoby. Upadła Polska dlatego, że poszukując niby syntezy Zachodu ze Wschodem, zrobiła ze siebie karykaturę cywilizacyjną – i upadnie znowu, jeżeli nie przestanie na nowo tej karykatury urządzać. Ale nie po to zabieram głos, ażeby motywować tę odmienność poglądu na rzeczy, niby powszechnie wiadome. Robiłem to przy innych sposobnościach, a robiłem – przyznaję-niedokładnie. Sprawa jest bowiem tego rodzaju, iż trzeba wiele rzeczy przemyśleć i przygotować niektore studia wstępne, ażeby potem wynik ostateczny rozumowań przedstawił się jako logiczna konieczność. Te studia wstępne obejmują rozmaite tematy. Nie może między nimi zabraknąć roztrząsania, co w historii polskiej było Zachodem czy Wschodem, i jaki to był Zachod, i co za Wschod? Trzeba się przyjrzeć bliżej pojęciom, ktorymi szermuje się u nas w mowie potocznej, nie poddawszy ich naukowej, że tak powiem, ekspertyzie.

Ta ekspertyza – i nic innego – ma stanowić przedmiot udzielonego mi łaskawie głosu. Chodzi o ścisłe określenie faktow, ażeby dojść do ścisłości pojęć.

* * *

Zrobmy chronologiczny przegląd faktow, ktore stawiały naszą przeszłość “pomiędzy Zachodem a Wschodem”. Za najstarszy objaw “Wschodu” na ziemiach polskich uważa się zazwyczaj misję apostołow słowiańskich św. Cyryla i św. Metodego, a tymczasem to właśnie polega na pomyłce – szerzonej skwapliwie przez literaturę rosyjską. Do państwa bułgarskiego na Bałkanie docierało chrześcijaństwo z obu głownych ognisk, z Bizancjum i Rzymu. Wśrod zwolennikow Rzymu wyłonił się pomysł, żeby ułatwić sobie nawracanie utworzeniem obrządku słowiańskiego, rzymsko-słowiańskiego, tj. według rytuału rzymskiego, a tylko w języku słowiańskim – i głownymi przedstawicielami tego kierunku byli właśnie “bracia soluńscy”. Apostołowalioni jak wiadomo, pośrod Chazarow, ktorzy posiadali wtedy zwierzchnictwo nad znaczną częścią słowiańszczyzny wschodniej. A jednak nie przedostał się najmniejszy promyk wiary świętej z nad Donu nad Dniepr, w stronę Kijowa! To, co się mowi o apostolstwie braci soluńskich na Rusi, jest wierutnym wymysłem. Cała działalność misyjna św. Cyryla i św. Metodego nie ma najmniejszego związku ze słowiańszczyzną wschodnią, a w biografii Apostołow słowiańskich nie ma miejsca ni czasu na pobyt ich na Rusi. Na dworze księcia bułgarskiego zwyciężył atoli prąd bizantyjski, bracia więc soluńscy usunęli się (czy też zostali usunięci?). W kilka miesięcy po ich wyjeździe przyjmuje car Bogorys chrzest w obrządku wschodnim, greckim. Ale dwojakie wpływy ścierały się w Bułgarii nadal, i Bogorys przerzucił się wnet do łaciństwa, ażeby w roku 870 powrocić do obrządku greckiego. Z tymi zmianami nie mieli św. Cyryl i św. Metody nic do czynienia, gdyż nie powrocili już na Bałkan. Pragnęli poświęcić się znowu pracy misyjnej poza Bałkanem, wśrod pogan. Chętnych do nawiedzenia obcych stron zastały poszukiwania księcia wielkomorawskiego Rastyca, ktory wiedział zapewne o zawiązkach obrządku rzymskosłowiańskiego. Oczywiście Rastyc musiał wiedzieć po co sprowadza braci soluńskich.

Językiem obrządku rzymsko-słowiańskiego jest narzecze bułgarsko- macedońskie, dla ktorego Cyryl obmyślił nowe abecadło, zwane głagolicą, ktora to nazwa przylgnęła i do obrządku. Na macedońską bułgarszczyznę przetłumaczyli apostołowie zachodniej Słowiańszczyzny rzymskie księgi liturgiczne i spisali je głagolicą. Podnoszone co do ich wierności Rzymowi wątpliwości, uważanie ich za “wysłannikow bizantyńskich”, upadają wobec faktu, że obmyślony przez nich obrządek był rzymskim, czysto rzymskim. Widocznie nie chcieli greckiego.Cyryl i Metody dwa razy jeździli do Rzymu i uzyskali potwierdzenie osobnej prowincji kościelnej, głagolickiej. Misyjne jej granice sięgały na wschod w pogańskie kraje ludow polskich (“Lachow”) aż po Bug i Stryj. Około roku 880 jeden z wysłannikow św. Metodego ochrzcił księcia ludu Wiślan (w Wiślicy na lewym brzegu średniej Wisły) – i to jest początkiem chrześcijaństwa na ziemiach polskich.

A zatem początki te należą do obrządku rzymsko-słowiańskiego, bezwarunkowo do rzymskiego. Nie było w tym żadnych wpływow cywilizacyjnych Wschodu. Głagolica w Polsce niedługo się utrzymała. Istnieje dotychczas w kilkunastu parafiach Istrji i Dalmacji, skazana na zagładę, czego powody i okoliczności nie należą tu do tematu naszego. Nigdy nie miała w sobie nic a nic wschodniego. W nowszych dopiero czasach, kiedy zaczęto “cyrylicę” identyfikować (tendencyjnie) ze św. Cyrylem, rozpowszechniono błędne mniemanie, jakoby apostołowie słowiańscy byli apostołami Słowiańszczyzny wschodniej i jako byli tworcami obrządku grecko- słowiańskiego i praszczurami… prawosławia. Poważna nauka włożyła to dość dawno już między bajki.W 80 lat po chrzcie księcia Wiślan nastąpił chrzest dynastii Piastow, a aczkolwiek w obrządku rzymsko- łacińskim, bliższymi byliśmy natenczas wpływow wschodnich, bizantyńskich, niż za czasow archidiecezji głagolickiej, gdy do niej należały południowe ludy polskie. Chrzest Mieszka I i ostateczne zupełne nawrocenie Polski przypadają na czasy najsilniejszej ekspansji bizantynizmu. Poprzez Illiricum i Dalmację sięgnęły wpływy bizantyńskie jeszcze raz do Italii, ażeby przeważyć tam następnie na południu, maleć zaś ku połnocy; nie przekroczyły one nigdy Alp bezpośrednio od strony włoskiej. Z Sycylii dotarły morzem do Hiszpanii. Z Dalmacji drugim szlakiem sięgnęły na połnoc i tamtędy przekroczyły Alpy, poddunajską drogą handlową w gorę docierały do Niemiec, dalej do Burgundii – umacniając, co tam już było z bizantynizmu z poprzedniej jego ekspansji. Były to niemal wyłącznie wpływy zewnętrzne, form tylko dotyczące – z jednym atoli wyjątkiem, ktory Polskę obchodził właśnie jak najbardziej.

W Niemczech  przyjął się bizantynizm tak dalece, iż powstała tam osobna jego gałąź: kultura bizantyńsko-niemiecka.

Cesarstwo Karola Wielkiego powstało przeciw bizantyńskiemu. Koronował Karola Leon III, ten sam Papież, ktory utwierdził “filioque”. Ale cesarstwo zawiodło i rozprzęgło się, zanim jeszcze dosięgł końca wiek IX. Epizodycznie zabłądziła korona cesarska w roku 896 na głowę krola niemieckiego, Arnulfa, ale to epizod bez znaczenia. Karolingowie niewiele mieli sposobności oprzeć się o Niemcy, ani też nie utrzymała się w Niemczech ich tradycja dynastyczna. Wznowienie cesarstwa przez Ottona Wielkiego w roku 962 – na cztery lata przed chrztem Mieszka I – nie ma ani genetycznego, ani ideowego związku z problematem cesarstwa Karola Wielkiego, z problematem wskrzeszenia władzy i godności rzymskich cezarow na pożytek świata chrześcijańskiego, ażeby być świeckim ramieniem Papiestwa. To drugie cesarstwo zachodnie powstało wśrod walk orężnych z Papieżami. Powstałe za Mieszka I “święte państwo rzymskie narodu niemieckiego” wywodzi się od bizantyńskich “kajdzarow”, przejmując nawet ich nazwę. W przeciwieństwie do dawniejszego, nowe to cesarstwo oparło się o Bizancjum, a zwrociło się przeciw Papiestwu.

Za Ottona Wielkiego dokonuje się owo gruntowne zaszczepienie bizantynizmu w Niemczech. Panowanie jego zaczyna się od urządzenia dworu na modłę bizantyńską, a kończy się w 927 ożenkiem jego syna z cesarzowną bizantyńską Teofanią (corka Romanosa II, siostra Bazylego II Bułgarobojcy i Anny, poźniejszej księżny kijowskiej). Księżniczka ta stanowi osobą swą wykładnik całego rozdziału w dziejach Niemiec i w dziejach powszechnych. Jako małżonka Ottona II, a potem rejentka podczas małoletności Ottona III, posiadała znaczne wpływy polityczne. Dwor jej zasłynął po całym świecie.

Roztoczyła niewidziany dotychczas na zachodzie przepych monarszy i wprowadziła bizantyński ceremoniał. Tym razem nie skończyło się jednak na rzeczach zewnętrznych, na sztuce i dworskości. Z gronem wybitnych bizantyńskich uczonych i statystow wytworzyła Teofania środowisko bizantyńskiej idei politycznej, ktora przyjęła się w Niemczech do tego stopnia, iż stanowi cechę istotną dziejow niemieckich i wywołała dwoistość kultury niemieckiej, przesiąkniętej w znacznej części bizantynizmem. Jakkolwiek nigdy nie opanował on całego społeczeństwa niemieckiego w zupełności, tak, iżby nie było prądu przeciwnego, opierającego się o cywilizację łacińską, jednakże faktem jest, że nigdzie na całym świecie nie osadził się bizantynizm tak mocno, jak w Niemczech. Istnieje niemiecki rodzaj bizantynizmu. Z wyjątkiem panowania Ottona III (ktorego wyjątkowość stanowi przedmiot zgorszenia pruskiego kierunku historiografii niemieckiej) brnęło cesarstwo niemieckie coraz mocniej w bizantynizm. Odtąd dzieje Niemiec przedstawiają ustawiczne ścieranie się pojęć bizantyńskich z zachodnio-europejskimi; istny dualizm cywilizacyjny w samym środku Europy. Tym tłumaczy się niemoc państwowa cesarstwa niemieckiego, jako takiego, i częste okresy bierności kulturalnej w życiu narodu niemieckiego i samoż utrudnione przyjmowanie się idei narodowej.

Reprezentował zaś dwor Teofanii nie lokalne zacieśnienie się niemieckie, lecz uniwersalność. Pod wpływem niemieckim podniosła się na nowo, i to wielce, powaga Bizancjum we Włoszech nawet. Luitprand, biskup kremoński, głośny dziejopis tej doby i jeden z najtęższych umysłow owczesnych, tytułuje cesarza w Konstantynopolu wprost “kosmokratos” tj. władca świata. Niemiecki bizantynizm oddziałał ogromnie na stosunek cesarstwa do Kościoła, tudzież do państw ościennych. Nam tu potrzebne tylko stwierdzenie, że sąsiedztwo bezpośrednie z Niemcami niekoniecznie było sąsiadowaniem z łacińską cywilizacją. Gdyby pierwszy okres naszych dziejow rozwijał się był w zupełnej, bezwzględnej zależności od Niemiec, lub w zupełnej zgodzie z Niemcami, bylibyśmy weszli w krąg cywilizacji bizantyńskiej.

Szczęściem zorganizowaliśmy się w państwo chrześcijańskie nie tylko bez pomocy Niemiec, ale w znacznej części wbrew nim, a za to przy pomocy Papiestwa, zwalczającego już bizantyńskie macki, wysunięte na zachod.

Skuteczniejsze było inne uderzenie bizantyńskiej fali, tym razem od wschodu. Państwo piastowskie składało się tylko z ziem ludow zachodnio-polskich; wschodnie znajdowały się jeszcze poza horyzontem politycznym dynastii Piastow. Z obu stron Karpat mieszkający Lachowie pogrążeni byli jeszcze w bycie plemiennym. Połnocnym trzonem ich osadnictwa były Grody Czerwieńskie, tj. poźniejsza ziemia chełmska, skąd rozszerzyli się ku Karpatom i dalej na południe przełęczą użocką. Kiedy Waregowie poznali Dunaj dolny podczas wypraw bałkańskich wnuka Rurykowego Światosława (964-973), wyśledzili, jako zmierza ku niemu kilka drog z zachodu. Od wielkiego poddunajskiego szlaku handlowego szło odgałęzienie wschodnie przez południowe Podkarpacie i następnie ku połnocy przez wąwoz dukielski wielkim łukiem, żeby okrążyć puszczę, ciągnącą się Wisłokiem aż do ujścia Sanu i Wiaru, do lackiego grodu Przemyśla, a stąd w stronę Bełza i dalej na połnoc nad ujście Huczwy do Bugu (Hrubieszow). Bardzo mała przestrzeń dzieli tu dorzecza Wisły i Dniepru, mianowicie Bugu i Prypeci. Waregowie, urządzający nieustannie i wszędzie wyprawy eksploracyjne, wyśledzili, że tędy droga ze Słowiańszczyzny wschodniej na Węgry i do poddunajskiego szlaku. Postanowili tedy drogę tę opanować, żeby zapewnić sobie łączność ze szlakiem poddunajskim, niezmiernie zyskownym szlakiem handlowym, a zarazem, żeby mieć o jedną drogę więcej do wypraw bałkańskich, poprzez kraj Lachow i Węgry Dunajem.

Plan ow Światosława wznowił Włodzimierz (980-1015) i w tym celu – jak się dowiadujemy z tzw. Nestora – w roku 981: “ide Wołodimer k Lachom i zają hrady ich, Priemyszl, Czerwień i iny hrady” i od tego ludu Lachow Rusini nazwali potem cały narod polski Lachami. Powstały tam stacje waregskie z załogami, ktore po chrzcie Włodzimierza także musiały chrzest przyjąć w obrządku greckosłowiańskim, a od grodow szła propaganda pomiędzy ludność. W ten sposob lud Lachow został wciągnięty w sferę wpływow patriarchatu carogrodzkiego i wschodnio-słowiańskich stosunkow politycznych. Jak wiadomo, ziemia Lachow połnocnych i Grodow Czerwieńskich przechodziła następnie kilka razy od Piastow do Rurykowiczow i odwrotnie. świadectwem polskości zaludnienia była struktura społeczna, nieznana zgoła Rusi, mianowicie “bojarstwo ziemskie”, jako warstwa przodownicza społecznie. Rurykowicze ze swymi drużynami wojennymi znaleźli się niebawem w odszczepieństwie schizmy, i nienawiść do “łaciństwa” stała się dominującą cechą tej kultury. Kiedy potem Kazimierz Wielki przyłączył te ziemie ostatecznie na nowo do państwa polskiego, wprowadził rownouprawnienie obydwu wyznań i poczynił w Carogrodzie starania o hierarchię schizmatycką – za co znalazł się nawet na pewien czas pod klątwą papieską.

Tymczasem na zachodzie działały wpływy bizantyńskie coraz bardziej, wypaczywszy zupełnie ideę cesarstwa. Jak w Bizancjum cesarze mianowali i strącali patriarchow, z duchowieństwa zrobili sobie narzędzie swego samowładztwa, podobnie postępowali cesarze zachodni. Inwestytura świecka biskupow stwierdziła zależność Kościoła od państwa. Europie zachodniej groziło niebezpieczeństwo utracenia powagi duchowej, niezależnej od siły materialnej.

Bizantyńska cywilizacja posiada jedną tylko powagę: władzę państwową, ktorej podporządkowano wszystko bez najmniejszego wyjątku. Wręcz przeciwne są drogi rozwoju cywilizacji łacińskiej, zachodnio-europejskiej: cały jej rozwoj, wszystkie swobody obywatelskie i dojrzałość społeczeństw do spraw publicznych, wyrobiły się dzięki niezależności władzy kościelnej od świeckiej. O tę niezależność toczyła się walka w całej Europie, np. o immunit duchowieństwa. Kler pociągał za sobą do walki o wpływ na państwo, aż wreszcie połączyły się w tym “stany”. Ten rozwoj cywilizacyjny został częściowo przerwany przez wpływy kultury bizantyńsko-niemieckiej. Gdyby ten kierunek niemiecki zwyciężył, groziła zagłada cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej, cywilizacji Zachodu, a całe chrześcijaństwo byłoby zeszło na zbior liturgii, odprawianych dla wodzenia ludu na pasku orientalnego absolutyzmu. Szczęściem opozycja powstała; i w samych Niemczech nigdy jej nie brakło. Zasługa wytworzenia przeciwwagi kulturze bizantyńsko-niemieckiej, a zatem ocalenia cywilizacji łacińskiej, przypada Francji.

Opozycja zasadnicza i zarazem program reform wyszły od uczonych mnichow opactwa benedyktyńskiego Cluny, z hasłem oddania władzy świeckiej wprost pod nadzor duchownej. Pierwszym etapem reform klunijackich było uwolnienie wyboru Papieża od ingerencji cesarskiej, a przelanie wyboru wyłącznie na kolegium kardynalskie w roku 1059. Papież Grzegorz VII stał się wykonawcą klunijackiego programu i na tym tle odbywała się jego walka z Henrykiem IV, będąca walką cywilizacji łacińskiej z niemieckim bizantynizmem. Polska odzyskała wowczas własną prowincję kościelną i koronę krolewską – lecz Bolesław Śmiały, choć umiał wyzyskać stosunki do celow politycznych, nie zdawał sobie sprawy z właściwego związku rzeczy. Kiedy prądy klunijackie dotarły do Polski, krol wystąpił przeciw nim. Zabojstwo św. Stanisława było wymierzone przeciwko immunitowi, przeciw prawu testamentu, przeciw posiadaniu przez Kościoł własności ziemskiej (ażeby był skazany na łaskę dziesięciny grodowej, zawisłej od skinienia krola). Łączyło się to ze sprawą o wpływ społeczeństwa na państwo. Wiadomo, jako społeczeństwo, oparte o Kościoł, sprawę ostatecznie wygrało.Niestety stało się to kosztem zachodniej połaci państwa. Władysław II był ostatnim monarchą, ktory pamiętał o Połabiu i o szczecińskim wybrzeżu. Wraz z upadkiem Połabia upadła potęga polityczna Polski. A rownocześnie Niemcy, wyzyskując godność cesarską w celach wyłącznie niemieckich, doścignęły właśnie punkt kulminacyjnego swego znaczenia w średniowiecznej Europie.

Shołdowawszy Burgundię i Danię, ruszył Fryderyk Rudobrody w roku 1157 na Polskę (mając posiłki czeskie) z katastrofalnym dla Polski skutkiem. Bolesław Kędzierzawy musiał się uznać w obozie cesarskim w Krzyszkowie nad Wartą lennikiem cesarza, zdającym się na jego łaskę i niełaskę. Obok książąt obotryckich, lutyckich, czeskich mieli i polscy być lennikami krola niemieckiego a członkami (trzeciorzędnymi) Rzeszy Niemieckiej, bez praw da uprawiania polityki zewnętrznej. Stawał się Bolesław Kędzierzawy księciem Rzeszy, ktoremu zwierzchnik niemiecki mogł księstwo odebrać, nadając je komukolwiek innemu według własnego uznania. Powaga cesarstwa przerobiona była już całkowicie na przewagę Niemiec, osiąganą przemocą.

Jest to szczyt przewagi bizantynizmu niemieckiego. Zaraz następnego roku wybiera się Rudobrody na wyprawę włoską (1158- 1162), pamiętną zburzeniem Mediolanu. Bizantynizm miał triumfować  rownocześnie w Polsce i we Włoszech, a rownoczesność Krzyszkowa z katastrofą włoską nie jest przypadkowa. Bolesław Kędzierzawy nie wypełnił jednak żadnego z warunkow krzyszkowskich; Polska nie chciała być w Rzeszy, w przeciwieństwie do Czech, ktore dostarczyły posiłkow na zburzenie Mediolanu.W taki sposob uniknęliśmy podboju cywilizacyjnego przez bizantynizm, a synod łęczycki (1180), kronika Kadłubka (sięgająca do roku 1202), wolna elekcja biskupa w Krakowie (1208), działalność rodu Odrowążow ze św. Jackiem i z biskupem Iwonem – obok wielu innych faktow stwierdzają, jakośmy przyłączyli się do cywilizacji klasyczno-chrześcijańskiej, łacińskiej, w ktorej łacina jest nie tylko zewnętrzną oznaką. W tym nastąpiło przywołanie Krzyżakow, ktorzy nieco poźniej, od początku XIV wieku, mieli stać się głownym ku wschodowi filarem bizantynizmu niemieckiego.

Niemal rownocześnie zaznaliśmy najazdu cywilizacji turańskiej. Krzyżacy przybyli w roku 1228, a pierwszy najazd mongolski spadł na Polskę 1241 roku. Całkiem błędne jest mniemanie o najściu “dzikich hord mongolskich”, bo była to armia jak najregularniejsza, za ktorą postępowała zorganizowana biurokracja. Mongolski dżingishan, pod ktorego rozkazami odbywały się ruchy wojsk na przestrzeni od Odry do Oceanu Spokojnego, imieniem Temudżin, był wynalazcą nowej taktyki i nowej organizacji wojskowej, godzien jako wojownik stać w historii obok Aleksandra Wielkiego, Cezara, najbardziej zaś obok Napoleona. Podobnie, jak Korsykanin, wytworzył Temudżin całą szkołę wielkich wodzow i podobnież był wielkim organizatorem i administratorem, podobnież umiał być prawodawcą.

Sam będąc chińskim uczonym wysokiego stopnia “taiming”, miał bez liku urzędnikow chińskich we wszystkich swych zaborach. Mongolska atoli dopiero cywilizacja wytworzyła biurokratyzm nieznany przedtem Chińczykom. Mongołom Temudżina, “niebieskim” , znane było chrześcijaństwo, mianowicie nestorianizm. Bitwę pod Legnicą rozstrzygnęli głownie nestorianie, będący w ogole filarem imperializmu mongolskiego. W następnym pokoleniu nie brakło na tronie dżingishańskim nestorian i nestorianek.

Mongołowie mieli zamiar podbić Węgry, ktory to zamiar nie został wykonany; nie zamierzali jednak bynajmniej podbijać Polski, ktorą napadli tylko dlatego, iż pozostawała w sojuszu wojennym z Węgrami. Na wschodnią Słowiańszczyznę wywarły te najazdy wpływ zasadniczy i rozstrzygnęły one ostatecznie (po dawnych wpływach chazarskich, fińsko-ugryjskich i połowieckich), że Słowianie wschodni należeć będą do cywilizacji turańskiej. Dzięki administracji mongolskiej utworzyło się następnie Wielkie Księstwo Moskiewskie, centrum tej cywilizacji, gdzie wyrobiła się nowa jej odmiana, kultura turańsko-słowiańska, czyli moskiewska. O bizantynizmie nie ma co mowić w całym tym okresie.  

Ruś południowa podlegała wpływom turańskim jeszcze przez Pieczyngow i Połowcow, a kultura połowiecka wywarła znaczny na nią wpływ. Mongolska, oparta częściowo na chińskiej, stanowiła wielki postęp wobec tamtej. Ale dzingishanat wnet rozpadł się (z powodu walk islamu, buddyzmu i nestorianizmu), a Ruś znalazła się w podległości zachodnim, barbarzyńskim kresom dzingishanatu, tatarskiemu Kipczakowi. Zdziczenie Tatarow niosło istną kulturę bezprawia.

Dzięki najazdom tatarskim rozszerzyła się Ruś. Zbiegając tłumnie spod ucisku tatarskich baskatow, emigrowano z Kijowszczyzny ku zachodowi. Wtenczas dopiero ziemia połnocnych Lachow zaczęła być etnograficznie mieszaną, podczas gdy dotychczas przybysze wschodnio-słowiańscy siedzieli tylko na grodach; teraz dopiero otrzymuje ta ziemia osadnictwo rolnicze wiejskie ze wschodu i odtąd dopiero datuje się jej “ruskość” w nowoczesnym znaczeniu. Część tłumnej emigracji musiała się udać jeszcze dalej, a przekroczywszy Karpaty, data początek “Rusi węgierskiej”. Nie ma w ogole o niej żadnej wzmianki w ruskich źrodłach; w węgierskich dopiero od XIII wieku. Trwał atoli i polski żywioł Lachow, utrzymując się zawsze nawet w liczebnej przewadze aż do wieku XVIII. Przybysze wschodniosłowiańscy byli schizmatykami religijnie, a cywilizacyjnie turańcami. Sąsiedztwo coraz większej liczby takich sąsiadow, rozmieszczonych pośrod ludności polskiej w rozległej prowincji – nie mogło nie pociągnąć za sobą następstw cywilizacyjnych ujemnych. Epizod unii cerkiewnej i krolestwa (1254) Daniela na modłę zachodnio-europejską przeminął bez następstw. Nawet w ziemi Lachow gospodarowali od roku 1264 baskakowie. Cała Ruś południowa mogła być powołana do życia tylko przez Polskę, a tymczasem Polska popadła właśnie w zupełną nicość polityczną. Nie dotknęła Polski cywilizacja turańska, ani jej nawet nie drasnęła. Jedyną, na ktorej tle rozwijała się kultura polska, była cywilizacja łacińska. Nie przyjmowaliśmy jej biernie, w prostym naśladownictwie. Przeciwnie! bywały nieporozumienia pomiędzy cywilizacją zachodnio-europejską, a naszą rodzimą metodą ustroju życia zbiorowego. Kiedy po długim oporze zamienili Piastowie jedynowładztwo na system dzielnicowy, właściwy wowczas wszystkim państwom europejskim, wyszła na tym Polska jak najgorzej. Złudzeniem okazały się proby rzucenia na szale walki pomiędzy cesarstwem a Papiestwem własnego polskiego ciężaru. Nastała całkowita bezsilność polityczna. Kolej losow wprzęgała nas coraz mocniej w rydwan niemiecki, ktoremu mieliśmy dopomagać, by się po nas potoczył.

Nie mogliśmy nie przyłączyć się do ustroju europejskiego, a w jego obrębie spotkaliśmy się z niebezpieczeństwem groźnym: idea cesarstwa stała się w interpretacji bizantyjsko-niemieckiej wyrokiem zagłady na społeczeństwa młodsze cywilizacyjnie – jak gdyby Kościoł rzymski, mater nationum, wychowywał je po to, by cesarstwo niemieckie miało żeru pod dostatkiem! Na to wychodziła głowna wytyczna owczesnych dziejow europejskich, odkąd kierunek bizantyński zwyciężył w Niemczech, a Niemcy triumfowały, nad Włochami.

Dalsze przystosowywanie się do takich form politycznych wiodłoby do zguby. Zgubne byłoby oparcie się o kulturę bizantyńsko- niemiecką. Ocalenie mogło nastąpić tylko przez wytworzenie własnej, swoistej polskiej odmiany w cywilizacji chrześcijańsko-klasycznej. Dotychczasowe koncepcje ustroju “rodziny ludow chrześcijańskich” zwracały się przeciw nam; trzeba było obmyśleć formę nową dla niezmiennej treści chrześcijańskiego ideału politycznego (wieczysty pokoj i braterstwo narodow).Zachodziła przy tym walna rożnica między Polską a całym Zachodem: u nas nie było feudalizmu, owej szczeblowatości ustroju społecznego i państwowego. My ocieraliśmy się o ten system tylko od strony niemieckiej. Słowiańszczyźnie nie był on potrzebny; byłaby to forma niepotrzebna, niewłaściwa, w ktorą trzeba by wtłaczać organizm sztucznie.

Już w Niemczech feudalizm został zaprowadzony w znacznym stopniu sztucznie, bez potrzeby społecznej i przez to musiał się wypaczać. Zjawiskiem normalnym mogł być tylko w tej części Niemiec, ktora rozwinęła się pod panowaniem rzymskim do pewnego poziomu społecznego, z bardzo nieznacznym ku zachodowi obszarem; dalej ku wschodowi był sztuczny, wprowadzany nie dla potrzeb społecznych, lecz w imię organizacji państwowej. Społeczna organizacja feudalna wytworzyła z czasem państwo feudalne, a krolowie niemieccy zaprowadzili feudalizm na wschodzie, by sobie zabezpieczyć siłę zbrojną ludow wschodnio-niemieckich. Nienaturalny ten tok spraw wytworzył wreszcie niemiecką odmianę feudalizmu, rożniącą się od zachodniego cechami wielce ujemnymi. Na Zachodzie wytworzyło się posiadanie ziemi na prawie wojskowym, ale najpierw rozwinęło się gospodarstwo, a potem dopiero gospodarze dla obrony ziemi zorganizowali się wojskowo, feudalnie.

We wschodniej połaci Niemiec odwrócił się ten porządek rzeczy: krol organizował sobie wojsko, ktoremu za służbę oddawał ziemię. Żołnierz obdarzony ziemią nie miał interesu w tym, żeby się zamieniać w gospodarza, do czego nie był zobowiązany; więc też myślał o tym, jakby ciągnąć zyski z ziemi, nie trudząc się gospodarstwem. Wygodniejsza ta forma walki o byt udzielała się czasem i zachodnim krajom niemieckim. Można było naśladować zachodnie państwo feudalne, ale nie sposob naśladować urządzeń społecznych; te muszą wyrość na gruncie, przenosić się nie dadzą. Zrost organiczny społeczeństwa a państwa polegał w zachodnim państwie feudalnym na tym, że pług i miecz łączyły się w jednym ręku (choćby pośrednio systemem wielkich dzierżaw). Niemiecki właściciel krolewskiego nadania ani sam nie gospodarował, ani nie szukał dzierżawcy, lecz poszukiwał lennikow, rownież na prawie wojskowym. Rycerz niemiecki stał się tedy w społeczeństwie pośrednikiem, sam w społeczeństwie niczego nie wytwarzając. Na lennikow swych nałożył także obowiązek pewnych dostaw ekonomicznych, ktore to ciężary każdy lennik starał się przerzucić na swych podlennikow. Ciężary, oparte na szeregu pośrednictw, muszą zamienić się w wyzysk – bez ktorego w końcu trudno się wyżywić. Ten tylko pewny jest swego w takim systemie, kto nie krępuje się niczym. Wynikiem ostatecznym tych okoliczności jest “Raubritter” – zwany w Polsce zawsze po prostu “łotrzykiem”, z charakterystycznym opuszczeniem stanu rycerskiego; w Niemczech atoli aż do XVI wieku zawód ten rycerzowi nie uwłaczał.

W Polsce feudalizmu nie było; zaledwie coś niecoś tu i owdzie się do Polski przesączyło. Naturalny rozwoj stosunkow doprowadził do tego, iż wspolnota rodowa zanikała i w połowie XII wieku przeważała już w Polsce stanowczo własność osobista. Warstwa wojskowa, osiadła na własności ziemskiej, pochodząca z gospodarzy i gospodarować nie przestająca, łączyła i u nas pług z mieczem w jednym ręku. Przez to zbliżaliśmy się do Zachodu chrześcijańsko-klasycznego, a niemieckobizantyńskie urządzenia stały się nam do reszty obcymi. Jak brakiem feudalizmu, podobnież rożniliśmy się od Zachodu pojęciami o stosunku państwa do dynastii. Nieznaną była w Polsce zasada, jakoby państwo było dynastii. Dlatego sławny zapis Gryfiny na rzecz krola polskiego był aktem bez znaczenia w polskiej umysłowości. Bez znaczenia też wobec Polakow było oddanie pod zwierzchnictwo krola niemieckiego Rudolfa Habsburga w roku 1290. Dokonał tego Wacław czeski, tytułem swego zwierzchnictwa nad pewnymi księstwami śląskimi, a wasalstwa swojego wobec Niemiec. Oddał więc Śląsk swemu suwerenowi i dopiero od niego przyjął go z powrotem pod swą zwierzchność, jako lennik Rzeszy Niemieckiej, posiadający swoich wasalow drugiego rzędu w osobach książąt śląskich. Wobec prawa feudalnego było to czymś całkiem naturalnym. Podobnież postąpił Wacław poźniej, gdy wyjeżdżając z Pragi na koronację do Gniezna, najpierw poddał całą koronę polską Albrechtowi I, synowi Rudolfa Habsburga.

W Europie owczesnej dynastia stanowiła spojnię państwa. Wszędzie dążono do łączenia się pod jednym berłem, do zmniejszania ilości państw, a dokonywało się to na tle ekonomicznym z poparciem głownie mieszczaństwa. Obmyślano sposoby, jak rozszerzać granice państw bez wojen, a to przez traktaty wzajemnego dziedziczenia w kilku formach. Nastało nieznane przedtem przenoszenie się dynastii z jednego końca na drugi. Wyrodziło się to wnet w istne frymarczenie państwami przez dynastie, z czym jednak godzono się, byle osiągnąć zjednoczenie jak największych obszarow pod jedną władzą państwową. A uznane powszechnie prawa dynastii do państw stały się podstawą nowego prawa międzynarodowego, ktorego ostatnim wyrazem miał stać się “legitymizm” XIX wieku.

Zaczątkow szukać należy w tzw. legizmie, tj. w stosowaniu pojęć bizantyńsko- rzymskiego prawa do ustroju państwowego. Początki recepcji prawa rzymskiego przypadają właśnie na drugą połowę XIII wieku. Wszyscy legiści byli zwolennikami nieograniczonej władzy monarszej. Legizm stawał w najostrzejszej opozycji przeciw kościelnemu prawu państwowemu; żądali też legiści podporządkowania Kościoła świeckiemu prawu państwowemu. Kościoł zwalczał legizm bezskutecznie i niebawem uległ, gdyż postąpił połowicznie, akceptując w całej rozciągłości ideę dynastyczną – a tylko przeciwstawiając dynastie sobie przychylne nieprzychylnym. W Polsce ozwało się tymczasem poczucie narodowe i w przeciwieństwie do ościennych państw dynastycznych wyrabiało się państwo narodowe. Tworcami nowej idei są arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka, krakowski biskup Paweł z Przemankowa, wrocławski Tomasz II i książę kaliski Bolesław Pobożny (+1279); wykonawcami wychowanek jego Przemysław i zięć Władysław Niezłomny (Łokietek). Tego popierano jako krola narodowego; nie dynastę, lecz wybrańca i przedstawiciela narodu, wyraziciela polskości w przeciwstawieniu zalewowi cudzoziemszczyzny. Polska zrastała się i odradzała w imię idei narodowej. Odrodzenie to wymagało walki z bizantynizmem niemieckim, z prawem dynastycznym i feudalnym. Na tym tle wywiązuje się wojna długa, ktorej początkiem rzeź Gdańska (1309) i roszczenia Jana Luksemburczyka do tronu polskiego.

Kierunek wszczęty rzezią gdańską żyje wciąż i działa; podobnie uroszczenia do panowania nad polskimi ziemiami wcale nie wygasły. Tu wskazać wypada, gdzie początek kłopotow, towarzyszących i obecnie nowemu odrodzeniu państwa polskiego. Są to nieskończone jeszcze, bynajmniej nie wyczerpane walki prądow, posiadających znaczenie powszechno-historyczne. I znowu przyszłość zależy walnie od stanowiska Kościoła. Ale wracajmy do wieku XIV. Panowania Władysława Niezłomnego i Kazimierza Wielkiego (ktory odziedziczył po ojcu państwo najszczuplejsze) nastręczały aż nadto sposobności do stwierdzenia, jako im mniej łączą się miecz i pług w jednym ręku, tym potężniejsza państwowość, tym większym mocarzem monarcha. System feudalny i dynastyczność miały wiele ponęt, zwłaszcza że polskie urządzenia były pod niejednym względem przestarzałe i często nie dopisywały. Kazimierz zyskał przydomek Wielkiego dlatego, że przebudował ustroj państwa polskiego. Rownocześnie zaczęła się wydatna praca kulturalna. Poczyna się krystalizacja odrębnej polskiej kultury w obrębie cywilizacji łacińskiej. Robiło się to wśrod ciężkich przeciwieństw. Prawo feudalne i dynastyczne, te dwie zasadnicze podstawy zachodnio-europejskiego prawa publicznego, okazywały się jeszcze nieraz przeciwnikami polskości, a przynajmniej przeszkodami do jej rozwoju.

Budowa i ustroj państwa polskiego były przeto niedostępnymi dla umysłowości zachodniej. Tytuły Władysława Niezłomnego i Kazimierza Wielkiego do panowanie w Polsce były bez znaczenia wobec feudalnego Zachodu; ich prawo dynastyczne zniesione już było przez szereg traktatow dynastycznych i feudalnych frymarkow, nietykalnych dla Zachodu.

Toteż państwa dynastyczne spiknęły się przeciwko narodowemu, a obrona przed tym spiskiem zajęła największą ilość energii owego pokolenia. A spiski tego rodzaju i na tym samym tle miały się powtórzyć w dziejach Polski kilka razy.

Wiadomo, jako Kazimierz Wielki zmuszony był ponosić ofiary, pośrod ktorych nie najmniejszą było następstwo Ludwika Węgierskiego. Od chrztu księcia Wiślan (około 870 r.) do zgonu Kazimierza Wielkiego ( 1370), lat pięćset; w sam raz połowa całej naszej przeszłości w ogole.

Mylą się ogromnie ci, ktorzy czasy piastowskie traktują, jakby jakiś wstęp do historii narodowej.

Komu obcy ten okres, ten stanowczo nie umie historii polskiej !

***

==============================

[koniec części pierwszej atrykułu. Obok będzie część II. MD

Pierścień władzy narodu polskiego – idea narodowa

Pierścień władzy narodu polskiego – idea narodowa

Autor: wawel , 10 maja 2024 ekspedyt/pierscien-wladzy-narodu-polskiego

Nacjonalizm – pierścień władzy narodu polskiego

MOTTO

“Kwiatem rozwoju i dumą ludów jest poczucie narodowe […]”

“Poczucie narodowe jest kwiatem cywilizacji łacińskiej.”

“Zdobywszy poczucie narodowe trzeba dalej pracować, by je utrzymać, co wymaga trudów bezustannych. Co musi się zdobywać, to można również utracić.”

“ […] upadają narody, gdy się osłabi w nich idea narodowa, wydająca z siebie patriotyzm. […] Gdzie się zagnieździła mieszanka, wygrywają cywilizacje niełacińskie, tym łatwiej, im bardziej powiodła się propaganda antynarodowa, kosmopolityczna.”

“Żywioł rodzimy musi mieć przewagę nad napływowym, i to znaczną, inaczej byt narodu staje się wątpliwym.”

[F. Koneczny]

I.  NARÓD, OSOBA I LUDZKOŚĆ ORAZ NOWOMOWA ZRODZONA Z NIENAWIŚCI

§ 1. Stopnie dojrzałości wspólnoty. Persona i nacja, personalizm i nacjonalizm – deformacje świadomości narodowej – nazizm i syjonizm – degradacja z narodu na lud – istnieją tylko nacjonalizmy konkretnych narodów – osoba jako fundament narodu – „ogólny nacjonalizm” nie istnieje – prawo ludów i gromad do krytykowania narodów? – dojrzałość i niedojrzałość ludów – narody in statu nascendi.

Tak jak osoba  jest ideałem życia jednostkowego, tak w sposób naturalny ideałem życia zbiorowego jest nacjonalizm. Jeśli absurdem byłoby negowanie wartości personalizmu ze względu na to, że istnieją tak zdegenerowane “osoby”, czy raczej półludzkie osobniki jak np. Harvey Weinstein czy Jeffrey Epstein, tak też absurdem jest negowanie i podważanie nacjonalizmu z tego powodu, że istniał Adolf Hitler i niemiecki, nacjonalny kult państwa (statolatria) oraz Fuehrera. Niedawno Robert Winnicki powiedział: “Jesteśmy nacjonalistami chrześcijańskimi”. Można też ową postawę określać: “nacjonalizm katolicki. I tak trzeba mówić i myśleć, by przywracać zdeformowany sens słowom wypaczanym celowo przez forpoczty kosmopolitycznego marksizmu kulturowego. Tak jak istnieją zdegenerowane formy życia wspólnotowego: kosmopolityzm wolnomularski, religijny (lub religijno-państwowy) rasizm żydowski (od Izaaka Lurii poprzez chasydyzm Chabad Lubawicz do syjonizmu Bubera, Rosenzweiga i Herzla), tak istnieją też właściwe formy życia społecznego jakimi są nacjonalizm, czy też nacjonalizm chrześcijański.

Zdegenerowane formy samowiedzy ludu kradnące nacjonalizmowi chrześcijańskiemu jego nazwę, częstokroć wiążą się ze swoistym mesjanizmem. Jest to mesjanizm dwojakiego rodzaju:

  • 1. samo-mianowany mesjanizm jakiegoś ludu (por. Dugin o wyższości narodu rosyjskiego oraz socjalista Moses Hess o tym, że „naród” żydowski jest swym własnym mesjaszem, a także – szokująca być może niektórych – paradoksalna obserwacja żydowskiego intelektualisty, Victora Klemperera (LTI, s.237), o pokrewieństwie Herzla, twórcy i głównego ideologa współczesnego syjonizmu z… Hitlerem: „Jakże uderza ta stale powtarzająca się zgodność ich obu – myślowa i stylistyczna, psychologiczna, spekulatywna, polityczna; a ile sobie wzajemnie zawdzięczali!”, oraz( LTI, s.238) o tym, że, „ Doktryna nazistowska niewątpliwie zawdzięcza syjonizmowi niejeden impuls i niejeden element wzbogacający […]”)
  • 2. mesjanizm ludu („narodu”), który wydał z siebie/dał się uwieść (niepotrzebne skreślić) przywódcę i ideologa uważającego siebie samego za mesjasza, co wkrótce owa wspólnota potwierdziła „uwierzywszy w jego misję” (por. Klemperer, LTI, s.235: „ […] podobieństwo myślowe, moralne, językowe między mesjaszem Żydów a mesjaszem Niemców przybiera to groteskową, to znów przerażającą postać”).

Bycie narodem, tak jak bycie pełną osobą ludzką nie jest czymś danym, zastanym. Ludy na swojej drodze ewolucyjnej ku staniu się narodami mogą się stoczyć w „gromadyzm” (stają się wtedy „masą”, którą posiada władza, por. Canetti, Masa i władza, a także Klemperer, LTI. Notatnik filologa: „”Mein Kampf Hitlera opisuje dobitnie i z drobiazgową dokładnością głupotę mas i głosi potrzebę utrzymywania ich w tej głupocie i odwodzenia od wszelkiej refleksji” i w innym miejscu trafny opis celów i metod władzy, która degraduje naród zamieniając go w tłum i masę: „ […] porwać za sobą ludzi prymitywnych, a tych, którzy mają już lub mieli pewną zdolność myślenia, przemienić z powrotem w prymitywne stadne zwierzęta.”).

Ludy mogą być narodami jakiś czas, po czym mogą tę rangę utracić, najczęściej pod wpływem obcych cywilizacyjnie wpływów. Naród to realność duchowa zbudowana w oparciu o rzeczywistość duchową, jaką jest osoba ludzka. Pełnia osoby ludzkiej to idea, którą odkryło i poczęło wprowadzać w życie chrześcijaństwo, personalizm to idea poczęta z ducha arystotelesowskiej etyki, czyli ideału dojrzałej osoby spełniającej się w moralnym działaniu w obrębie i na rzecz swojej etnicznej wspólnoty. Żadna inna religia nie dała takiego impulsu do samo-podnoszenia się ludów ku wyższemu stadium, jakim są narody. Idea dynastyczna w Europie poprzedzała ideę narodową, tak jak faza młodzieńczości pod opieką rodziców poprzedza fazę wieku dojrzałego.

Ludy zaczęły dorastać do bycia narodami na przestrzeni XIX w., każdy lud na swój sposób. Jak nie ma „dojrzałości w ogóle”, tak nie ma nacjonalizmu nieprzynależnego konkretnemu narodowi (nie ma idei „narodowej” w oderwaniu od konkretnego „narodu” mającego określone cechy i dzieje, mówiąc słowami Arystotelesa: „wykształcony” nie może istnieć bez kogoś, kto jest wykształcony”). Nie istnieje nacjonalizm „w ogóle”, tak jak nie istnieje etyka „w ogóle”, prawo „w ogóle”, religia „w ogóle”. Nie możemy oceniać nieskonkretyzowanych prawa, etyki, religii, nacjonalizmu. Możemy oceniać etykę chrześcijańską w porównaniu z etyką islamską lub buddyjską, nacjonalizm polski w porównaniu z nacjonalizmem niemieckim, ale pod zarzutem błędu szkolnego nie możemy formułować sądu poznawczego empirycznego w odniesieniu do pojęcia pierwotnego należącego do aksjomatyki danej dziedziny.Nie możemy krytykować „ogólnego nacjonalizmu” (krytykować “ogólnie” nacjonalizmu), bo taki nie istnieje.

W jedynym przypadku, gdy krytykowany jest nacjonalizm na poziomie ogólnym (czyli ‘każdy” nacjonalizm”) do udowodnienia jest teza, iż krytyka ta, ubrana w termin „kosmopolityzm” przychodzi spoza obrębu cywilizacji łacińskiej (dziedzictwo szkoły cyników i szkoły Zenona z Kition, jak go nazywa Kornatowski: semity z pochodzenia), czyli, jak to określa Koneczny, ze strony „gromadyzmu azjatyckiego”.Konflikt „nacjonalizm-kosmopolityzm” byłby wtedy refleksem na płaszczyźnie politologicznej bardziej zasadniczego konfliktu cywilizacyjnego „okcydentalizm-orientalizm”. Idąc dalej można by postawić tezę, że idee nacjonalizmu są swego rodzaju strażą graniczną cywilizacji zachodniej.

Nacjonalizm to dojrzałość ludu, który stał się narodem. Agresywne, cudzożywne gromady, plemiona, ludy, społeczności mogą nazywać siebie „narodem” a swoją doktrynę „nacjonalizmem” chcąc sobie przydać wartości w oczach innych, cywilizowanych wspólnot, jednak nie ma to mocy uczynienia ich narodami, podobnie jak wielokrotny przestępca może uważać siebie za pełnoprawną osobę nie rozumiejąc swojego niższego socjalnie statusu. Jeżeli istnieje etyka subkultury przestępców (więźniów), to tylko wtedy, gdy ujmiemy ją w cudzysłów. Kodeks subkultury to nie etyka, ideologia agresywnej wspólnoty, to nie nacjonalizm. Gdy państwo zamieszkiwane jest przez lud, populację nie czującą żadnych oporów przed eksploatowaniem sąsiednich wspólnot państwowych, to lud ten może być nazywany „narodem” a jego doktryna „nacjonalizmem” tylko w sensie przenośnym, nie ścisłym (por. Lutosławski: „ […] związki między ludźmi uważane za narodowości, nie zawsze są istotnymi narodami” i jak bardziej szczegółowo ujął to 100 lat temu „W dzisiejszej Europie narody romańskie są coraz to szczerzej pogańskimi, a narody germańskie w najszlachetniejszych swych odmianach, jak Anglicy i Skandynawowie dopiero przeniknęły się duchem Starego Testamentu, więc zasługują na miano starozakonnych […]”).

§ 2. Udawana miłość i skryta nienawiść. Humanitaryzm jako stłumiona nienawiść do wartości wyższych i niedostępnych rewolucjonistom – trzy imiona antynarodowej filantropii – ludzkość jako fikcyjne indywiduum kolektywne – niedojrzałość i histeria humanitarna i filantropijna – udawana miłość skrywająca faktyczną nienawiść – gra resentymentu – nienawiść do miłości narodu – nienawiść do narodu i osoby – miłość bliźniego i miłość najdalszych – stawianie siebie na miejscu Boga – apostołowie wszech-równości – socjaliści i humanitaryści jako reprezentanci Ludzkości i zastępcy Boga – źródło nienawiści – oskarżenia o mowę nienawiści jako klątwa Rady Mędrców – społeczeństwo otwarte – maski tyranii – walka.

Dla opisu głównego „przeciwnika frontowego” nacjonalizmu, idei narodowych, głównego i zaprzysięgłego jego wroga często używa się pojęcia „kosmopolityzm”. Jest to trafna lokalizacja głównego destruktora fundamentów cywilizacji łacińskiej, aczkolwiek nie sięgająca do korzeni tej postawy. Innym mianem nadawanym tejże samej postawie – także trafnym – jest „socjalizm”. Jednak określeniem najbardziej całościowym obejmującym całokształt postaw oraz ideologii atakujących rdzeń cywilizacji łacińskiej, czyli poczucie narodowości oraz idee chrześcijańskie – jest humanitaryzm. Dmowski tego destruktora łacińskości nazywa „antropocentrycznym humanizmem”, jeden z największych umysłów XX w., Max Scheler na to samo używa nazwy „nowożytny humanitaryzm”, albo bardziej opisowo „nowożytna miłość do człowieka, filantropia”, „rewolucyjne serce”, Le Bon zaś „apostołowie nowego dogmatu”, „apostołowie wszechrówności”, Koneczny natomiast ma na to takie nazwy: „rewolucyjność nowoczesna”, „rewolucjonizm”, „altruizm wyłącznej miłości samej tylko ludzkości”, „służba dla ludzkości”. Najbardziej wszechstronną analizę tej antynarodowej ideologii daje Scheler w swoim znakomitym dziele „Resentyment a moralność”, gdzie poświęca jej rozbiorowi cały rozdział ‘Resentyment a nowożytny humanitaryzm”, w którym daje jej wiwisekcję socjotechniczną, psychologiczną i wreszcie metafizyczną.

Według Schelera ów nowożytny humanitaryzm jest udawaną miłością, grą resentymentu (ideologicznym przekształceniem własnych niemożności), skrywającymi zgoła całkiem inne motywy i emocje, niż te hałaśliwie demonstrowane. Nie jest „prawdziwym”, „autonomicznym” ruchem miłości, z własnym pozytywnym fundamentem w istocie ducha ludzkiego, „lecz tylko tezą walki” przeciwko miłości do narodu (do człowieka z własnego kręgu kulturowego) oraz walki przeciwko chrześcijańskiej miłości do osoby i Boga. Niektórym może się ta teza wydawać śmiała, ale jej powszechność w różnych językowo kręgach myślicieli początku XX w. świadczy, że tak właśnie przebiegał front walki intelektualnej, ideologicznej i duchowej od przełomu XIX i XX w. i przebiega aż po dziś dzień. Scheler idzie dalej, wykazuje, iż jest to nie tylko nienawiść do miłości narodu, osoby i Boga, lecz wynika owa postawa z prostej, źródłowej nienawiści do

1. narodu,

2. osoby 

3. Boga.

Nie miejsce tu na relacjonowanie dalszej, fascynującej schelerowskiej analizy odnajdującej psychologiczne korzenie mentalności humanitarnych rewolucjonistów (histeria, osobowość niedojrzała, transytywizm, utrata granic osobowości i myślenie pierwotne), wypada odesłać każdego do pełnej lektury obydwu dzieł Schelera: „Resentyment a moralność” oraz „Istota i formy sympatii”.

Stworzenie jakiegoś indywiduum kolektywnego, owej „ludzkości” a następnie wzywanie do tego, by ową „ludzkość jako masę” kochać „bardziej od narodu, ojczyzny a cóż dopiero od Boga” jest nie tylko złe i niemoralne, ale jest też – jak wywodzi Scheler –  faktycznym obaleniem zachodniego porządku wartości. Być może owa dewiacyjność nie powinna dziwić, skoro zakorzeniona jest w dwóch ideach, które zrodziły się w głowach dwóch mających pewne kłopoty z równowagą umysłową autorów. W idei „altruizmu” Comte`a, tym – jak określa go Scheler – barbaryzmie i pustym, patetycznym frazesie oraz w Nietzschego abderyckiej „idei „miłości do najdalszych” mającej zastąpić chrześcijańską „miłość do najbliższego, do bliźniego”. Jak celnie zauważa Scheler: „Jest rzeczą nader charakterystyczną, że terminologia chrześcijańska nie zna „umiłowania ludzkości”. Jej podstawowe pojęcie brzmi „miłość bliźniego”.

„Ludzkość” to fikcja językowa, pojęcie niemożliwe, sprzeczne wewnętrznie, contradictio in adiecto, indywiduum kolektywne, które – jak pisze Koneczny – nie istnieje ani historycznie, ani socjologicznie, albo, jak zauważa Scheler, takie, o które można zapytać: „Komu […] dane jest to „indywiduum”? Kosmopolityczni rewolucjoniści ogłaszają swoją miłość do ludzkości, lecz ponieważ ludzkość nie istnieje, to jak – częściowo z humorem, choć sprawa sama nie jest wcale żartobliwa – wywodzi Koneczny, w związku z jej nieistnieniem nie możemy się dowiedzieć, czy… odwzajemnia ona tę miłość socjalistów, a skoro w związku z tym, że nie istnieje, to „nie może zająć żadnego stanowiska wobec kochających ją rewolucjonistów; robią się więc oni sami reprezentantami całej ludzkości, i stąd prosty wniosek, że służbą dla ludzkości jest służba dla rewolucji”. Sprawa pozornie żartobliwa faktycznie staje się złowieszcza. Dlaczego? Odpowiedź daje niezawodny Scheler: ci, którzy twierdzą, że kochają całą ludzkość… stawiają siebie na miejscu Boga, ponieważ „tylko Bóg bardziej kocha ludzkość […] od narodu; tylko Bogu to wolno i tylko On ma poniekąd „do tego prawo”. I tu powoli dochodzimy do kresu naszej peregrynacji badawczej, naszej podróży do źródeł herezji – postawienie siebie na miejscu „obalonego” Boga i potrójna nienawiść: do narodu, osoby i tegoż „strąconego” Boga.

U kresu poszukiwań docieramy do miejsca, gdzie bije źródło. Chociaż obie strony wojny duchowej zarzucają sobie nienawiść – nie może być tak, by obie zarazem miały rację. Takie „rzeczy” tylko w żydowskich dowcipach o „przemądrym” rabinie, który wysłuchawszy zaprzeczających sobie zeznań żony i męża orzekł, że oboje mają rację. Gdy pozostajemy w obrębie świata realnego, nie talmudycznego, to arystotelesowska zasada niesprzeczności nie tylko jest w mocy, ale stanowi osnowę uniwersum logosu i uniwersum bytów wszelakich. W świecie prawdziwym rzeki mają swoje źródła i swoje ujścia do morza. I żadne ze źródeł rzek nie może być jednocześnie ujściem. Dotyczy to także wylewających się z brzegów rzek nienawiści… Wszystko więc wskazuje, że owym źródłem i nienawiści i nieustającego szermowania dzidą oskarżeń o mowę nienawiści jest brodacz z Trewiru, Karol Marks z jego barbarzyńskim, dogmatycznym wyznaniem wiary: „Wszystkich nienawidzę Bogów!”.

Oczywiście, jest to początek uchwytny, lecz rzeki często nim wytrysną – płyną pod ziemią. I tak oto na 104 lata przed Manifestem Komunistycznym ukazała się napisana przez kobietę broszura „La Franc-Maçonne”, gdzie ideał tych podziemnych środowisk zaprezentowany jest w postaci demokratycznej republiki, gdzie, jak podaje M.Ghyka, „królem jest Rozum, radą najwyższą zaś – Zgromadzenie Mędrców”. Zwróćmy uwagę: królem nie jest ani Bóg, ani naród, ani choćby Parlament, tylko Rozum, ten sam, który później ubóstwiła rewolucja. Obie zaś zasady tej antyteocentrycznej utopii, ubóstwiony Rozum i Radę Mędrców odnajdujemy u ujścia tej rzeki nienawiści, w jej delcie, w pochodzącej z 1948 r. ideologii żydowskiego intelektualisty, prymitywnego ideologicznego awanturnika (określenie Erica Voegelina), Karla Raimunda Poppera, utopii tzw. społeczeństwa otwartego, gdzie owa otwartość okazuje się tylko wielobarwną maską skrytych marzeń o tyranii takiej, jakiej jeszcze świat nie widział (por. T.Gabiś, Karl Popper – Duchowy mistrz George`a Sorosa). Maską żądzy tyranii – ostatecznie – płynącej z potrójnego źródła stłumionej nienawiści: nienawiści do narodu, osoby i Boga. Nienawiści – by użyć zwrotu Schelera z jego analizy nowożytnego humanitaryzmu – „ukrytej głęboko za tą „łagodną”, wyrozumiałą”, „ludzką postawą” epatującą hollywoodzkim, szerokim uśmiechem. Uśmiechem tak szerokim, jak szeroka jest rozpadlina i nieprzekraczalna przepaść między humanizmem teocentrycznym a antropocentrycznym – „Te dwie odmiany humanizmu muszą się wzajemnie zwalczać, gdyż są one sobienie tylko przeciwstawne, ale i sprzeczne – jak mówi Dmowski posługując się terminologią Arystotelesa. Nie ma tu żadnej możliwości kompromisu”. I po jednej ze stron tej – żądającej wyboru – otchłani, każdy z nas musi stanąć. Brak wyboru będzie też wyborem, wyborem tchórzostwa, lub obojętności, która przecież w swej niewolniczej naturze nie przystoi mężnym, świadomym reprezentantom gatunku homo sapiens.

§ 3. System myśli narodowej. Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby – bezcelowość polemiki i niemożliwość przymierza – potrzeba systemu myśli narodowej – nacjonalizm jako jedyny sposób zatrzymania socjalistycznej degradacji państwa i narodu.

Diagnostyka natury światopoglądu środowisk walczących z państwami narodowymi jest jasna – o ile jest systematyczna, dogłębna, oparta o klasyczne prawa myśli i logiki oraz indukcję historyczną – i jako jasna, do ewidentnych też winna prowadzić wniosków. Jak mówi Koneczny: „Wnioski co do terapii same się narzucają. Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby”. „Przywróćmy panowanie cywilizacji łacińskiej […]”, a nie będzie rewolucji obyczajowych, wielokulturowych, nie będzie socjalizmu i socjalistów, kosmopolityzmu i inwazji apatrydów duchowych. Koneczny podsumowuje, że polemika z nurtami politycznymi, które negują istnienie wyższych wartości, ponieważ ich nie percypują a na ich miejsce stawiają sfabrykowane idole bytów i wartości – nie prowadzi do niczego. „Kontragitacja, rywalizująca co do demagogii, stanowi próżną stratę czasu. Terapia wymaga tu działania pozytywnego. Trzeba mieć doktrynę antyrewolucyjną, chcąc zwalczać rewolucyjność. Trzeba mieć coś do przeciwstawienia; sama polemika pogłębia tylko przepaść. […] Idea kosmopolityczna nie może być zarazem narodową. Przymierze między nimi może być tylko oportunistyczną komedią.” Dodam, w duchu Dmowskiego uzupełniając myśl Konecznego:trzeba mieć ideę antykosmopolityczną, antysocjalistyczną, teocentryczną. „Trzeba hasła, które by wyrażało się również krótko, węzłowato, jędrnie, a z którego dałoby się wywodzić wszystko dedukcją.” Jest tylko jedno jedyne hasło spełniające wszystkie powyższe warunki – tym hasłem jest polski nacjonalizm, tą ideą jest myśl narodowa, idea polska, państwo etnicznych Polaków.

Potrzebą chwili jest rekultywacja i odbudowa – używając zwrotu Konecznego – „korzeni i ścian działowych” polskiej tożsamości narodowej i polskiej etniczności. Scena polityczna zawłaszczona jest przez oświeceniowo-socjalistyczne ideologie, co – jak mówi Koneczny – „przyczynia się w wielkiej mierze do tego, by niższość brała górę. Przyczynia się bowiem do obniżenia iloczynu społecznego.” Przyczynia się więc do bezustannej, postępującej degradacji polskiego potencjału kulturowego i gospodarczego, polskiego narodu i państwa, karlenia polskiej duszy narodowej.

§ 4. Fałszywe słowa, fałszywe myśli i droga ku totalizmowi. Triada semantyczna – manipulacje zespołami pojęć – jak powstaje nowomowa – manichejska dychotomia zamiast klasycznej triady – jak rodzi się totalizm mentalny

Słowa są niezwykle ważne. Często – w sposób niezauważalny – stają się one naszymi myślami. Nieświadomie zaczynamy myśleć słowami podsuniętymi nam w złych intencjach przez inne osoby. Victor Klemperer pisze o tym niebezpieczeństwie przeoczonego przez nas przejścia od form językowych do form myślowych, od słów, do myśli, tak: „przejście od jednych do drugich jest prawie nieuchwytne, zwłaszcza u natur prymitywnych”. Dlatego ważne jest, by poznać najczęściej stosowaną i najbardziej skuteczną manipulację słowami. Słowami, które potem niebacznie bierzemy za… swoje myśli. Jak nauczyć wystrzegać się ulegania manipulatorom językowym – w tym może pomóc poniższa analiza najbardziej pospolitego triku.

Chcąc przybliżyć właściwy sens pojęcia naród, nacja, nacjonalizm nie można tego uczynić bez myślowego przywołania kontekstu terminów pokrewnych, powiązanych  terminów takich jak: lud, plemię, ludzkość, rasa,  rasizm, szowinizm, kosmopolityzm, patriotyzm, obywatel, pochodzenie, osoba, personalizm. Pojęcia wyższego rzędu (aksjologemy) egzystują w diadach, czy też mówiąc ściślej i zgodnie z genialną prezentacją ich sposobu bytu dokonaną przez Arystotelesa – w triadach. Triadach odmierzających trzy stopnie, trzy fazy: za mało – za dużo – w sam raz. Na konkretnym przykładzie: za mało = tchórzostwo, za dużo = zuchwałość, w sam raz = odwaga. Zasadą organizującą relacje między zakresem znaczeniowym pojęć ROZUMNIE POŁĄCZONYCH jest więc zasada niedobór – eksces – BALANS.  

Analogicznie do triady tchórzostwo-zuchwałość-odwaga mamy klasyczną triadę: za mało = kosmopolityzm, za dużo = szowinizm i w sam raz = nacjonalizm. Klarowne dystynkcje pojęciowe przez ostatni wiek są intensywnie rozmywane i niszczone przez neomarksizm. W tym konkretnym przypadku manipulacja pojęciowo-językowa polega na usuwaniu z języka terminu “szowinizm” i przeniesieniu całej jego negatywnej konotacji na termin “nacjonalizm”, podczas gdy przecież nacjonalizm w swym pierwotnym, jeszcze XIX-wiecznym znaczeniu (w imię którego ludy i narody walczyły o swoją wolność wyrywając ją zorientowanym antynarodowo i kosmopolitycznie dynastiom) nie ma nic wspólnego z militarnym ekspansjonizmem i szowinizmem. Zamiast na wzór arystotelesowski zbudowanej triady kosmopolityzm-nacjonalizm-szowinizm otrzymujemy manichejską diadę humanizm-faszyzm (czyli nacjonalizm), co jest najzwyklejszą realizacją totalitaryzmu w sferze myślowej i tworzeniem – groźnej dla zdolności myślenia – nowomowy. 

image

Podsumujmy manipulację mającą na celu usunięcie z przestrzeni językowej pozytywnego znaczenia pojęcia nacjonalizm. Organiczną triadę pojęciową (niedobór – eksces – BALANS, czyli kosmopolityzm – szowinizm- nacjonalizm) zastępujemy diadą kosmopolityzm – nacjonalizm. Usuwamy więc stopniowo z uzusu językowego pojęcie denotujące postawę skrajną, czyli “szowinizm”. Całą zaś negatywną treść pojęcia “szowinizm” przenosimy “PO CICHU, PO WIELKIEMU CICHU”,  na to pojęcie, które chcemy zdeprecjonować, czyli na “nacjonalizm”, czyli na pojęcie denotujące postawy, które chcemy zwalczać a później represjonować, gdyż stanowią przeszkodę w przeszkodę w przejmowaniu etnicznych terenów. Treść zaś terminu “kosmopolityzm”, by nie raził odsłonięciem prawdziwych zamiarów, przenosimy na termin “patriotyzm”. Zamiast więc spektrum trzech, płynnie przechodzących w siebie jakości (kosmopolityzm-nacjonalizm-szowinizm) otrzymujemy diadę, czy też raczej dychotomiczny podział patriotyzm-nacjonalizm. Dokonując kolejnych podstawień uzyskujemy kompletnie fałszywą alternatywę: albo patriotyzm (w sensie, ogólnikowym, niesprecyzowanym i pozostawiającym nam swobodę dowolnej definicji, np. takiej: patriotyzm to płacenie podatków i sprzątanie kup po psie), albo nacjonalizm, który nacechowujemy krańcowo negatywnie poprzez synonimiczne nazywanie go “faszyzmem”, “ksenofobią”, “nienawiścią”, “rasizmem”, “przyczyną mowy nienawiści”.

image

Zamiast więc zespołu powiązanych ze sobą trzech pojęć przedstawia się nam manichejską diadę dwóch wykluczających się wzajemnie pojęć pomiędzy którymi zieje przepaść  i tym samym sankcjonuje się tylko jedną jedyną dozwoloną postawę, tę, którą samemu się reprezentuje. Totalitarne zapędy zostają przełożone na język i wpisane do… słowników i encyklopedii, z których potem korzystają nasze dzieci w szkole i na studiach wytwarzając w sobie mentalność agresora, lub niewolnika lub… zmuszonego kryć się po niszach internetu rzekomego ksenofobicznego przestępcy. W państwie suwerennym, takim w którym naród tworzy państwo – jest na odwrót. Kulturkampf w wieku XIX walczyła z językiem polskim, w wieku XXI walczy z językiem zdrowego sensu. Ta druga walka jest może nawet bardziej groźna dla narodu i bardziej skuteczna w dziele wynaradawiania, gdyż bywa, że narody zmieniają język, mowy zdrowego sensu jednak nie da się zamienić na inną, poza nią jest obłęd i niewola w szacie ignorancji. Tak jak w XIX w. broniliśmy przetrwania mowy polskiej przed fizycznymi zaborcami, tak dzisiaj musimy z równą determinacją bronić mowy sensu i kultury sensu oraz przekazywać ją dzieciom niezależnie od mentalnej okupacji przez obce nacjonalizmy i marksizm kulturowy dziarsko maszerujący przez instytucje państwowe opanowane przez wszelkiej maści socjalistów, uniwersalistów europejskich i “liberałów”.

Musimy sobie zdawać z tego sprawę, iż władza po okrągłym stole należy do środowisk antynarodowych i to świadomie antynarodowych. Musimy wiedzieć dokładnie jak wygląda “pierścień władzy” i kto go porwał, bo to pierwszy krok do jego odbicia, odzyskania w twardej walce duchowej.Nie możemy też dać się zwieść dzisiejszej chwytliwej sztuczce, gdy ten, co ukradł pierścień władzy ogłasza nagrodę za jego odnalezienie… Albo wysyła wygadanego akwizytora, żeby jako polski pierścień władzy sprzedał nam podobną kształtem… obrożę psa łańcuchowego koncernów i korporacji.

Z socjalistycznej koncepcji narodu otwartego zrodzić się tylko może patriotyzm zbierania psich odchodów. Socjalizm i patriotyzm to – jak nazywa to Koneczny – incompatibilia. Patriotyzm głęboki, tożsamościowy zrodzić się może tylko z nacjonalizmu.

Socjalizm chrześcijański, naród otwarty, społeczeństwo otwarte – cały ten „pokost patriotyczny i religijny” na działaniach socjalistów nigdy nie trwa długo. „We Francji wielka rewolucja odwoływała się do patriotyzmu, póki groziły armie zagraniczne, ale też tylko dlatego, że armie te były antyrewolucyjnymi. Potem wycofał się rewolucjonizm francuski wcale szybko z wszelkich stosunków z patriotyzmem, aż doszli do tezy, że proletariusz nie ma Ojczyzny.” Nasuwa się analogia z dzisiejszymi, polskimi socjalistami, którzy realizują korporacyjną doktrynę o migracji zarobkowej i nomadyzmie pracowniczym bez mrugnięcia okiem, przed autochtonami przykrywając ją politurą ckliwego, banalnego „patriotyzmu”. Socjaliści zawsze będą zarzucać – wg słów Konecznego – „poczuciu narodowemu ciasnotę”, albo… nienawiść.

Czynieniu z narodów bezwolnych mas proletariackich może przeciwstawić się tylko silna myśl narodowa, jasno sformułowany i przełożony na stosunki gospodarcze i kulturowe – polski nacjonalizm.

Część naszego narodu postradała poczucie własności tych ziem i królujących im idei, albo – zupełnie bez swojej winy –  dała się zwieść chytrym demagogom i ich ckliwym atrapom “częściowej niepodległości” (przeróżnym Kaczyńskim, Bąkiewiczom etc.) i kupić za pozwolenie śpiewania na ulicy “Pierwszej Brygady”.

Rdzennego, etnicznego mieszkańca tych ziem można łatwo rozpoznać po tym, że zamiast idiotycznych kołchozowych kamieni milowych broni dwóch kamieni węgielnych swego narodu, czyli katolicyzmu i nacjonalizmu. Natomiast osobę obcą, duchowego apatrydę można rozpoznać po znieważaniu i deptaniu obrońców tożsamości narodowej oraz po bezustannym stosowaniu manipulacji słowno-pojęciowych mających na celu unicestwianie idei nacjonalizmu polskiego. Po zastosowaniu takich kryteriów rozpoznawania “obcości” zobaczymy jasno jak z przebierańców opadają szaty pustosłowia, z ich siedzib odpadają wprowadzające w błąd szyldy. I zdziwimy się tym, jak nas, rdzennych jest dużo…

Feliks Koneczny i teoria cywilizacji

Feliks Koneczny i teoria cywilizacji

Dominik Liszkowski 14 grudnia 2022 wtowarzystwie.pl/feliks-koneczny-i-teoria-cywilizacji

W erze globalizacji nauki o cywilizacjach zdają się nabierać znaczenia szczególnego. Wiedza o nich – w czasach gdy na Zachodzie przeprowadza się utopijne projekty budowy „nowego wspaniałego świata” scalającego ludzkość w jedną uniwersalną „cywilizację” – to jeden z kluczy do zrozumienia współczesnej rzeczywistości. Klucz ten zostawił nam w swoim dorobku wybitny polski uczony – Feliks Koneczny.

O Konecznym i jego dorobku

Feliks Koneczny urodził się 1 listopada 1862 roku. Jego rodzina trafiła do Polski z Moraw, pod koniec wieku XVII. Przez całe życie związany był z ziemią krakowską. Ukończył studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim zdobywając tytuł doktorski już w 1888 roku. Przed nastaniem odrodzonego państwa polskiego większość swojego życia zawodowego, bo aż 23 lata (1897–1920), spędził pracując w Bibliotece Jagiellońskiej. Jego kariera naukowa błyskawicznie rozwinęła się w wolnej Polsce – w 1919 roku rozpoczyna pracę na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie, gdzie w 1920 roku zostaje mianowany profesorem nadzwyczajnym, a w 1922 roku otrzymuje tytuł profesora zwyczajnego. Tam też pozostaje aż do roku 1929, kiedy to decyzją Ministerstwa Wyznań i Oświaty Publicznej zostaje przeniesiony w stan spoczynku. Decyzja ta miała zresztą charakter polityczny, gdyż Koneczny zarzucał ówczesnemu sanacyjnemu obozowi rządzącemu oraz jego przywódcy Józefowi Piłsudskiemu turanizm. Koneczny powraca więc do Krakowa gdzie pozostaje aż do swojej śmierci 10 lutego 1949, przeżywając po drodze lata wojenne i niemiecką okupację.[1]

Dorobek Konecznego podzielić można według dwóch głównych obszarów jego zainteresowań – historycznych oraz cywilizacyjno-filozoficznych. Najbardziej znane dzieła historyczne Feliksa Konecznego to Dzieje Polski (1902), Dzieje Rosji (1917) oraz Dzieje Śląska (1897), lecz jego zainteresowania w tej dziedzinie były znacznie szersze niż historie poszczególnych państw czy obszarów o czym świadczą publikacje takie jak m.in. Geografia historyczna (1905) czy Święci w dziejach narodu polskiego (1937–1939).  

Kompleksowe dzieła na temat cywilizacji Koneczny opublikował stosunkowo późno, bo dopiero w latach 30-tych, mając już lat ponad 70. Jedno z jego najważniejszych dzieł O wielości cywilizacji zostało wydane w roku 1935. Trzy lata później ukazała się kolejna bardzo ważna książka w jego dorobku – Rozwój moralności. Niezwykle wartościowe i łatwo dostępne w dniu dzisiejszym książki takie jak Cywilizacja bizantyńska, Cywilizacja żydowska, Państwo w cywilizacji łacińskiej, Prawa dziejowe czy O ład w historii po raz pierwszy zostały wydane po jego śmierci, dopiero w latach 70-tych i 80-tych w Londynie.

[Wydawał Jędzrzej Giertych – w ogromnym trudzie i biedzie. M. Dakowski]

Poza tym Koneczny był wytrawnym publicystą, a jego artykuły ukazywały się m.in. w Przeglądzie Powszechnym, Świecie Słowiańskim, Myśli Narodowej (lata 30-ste), a także w Tygodniku Warszawskim oraz Niedzieli bezpośrednio po II wojnie światowej (1946–1947). Koneczny nie pisał jednak wyłącznie o historii i cywilizacjach. We wcześniejsze fazie jego działalności intelektualnej interesowała go chociażby kwestia edukacji co dostrzec można w publikacjach takich jak Geneza pedagogiki (1889).         

Czym jest cywilizacja

Według Konecznego cywilizacja to metoda ustroju życia zbiorowego. Gdybyśmy chcieli ująć tę samą definicję w prostszych słowach moglibyśmy powiedzieć, że cywilizacja to sposób w jaki zorganizowane jest życie społeczne na co składają się poszczególne elementy stanowiące o jego obliczu takie jak m.in.: państwo, gospodarka, edukacja, polityka czy religia. To jaki charakter ma dana cywilizacja jest według Konecznego zdefiniowane przez to co on sam określa jako quincunx – pięć fundamentalnych kategorii bytu: prawdę i dobro (kategorie duchowe), zdrowie i dobrobyt (kategorie materialne) oraz piękno (kategoria duchowo-materialną).

Aby cywilizacja mogła funkcjonować harmonijnie, aby podtrzymywała swoją żywotność, kategorie te musi charakteryzować współmierność – sposoby ich definiowania czy też postrzegania nie mogą  być względem siebie sprzeczne. Wówczas bowiem nieunikniony jest wewnątrz-cywilizacyjny chaos.[2]

Cywilizacja a kultura

Kwestią, która do dnia dzisiejszego pozostaje problematyczną w dyskusjach na temat cywilizacji jest kwestia rozróżnienia między pojęciami cywilizacji i kultury. Dla Konecznego kultura to po prostu odmiana, wariant lokalny danej cywilizacji.[3] Tak oto przykładowo cywilizacja łacińska składa się z kultur takich jak m.in. kultura polska, włoska, hiszpańska czy francuska.

Chaos pojęciowy bierze się z tego, że w wielu kręgach historiozoficznych – a przede wszystkim jest to tradycyjny sposób myślenia historiozofów niemieckich oraz angielskich – pojęcia kultury i cywilizacji stanowią albo pojęcia praktycznie nierozróżnialne albo na swój sposób ze sobą sprzeczne.

Jeżeli przyjmiemy pogląd, zgodnie z którym kulturę powinno definiować się jako całościowy dorobek dziejów ludzkości to samo pojęcie cywilizacji mieści się w ramach tak właśnie pojmowanej kultury. Z drugiej strony niektórzy badacze pojęcia te sobie przeciwstawiają – w takim przypadku pojęcie cywilizacji odnosi się do aspektów materialnych, a pojęcie kultury do aspektów o wymiarze duchowym.

Jeden z najbardziej znanych niemieckich historiozofów Oswald Spengler, autor słynnego dzieła Zmierzch Zachodu, cywilizacje postrzega w sposób, który można by określić biologicznym posługując się zresztą w swoich rozważaniach szeregiem pojęć charakterystycznych stricte dla nauk biologicznych. Według niego cywilizacje są niczym organizm – rodzą się, dojrzewają, przechodzą przez okres swojego szczytu rozwojowego, a następnie starzeją się i umierają (o podobnym kręgu rozwojowym cywilizacji pisze także Arnold Toynbee). Przeciętny cykl ich istnienia Spengler wyznacza na około 1000 lat. Teoriom Spenglera przypisuje się charakter mocno spekulatywny, a samemu autorowi aspiracje do pełnienia roli „proroka”. Podejście to stoi zresztą w sprzeczności ze stonowanym nastawieniem Konecznego, który w swoich badaniach bazował przede wszystkim na metodzie indukcyjnej.

Według Konecznego cywilizacje nie muszą wcale podążać taką samą drogą rozwoju jak organizm biologiczny, a co za tym idzie nie muszą umrzeć i w dowolnym momencie – jeżeli zostaną spełnione określone warunki, jeśli zostanie przywrócona harmonia i współmierność – mogą się odrodzić. Spójrzmy chociażby na przykłady cywilizacji chińskiej oraz cywilizacji żydowskiej. Pierwsza z nich to cywilizacja, która istnieje od kilku tysięcy lat lat. Zgodnie z poglądem Spenglera zniknąć z areny dziejów powinna już dawno temu. Tymczasem Chiny po ogromnym kryzysie cywilizacyjnym w wieku XIX i wielkim rewolucyjnym chaosie wieku XX wkraczają w erę, która już dziś daje im pozycję jednego z dwóch największych mocarstw świata, a wkrótce uzyskać mogą globalną hegemonię o jakiej przez czas swojego istnienia nie mogły nawet pomarzyć. Podobnie też cywilizacja żydowska, która istnieje od ponad 3000 lat przetrwała do dnia dzisiejszego i to pomimo niespotykanego w skali innych cywilizacji rozproszenia po świecie.         

Różnice między Spenglerem a Konecznym uwidaczniają się także w ich sposobie postrzegania historii. Według Spenglera historia ma charakter liniowy – cywilizacje żyją obok siebie nie wchodząc sobie w drogę. Według Konecznego historia jest paralelna – różne cywilizacje są na różnym etapie swojej własnej historii i ścierają się, a w skrajnych przypadkach może między nimi dojść do walki na śmierć i życie (co kontrastuje się z teorią Spenglera, według której żyją one obok siebie nie wpływając na siebie wzajemnie). Pogląd ten w dzisiejszych czasach został zresztą spopularyzowany przez Huntingtona w dziele Zderzenie cywilizacji. Warto pamiętać jednak, że Koneczny pisał o tym kiedy Huntington był jeszcze małym chłopcem.

Quincunx

Tak jak wspomniałem już wcześniej, quincunx Konecznego składa się z pięciu kategorii bytu: prawdy i dobra (kategorie duchowe), zdrowia i dobrobytu (kategorie materialne) oraz piękna (kategoria duchowo-materialna). Sposób definiownia tych pięciu wyżej wymienionych pojęć decyduje o charakterze danej cywilizacji.

Warto przyjrzeć się kwestii quincunxu z punktu widzenia współczesnego kryzysu cywilizacji łacińskiej. Wielu krytyków teorii Konecznego twierdzi, że cywilizacji łacińskiej zwyczajnie już nie ma. Oczywiście jednoznaczne określenie stanu cywilizacyjnego współczesnej Europy wydaje się być dzisiaj wyzwaniem karkołomnym i potrzeba by umysłu co najmniej dorównującego umysłowi Konecznego by pokusić się o kompleksową analizę tego zagadnienia. Niemniej jednak to, że w dzisiejszych czasach praktycznie wszystkie z kategorii stanowiących quincunx Konecznego uległy w naszej cywilizacji wypaczeniu, że wewnątrz zbiorowości stanowiącej naszą cywilizację ludzie postrzegają te kategorie na rozmaite, często obce cywilizacyjnie sposoby, nie jest dowodem na to, że cywilizacja łacińska nie istnieje i odrodzić się nie może. Wręcz przeciwnie – to że nadal istnieje spora (choć malejąca) część zbiorowości, która pozostaje przy tradycyjnym dla naszej cywilizacji postrzeganiu kategorii prawdy, dobra, zdrowia, dobrobytu i piękna świadczy o tym, że cywilizacja ta pozostaje przy życiu – brakuje jej jednak od dłuższego czasu harmonijnego i współmiernego charakteru, przez co żyjemy w czasach permanentnego kryzysu cywilizacyjnego.

Spójrzmy chociażby na pojęcia takie jak prawda, dobro i piękno. W kręgach współczesnej lewicy dosyć popularną stała się teza o tym, że prawda nie istnieje. Jednocześnie zgodnie z dogmatem relatywistycznym twierdzi się, że prawd może być wiele – każdy bowiem ma swoją prawdę, która zależy od indywidualnego punktu widzenia (chaos pojęciowy to zresztą dla lewicy chleb powszedni i jedno z podstawowych narzędzi politycznego działania).

Nie jest istotne czy zgodzimy się z pierwszą czy drugą teorią  – to co jest istotne to zaprzeczenie istnienia prawdy uniwersalnej.

Podobnie też podążając lewicowym tokiem myślenia nie istnieje żadna prawda historyczna – istnieją tylko narracje. Zastanawiam się jednak czy intelektualni troglodyci wygłaszający takie tezy mieliby podobną odwagę wygłaszania ich np. na kongresach poświęconych pamięci Holocaustu. Łatwo bowiem domyślić się co oznaczałoby przyjęcie dogmatu zgodnie, z którym prawdy historycznej nie ma. Można by wtedy przecież dowolnie twierdzić, że pewne wydarzenia historyczne w ogóle nie miały miejsca.

Pojęcie dobra w naszej cywilizacji, jak i cała jej etyka, ma swoje korzenie w Ewangelii. Twierdzenie, że cywilizacja łacińska nie istnieje w momencie, w którym przykładowo w obrębie kultury polskiej nadal etyka chrześcijańska stanowi etykę dominującą (nawet wśród wielu ateistów czy też zagorzałych wrogów chrześcijaństwa, którzy przyswoili ją sobie w procesie inkulturacji i choćby się tego wypierali nie zmieni to faktu, że zostali przez nią ukształtowani) zdaje się wynikać jedynie z przemądrzałości ludzi takie tezy głoszących. Choć widzimy w naszych czasach rozprzestrzenianie się pod wpływem ideologicznego prymatu liberalizmu bardzo prymitywnej w swoim charakterze etyki sytuacyjnej, charakterystycznej dla pewnych innych cywilizacji, nie jest to etyka w społeczeństwie dominująca.

Warto też przyjrzeć się wspomnianemu pojęciu piękna, którego dekonstrukcja przebiega w czasach współczesnych również w tempie bardzo szybkim. Tradycyjnie rozumiane pojęcie piękna pochodzące jeszcze z czasów starożytnej Grecji – utożsamiane z zachowaniem właściwych proporcji kształtów, harmonii barw i dźwięków – nie spełnia w dzisiejszych czasach wymagań politpoprawnego establishmentu. Dlaczego? Odrzuca się bowiem oczywistą prawdę w kwestii tego, że przeciwieństwem piękna jest coś co powszechnie określamy brzydotą. Współcześnie nie można przykładowo określić człowieka, który umyślnie oszpeci się do takiego stopnia, w którym przestaje przypominać istotę ludzką jako brzydkiego – w sposób ten wyrazilibyśmy bowiem swoją nietolerancję i brak akceptacji względem odmienności. Podobnie też według współczesnych rewolucjonistów pojęć i języka wyrazem największego artyzmu może być sprzedany za kilkadziesiąt milionów obraz przedstawiający fekalia, ponieważ jego piękno tkwić może w wyjątkowych walorach dostrzegalnych jedynie przez ich twórcę.

Wypaczone pojęcia prawdy, dobra i piękna rozprzestrzeniają się po Zachodzie w tempie zastraszającym, jednakże wewnętrzna walka o wartości, która nadal toczy się w niejednym państwie na kontynencie europejskim (czego Polska zdaje się być jednym z najbardziej wyrazistych przykładów) jest świadectwem tego, że na jego terytorium pozostają w dalszym ciągu pewne żywotne ośrodki cywilizacji łacińskiej. Jeżeli ośrodki te wytrzymają napór antycywilizacji i nie skapitulują  w walce o wartości, w momencie wielkiego załamania, które nieuchronnie czeka zajmujący się intensywnie swoją własną autodestrukcją Zachód, ludy Europy poszukujące ładu, stabilizacji i normalności zwrócą swoje oczy w kierunku tego ośrodka, który podoła wyzwaniu i stanie się bastionem cywilizacji.

Cywilizacje współczesne i różnice między nimi

Koneczny w swoich pracach wyróżnia 22 cywilizacje historyczne. Z tych 22 cywilizacji do czasów współczesnych przetrwało siedem: bramińska, żydowska, chińska, turańska – cywilizacje o rodowodzie starożytnym – oraz arabska, bizantyńska, łacińska – cywilizacje o rodowodzie średniowiecznym.

Cywilizacje różnią się między sobą na rozmaite sposoby. Istnieją dwie cywilizacje sakralne – żydowska i bramińska – w których quincunx definiowany jest w całości przez religie stanowiące ich fundament (judaizm i braminizm), jedna cywilizacja o charakterze półsakralnym – arabska (islam odgrywa w niej rolę fundamentalną, ale jak pokazuje przykład muzułmanów z Azji Środkowej przynależących do cywilizacji turańskiej, fakt bycia muzułmaninem nie jest równoznaczny z przynależnością do cywilizacji arabskiej w związku z czym nie jest to cywilizacja w pełni sakralna) oraz cywilizacje niesakralne: bizantyńska, łacińska, chińska i turańska.[4]

Warto w tym momencie wspomnieć o niewłaściwym sposobie posługiwania się powszechnie pojęciem cywilizacji chrześcijańskiej z punktu widzenia Konecznego. Nie ma bowiem i nie było nigdy jednej cywilizacji chrześcijańskiej, podobnie zresztą jak i jednej cywilizacji europejskiej. Elementy chrześcijańskie posiada zarówno cywilizacja łacińska, jak i bizantyńska, a na co zwraca uwagę sam Koneczny – co jest dziś faktem dość powszechnie zapomnianym – w czasach średniowiecza istotną siłę w cywilizacji turańskiej stanowili nestorianie (w odróżnieniu jednak od cywilizacji łacińskiej podporządkowali się cywilizacji, a nie cywilizację sobie w związku z czym nestorianizm już dawno przeszedł do historii, podczas gdy cywilizacja turańska trwa). Chrześcijaństwo jednak nie określa całościowo quincunxu cywilizacji łacińskiej czy bizantyńskiej tak jak ma to miejsce z judaizmem w cywilizacji żydowskiej. W cywilizacji łacińskiej elementem stricte chrześcijańskim jest jedynie dobro (wspomniana już wcześniej etyka chrześcijańska).[5]

Cywilizacja łacińska zbudowana jest bowiem na trzech filarach: etyce chrześcijańskiej, prawie rzymskim i greckiej filozofii. Według Konecznego jedną z najbardziej unikalnych cech tej cywilizacji jest niezależność władz kościelnych od władz świeckich. Jest to zresztą jeden z tych elementów, które stanowią o fundamentalnym rozróżnieniu między cywilizacją łacińską a bizantyńską, gdzie władza świecka stoi ponad władzą kościelną lub sama ją stanowi czego ukoronowaniem była średniowieczna idea cezaropapizmu.

W miejscu tym warto wspomnieć o jednej z najbardziej oryginalnych tez Konecznego, zgodnie z którą głównym rozsadnikiem cywilizacji bizantyńskiej na kontynencie europejskim stały się Niemcy, gdzie wpływy bizantyjskie zaczęły się zaznaczać już w X wieku, kiedy to cesarz Otton II poślubił bizantyjską księżniczkę Teofano. Później jeszcze silniejszym ogniwem cywilizacji bizantyńskiej wewnątrz świata niemieckiego mieli okazać się Krzyżacy, którzy elementy tejże cywilizacji przyswoili sobie już podczas działalności prowadzonej przez nich na terenach Bliskiego Wschodu. W przyszłości cywilizacyjna spuścizna pozostawiona przez Krzyżaków odrodzić się miała pod nową postacią w Królestwie Prus, które z perspektywy czasu można postrzegać jako państwo, w którym bizantynizm osiągnął swój cywilizacyjny szczyt.[6] W międzyczasie miała też miejsce w Niemczech rewolucja luterańska, która poszczególnym niemieckim książętom pozwoliła na przerwanie łacińskiej tamy poprzez zerwanie więzi z Rzymem i wdrożenie w życie klasycznego bizantyńskiego podejścia do spraw religii, które do historii przeszło pod hasłem cuius regio, eius religio. Protestantyzacja Niemiec miała zresztą także bardzo duży wpływ na „bizantynizację” kościoła katolickiego w tym kraju, który w XXI wieku odgrywa rolę największego mąciciela w świecie katolickim, a jego główną cechą charakterystyczną stała się uległość wobec dyktatu ideologicznego władzy świeckiej.

Koneczny pisał też, że o charakterze narodowym Niemców decyduje to jaki czynnik cywilizacyjny (łaciński czy bizantyński) jest w danym momencie czynnikiem w państwie niemieckim dominującym. Czynniki te można zresztą przedstawić na jeszcze jeden sposób – niemiecki oraz pruski.

Zdaje się, że to wraz ze wzrostem znaczenia politycznego Królestwa Prus zaznaczała się w obrębie kultury niemieckiej przewaga cywilizacji bizantyńskiej osiągając punkt kulminacyjny w czasach ery bismarckowskiej. Z punktu widzenia XXI wieku dla wielu ludzi postrzeganie kwestii charakteru narodowego Niemców przez ten pryzmat może wydawać się absurdalne z racji ostatecznej likwidacji państwa pruskiego ponad 100 lat temu. Jednakże duch pruski w narodzie niemieckim bez wątpienia całkowicie nie zanikł, a jeżeli spojrzymy na współczesne różnice w podejściu chociażby do kwestii takich jak państwo narodowe czy budowa europejskiego superpaństwa federalnego, które dość ostro zarysowują się między Niemcami a Polską, ich genezy możemy dopatrywać się właśnie w kategoriach konfliktu cywilizacyjnego.

Argumentem przemawiającym za teorią bizantynizmu niemieckiego może być także fakt, że nie było na kontynencie europejskim państwa pozostającego w obrębie bezpośredniego oddziaływania cywilizacji łacińskiej, w którym tożsamość narodowa zrodziłaby się tak późno (według Konecznego na początku XIX wieku). Ma to znaczenie z tego względu, że według Konecznego tylko w cywilizacji łacińskiej wykształciło się w pełni pojęcie narodu (przenikając stąd później do innych cywilizacji), a jest to w linii prostej spuścizna jedynej cywilizacji starożytnej, którą charakteryzowała podobna cecha, czyli cywilizacji rzymskiej, z której wytworzył się naród rzymski. Chociaż Cesarstwo Bizantyjskie istniało przez ponad 1000 lat to przez cały ten czas nie wykształciły się w nim nawet zalążki narodu bizantyjskiego.

We współczesnych czasach jako Europejczycy często miewamy problemy ze zrozumieniem specyfiki państw afrykańskich, azjatyckich czy (w mniejszym stopniu) południowoamerykańskich gdzie pojęcie narodowości jest pojęciem relatywnie nowym (Afryka), pojęciem zupełnie inaczej definiowanym i rozumianym (Azja) lub pojęciem ciągle dojrzewającym (Ameryka Południowa).

Wynika to z faktu, że przyglądając się państwom, które ukształtowały się na wspomnianych kontynentach stosujemy do nich ściśle europejskie kryteria pojęciowe, których nie da się przełożyć w skali 1:1.

Byłoby absurdem określanie narodem w europejskim rozumieniu tego słowa Nigeryjczyków, gdyż populacja Nigerii składa się z ponad 250 grup etnicznych posługujących się ponad 500 językami i upłynie zapewne jeszcze bardzo dużo czasu nim tożsamość narodowa stanie się dla wszystkich tych grup etnicznych tożsamością stawianą wyżej od tożsamości plemiennej. Nie powinniśmy więc stosować uproszczeń wynikających z przyzwyczajenia do sytuacji, w której państwo = naród, gdyż poza kontynentem europejskim jest to w skali świata zjawisko stosunkowo rzadko spotykane.

Uzupełniając rozważania na temat bizantynizmu warto zaznaczyć, że posiada on wiele cech charakteryzujących także cywilizację turańską. To co łączy te cywilizacje to ich „gromadny” charakter oraz całkowite podporządkowanie społeczeństwa (jeśli można o nim mówić) państwu. W cywilizacji łacińskiej jest odwrotnie – to państwo oparte jest na społeczeństwie. Stąd też etatyzm stanowi jedną z najbardziej charakterystycznych cech bizantynizmu, a Koneczny dostrzega w nim także zalążki „państwa totalnego”.[7]

„Totalitarny” – jak określilibyśmy to używając współczesnych pojęć – wymiar jest też cechą charakterystyczną cywilizacji turańskiej. W turańszczyźnie nie możemy mówić o społeczeństwie w takich kategoriach do jakich na Zachodzie jesteśmy przyzwyczajeni – tam bowiem zbiorowość organizowana jest na wzór jednej wielkiej formacji militarnej kierowanej przez despotycznego jedynowładcę, a prawa jednostki nie mają żadnego znaczenia. W historii cywilizacja ta osiągała wielkie sukcesy za sprawą swojej niezrównanej sprawności militarnej, a jej szczytowym okresem był czas panowania nad Imperium mongolskim Czyngis-chana (1182–1237). Do czasów współczesnych na terytorium Europy turańszczyzna przetrwała na ziemiach rosyjskiej i ukraińskiej.

Musimy mieć jednak świadomość, że turańszczyzna słowiańska posiada swój wyjątkowy charakter ze względu na to, że przez wiele wieków pozostawała w bezpośrednim, bliskim kontakcie z cywilizacjami łacińską, bizantyńską i żydowską, które także w znaczącym stopniu na nią wpływały.

Nie możemy więc podchodzić do niej jako cywilizacji „prymitywnej” – jak często próbuje się to dziś robić pod wpływem emocji wojennych – bo taka nigdy nie wytworzyłaby umysłów pokroju Dostojewskiego czy Tołstoja. W dzisiejszych czasach szczególnie często słyszy się komentarze ludzi zdziwionych faktem, że Rosjanie „nie chcą demokracji” i „zgadzają się na wojnę Putina”. Niezrozumienie takiego stanu rzeczy wynika właśnie z tego, że ludzie, których to dziwi nie biorą pod uwagę kluczowego w tej kwestii czynnika, czyli mianowicie różnic cywilizacyjnych i wynikającego z nich odmiennego sposobu tradycyjnego pojmowania roli państwa, społeczeństwa czy też religii.

Czytaj także: Dugin kontra Putin

Na koniec tej części warto wspomnieć o tym, że Koneczny postrzegał Polskę, w której przyszło mu żyć (musimy pamiętać, że mówimy o wielonarodowej, wielokulturowej i niejednolitej pod względem wyznania II RP) jako państwo będące jednym z najbardziej niejednolitych cywilizacyjnie w ówczesnym świecie. II RP była państwem, na którego terytorium istniały równocześnie cywilizacje: łacińska, bizantyńska, turańska i żydowska. Myślę, że niecałe 100 lat później możemy zaryzykować stwierdzenie, że we współczesnej Polsce nadal ścierają się ze sobą elementy wszystkich tych cywilizacji, a uwidacznia to postępująca na wielu różnych płaszczyznach polaryzacja społeczeństwa – szczególnie w kwestiach światopoglądowych. Bez wątpienia zmieniły się jednak proporcje i siła wpływów wspomnianych cywilizacji ze względu zmiany w charakterze etnicznym państwa.

Koneczny a teraźniejszość

Żyjemy w czasach permanentnego chaosu cywilizacyjnego. Procesy globalizacji z jednej strony, oraz wewnętrznego rozkładu zachodnich kultur i społeczeństw z drugiej, postępują w tempie błyskawicznym. Sięgnięcie po Konecznego nie tylko pozwala nam lepiej poznać historię cywilizacji, ale wyposaża nas także w narzędzie ułatwiające nam lepsze zrozumienie tego dlaczego żyjemy w takim świecie w jakim żyjemy, dlaczego procesy gnilne mające miejsce od długiego już czasu wewnątrz naszej cywilizacji prowadzą nas w kierunku tak ponurym oraz dlaczego lewackie wizje „nowego wspaniałego multikulturowego świata” to niemożliwa do zrealizowania utopia, której realizacja może na dłuższą metę jedynie spotęgować kryzys cywilizacyjny.

Feliks Koneczny był bez wątpienia jednym z najwybitniejszych polskich umysłów XX wieku, a jednak dla zdecydowanej większości polskiego społeczeństwa pozostaje postacią kompletnie anonimową. Musimy to uczciwie zresztą przyznać, że nasze narodowe zaniedbania intelektualne sięgają znacznie dalej. System edukacji III RP nigdy nie podjął tak naprawdę próby odkurzenia prawdziwego intelektualnego dorobku wielkich polskich uczonych z czasów przedwojennych. Społeczeństwo wychowane przez III RP nie posiada praktycznie żadnej wiedzy o historycznym dorobku polskich nauk humanistycznych (włączając w to masy dyplomowanych matołów wyprodukowanych przez zdegenerowany system edukacji wyższej stojący na nieporównywalnie niższym poziomie niż ten przedwojenny).

Jednocześnie polska młodzież w zastraszającym tempie ulega procesowi kulturowej prymitywizacji związanej z nieograniczonym napływem rynsztokowej, masowej antykultury amerykańskiej spod znaku hamburgera i netflixa.

Czytaj także: Inżynierowie świata i ich pomysł na edukację

Tym bardziej należy więc docenić wytężone prace niektórych polskich wydawnictw, które na przestrzeni ostatnich kilku lat wypuściły na rynek niezliczoną ilość wartościowych nowych wydań dzieł wybitnych umysłów polskich czasów XX-lecia międzywojennego – w tym Feliksa Konecznego. Oby stały się one dla nas odtrutką na pseudointelektualny ściek produkowany współcześnie przez establishmentowych „wybrańców” III RP, którzy w swojej pysze i wyniosłości stawiają się dziś na piedestale, a przedwojennej – zasługującej na to miano – elicie intelektualnej, którą sami często pogardzają jako „średniowieczną” i „zacofaną”, nie sięgają nawet do pięt.


[1] Tadeusz Stanisław Grabowski, „Feliks Koneczny (Biografia) (1 XI 1862 – 10 II 1949)”. Kwartalnik Historyczny LVII. Warszawa 1949. W F. Koneczny, O ład w historii.
[2] Feliks Koneczny, O wielości cywilizacji.
[3] Feliks Koneczny, O ład w historii.
[4] ibidem.
[5] ibidem.
[6] Feliks Koneczny. Bizantynizm niemiecki.
[7] Feliks Koneczny. O ład w historii.

Źródło zdjęcia: https://pl.wikipedia.org/wiki/Feliks_Koneczny#/media/Plik:Feliks_Koneczny.JPG

Dominik Liszkowski

Zmierzch i odrodzenie. Czy upadek Zachodu jest nieunikniony?

Zmierzch i odrodzenie. Czy upadek Zachodu jest nieunikniony?

Autor: AlterCabrio , 24 kwietnia 2024 ekspedyt

Pamiętajmy, że cywilizacja rzymska była w stanie wydać Marka Aureliusza sto lat po takich zwyrodnialcach jak Kaligula czy Neron. Czy narodu polskiego nie będzie stać na to, by wykrzesać z siebie jeszcze coś więcej niż Tusk i Kaczyński? Nil desperandum.

Znany cytat mówi, że „trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy”. Trudne czasy to właśnie to, co po współczesnych miernotach dostaniemy w spadku. A wtedy nadejdzie pora na silnych ludzi.

−∗−

Obraz wykorzystany w grafice: „Pochodnie Nerona”, Henryk Siemiradzki (źródło: LINK)

Zmierzch i odrodzenie

„Cóż to za farsa ten cały współczesny liberalizm. Wolność słowa oznacza w naszej cywilizacji współczesnej, że musimy mówić tylko o mało ważnych rzeczach. Nie wolno nam mówić o religii, bo to nie jest liberalne; […] nie wolno mówić o śmierci, bo to przygnębia; nie wolno mówić o narodzinach, bo to niedelikatne. Tak dłużej być nie może. Coś musi przerwać tę dziwną obojętność, ten dziwny drzemiący egoizm, to dziwne osamotnienie milionów jednostek w tłumie” – pisał 120 lat temu Gilbert Keith Chesterton.

Dzisiaj z pewnością Chesterton znacząco rozbudowałby tę wyliczankę wygłaszaną przez postać z powieści Napoleon z Notting Hill, dodając o wiele więcej absurdalnych przykładów kneblowania ust ludzi wolnych oraz znacznie więcej bezwarunkowych nakazów powielania przekazu zgodnego z jedyną słuszną linią głównego nurtu, bez względu na jej zgodność z rzeczywistością.

Przy okazji cytat ten stanowi doskonałą ilustrację potwierdzającą, że procesy, z którymi mierzymy się dzisiaj, a które zwłaszcza w Polsce zintensyfikowały się na przestrzeni ostatnich lat, to w gruncie rzeczy tylko kontynuacja o wiele dłużej trwającej rewolucji, u której podstaw od zawsze kryje się ten sam cel – destrukcja zastanego ładu poprzez terror – dziś nie tyle w wymiarze fizycznym, ile intelektualnym.

O praprzyczynie zapaści

Kryzys cywilizacyjny ma charakter wyjątkowo złożony. Obejmuje on bowiem tak naprawdę sumę zachowań społecznych oraz ich wpływu na funkcjonowanie zbiorowości zorganizowanej w państwo. Nie ulega wątpliwości, że Europa, a w szczególności Europa Zachodnia zerwała więź z cywilizacyjnymi podstawami, na których została zbudowana i w tym oto mieści się praprzyczyna jej cywilizacyjnej zapaści. Ponadto postępująca w całkowicie niekontrolowanym tempie globalizacja stanowi proces, który w jeszcze większym stopniu potęguje i przyspiesza kryzys świata zachodniego – procesem tym jest mianowicie chaos cywilizacyjny, którego najważniejszym skutkiem ubocznym jest chaos pojęciowy.

Jedną z podstawowych różnic między cywilizacjami stanowi odmienny sposób, w jaki definiują one kilka pojęć fundamentalnych, takich jak m.in. dobro, prawda czy piękno. Jeżeli na skutek cywilizacyjnego chaosu dochodzi do sytuacji, w której na terytorium jednego państwa żyją ze sobą grupy ludzi posiadające radykalnie odmienne definicje powyższych pojęć (a nie musi się to wcale wiązać ze zróżnicowaniem na poziomie etnicznym czy religijnym – w samej Polsce stykamy się z tym problemem, choć stanowimy państwo homogeniczne), nieunikniona staje się sytuacja, w której chaos zapanowuje na poziomie pojęciowym, a co za tym idzie aksjologicznym. To z kolei wydatnie utrudnia zgodne i harmonijne funkcjonowanie społeczeństw, gdyż pogrążają się one w nieustającej wojnie kulturowej, w której niemożliwe staje się znalezienie kompromisu, a to z kolei paraliżuje sprawne funkcjonowanie rozbitego wewnętrznie państwa. Nie można bowiem dobra lub prawdy pojmować na dwa różne sposoby, lub też tworzyć nowego ich rozumienia na podstawie jakiegokolwiek kompromisu. Jeśli jedni uważają, że zabicie określonego człowieka z jakiegoś konkretnego względu (np. dlatego, że jeszcze się nie narodził albo jest stary i schorowany) jest dopuszczalne, a inni uznają ten czyn za niedopuszczalny, nie da się osiągnąć kompromisu poprzez np. częściowe zabicie takiego człowieka. Podobnie też nie można za jedną i tę samą prawdę uznawać dwóch całkowicie sprzecznych ze sobą stwierdzeń.

Powyższemu casusowi, a także polskiej kulturowej wojnie domowej należałoby poświęcić osobny tekst, a może nawet i obszerną księgę… Wróćmy więc do tego, co stało się z cywilizacją łacińską i dlaczego znalazła się ona w tak głębokim kryzysie. Jak wspomniałem powyżej, praprzyczyną cywilizacyjnej zapaści jest odejście od cywilizacyjnych fundamentów – etyki chrześcijańskiej, definicji pojęcia prawdy wywiedzionej z filozofii arystotelesowskiej oraz prawa rzymskiego.

Tradycyjna i spójna etyka chrześcijańska przestała być na Zachodzie etyką dominującą – do jej rozmycia doszło nawet w samym Kościele katolickim, co w tym konkretnym przypadku jest w dużej mierze skutkiem rozcieńczenia katolickiej doktryny przez Sobór Watykański II i jego nietrafionych reform, a czego doskonałym przykładem jest coraz bardziej eksperymentatorski (by nie rzec „chaotyczny”) w sferze etycznej pontyfikat papieża Franciszka. Chaos etyczny nie wynika jednakże jedynie z ograniczenia na Zachodzie wpływów religii chrześcijańskiej.

Tradycyjne pojęcia etyczne padły także ofiarą szerzących się przez ostatnie kilkaset lat w świecie Zachodu koncepcji filozoficznych oraz ich ideologicznych mutacji, które niejednokrotnie dążąc do destrukcji tradycyjnego moralnego ładu, otwierały pole do naruszenia granic pomiędzy tym, co dobre i akceptowalne, a co złe i nieakceptowalne. Jest to temat bardzo obszerny, dlatego ograniczę się w tym przypadku do jednej plagi, która rozprzestrzeniła się w świecie Zachodu szczególnie szeroko, a która stanowi fundamentalne zagrożenie dla jakiegokolwiek ładu i poniekąd jest także rezultatem zanikającej cywilizacyjnej tożsamości lub też tożsamości jako takiej w ogóle – jest nią relatywizm.

Encyklopedia PWN tak opisuje relatywizm w etyce: „pogląd głoszący, że wartości etyczne, dyrektywy postępowania, oceny moralne są zmienne historycznie i społecznie; relatywizm etyczny wiąże się z twierdzeniem, że: to, co dla jednych jest dobre, dla innych może być złe; oceny moralne są zmienne w zależności od warunków, w których są wypowiadane, i od tego, przez kogo są wypowiadane”. Ponadto, uzupełniając tę definicję, należałoby dodać wynikającą z niej konkluzję – przyjmując postawę relatywistyczną w etyce, przyjmujemy także postawę, zgodnie z którą nie powinniśmy w żaden sposób ingerować w postępowanie lub zachowanie innych ludzi, gdyż nawet jeżeli robią oni coś, co my sami uznajemy za złe, nie mamy moralnego prawa do tego, by ich osądzać.

Zilustrujmy, jak działa relatywizm w praktyce. Otóż bardzo łatwo dokonać takiej analizy, obserwując sposób, w jaki media lewicowo-liberalne, przesiąknięte relatywizmem do cna, przedstawiają te same czyny, popełnione przez różne osoby. Molestowanie seksualne popełnione przez księdza, to dla nich doskonała okazja do linczu całego Kościoła i stygmatyzowania całej, wielotysięcznej grupy ludzi. Gwałt popełniony przez zwyrodnialca narodowości polskiej, to dla nich doskonały powód do tego, aby publikować szereg artykułów o tym, że jest to de facto problem dotyczący milionów osobników płci męskiej, będących „produktami opresyjnej kultury”. Pobicie żony przez polityka prawicy wywołuje larum (słusznie!) i dyskwalifikuje go z jakiejkolwiek dalszej politycznej kariery.

Tymczasem dokładnie lub prawie dokładnie te same czyny – molestowanie seksualne w redakcji lewicowego medium, gwałt popełniony na kobiecie przez osobę o innym pochodzeniu niż polskie, pobicie matki przez znanego lewicowego polityka – są przez te same media USPRAWIEDLIWIANE, gdyż rzekomo nie można oceniać ich w ten sam sposób.

Tak też powstaje swoisty dualizm – otóż jeżeli jedni ludzie mogą dokonywać czynów zabronionych i zostać natychmiastowo rozgrzeszeni przez moralne autorytety głównego nurtu, a inni za te same czyny zostają skazani na wieczne potępienie, to mamy do czynienia ze swoistym, unowocześnionym podziałem na nadludzi (tych, którym wolno więcej) i podludzi (tych, którym wolno mniej), co z kolei może w określonych przypadkach naruszać inny cywilizacyjny fundament – równość obywateli wobec prawa.

Jeżeli relatywizm rozsadza od środka nasz tradycyjny model etyczny, to – co logiczne – podobnie musi się dziać w przypadku pojęcia prawdy. Prawda nie jest już – jak głosi klasyczna arystotelesowsko-tomistyczna definicja – zgodnością teorii z rzeczywistością. „Relatywizm neguje istnienie obiektywnego kryterium prawdy, uzależniając ją od cech umysłu i narządów zmysłowych poszczególnych podmiotów poznających, od środowiska społecznego, warunków historycznych” (Encyklopedia PWN). Każdy może mieć więc swoją prawdę, a nawet dwie prawdy – czemu nie? Sam osobiście spotkałem się swego czasu w środowiskach akademickich z wygłaszaną zupełnie na poważnie teorią, że coś takiego jak prawda w ogóle nie istnieje. Osoba ta jakkolwiek nie postarała się, aby udowodnić, że powyższe stwierdzenie jest… prawdziwe – przecież wystarczy, że było ideologicznie słuszne!

Wreszcie dochodzimy do trzeciego filaru naszej cywilizacji, czyli prawa rzymskiego i jest to obszar, który w analizach kryzysu bardzo często umyka powszechnej uwadze. Jeżeli bowiem Ius est ars boni et aequi – „prawo jest sztuką tego, co dobre i słuszne”, jak mawiał Celsus, a żyjemy w czasach plagi relatywizmu i nie potrafimy już jednoznacznie określać, co jest „boni et aequi”, prędzej czy później musi się to przełożyć na stan samego systemu prawnego.

Z tego też względu od kilkudziesięciu lat jesteśmy na Zachodzie świadkami procesu agresywnej ideologizacji prawa. Proces ten nazywam ideologizacją, ponieważ naciski na zmiany (przeważnie radykalne, o nieprzemyślanych konsekwencjach) w systemach prawnych wychodzą zazwyczaj ze strony środowisk reprezentujących rozmaite skrajnie lewicowe ideologie. Na skutek tego procesu, do zachodnich, aposteriorycznych systemów prawnych (prawo wysnuwane z doświadczenia i dostosowane do pojęć etycznych), wkradł się całkowicie obcy cywilizacyjnie element prawa apriorystycznego, które wyraża się poprzez tendencję do sankcjonowania stosunków wyimaginowanych, dyktatu odgórnie wymyślonego i narzuconego ładu oraz pojęć.

Idealnym przykładem aprioryzmu jest próba wtłaczania w systemy prawne pojęć sztucznych, wykreowanych na potrzeby ideologii, takich jak np. “mowa nienawiści”. Pojęcia te obejmują tak szerokie i niedefiniowalne spektrum, że można w nich zmieścić mnóstwo przestępstw czy wykroczeń rzeczywistych. Nie da się bowiem tego typu konstruktów ubrać w precyzyjną i niebudzącą zastrzeżeń jednoznaczną definicję. Jest to zresztą całkowicie zbędne i nie przemawiają za tym żadne argumenty praktyczne (tudzież aposterioryczne), a jedynie ideologiczne (apriorystyczne), gdyż w naszym systemie prawnym obowiązują od dawien dawna precyzyjnie oddające istotę problemu przestępstwa przeciwko czci i nietykalności osobistej (w tym zniesławienie i zniewaga).

Zmierzch Zachodu?

Zmierzch Zachodu to tytuł słynnej książki Oswalda Spenglera opublikowanej w dwóch tomach pomiędzy 1918 a 1922 rokiem. Terminem tym posługują się dziś wszyscy na prawo i lewo, lecz zapewne nie robiliby tego, gdyby te gnostycko-ezoteryczne w swoim charakterze „objawienie” niemieckiego myśliciela faktycznie przeczytali w całości. W samym Zmierzchu Zachodu niewiele jest bowiem o… zmierzchu Zachodu.

Nie wspominam jednak o Spenglerze jedynie po to, by wyrazić swoją niechęć do wytworzonej przez niego magicznej frazeologii, poprzez którą nagina on rzeczywistość do swoich teorii. Wspominam o nim, bo wielu współczesnych intelektualistów skażonych jest tym, co roboczo nazwałbym optyką spenglerowską. Chodzi tu mianowicie o postrzeganie cyklu rozwoju cywilizacji jako analogicznych do cyklu rozwoju organizmów biologicznych. Teoria o tym, że cywilizacje przechodzą przez okres młodości, dojrzałości, docierając wreszcie do ostatecznego upadku w okresie starczym – choć brzmi bardzo atrakcyjnie i ze względu na swoją obrazowość łatwo ją sobie przyswoić – ma bowiem niewiele wspólnego z historycznymi faktami.

Istnieją przynajmniej dwie cywilizacje stanowiące żywy dowód jednoznacznie dyskredytujący powyższą teorię (notabene nie jest to myśl występująca jedynie u Spenglera – podobna optyka była już wcześniej powszechnie przyjęta w historiozofii anglosaskiej i niemieckiej), a są to cywilizacja chińska i cywilizacja żydowska. Zarówno ta pierwsza, jak i ta druga, są cywilizacjami liczącymi kilka tysięcy lat. Obydwie przechodziły rozliczne i gwałtowne kryzysy, po których – zgodnie z teorią Spenglera – powinny przetrwać w naszej świadomości jedynie za sprawą podręczników do historii. Tymczasem w czasach współczesnych siła oddziaływania tych dwóch cywilizacji na inne cywilizacje, a także ich wpływ na globalny układ sił, są być może większe niż na jakimkolwiek innym etapie historii.

Oczywiście moglibyśmy przyjąć, że z jakiegoś powodu, wspomniane powyżej cywilizacje wymykają się, z nie do końca znanych powodów, z całego schematu. Spójrzmy więc z drugiej strony na cywilizację rzymską – faktycznie upadłą, której stadia rozwoju można prześledzić dokładnie – od początku, do końca. Tutaj także napotykamy na rozbieżne interpretacje odnośnie tego, kiedy nastąpiło faktyczne apogeum cywilizacyjnej potęgi Rzymu (włącznie z teorią autorstwa słynnego polskiego „ekonomisty”, jakoby Imperium Rzymskie upadło w szczycie swojej chwały), gdyż utożsamianie go jedynie z ekspansją terytorialną, to podejście do tematu zbyt nonszalanckie. Podobnie zresztą w przypadku Rzymu możemy prześledzić kilka okresów sprawiających wrażenie gwałtownych „konwulsji”, po których nie następuje upadek, a cywilizacja jest w stanie z siebie coś jeszcze wykrzesać.

Jeżeli w ogóle istnieje jakiś powtarzalny wzorzec cyklów życia cywilizacji, a szczerze mówiąc, uważam takie zestandaryzowane cykle jedynie za wymysł ludzkiej wyobraźni i rezultat nieustającej dążności do kategoryzowania i schematyzowania wszystkich możliwych procesów, włącznie z tymi wymykającymi się w pełni ludzkiemu poznaniu, to bardziej niż cykl życia żubra, bobra czy łosia przypominają one sinusoidę. Po okresie rozkwitu i wielkości naturalnie przychodzi okres mniejszej lub większej degeneracji, ale nie musi on oznaczać jednoznacznego zmierzchu cywilizacji, gdyż możliwe jest jej odrodzenie i ponowny wzrost potęgi, a po nim kolejny kryzys i kolejne odrodzenie, i tak dalej.

Oczywiście może zdarzyć się tak, że cywilizacyjna degeneracja zajdzie zbyt daleko, a wtedy po cywilizacji pozostają jedynie zgliszcza i kilka dobrze zachowanych ruin. Spengler ma zresztą rację, że znamionami tego agonalnego stadium są dominacja sztucznych wytworów historii i zanik wewnętrznej dynamiki. Jednakże nie jest to stuprocentowo działająca zasada i błędem byłoby poddawać się wizji, której jedynym skutkiem jest prowadzenie ludzi świadomych cywilizacyjnego kryzysu do totalnej bierności i kompletnego paraliżu woli. Jeżeli bowiem przyjmujemy w całości optykę spenglerowską, musimy dojść do logicznej konkluzji, że jakiekolwiek próby przeciwdziałania upadkowi lub tworzenie podwalin pod odbudowę cywilizacyjną nie mają sensu.

Podobnie zresztą kwestia ta wygląda na poziomie kulturowym. Kultury (rozumiane jako lokalne warianty cywilizacji) podlegają przecież podobnym procesom. Kultura polska teoretycznie już dawno powinna skonać w męczarniach, a po powstaniu styczniowym mogło się to nawet przez chwilę wydawać przesądzone. Tymczasem kultura nasza potrafiła fenomenalnie odrodzić się w najmniej oczekiwanym momencie, wydać z siebie Sienkiewicza i Prusa, Matejkę i Malczewskiego, Dmowskiego i Piłsudskiego, gen. Hallera i gen. Rozwadowskiego, by w odpowiednim momencie historycznym zebrać się na jeszcze jeden wielki wysiłek, który przyniósł nam ostatni okres rzeczywistej niepodległości i suwerenności, czyli lata 1918–1939.

Pamiętajmy, że cywilizacja rzymska była w stanie wydać Marka Aureliusza sto lat (oczywiście w przybliżeniu – uwaga dedykowana frustratom, którzy czytają nas tylko po to, by doszukiwać się błędów i pisać na ten temat paszkwile) po takich zwyrodnialcach jak Kaligula czy Neron.

Czy narodu polskiego nie będzie stać na to, by wykrzesać z siebie jeszcze coś więcej niż Tusk i Kaczyński? Nil desperandum. Znany cytat mówi, że „trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, a słabi ludzie tworzą trudne czasy”. Trudne czasy to właśnie to, co po współczesnych miernotach dostaniemy w spadku. A wtedy nadejdzie pora na silnych ludzi. Ktoś musi jednakże wykonać pracę u podstaw, która umożliwi im wreszcie przywrócenie prawowitego ładu, a to może nastąpić tylko wtedy, gdy Zachód powróci do tych wartości, które stanowią o jego istocie.

______________

Zmierzch i odrodzenie, Dominik Liszkowski, 24 kwietnia 2024

−∗−

Warto porównać:

‘Zmierzch Zachodu’ czyli ponadczasowość Spenglera
Niemiecki historyk-filozof napisał w 1922r., że wielowiekowa cywilizacja zachodnio-europejsko-amerykańska znajduje się w permanentnym i nieodwracalnym upadku we wszystkich przejawach życia, w tym religii, sztuki, polityki, życia społecznego, gospodarki i nauki. […]

______________

Atak na człowieczeństwo albo czy Spengler miał rację
Tak więc jedyną rzeczą, która łączy obecną, rozmyślnie zorganizowaną napaść na kulturę z postawioną sto lat temu przez Spenglera diagnozą upadku zachodniej kultury, jest właśnie to: kontrolowany upadek kultury. Tylko […]

−∗−

Tagi:aposterioryczne systemy prawne, chaos cywilizacyjny, chaos pojęciowy, cywilizacja chińska, cywilizacja żydowska, Dominik Liszkowski, Gilbert Keith Chesterton, ideologizacja prawa, kultura, Oswald Spengler, prawo apriorystyczne, relatywizm, w towarzystwie, zmierzch zachodu

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!

O polityce – jeszcze inaczej

O polityce – jeszcze inaczej

Posted on

Polityka w poglądach Feliksa Konecznego

Problem polityki jest niezwykle skomplikowany i wielorako uwikłany w szeroko pojęte sprawy cywilizacyjne. Ludzkie działania społeczne, potocznie nazywane polityką, wiążą się i bazują na całokształcie spraw ludzkich, tj. bazują na cywilizacji, która posiada sobie właściwą wizję człowieka, hierarchię dobra, prawa i urządzeń społecznych. Stąd też wypływa wniosek, że cywilizacja w istotny sposób determinuje politykę.

Bronił tej tezy i ją uzasadnił przed laty polski historyk, badacz kultur i cywilizacji Feliks Koneczny. Jest on twórcą oryginalnej koncepcji wielości cywilizacji. Według Konecznego istnieje tyle modeli i sposobów faktycznego funkcjonowania polityki, ile jest rodzajów cywilizacji. To, co zdaniem Konecznego jest istotne nie tylko dla rozumienia polityki, ale i dla jej praktycznego działania, to związek polityki z cywilizacją. Według Konecznego polityka jest częścią cywilizacji i jako część większej całości sama nigdzie nie występuje. Innymi słowy, cywilizacja w sposób istotny determinuje ludzkie działania społeczne zwane potocznie polityką.

Feliks Karol Koneczny (1862-1949) urodził się w Krakowie, gdzie ukończył gimnazjum i Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalizując się w historii. Pracował w Akademii Umiejętności oraz w Bibliotece Jagiellońskiej, a po zakończeniu I wojny światowej – aż do przejścia na emeryturę w 1929 roku – kierował Katedrą Europy Wschodniej na Uniwersytecie Stefana Batorego w Wilnie. W 1929 r. decyzją Ministerstwa Wyznań i Oświaty Publicznej został przeniesiony w stan spoczynku. Decyzja ta miała prawdopodobnie charakter polityczny, gdyż Koneczny zarzucał ówczesnemu sanacyjnemu obozowi rządzącemu oraz jego przywódcy Józefowi Piłsudskiemu turanizm. [On nie “zarzucał”, on spokojnie INFORMOWAŁ. MD]

W cywilizacji turańskiej zbiorowość organizowana jest na wzór jednej wielkiej formacji militarnej kierowanej przez despotycznego jedynowładcę, a prawa jednostki nie mają żadnego znaczenia. Uważał również, że z powodów osobistych Piłsudski dopuścił się profanacji i porzucenia cywilizacji łacińskiej. Zatem niegodnie sprawował urząd państwowy.

Wróciwszy do rodzinnego Krakowa, Feliks Koneczny przeżył jeszcze dwadzieścia lat.

Specyficzne oddanie sprawom religii katolickiej oraz narodu polskiego, który widział przez pryzmat zagadnienia cywilizacyjnego, czyni go przedstawicielem elity katolickiej.

Głównym zainteresowaniem badawczym Feliksa Konecznego było zagadnienie praw historycznych określanych przez niego mianem praw dziejowych. Uczony stworzył oryginalną koncepcję teorii cywilizacji. Cywilizację określał jako najogólniejszy i najszerszy rodzaj zrzeszenia ludzkiego, gdzie wiele społeczeństw jest połączonych wspólnymi zasadami życia społecznego.

Pojęcie „cywilizacja” zdefiniował w sposób oryginalny i nowoczesny zarazem jakometodę ustroju życia zbiorowego”. Jedną z cywilizacji wyodrębnionych przez Konecznego stanowi cywilizacja łacińska – jedno z siedmiu wielkich zrzeszeń ludzkich, jakie dostrzegał w ówczesnym świecie. Dokonując jej charakterystyki, określił fundamenty systemu politycznego w tejże wspólnocie.

Warto w tym momencie wspomnieć o niewłaściwym, z punktu widzenia Konecznego, sposobie posługiwania się pojęciem cywilizacji chrześcijańskiej. Nie ma bowiem i nie było nigdy jednej cywilizacji chrześcijańskiej, podobnie zresztą jak i jednej cywilizacji europejskiej. Elementy chrześcijańskie posiada zarówno cywilizacja łacińska, jak i bizantyńska.

Cywilizacja łacińska zbudowana jest bowiem na trzech filarach: etyce chrześcijańskiej, prawie rzymskim i greckiej filozofii.

Autor uważa, że za sprawą adaptacji prawa rzymskiego w cywilizacji łacińskiej zostały wyodrębnione sfery życia prywatnego i publicznego. Dzięki dualizmowi prawnemu, jak to określa Koneczny, społeczeństwo może harmonijnie się rozwijać.

Cywilizacja łacińska jako jedyna położyła nacisk na wszechstronny rozwój kategorii prawdy. Kategoria prawdy jest nieodłącznie związana z kategorią dobra, dzięki której życie społeczne opiera się na zasadach etycznych, wyznawanych dobrowolnie przez społeczeństwo. „To właśnie dobro, rozumiane jako cel, stało się w cywilizacji łacińskiej czynnikiem charakteryzującym tę cywilizację […]. Oczywiście, musimy mieć świadomość, że Prawda i Dobro najwyższe są Bogiem, ku któremu prowadzi wiara odsłaniająca perspektywy życia osobowego człowieka i łacińskiej cywilizacji.” (M.A. Krąpiec, Państwo jako rozumny ład dobra, [w:] Człowiek w kulturze, red. P. Jaroszyński, KUL, Lublin 1998, s. 12.)

Etyka posiada w cywilizacji łacińskiej pozycję uprzywilejowaną. Wszystkie inne kategorie winny być podporządkowane zasadom etycznym.

Zastanawiając się, jak ma wyglądać polityka w cywilizacji łacińskiej, uczony dochodzi do wniosku, że do sfery życia publicznego należy wprowadzić etykę katolicką. Prawa Dekalogu Koneczny rozciąga na płaszczyznę polityczną. ,,Stawiam wymagania jak najskromniejsze. Upraszam o niewiele, bo tylko o przestrzeganie dziesięciorga przykazań”.¹ Etyka katolicka, dzięki stawianiu najwyższych wymagań, umożliwia wszechstronny rozwój jednostki, społeczeństwa, narodu, a w konsekwencji państwa.

Dla Konecznego katolicyzm był jednym z filarów cywilizacji łacińskiej. Roman Dmowski, stwierdził: „Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwanie od religii i od Kościoła jest niszczeniem samej istoty narodu”. Podobnie myślał Feliks Koneczny. Dlatego poszukując podstaw dla trwałego „ładu w historii”, za jedną z nich uznał moralność katolicką.

Etyka katolicka, na której oparte jest życie społeczne cywilizacji łacińskiej, niesie ze sobą cztery postulaty: ,,[…] małżeństwo monogamiczne dożywotnie, dążenie do zniesienia niewolnictwa, zniesienie zemsty i przekazanie jej sądownictwu publicznemu, wreszcie niezawisłość Kościoła od władzy państwowej”.² Etyka w tym typie cywilizacyjnym jest wyprowadzana bezpośrednio z nakazów Ewangelii.

Teoretyk cywilizacji twierdził, że w życiu moralnym każdej jednostki ludzkiej istotne jest powiązanie rozumu z systemem etycznym. Rozum bowiem kieruje postępowaniem człowieka, analizuje, co jest dobre a co złe, sądy intelektualne determinują dobrą bądź złą działalność ludzką.

Uczony uważał, że zasady etyczne cywilizacji łacińskiej obejmują zarówno sferę prywatną, jak i publiczną. Dla katolika nie ma dwóch etyk, nie ma dwóch katechizmów. „Wszyscy rozwodnicy, zmieniający wyznanie dla zmiany kobiety, porzucają tym samym cywilizację łacińską, ponieważ w tej cywilizacji nie można w żaden sposób mieć drugiej żony za życia pierwszej. Polsce zaś nie można być pożytecznym poza cywilizacją łacińską; nie powinno się przeto osobom takim powierzać funkcji publicznych.”³ Stosowanie zasad etyki katolickiej jest gwarantem rozwoju cywilizacyjnego. Odstępstwo od wiary katolickiej grozi upadkiem cywilizacyjnym.

Konecznego myślenie o polityce wywodzi się z tomizmu, co jest widoczne w odniesieniu do narodu, państwa, prawa czy władzy. Osią tego stanowiska jest sprzężenie etyki z polityką, nakazujące widzieć państwo jako wspólnotę moralno-polityczną. Chodzi o to, by sprawujący władzę kierowali się normami moralnymi, które obowiązują w życiu prywatnym i publicznym. Powyższa kwestia ma dodatkowo wymiar cywilizacyjny, ponieważ cywilizacja łacińska ufundowana jest na chrześcijaństwie, a więc w państwach tego kręgu cywilizacyjnego zarówno rządzących, jak i rządzonych powinny obowiązywać zasady tej etyki. Wszak w organizmach państwowych przynależnych do cywilizacji innych niż łacińska obowiązują inne zasady etyczne.

II RP była państwem, na którego terytorium istniały równocześnie cywilizacje: łacińska, bizantyńska, turańska i żydowska. We współczesnej Polsce ścierają się ze sobą elementy wszystkich tych cywilizacji, a uwidacznia to postępująca na wielu różnych płaszczyznach polaryzacja społeczeństwa – szczególnie w kwestiach światopoglądowych.

Dla przeciętnego czytelnika Koneczny wydaje się być konserwatystą i autorem anachronicznych prac. Na poglądy Feliksa Konecznego należałoby jednak spojrzeć przez pryzmat zachowań wielkich skupisk ludzkich, takich jak narody i cywilizacje, a nie przez pryzmat ich oceny ze stanowiska politycznej poprawności. Żyjemy w czasach notorycznych konfliktów plemiennych, rasowych i etnicznych. W tzw. cywilizowanych krajach europejskich, mniejszości narodowe i wyznaniowe domagają się własnego sądownictwa religijnego i wyłączenia ich spod reguł powszechnie obowiązującego prawa. W tym kontekście należałoby zdobyć się na refleksję nad słowami Feliksa Konecznego: „Dobrą może być taka tylko polityka, która jest zawsze i we wszystkiem państwowo-społeczną równocześnie. Traktowanie państwa w oderwaniu od społeczeństwa nie tylko jest błędem, ale niebezpiecznem.”⁴

Przypisy
1. F. Koneczny, Państwo i prawo, s. 101
2. F. Koneczny, O wielości cywilizacyj, WAM, Kraków 1997, s. 269
3. Koneczny uważał, że naczelnik kraju niegodnie sprawował urząd, ponieważ rozbił swoje małżeństwo przez związek z inną kobietą. Chodzi o głośny romans ,,[…] Józefa Piłsudskiego z «piękną Marią», Marią z Koplewskich Juszkiewiczową, rozwódką i w dodatku ewangeliczką, dla której Piłsudski zmienił wyznanie rzymskokatolickie na ewangelicko–augsburskie i wziął cichy ślub w protestanckim zborze pod Łomżą”. M. Bębenek., Paradygmat polityki w cywilizacji łacińskiej, [w:] Feliks Koneczny dzisiaj, red. J. Skoczyński, Kraków 2000, s. 88.
4. F. Koneczny, Polskie Logos a Ethos. Roztrząsanie o znaczeniu i celu Polski, t. I, Warszawa 1996, s. 280

Bibliografia
Bębenek Marian, Paradygmat polityki w cywilizacji łacińskiej, [w:] Feliks Koneczny dzisiaj, red. J. Skoczyński, Kraków 2000
Dmowski Roman, Kościół, Naród i Państwo, Warszawa 1927, s. 13, Obóz Wielkiej Polski. Wskazania programowe, 5
Gawor Leszek, O wielości cywilizacji. Filozofia społeczna Feliksa Konecznego, Lublin 2002
Koneczny Feliks, Czy polityka należy do cywilizacji, w: Tenże, O cywilizacją łacińską, Lublin 1996
Koneczny Feliks, O ład w historii. Z dodatkami o twórczości i wpływie Konecznego, Londyn 1977
Koneczny Feliks, O wielości cywilizacyj, Kraków 1997
Koneczny Feliks, Państwo i prawo, Kraków 1997

W polskiej tradycji politycznej… zawsze była jakaś forma patologii. Ale każda forma patologii (lewizny, lewoskrętności, lewych interesów, łamania prawa) jest związana z grzeszną naturą ludzką.

W polskiej tradycji politycznej… zawsze była jakaś forma patologii. Ale każda forma patologii (lewizny, lewoskrętności, lewych interesów, łamania prawa) jest związana z grzeszną naturą ludzką.

Błąd antropologiczny prof. Anny Raźny? Polemika

CzarnaLimuzyna

Alegoria i konsekwencje Złych Rządów w mieście. źródło: Analisi dell’opers/ opis w przypisach

————————–

W klubie „Myśli Polskiej” odbyło się spotkanie podczas którego polityczną ocenę sytuacji powyborczej zaprezentowała prof. Anna Raźny. Zostało poruszonych kilka istotnych wątków, które są zazwyczaj cenzurowane przez polskojęzyczne media.

Moją uwagę zwróciło coś co określiłbym mianem błędu wynikającego z braku konsekwencji antropologicznej. Prof. Raźny wyraziła następujący pogląd:

W polskiej tradycji politycznej… zawsze była jakaś forma lewicy, mniej lub bardziej radykalnej i z tym się trzeba pogodzić. Lewica powinna mieć swoją formację w Polsce, ale trzeba zrobić wszystko, aby w tej lewicy rzeczywiście nie doszło do władzy ludzi, którzy będą za programem unicestwiania demograficznego, a więc aborcji na zawołanie i nie będą za taką zmianą płci medyczną, że będziemy mieli całe pokolenia niby ludzi, jakieś istoty humanoidalne…

To prawda. W polskiej tradycji politycznej… zawsze była jakaś forma patologii, mniej lub bardziej radykalnej i z tym się trzeba pogodzić, lecz pani prof. Raźny jako chrześcijanka i zwolenniczka cywilizacji łacińskiej na pewno wie, że porządek cywilizacyjny opiera się m.in. na prawie, które ma swoje źródła w prawie naturalnym objaśnionym w Nowym Testamencie przez Chrystusa.

Każda forma patologii (lewizny, lewoskrętności, lewych interesów, łamania prawa) jest związana z grzeszną naturą ludzką i tego nie zmienimy. Każdy człowiek ulega dobrym i złym tendencjom dokonując dobrych lub złych wyborów moralnych. Tego również nie zmienimy, ale możemy i powinniśmy stawiać granice. Za pomocą norm moralnych i prawnych. Anna Raźny, moim zdaniem, słusznie eliminując znaczą część wymienionej przez siebie patologii, postawiła granicę w złym miejscu, dopuszczając istnienie lewicy w porządku prawnym. Tzw. lewicowość będzie istnieć zawsze, bo jest związana z ludzką naturą, lecz nie jest to powodem, aby umiejscawiać ją w obszarze dozwolonego działania przekraczającego, o czym świadczy historia rodzaju ludzkiego, niezliczoną liczbę norm.

Czym jest lewicowość?

Największym, dziejowym sukcesem lewicy jest narzucenie światu swojego światopoglądu będącego w wielu punktach jaskrawym zaprzeczeniem cywilizacyjnego dorobku ludzkości. Mówiąc wprost: uczynienie z moralnych patologii, cnót chronionych „prawami człowieka”.

Lewicowość polega na złym wyborze pomiędzy dobrem a złem, prawdą a kłamstwem. W teorii i w praktyce. Taka jest istota tzw. lewoskrętności. Lewica w obszarze życia zbiorowego największego zła dokonuje za pomocą polityki.

Lewica wyklucza prawdę jako cel sporu, zastępując ją consensusem, delegując do debaty wyposażonych w fałszywą godność, upośledzonych – obarczonych błędem poznawczym lub amoralną tendencją, osobników taplających się w ideologicznych odchodach, emocjach i urażonych odczuciach. („godnościowe pieniactwo”, Wolniewicz). Z powodu następujących braków: zdolności honorowych, umiejętności intelektualnych i polemicznych oraz uzasadnionego historycznie moralnego mandatu lewica wymyśliła “mowę nienawiści”, którą używa do “unieważniania i wykluczania” prawdy – wszelkich logicznych i istotnych treści.

Przytoczę jeszcze jeden cytat

Czy wobec tych kryteriów cywilizacyjnych Polska znajduje się obecnie jeszcze w cywilizacji chrześcijańskiej, czy dominują w niej obce tej cywilizacji wartości oraz idee? Czy wskutek tego buduje jakąś mieszankę cywilizacyjną, która – w koncepcji Feliksa Konecznego jest zawsze „trująca”… – zapytała prof. Anna Raźny, kilka miesięcy temu w kontekście złej i dobrej wojny.

W takim razie przypominam również „ pięć kategorii bytu społecznego” Feliksa Konecznego z którymi tzw. lewica ma odwieczny problem inaczej je definiując w teorii, a w praktyce zaprzeczając im w stopniu radykalnym i tragicznym.

„Modelem ułatwiającym wyznaczenie dominujących w danej cywilizacji wartości jest według Konecznego tzw. „pięciomian bytu”  – quincunx:

  1. Dobro.
  2. Prawda.
  3. Zdrowie.
  4. Dobrobyt.
  5. Piękno.

Te pięć elementów jest niszczonych na różne sposoby, w tym w Kościele katolickim, od wewnątrz, za pomocą herezji. W Christianitas uderzają kolejne fale rewolucji: protestancka, marksistowska w wydaniu bolszewickim, neomarksistowska opracowana przez Szkołę Frakfurcką w postaci aktualnej, ostatniej fali niosącej ze sobą najgorsze ścieki ideologii gender, z innymi dodatkami typu “zrównoważony rozwój”.

“Termin wywodzi się od dwóch liczebników łacińskich: quinque („5”) i uncia („1/12”). Miary „5/12” używano w Rzymie m.in. na określenie jednostki monetarnej, przy podziale spadkowym, jako miary ciał sypkich i płynnych, stopy procentowej. Inny hipotetyczny rodowód nawiązuje do tytułu traktatu Stanisława Orzechowskiego (1515–1567), polskiego pisarza politycznego doby renesansu: Quincunx, to jest wzór korony Polskiej…” / ‘Cywilizacja turańska Feliksa Konecznego – założenia teoretyczne oraz współczesna egzemplifikacja’ Adam Zamojski/

==================================

Parafrazując Feliksa Konecznego wypada zauważyć podstawową sprzeczność pomiędzy prawicą a lewicą.

Pierwsze prawo, cywilizacji tyczące, orzeka, jako każda z nich, dopóki jest żywotna, póki nie zamiera, dąży do ekspansji. (…)

(…) każda z nich, dopóki jest żywotna, póki nie zamiera, dąży do ekspansji (…) Nie ma syntez między prawicą i lewicą – i to jest trzecim prawem dziejowym – wieczna walka dobra ze złem.

Z powyższych powodów stwierdzam, że lewicę należy w CAŁOŚCI pozostawić poza granicą naszej cywilizacji z powodu celów w oczywisty sposób sprzecznych z kulturą, a nawet naturą człowieka. Należy to uczynić dokonując rozdziału lewicy i państwa za pomocą odpowiedniego prawa.

Zaiste wariaci na swobodzie największą klęską są w przyrodzie.  W tym przypadku oznacza to lewicę w polityce.

____________

… w “Złych Rządach” w centrum sceny, zamiast mądrego starca na tronie pokrytym zlotem siedzi Tyran. Postać przedstawiająca zezowatego młodzieńca, z kłami i rogami, ubranego w ciemne kolory, trzymającego w reku narzędzie ucisku – sztylet a w drugim klepsydrę (…)
U stop Tyrana znajdziemy kozła, który jest symbolem luksusu, przyjemności cielesnych, żądzy i grzechu. Natomiast źródłem wszelkiego zła są trzy skrzydlate postacie figurujące nad jego głową, opozycja cnót teologicznych – Skąpstwo, Próżność i Pycha. Po prawej i lewej stronie Tyrana ukazują się siedzące rożne aspekty Zła i są to, zaczynając od lewej strony: Okrucieństwo, Zdrada, Oszustwo, Gniew, Niezgoda i Wojna. Personifikacja Okrucieństwa w jednym reku trzyma węża z zamiarem pokazania go noworodkowi. /Alegoria i konsekwencje dobrych i złych rządów…/

———————

Tagi: Alegoria złych rządów, cywilizacja łacińska, Feliks Koneczny, kto powinien rządzić, pięciomian bytu, prof. Anny Raźny, quincunx, rozdział lewicy od państwa, „O prawicy i lewicy”

O autorze: CzarnaLimuzyna; Wpisy poważne i satyryczne

W uzupełnieniu dodam, że rozdział państwa i lewicy następuje automatycznie z momentem stosowania prawa stanowionego, bazującego na prawie naturalnym.

Lewica o tym wie, dlatego eliminuje wszelkie normy tworząc nienormatywność lub fałszywą normatywność wprowadzając ją do postulowanej przez siebie “praworządności” nomokracji (rządów “prawa”) bazującej na ideologii neomarksistowskiej.

Aktualny rozdział lewicy od państwa funkcjonuje wybiórczo, a nieraz tylko teoretycznie, penalizując zaledwie, od czasu do czasu, tylko niektóre przypadki kradzieży i zabójstw oraz innych przestępstw dokonanych przez maluczkich, ale zdrada, jurgielt, depopulacja, demoralizacja i krzywdzenie dzieci uchodzą zazwyczaj bezkarnie. Równie bezkarnie mogą się czuć “kradnący inaczej” łupiący w biały dzień obywatela-niewolnika pod pozorem zdzierania podatków. “Podatki” trafiają do przysłowiowego koryta przy którym żerują lewusy.

Trying to Explain Alexander Dugin

Trying to Explain Alexander Dugin

by John Horvat II https://www.tfp.org/trying-to-explain-alexander-dugin/?PKG=TFPE3034

For a long time, I have tried to read the work of Alexander Dugin, the guru philosopher of Vladimir Putin. Many acclaim his criticism of the modern liberal world and applaud his proposed solutions. They say he is the key to understanding Russia today.

However, my efforts were not successful. Instead of clarity, I found his material to be rambling, esoteric and confusing. Despite many attempts, I could not make sense of much of what he said.

Thus, it was with some surprise, and even relief, that I discovered an article in the February 2023 print edition of First Things titled “Alexander Dugin Explained.” Finally, someone offered to explain his thought, and I eagerly took up the task of reading the article.

A Qualified Opinion

The author, Michael Millerman, is qualified to talk about Dugin. The Russian’s insights so transfixed him that he co-translated Dugin’s 2009 masterwork, The Fourth Political Way, into English. Thus, his long article succinctly outlines some critical aspects of Dugin’s thought.

However, his narrative only increased my misgivings about Dugin. After reading the article, I do not share the author’s cautious yet positive opinions about his theories. His explanations did not make the esoteric concepts any clearer. Millerman does help readers understand the present drama unfolding in Ukraine.

The Fourth Political Theory

That is not to say that everything inside Duginism is convoluted and mysterious. Millerman’s article outlines some things that are easily grasped.

For example, Dugin’s key thesis, which he calls “the fourth political theory,” is not hard to understand. Dugin observes that the twentieth century was dominated by three ideological political currents—liberalism, Communism and Fascism. By the end of the century, Communism and Fascism were defeated, and liberalism triumphed alone as a single pole of thought.

Dugin believes that this triumph makes it difficult to criticize the crisis inside modern liberalism. Thus, those who legitimately oppose liberalism are often accused of being either communists or fascists, supposedly making resistance impossible.

I take issue with this assumption. A vast amount of scholarship, much of it Catholic, has opposed liberalism inside the bosom of liberal society for two hundred years. See, for example, Pope Gregory XVI’s encyclical Mirari vos of Aug. 15, 1832, and “The Syllabus of Errors” by Pope Pius IX (1864). Even today, the debate rages on as liberalism is crumbling, and people are searching for solutions.

This false assumption, however, prepares the way for Dugin’s fourth political theory. He claims to break through the problem of criticizing liberalism by providing an intellectual space to explore new possibilities outside the three old frameworks. He sees this as a never-before-seen discovery, a kind of political sliced bread worthy of provoking much “dancing and rejoicing.”

A Multipolar World

This fourth political theory presents a different paradigm for those who want to challenge decadent and globalized liberalism.

Inside this fourth political theory, the different peoples create civilizations, forming large civilizational spaces and blocs. Smaller nation-states enjoy the semblance of sovereignty under the umbrella of “politically organized, militarily capable civilizational centers that represent the poles of a multipolar world.”

This multipolar model is very well represented in the Ukrainian conflict. Putin seeks to return Ukraine to the Russian civilizational space despite the population’s wishes to the contrary.

Targeting Liberalism

Another clear notion is that Dugin’s thought and his fourth political way target liberalism for many of the same reasons those who defend tradition oppose it. Indeed, liberalism tends to erode institutions, foster materialism and favor atomistic individualism. This liberalism paved the way for decadent postmodernity, which is generating ever-more monstrous forms of political and cultural expression.

For this reason, the Dugin proposal attacks the “woke” world that questions identity, imposes gender ideology and promotes critical race theory. Thus, Dugin’s ideas are mistakenly identified as a classical conservative project because he targets these aberrations. However, he would be the first to admit that he does not share the same philosophy.

This outlook gives rise to a fundamental problem with Duginism. His attack on liberalism includes everything Western and Catholic. He does not see modern liberalism as a parasite on Western Christian thought and Aristotelian metaphysics but a consequence. It must be replaced by many paradigms (including Islamic ones) that are entirely different and non-Western.

The Heidegger Connection

Up to this point, Dugin’s thought can at least be grasped. However, Millerman’s entry into the philosophical roots of Duginism plunges everything into esoteric darkness. He says that the key to understanding Dugin can be found in the Russian’s interpretation of Martin Heidegger. This affirmation explains much of the rambling and mystery in my first encounters with Dugin.

Indeed, Martin Heidegger (1889-1976) is a very awkward person to use as a foundation. His 1927 book, Being and Time, startled the German philosophical world with its complexity. The Encyclopedia Britannica makes a telltale commentary about the book, saying, “Although almost unreadable, it was immediately felt to be of prime importance.”

The German philosopher was a consummate rambler and leading exponent of existentialism and phenomenology that formed the basis of anti-liberal postmodern thought. He drew heavily upon Søren Kierkegaard and Friedrich Nietzsche. He was also a supporter of Adolf Hitler

He was imprisoned after the war because of his clear Nazi connections. However, his reputation does not seem to have suffered from the links. His supporters on the left and right find no difficulty in citing him.

And so, if you want to understand Dugin, Heidegger is your man. However, he is not mine.

A Revolution, Not a Modification

I understand enough of Heidegger to know that it is not worthwhile to delve deeply into the shallow lake of his muddled thought. I prefer to leave him “unreadable” and avoid his existential fog.

What he proposes is not a modification of how we see the world but a revolution that overturns the metaphysical foundations of the Christian West. His is a purely philosophical proposal in which Christianity plays, at best, a secondary role.

“We know from texts published in Heidegger’s lifetime,” writes Notre Dame Prof. Cyril O’Regan, “that he thinks that Christianity constitutively represses free inquiry; that ‘Christian philosophy’ is in essence an oxymoron; that Christian thought is straight-jacketed by a commitment to explanation and specifically to the construction of a First Cause.”

Suffice it to say that Millerman tells how Dugin, channeling Heidegger, calls upon us “to turn our thoughts from the mainstream metaphysical tradition, which talks of being and beings, toward the source of the thought-worthy as such.”

Inside the esoteric ramblings of modern philosophies are the pagan overtones of errors long conquered by the Church. The eternal questioning of the essence of being can lead to pantheism and mysticism.

Millerman exults in “a kind of intellectual renaissance on the right” that includes controversial figures like Friedrich Nietzsche and Carl Schmitt, “who had been appropriated by the left after World War II” and now find “a more natural place on the political spectrum.” Figures like Islamist thinker René Guénon and occultist Julius Evola are also receiving attention. Millerman puts Dugin’s Heidegger-driven political theory into this intellectual context,

This collection of intellectuals, most of them hostile to God, is not the stuff from which a Catholic revival will come.

What Is to Be Sought

This is the time to return to Christendom’s philosophical and metaphysical roots, not to look elsewhere. We must reject the esoteric chaos of postmodernity and adopt the crystalline logic, accessible to all, of Church teaching. This foundation gave rise to an organic Christian society bound by God’s law and suited to human nature. It produced real intellectuals like the Scholastics and Saint Thomas Aquinas, which these intellectuals despise.

In his encyclical Immortale Dei (1885), Pope Leo XIII described this resultant order as one in which “the influence of Christian wisdom and its divine virtue permeated the laws, institutions, and customs of the peoples, all categories and all relations of civil society.”

To combat the errors of liberalism, the Church has the answer. Catholic thinker Prof. Plinio Corrêa de Oliveira affirms that the Christian civilization is a solution that can fill the postmodern void. We must seek a society that is “austere and hierarchical, fundamentally sacral, anti-egalitarian and anti-liberal.”

==============================

Obaj panowie nie znają dorobku Feliksa Konecznego. Jego Nauka o cywilizacjach jest tu rozwiązaniem.

P. John Horvat II poślę. A może i Duginowi też…

Ten bój już był! 2100 lat temu – w Rzymie. Teraz kolejna runda.

Feliks Koneczny, Cywilizacja Bizantyńska, rozdz. VI

Na Wschodzie boski władca raczy czynić wyjątki na rzecz prawa prywatnego; tu w Rzymie populus romanus czyni wyjątki na rzecz prawa publicznego. Tu prawo publiczne może w danym razie wchłonąć w siebie prawo prywatne. Nastaje w takim razie monizm prawny, lecz monizm prawa publicznego, a więc przeciwnie niż na Wschodzie.

W praktyce mogło to być to samo, zwłaszcza pod terrorem. Torem dziejowym rządzą jednak abstrakty, a ten abstrakt rzymski stanowić mógł zawsze punkt zaczepienia, do reakcji ze strony cywilizacji rzymskiej. Pozostawała w Rzymie zasada dualizmu prawnego a zatem nastawała rozterka myśli i nastały walki, gdyż odtąd cała przyszłość państwa rzymskiego będzie się obracać w zakresie walki tego dualizmu z zakusami monizmu prawa publicznego Cybeli, ale rodzima cywilizacja była na tyle silną, iż stać ją było na opór przeciw Orientowi.

Historyk musi oddać Rzymowi tę sprawiedliwość, że opór ten nigdy nie ustał, że walka z duchem Wschodu trwała bez ustanku, mimo to, że toczona była ze szczęściem bardzo zmiennym.

Skąd w Rzymie tyle siły? Po tylu triumfach Cybeli zdołaż ocalić swa cywilizację? Ocaliła się ta. cywilizacja dzięki temu iż opartą była na personaliźmie, a skutkiem tego zdatna była. do wytwarzania organizmów. Jakiż wspaniały organizm kwitnał był w Rzymie, zanim go nie poderwały wpływy wschodnie! Orientalizm uderzył w samą, więź spo- leczeństwa i państwa rzymskiego, którą stanowiły chłop i wojsko. Te dwa zawody łączyły się najściślej i ci sami ludzie byli na zmianę, jako chłopi więzią społeczeństwa, jako żołnierze więzią państwa., Wytworzył się z tego organizm życia zbiorowego, jeden z najwspanialszych, jakie zna historia powszechna.

„Cybela” przystąpiła do zniszczenia; uderzyła w chłopa i wojsko, przeinaczyła ten stosunek, w3prowadziła rozkład, rozprzężenie, rozluźniła czynniki wspólnego interesu, wreszcie zniszczyła wszelkie poczucie wspólności, wytrzebiła tradycję & nadzieje co do przyszłości skierowała na odrębne a przeciwne sobie tory. Rozkład wszystkiego?

Organizm przestawał funkcjonować. Głowy zorientalizowane nie spostrzegały, co się dzieje ze społeczeństwem, a na ogół nie zdawały sobie sprawy z istoty i znaczenia społeczeństwa, przejęte myślą wyłącznie o państwie. Nigdzie na Wschodzie nie dbano o społeczeństwo i nigdzie państwa nie opierano o nie. Oto zasadnicza. różnica organizmu a, mechanizmu.

„Cybela” zmieniała organizm rzymski na mechanizm i wyprowadzała go z kolein cywilizacji rzymskiej. Organizm rodzi się z. personalizmu i tym samym polega na jedności w rozmaitości a w życiu zbiorowym trzyma się dualizmu prawniczego, gdy tymczasem mechanizm wywodzi się z gromadności, wymaga jednostajności a w życie zbiorowe wprowadza monizm prawny, mianowicie wyłączność prawa publicznego .

Tak się zderzały nie tylko dwa te stronnictwa rzymskie, lecz prądy dziejowe, w których te stronnictwa były lokalnymi i czasowymi wykładnikami. Uchwała powzięta na forum w r. 43 [przed Chrystusem] stanowi moment przesilenia. Tego rodzaju postanowienie „ludowa” musiało wreszcie przywieźć do opamiętania każdego myślącego obywatela. Wzrosła. opozycja „republikańska”, a choć pokonana pod Philippi (w r. 42) wywołała jednak pewien czynnik, niegdyś w Rzymie bardzo wpływowy, potem zamarły, obecnie niespodzianie ożywiony, mianowicie opinią, publiczną.

Młody Octavian dojrzewał na. tym tle i ostatecznie odwrócił się od orientalizmu, akcentując coraz mocniej swoją rzymskość w przeciwieństwie do całkowitej obojętności narodowej Antoniusa.

==============================

Dostałem parę mail’i typu: “O co chodzi?? Nie rozumiem!”

Ten artykuł – i podobne – są przeznaczone dla oczytanego czytelnika. Braki można i należy uzupełnić. MD

Poczucie narodowe. Naród – w której cywilizacji może istnieć. O zrzeszeniach ponad-narodowych.

Poczucie narodowe. Naród – w której cywilizacji może istnieć. O zrzeszeniach ponad-narodowych.

Feliks Koneczny, O wielości cywilizacyj, str. 301, z Zakończenia. WAM, 1996r.[pisane w 1934 r]

Idźmy dalej po niezbyt szerokiej drodze, na jakiej układa się stosunek społeczeństwa a państwa. Czy nie uderzało to czytelnika, że mówiąc o tych wielkich zrzeszeniach, nie wymieniłem dotychczas ni razu narodu? Nie sądzę, jakoby naród stanowił tu jakiś trzeci rodzaj; obok tamtych. Mniemam raczej, że gdzie państwo oparte jest na społeczeństwie, tam ono stanowi podstawę tak państwa, jako też narodu. Są to nadbudowy społeczeństwa; mianowicie państwo jest nadbudowa prawną, naród zaś etyczna Gdzie panuje bezetyczność, tam poczucie narodowe osłabia się, o ile przedtem istniało; im bardziej ktoś boi się etyki w życiu public-mem, tem niżej ceni idee narodowe.

W przeciwieństwie do państwa, które można widzieć i odczuć fizycznie, stanowi poczucie narodowe abstrakt, ma przynależność narodowa może być uznawana tylko dobrowolnie; a zatem należy ta kwestya nie do kategoryi prawa, lecz etyki. Dobrowolnie przyjmuje się jarzmo obowiązków względem swego narodu, obowiązków skomplikowanych bez porównania bardziej, niż obowiązki względem państwa. Narodowość nie jest siłą daną z góry, przyrodnicza czy antropologiczna, wrodzona pewnemu żywiołowi etnograficznemu, lecz jest siła aposteryoryczna, nabytą, wytworzona przez człowieka, a wytwarzana dopiero na pewnym stopniu kultury.

Są ludy, wśród których nie wytworzyła się żadna narodowość. Nie można przewidywać, czy z pewnych ludów wytworzy się narodowość jedna, dwie czy więcej, bo w tej, dziedzinie nie rozstrzygają żadne czynniki wrodzone, żadne dane apryoryczne, lecz rozwój historyczny, na który składają się pewne czynniki przyrodzone, ale też wolna wola ludzka, nie dająca się obliczyć. Niema w całej Europie takiej krainy, o której mieszkańcach możnaby powiedzieć, że byli od zarania dziejów przeznaczeni należeć do tej narodowości, a nie do innej. Tak np. nie można snuć żadnych przypuszczeń, jak daleko ku zachodowi sięgnęłaby narodowość polską gdyby Połabianie byli się utrzymali. Być może, że byłaby Polska po Łabę, ale również być może, że Wielkopolska należałaby do jednego z połabskich narodów. Nie było danem z góry, że w całem dorzeczu Wisły i Warty wytworzy się jeden naród.

Przyrodzenie – etnografja i antropologja – nie daje związków większych, jak ludy; narodów dostarcza historya. I dlatego narodowość jest nam tak droga, jako wcielenie ideałów życie, bo jest wytworem pracy, nabytkiem rozwoju, świadectwem udoskonaleniu do którego doszło się ciężkim trudem pokoleń wśród walk, bólów, zawodów, ale też z myślą przewodnią, mającą wieść do coraz wyższego udoskonalenia tego materjału etnologicznego, który historya zebrała w naród przez dostojeństwo pracy kulturalnej.

Nie znam też przykładu, żeby jaki naród składał się z jednego tylko ludu. Naród jest zrzeszeniem ponad-ludowem, zrzeszeniem się ludów a zatem pojawia się tam tylko, gdzie się już przeszło przez byt plemienny i złączenie (państwowe zazwyczaj) plemion w lud.

Z tego wniosek, że nie mogą stanowić narodu społeczeństwa, tkwiące w ustroju rodowym, lub choćby w bycie plemiennym. Narodowość może się zjawić dopiero po całkowitej emancypacyi rodziny. Sama ta okoliczność wyklucza od pojęcia narodowości cywilizacye turańska, arabską, bramińską, chińską.

Niesposób identyfikować narodowości z odrębnością językową. Ileż w takim razie byłoby narodów. Wykazano zaś w rozdziale o językach, jako całkowicie odrębne języki bywają, udziałem zrzeszeń drobniejszych i niższych od narodu, złożonego z ludów. Kto określa narody według języków, powinien twierdzić że narodowość jest siłą apryoryczną, daną człowiekowi z góry na drogę rozwoju cywilizacyjnego; że narody istnieją „od początku świata”, że było ich mnóstwo, lecz jeszcze w prawiekach protohistoryi zaczęło się tępienie narodów słabych przez silniejsze, tych przez jeszcze silniejsze itd., az do “dzisiejszej ich liczby (jakiejże?!) ; słowem, że narodowości dzieliły losy języków. Ale wobec tego zidentyfikowania należy uznawać odrębność narodowości prowansalskiej (langue d*oc), choć oni sami o to się nie proszą, mając się za Francuzów – natomiast zaś Yankesów doliczyć do narodu angielskiego. Cóż począć z takim faktem, jak ten, że Chorwaci i Serbowie są tegoż języka, a znów lud koło Zagrzebia mówi nie po chorwacku, lecz po słowieńsku ?

Nie jest też narodowość pojęciem państwowem, boć może jeden naród tworzyć państw dwa lub nawet kilka, a z drugiej strony może więcej narodów należeć do jednego państwa.

Pewien związek tych pojęć zachodzi jednak, czego dowody w historyi. Nasze polskie pojecie narodu przechodziło przez znamienne zmiany. Inaczej rozumiano je w wieku XIV, za Władysława Niezłomnego, kiedy naród w Polsce tworzono, a inaczej za Zygmunta Augusta, kiedy tworzyła się ideologia „obojga narodów” Polski i Litwy. Skarga groził, że zachodzi niebezpieczeństwo stracenia narodowości („i w inny się naród obrócicie”), a bezpośrednią po rozbiorach rozległy się narzekania, jako „przestaliśmy być narodem”. Czasy napoleońskie zrobiły nas we własnem poczuciu narodem na nowo (na tem właśnie polegało znaczenie „epopei napoleońskiej” w wydaniu polskiem) i już poczucia tego nie straciliśmy wytworzyliśmy nawet nieznane dotychczas pojęcie narodowości poza państwem, choćby bez państwa.

Tak jest; nasze nowoczesne polskie pojęcie o narodzie pochodzi dopiero z XIX wieku.

Dziś jest to rzeczą z t. zw. „wiadomych powszechnie”, jako angielskie czy francuskie „nation” wcale nie pokrywa się z naszem naród. Tam nie rozumieją narodu bez państwa, bo z własnej historyi tego nie dostrzegli, a polskiej nie studyowali! Oni rozumieją przez „nation” po prostu państwo narodowe; w ich toku myśli naród jest zrzeszeniem, wytwarzającym państwo. Żadna miara nigdzie a nigdzie, ani w języku angielskim, nie wywodzi się narodowość z. państwa! Tego rodzaju pomysł pojawia się czasem w literaturze niemieckiej, jako wpływ ideologji pruskiej – lecz nigdzie indziej». A prusactwo zajmuje odrębne miejsce pośród umysłowości zbiorowych, o czem tu rozwodzić się nie mogę i nie widzę potrzeby. Narodowość bezwarunkowo nie jest genezy państwowej, Lecz wyłącznie społecznej.

Nie państwa zmieniają się w narody, lecz społeczeństwa, mianowicie niektóre z tych, które przeprowadziły dokładna emancypacyę rodziny i zdobyły się na odrębność prawa publicznego. Nie wystarcza atoli te warunki; trzeba czegoś więcej. Skoro społeczeństwa wydały z siebie pojęcie państwa narodowego, a zatem musiały to być społeczeństwa takie, które posiadały moc, rozmach i możność, żeby wytwarzać zrzeszenia nonowego a wyższego typu, decydujące o istocie państwa, a przynajmniej wpływające ogromnie na państwa istotę. Wytworzyć pojęcie może filozof w samotni (a nawet zwykle tak bywa,), ale wcielić je może tylko ogół wykształcony, gdy się niem przejmie i gdzie jest już odpowiednio liczny i odpowiednio wpływowy.

Ażeby przyjęło się pojęcie narodu i żeby wydawało skutki, musiał wybór społeczeństwa tego pragnąć i nadto posiadać możność sprawić to, iżby naród istniał obok państwa. Dokonać tego mogły tylko takie społeczeństwa, które posiadały wpływ na państwo, gdzie społeczeństwo nie było przez państwowość pochłonięte, lecz gdzie państwo pozostawiało mu swobodę rozwoju.

Toteż pojęcie narodu nie mogło powstać w cywilizacyi egipskiej, ani też później w bizantyńskiej. Żydowskie pojęcie narodu wybranego oznacza współwyznawców i niema zgoła związku z zajmującą nastu kwestya. Pozostają Hellas i Rzym. Grecy „starożytni, niezgodni w trójprawie, tem samemu nie byli zdatni do wytworzenia zrzeszenia ogólnego. Nie brak było jednostek, które zdobyły się na pojęcie narodu helleńskiego (np. słynne miejsce u Herodota), ale nigdy się to powszechnie nie przyjęło. Pojęcie to rodziło się w cywilizacyi rzymskiej, wypielęgnowane następnie przez łacińska. Nie znam przykładu narodu poza tą cywilizacya.

Sięga ono tam tylko, dokąd sięgnął „klasycyzm”. Stają się narodami także takie ludy, które historycznie pozostawały poza obrębem wpływów rzymskich, skoro tylko przyjęły następnie cywilizacyę łacińska; tyczy to ludów, które wyszły z całkiem innych łożysk cywilizacyjnych, np. Finnów i Madiarów, skoro przystąpili do rodziny łacińskiej. Stwierdzam fakt: historya nie wykazała dotychczas poczucia narodowego poza cywilizacyą łacińska.

Promieniowało i promieniuje niejedno z jednej cywilizacyi w drugą, boć zachodzą wpływy wzajemne. Tak też pojęcie narodu dostawało się nieraz z kręgu łacińskiego w inne, ale czyż się przyjęło gdziekolwiek trwale a skutecznie? Skoro bowiem naród jest zrzeszeniem, a więc musi istota jego. polegać na wspólności metody życia zbiorowego w obrębie tego zrzeszenia.

Innemi słowy: Naród musi cały należeć bez najmniejszych zastrzeżeń do tej samej cywilizacyi. Zrzeszenie narodowe jest zrzeszeniem cywilizacyjnem. Gdyby tem nie był, nie byłby niczem. Albowiem naród stanowi zrzeszenie dobrowolne, w przeciwieństwie do państwa, które jest zrzeszeniem przymusowem – i bez przymusu nie mogłoby się rozwijać; nawet własne państwo narodowe musi mieć moc używania przymusu wobec obywateli, wobec tych samych, którzy» je utworzyli.

Absurdem zaś byłoby [samo przypuszczenie przymusu w sprawach narodowych. Byliśmy z przymusu obywatelami rosyjskimi lub pruskimi – lecz pozostając Polakami. I czyż można być przymusowo członkiem jakiegokolwiek narodu? Cywilizacya idzie z dobrej nieprzymuszonej woli; inaczej groziłby społeczeństwu dotkniętemu przymusem cywilizacyjnym stan acywilizacyjny (dlatego długa niewola mieści w sobie to niebezpieczeństwo) .

Wola społeczeństwa dojrzałego do wytworzenia narodu nie może rozszczepiać się w dwóch kierunkach cywilizacyjnych; coś podobnego możebne jest tylko u ludzi, którzy jeszcze sami nie wiedza, czego chcą!

Zresztą bez jednolitości cywilizacyjnej nie wytworzy się zrzeszenie dobrowolne a rozleglejsze – i dla tych przyczyn utopią jest żywe poczucie narodowe o dwóch cywilizacyach.

Szukajmy teraz innych cech narodowości. Będzie zapewne zupełna zgoda na to, jako naród jest to zrzeszenie cywilizacyjne, posiadającae ojczyznę i język ojczysty. Chodzi body z kolei rzeczy o definicyę tych pojęć. Słyszy się często, jako ojczyzna, toć nie sama tylko ziemia ojczysta, lecz cały szereg względów natury duchowej. Sądzę, że zwolniony jestem od roztrząsania tej kwestyi, skoro do definicyi narodu wcieliłem wyraz „cywilizacyjne” (zrzeszenie) i tem samem uważam ten punkt za załatwiony.

Stwierdzam jednakże, jako wszelkie względy cywilizacyjne narodu muszą być związane z jakimś obszarem, mianowicie z siedliskami ludów, tworzących wspólną narodowość, a zatem nie będzie żadnego nieporozumienia gdy ten właśnie obszar nazywać będziemy ojczyzną. Spopularyzowane to w całym świecie rozumowanie jest całkiem słuszne. Każdy pyta po prostu drugiego: gdzie twoja ojczyzna?

Ojczyzna, jest to zwarte terytoryum, stanowiące stała siedzibę widownią dziejów narodu. Wynika z tego pośrednio, jako niema narodu bez historyzmu -i tak jest rzeczywiście. Kto posiada ojczyznę, posiada też język ojczysty. Jak ojczyzna dla każdego jest jedyna, tak tez nie można mieć dwóch języków ojczystych. Szwajcar uznaje językiem ojczystym język swego kantonu, jeden jedyny.

Ojczyzna nie jest oczywiście pojęciem z dziedziny prawa prywatnego, lecz stanowczo z publicznego; co więcej ojczyzna i patryotyzm nie maja nic wspólnego z prawem prywatnem, a zatem nie licują z takiem publicznemu, które na prywatnem się opiera. Naród może tedy powstać tylko w społeczeństwach posiadających odrębne prawo publiczne i gdzie państwo oparte jest na społeczeństwie. A zatem: tylko w cywilizacyi łacińskiej. I znów tworzy się w naszych oczach taki sam szereg cywilizacyj, jaki już kilka razy stawał przed nami.

Nie ma żadnego narodu polygamicznego, niema go przed emancypacyą rodziny, niema bez swobód społeczeństwa, ani bez odrębnego prawa publicznego. I szeregują się rozmaite metody ustroju życia zbiorowego wciąż jednakowo.

Jeszcze słowo o zrzeszeniach „ponadnarodowych”.’ Jest to ogromne nieporozumienie, jakoby tu należały marzenia średniowieczne o „rodzinie panów i ludów chrześcijańskich” i kilka późniejszych form, mniej lub bardziej wcielanych, aż do pruskiego programu o „pax germanica” i do współczesnego nam największego falsyfikatu historyi powszechnej, do t. zw. Ligi Narodów.

Były to i są zrzeszenia ponadpaństwowe, względnie dążenia do takiego zrzeszenia. Pomieszanie pojęć państwa a narodu wprowadza tu niepotrzebne powikłania i niezmierne utrudnienia. Dopóki się nie usunie tego nieporozumienia, nie postąpi się ani kroku ku skutecznemu wytworzeniu zrzeszenia ponadpaństwowego !

Zrzeszenie ponadnarodowe jest absurdem, a to z powodu nieuchronnej odrębności ojczyzny i języka ojczystego. Można pomyśleć sobie państwo uniwersalne, ale czyż język jakiś uniwersalny będzie ojczystym każdemu? czy można mieć ”ojczyznę” wszędzie i gdziekolwiek? To są przypuszczenia jaskrawo antynarodowe. Kto myśli o „Zrzeszeniu ponadnarodowem”, ten zmierza ku zniesieniu narodowości, a tem samem ku zniesieniu cywilizacyi łacińskiej.

Poczucie narodowe stanowi wielki postęp w dziejach społeczeństw cywilizacyi łacińskiej; bez tego cywilizacya ta byłaby niezupełna. Albowiem najwyższemu jej kryteryum jest supremacya sil duchowych. Na czemżeż ma się oprzeć, gdzie czerpać swe rękojmie? Na państwie? więc na środkach przymusowych?! Tę supremacyę wyznawać można tylko dobrowolnie z. przekonania, bo nikt do niej nie zmusza, ni przymuszać nie będzie; a zatem może się ma oprzeć również tylko o zrzeszenie wielkie a dobrowolne, a takiem jest naród.

Przez narody dopiero osiąga Cywilizacya Łacińska swe szczyty.

Nie sądźmy, że upada cywilizacya łacińska; nie, to my upadamy! Nie sądźmy, że powstaje cywilizacya nowa; nie, to nastaje zdziczenie.

Nie sądźmy, że upada cywilizacya łacińska; nie, to my upadamy!

Nie sądźmy, że powstaje cywilizacya nowa; nie, to nastaje zdziczenie.

Feliks Koneczny, O wielości cywilizacyj, str. 310, z Zakończenia. WAM, 1996r.

Napisane we wrześniu 1934 roku.

Cywilizacya łacińska z emancypacyą rodziny, monogamiczna, posiada historyzm i poczucie narodowe, opiera państwo na społeczeństwie, od życia publicznego wymaga etyki, uznając supremacyę sił duchowych.

Jakżeż pięknie brzmi to zdanie! Tylko… gdzie to kto oglądał w rzeczywistości? W cywilizacyi łacińskiej jakiś kraj czarowny, gdzie wymaga się etyki od życia publicznego w pełnem uznaniu supremacyi sił duchowych? O, gdzież ten kraj? Łatwiej może byłoby wskazać na terenach tejże cywilizacyi kraj jakiś taki, w którym obowiązuje zasada „światłego” absolutyzmu: Steuer zahlen und Maul halten, gdzie kwitną szpiegostwo i donosicielstwo, podniesione do godności instytucyj państwowych, gdzie grasuje cenzura, lecz nigdy nie stosowana do pornografii, gdzie zawiesza się niezawisłość sędziów itp. itp.? Gdzież tedy kryje się owa cywilizacya łacińska?

Albowiem na obszarach jej kiełkuje w niejednym punkcie coś, co raczej wygląda na odmianę cywilizacyi turańskiej, czasem chińskiej! Przypomnijmy sobie, co już powiedziano o stosunku schematu naukowego a życia, i postarajmy się, żeby jednak opanować nieco tę pozorną dowolność rzeczywistości. Okaże się, że obok schematu, bez którego nie moglibyśmy w ogóle rozumować, istnieją pewne prawa dziejowe, które w niemałej mierze wyjaśnia nasze zawiłości i wątpliwości.

Miejmyż przede wszystkiem na uwadze, że wszystko żywe jest zmienne, a zatem cywilizacya nie bywa ni sztywnym kośćcem, ni głazem nieruchomym. Dopóki żyje, poddana jest zmianom; czasem na lepsze, bo się doskonali, a czasem na gorsze, bo upada; okresy rozwoju i upadku mogą nastawać znienacka, z powodu przyczyn ukrytych, zrazu głęboko.

Mogą być zmiany ilościowe, a także jakościowe. Należy je odróżniać starannie; co innego zmiana szczebli, przez które przechodzi każda cywilizacya, a zgoła czemś innem jest zmiana cywilizacyjna, zasadnicza. Ilość szczebli jest nieograniczona, ale to niema nic do samego rodzaju cywilizacyi, która może pozostawać ta sama od najniższych prymitywów aż do szczytów rozwoju. Będą to zmiany wyłącznie ilościowe.

Jakościowe, zasadniczo cywilizacyjne zmiany mogą mieć rozmaita rozpiętość: niektóre zmieszczą się w ramach danej cywilizacyi, inne zaś nie, i wysuną się „poza burtę”. Jedne rodzą się przyrodzenie ze samej siły żywotnej cywilizacyi ciągle tej samej, drugie mogą pochodzić z wpływów cywilizacyj obcych. Z zetknięcia różnych prądów cywilizacyjnych może powstać nowość dodatnia, ale też ujemna, nawet karykatura; może nastąpić rozwój, ale też degeneracya. Zdaje mi się, że nauka o cywilizacyi rozporządza środkami, żebyśmy mogli rozpoznać to od tamtego; a do tego przyda się nieraz schemat cech! Schemat tylko schematem, lecz bywa nieraz pożądanym kluczem do odróżniania rzeczy i spraw!

Jak zaznaczono w czwartym ustępie rozdziału IV, cywilizacya dzieli się na kultury, stanowiące jej odmiany. Tu mogą zachodzić nawet znaczne różnice. Np. cywilizacya łacińska oparła się na feudalizmie, lecz Polska przejęła tę cywilizacyę bez feudalizmu, bo nie był nam do niczego potrzebny. W Polsce wytworzyła się tedy odmienna kultura łacińskiej cywilizacyi. Odrzucenie feudalizmu nie naruszało jedności cywilizacyjnej, podobnież jak nie naruszał jej na Zachodzie feudalizmu upadek. W naszym schemacie niema zgoła sprawy feudalizmu; stanowi on cechę drugorzędna, nie zasadnicza. Wszystkie zaś zasadnicze cechy łacińskiej cywilizacyi mogą się przejawiać również dobrze przy feudalizmie, jak bez niego, bo można zachować tę samą metodę ustroju życia zbiorowego. Obowiązywał zaś feudalizm w Meklemburgu aż do roku 1918, a czy dużo jest osób wiedzących o tem? ależ nawet pośród niemieckiej inteligencyi rzadko kto o tem wiedział, a dziś.?!

Mogą zachodzić zmiany licznie, nie mające nic do zmiany cywilizacyi.

Czy np. Turcy zmienili cywilizacyę swą (turańską), przez to, ze rak księżycowy porzucili, a przyjęli słoneczny? Wszędzie był z początku księżycowy, i w Polsce także! Zmiana kalendarza nic nie znaczy, ani nawet rozmaitość kalendarza, możliwa w obrębie tej samej cywilizacyi; aż dopiero historyzm zalicza się do naszego schematu. Podobnych zmian i odmian możnaby przytoczyć niemało.

Każda cywilizacya, nawet każda kultura posiada cechy wyłącznie własne, znamienne, ale nie zmieniające niczego w zasadzie samej.

Jest atoli pośród cywilizacyj taka, która przechodziła przez zmiany, uchodzące w każdej innej stanowczo za zasadnicze, a która mimo to pozostała jednakże sobą. Tem to bardziej szczególne, że jest to cywilizacya sakralna, a więc do zmian nie pochopna: mianowicie żydowska. Np. w zakresie prawa małżeńskiego mamy Żydów polygamicznych i żadne prawo religijne dotychczas wielożeństwa im nie zakazuje; w Europie atoli przyjęli monogamię, a to w zachodniej od połowy wieku XI za sprawą rabina Gerszona ‘z Metzu, na Bałkanie w połowie XVII wieku z nakazu „mesyasza” Sabataja Cwi (do tego kierunku należeli frankiści). Wielożeństwo stawało się bowiem niemożliwością w europejskim golusie, a przytem wywoływało zgorszenie pośród chrześcijan; ale jeszcze rząd Napoleona I. badał tę sprawę, czy Żydzi nie są polygamistami.

Jednakże czyż znamy jakie społeczeństwo – prócz rzymskiego, któreby niegdyś nie było polygamiczne? Z reguły zmiana taka wywołuje znaczne zmiany cywilizacyjne, nie mogła też była nie wywołać ich u Żydów, a jednak utrzymali swa cywilizacyę, chociaż przechodzili przez inne nadto zmiany Utrzymali właśnie dlatego, że była i jest sakralną. Wszelkie zmiany cywilizacyjne dokonywały się bez naruszenia naczelnej zasady ich sakralności: że są narodem uprzywilejowanym, powołani do panowania nad całym światem (mesyanizm żydowski). Gdyby runęła ta cecha, runęłaby cywilizacya żydowska; ale póki w to wierzą, może się zmieniać wszystko. Podobnież w bramińskiej cywilizacyi żadna zmiana nie stanowi nic, póki istnieje ustrój kastowy i doktryna awatarów.

Żydzi przechodzili przez zmiany cywilizacyjne skutkiem przebywania w rozprószeniu pośród innych cywilizacyj. Wywierają, oczywiście cywilizacye na siebie wpływ wzajemny, iż żydowska też wycisnęła niemało śladów na społeczeństwach cywilizacyi łacińskiej.

Każda cywilizacya, póki jest żywotna, dąży do ekspansji. Toteż gdziekolwiek zetkna sie z sobą dwie cywilizacye żywotne, walczyć z sobą muszą. Wszelka cywilizacya żywotna, nie obumierająca, jest zaczepna. Walka trwa, dopóki jedna z walczących cywilizacyj nie zostanie unicestwienia; samo zdobycie stanowiska cywilizacyi panującej walki bynajmniej nie kończy.

Jeżeli istniejące obok siebie cywilizacye mieszczą się obok siebie w obojętnym spokoju, widocznie obie pozbawione są, sił żywotnych. Wypadek taki kończy się często kompromisem w jakiejś mieszaninie mechanicznej, w której nastaje to,ba ogólna stagnacya, a z niej wytworzy się z czasem istne bagnisko acywilizacyjności. Tak np. runęła cywilizacya wielkiej Persyi, nie mogąc znieść klina hellenistycznego, wbijającego się w nia. Niebawem Syrya, zebrawszy niedługie tryumfy w kategoryi półcielesnej Piękna, nie zdobywszy się poza tem w cywilizacyi hellenistycznej na nic a nic – poczęła wprost dziczeć. Wzbiły się natomiast na długo Pergamon i Aleksandrya, bo tam cywilizacyia grecka nakryła sobą i stłumiła wszystko inne.

Obok tego mamy też w starożytności przykłady wielorakości cywilizacyjnej na tem samem miejscu. Pierwsze miejsce należy się Antyochii. Wszystkie a wszystkie o niej wiadomości brzmią jednak ujemnie, pełne oburzenia i obrzydzenia na tamtejsze pojęcia i obyczaje.

I za naszych dni nie brak na wschodzie miejsc, gdzie rozmaite cywilizacye ,„współżyją” bez walki, w „zupełnej zgodzie”. O jednem z nich, Port- Saidzie, wyraził się polski podróżnik: „Wygląd miasta zewnętrzny międzynarodowy; przypomina ladacznicę, która każdą część garderoby otrzymała od innego gościa, a tylko koszulę ma swoją i ta jest brudna” .

Gdzież więc pole do syntez cywilizacyjnych?

Gdybyż coś takiego było możliwem, musiałoby się, przejawiać wszędzie, gdzie rozmaite cywilizacye stykają się. Synteza syntez miała już czas wytworzyć się w Indyach z sześciu tamtejszych cywilizacyj, a w Polsce powinnaby powstać też niezgorsza. A tymczasem u nas cztery cywilizacye: żydowska, bizantyńska, turańska i łacińska walczą z całych sił; tylko tamte trzy łączą się zazwyczaj sojuszem wojennym, by uderzać na łacińska wspólnemi silami, ale poza tem i one też walczą z sobą, mocujac się na siłę. Synteza możliwa jest tylko pomiędzy kulturami tej samej cywilizacyi, lecz miedzy cywilizacyami żadną miarą. Dopóki Rzym czcił rozmaitych bogów italskich, potężniał; począł upadać gdy wpuścił do „miasta” bogów syryjskich. W Italii panowała jedna cywilizacya, dzieląca się na odmiany lokalne, na drobne italskie kultury, których synteza w cywilizacyi rzymskiej; ale gdy to samo zapragnęli czynić z rozmaitemi cywilizacyami, okazało się to śmiercionośnem.

Pomiędzy cywilizacyami możebna jest tylko mieszanina mechaniczna. Zdarzają się one nierzadko, ale wiodą zawsze do obniżenia cywilizacyi, a czasem do jej upadku, do stanu wręcz acywilizacyjnego.

Ilekroć w Polsce poszukiwano „syntezy pomiędzy Zachodem a Wschodem”, zawsze zwycięsko wychodził z tego Wschód. W rezultacie odwróciliśmy sie od Zachodu i za Sasów poświęciliśmy się… rozszerzaniu cywilizacyi turańskiej ku Zachodowi. Pogrążeni w oryentalnem nieuctwie nie mogliśmy sobie dać rady z odrębnością prawa publicznego od prywatnego! Z ciężkim mozołem nawracaliśmy z powrotem do łacińskiej cywilizacyi utraciwszy niepodległość w tych zapasach.

Typowem polem doświadczalnem dla rzekomych syntez cywilizacyjnych była Rosya, Ruś w ogóle. Od zarania dziejów Kijowszczyzny walczą tam cywilizacya łacińska z bizantyńska, a zwycięża… turańska. Górę brali ci, którzy wysługiwali się Połowcom, następnie Mongołom i Tatarom, aż w końcu pod koniec rządów Iwana III. walka na długo ustała, bo turańszczyzna odniosła zupełne zwycięstwo. W XVII wieku nowa fala łacińska, wpływy polskie i… gruntowne zrujnowanie Litwy. Ale powstaje nawet „uczoność łacińska”, a wprowadzenie” obowiązkowej nauki łaciny dla kandydatów na kierownicze stanowiska w państwie (1682). O ileż donioślejszem było to wydarzeniem od wszystkich następnych reform Piotra W.! Ten sprowadził silny przypływ bizantynizmu z Niemiec, a niebawem wprowadziły rozbiory Polski wzmożone wpływy łacińskie, tak dalece, że przybłąkało się nawet coś z poczucia narodowego. Przenikała też do Rosyi nauka europejska. Któż zaprzeczy, że nie brakowało tam typów prawdziwie europejskich.? czyż jednak nie był pospolitym obok tego typ prawdziwie turański? A pośród tego kręcił się bizantynizm w dwóch kierunkach w oryentalnym – kultury turecko bizantyńskiej i zachodnim – niemiecko – bizantyńskim. W ostatnich dwóch pokoleniach głowa inteligenta rosyjskiego meblowana była – parafrazując księdza biskupa Krasickiego – gratami wszystkich stylów.

Synteza? O nie! to był bity gościniec do wszelakiego nihilizmu!

Nie ma syntez; są tylko trujące mieszanki. Cała Europa choruje obecnie na pomieszanie cywilizacyj; oto przyczyna wszystkich a wszystkich „kryzysów”. Jakżeż bowiem można zapatrywać się dwojako, trojako (a w Polsce nawet czworako) na dobro i zło, na piękno i szpetność, na szkodę i pożytek, na stosunek społeczeństwa i państwa, państwa i Kościoła; jakżeż można mieć równocześnie czworaką etykę, czworaką pedagogię?! Tą drogą popaść można tylko w stan acywilizacyjny, co mieści w sobie niezdatność do kultury czynu.

Następuje kręcenie się w kółko, połączone ze wzajemnem zżeraniem się dzisiejszej Europy! A gdy z walczących cywilizacyj zwycięży w danem społeczeństwie nie ta sama, która panowała poprzednio, gdy tedy następuje zmiana cywilizacyi, popada się z reguły w stan acywilizacyjny. Przechodzili przez to Madiarzy, przechodzili Finowie (z turańskiej w łacińską) i przeszli zwycięsko.

A my? W przeciwnym kulejąc kierunku, acywilizacyjni byliśmy za Augusta III. Sasa i na coś podobnego kroi nam się znowu w dniu dzisiejszym.

Nie sądźmy, że upada cywilizacya łacińska; nie, to my upadamy! Nie sądźmy, że powstaje cywilizacya nowa; nie, to nastaje zdziczenie.

Dlaczego chrześcijanie stali się w Europie mniejszością?

Konieczność dziejowa czy sprawna akcja neomarksistów? Dlaczego chrześcijanie stali się w Europie mniejszością?

Cywilizacja śmierci oparta jest na wierze w nieistnienie Boga. NWO.

https://pch24.pl/koniecznosc-dziejowa-czy-sprawna-akcja-neomarksistow-dlaczego-chrzescijanie-stali-sie-w-europie-mniejszoscia/

„Chrześcijanie stali się w Europie mniejszością. (…) Dzisiejsze zeświecczenie Europy wbrew powszechnym mniemaniom nie wynika z jakiejś konieczności dziejowej, z jakiegoś bezosobowego procesu. Sekularyzacja jest celowym działaniem, efektem wcielania w życie przez europejskie elity antychrześcijańskich idei od czasów oświecenia i rewolucji francuskiej”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” Robert Tekieli.

Publicysta podkreśla, że cywilizacja łacińska przegrywa dziś batalię z neomarksistowską tęczowo-zieloną cywilizacją śmierci. „Nic dziwnego. Kiedy dochodzi do starcia, dominującą staje się ta cywilizacja, która nakłada mniejsze obowiązki moralne. (…) Ani jeden ze znanych mi Unijczyków nie jest człowiekiem wierzącym. Unijczycy pogardzają wiarą, a sama Unia Europejska stała się groźnym narzędziem walki cywilizacyjnej”, zaznacza.

Zachodnia cywilizacja śmierci oparta jest na wierze w nieistnienie Boga. Nie można być cywilizowanym na dwa sposoby, a etyki chrześcijańskiej nie da się pogodzić z systemem moralnym zezwalającym na aborcję i eutanazję [ani sodomię, ani niszczenie rolnictwa itp. MD] . Jest albo, albo. Dla nas ma to najdalej idące konsekwencje. Nie można uczestniczyć w polskości, jeśli się nie szanuje chrześcijaństwa i tego, co chrześcijaństwo zrobiło z naszą tożsamością. Wykorzenienie wiąże się zawsze z utratą wiary”, podsumowuje Robert Tekieli.

===================================

RW, mail:

<< Sekularyzacja jest celowym działaniem, efektem wcielania w życie przez europejskie elity antychrześcijańskich idei od czasów oświecenia i rewolucji francuskiej”, pisze na łamach tygodnika „SIECI” Robert Tekieli.>>

7 grudnia 1965 roku odbyła się ostatnia sesja Soboru Watykańskiego II. Zatwierdzono „Dignitatis humanae” o wolności religijnej, koncepcję już nieomylnie potępioną przez Kościół katolicki; oraz „Gaudium et spes”, o dialogu ze współczesnym światem. „Kościół niemal ogłosił się służebnicą ludzkości” – oświadczył Paweł VI, który tego samego dnia zniósł Indeks Ksiąg Zakazanych i zamknął Święte Oficjum. Po ogłoszeniu fałszywych wolności rozpoczęło się dzieło zniszczenia Świętego Kościoła Rzymskiego.

Dzień później, 8 grudnia 1965 r. uroczystym publicznym posiedzeniem na placu przed bazyliką św. Piotra, oficjalnie zakończył się sobór Vaticanum II – śmierć zachodniej kultury i rewolucja w Kościele (gorsza niż [anty]francuska i bolszewicka), najgorsza tragedia jaka dotknęła ludzkość, gorsza od wszystkich wojen i zarazy: zerwanie z wiarą katolicką.

<< Ani jeden ze znanych mi Unijczyków nie jest człowiekiem wierzącym. Unijczycy pogardzają wiarą, a sama Unia Europejska stała się groźnym narzędziem walki cywilizacyjnej>>

I dlatego papież JPII, Kościół Katolicki wzywał do wstąpienia do Unii.

Koniec Rzymu: „Kto umie sobie radzić z prawem, może sobie darować sumienie”. A Europa początku III tysiąclecia…

Koniec Rzymu: „Kto umie sobie radzić z prawem, może sobie darować sumienie”. A Europa początku III tysiąclecia…

[ F. Koneczny, O wielości cywilizacyj, WAM,str. 296]

W turańskiej cywilizacyi życie publiczne jest w ogóle bez- etyczne, a zatem zachodzi stała rozbieżność etyczna państwa a spraw prywatnych, które bez jakiejś etyki nie mogłyby nigdy się ustalić. Jest to na ogół cechą Oryentu.

To właśnie spustoszyło cywilizacyę rzymską, dotarłszy do Rzymu z bogami syryjskimi.

Dwie etyki w Rzymie doprowadziły do tego, iż summum ius mogło stawać się summa iniuria. (ścisłe trzymanie się litery prawa prowadzi do wydawania krzywdzących wyroków)

Upadek Rzymu zaczyna się od tego, że znaleźli się tacy, którzy uznali moralnem wszystko, co było prawem.

Z jednej strony państwowość cezarystyczna o programie… pretoryańskim, a z drugiej poczucie, że Rzymowi zadaje się gwałt. Ludzie uczciwi musieli się wycofywać do życia prywatnego, bo nastała bezetyczność w publicznem. W konsekwencyi osoby posiadające stanowiska publiczne wyzuły się z etyki także w swem życiu prywatnem, i nastawał pomiędzy nimi coraz ściślejszy dobór w tym rodzaju. Wreszcie gdy wytworzyła się w życiu publicznem zasada, że kto pozostaje w zgodzie z prawem, tem samem ma czyste sumienie, nie trzeba było czekać długo na konsekwencyę taka, iż kto umie sobie radzić z prawem, może sobie darować sumienie.

To już nie dwie etyki, lecz bezetyczność przeciwko etyce jakiejkolwiek. W taki sposób zoryentalizował się Rzym i wpadł w rozbieżność etyczna życia państwowego ~a prywatnego co zdaje się być właściwe-ścia rozwoju etyki naturalnej”.

Zawitała ewangelia, zaświtała etyka chrześcijańska, Kościół tworzy na Zachodzie cywilizacyę Łacińską. Ta wraca do dawnej zasady rzymskiej, jako źródłem prawa jest społeczeństwo.

=====================

Tyle Koneczny.

Teraz Ewangelia jakby uciekała z Rzymu, bo tam etyka jest pustoszona… Dotarła tam drewniana Paczamama. A w Rzymie była to Kybele – frygijska bogini płodności.

Czy stan a-cywilizacyjny, Latrocinium Magnum ogarnął już całą planetę? Perspektywy. Istotny DODATEK; o ICh długowieczności. Nawrócenie Rosji?

Czy stan a-cywilizacyjny, Latrocinium Magnum ogarnął już całą planetę? Perspektywy.

Mirosław Dakowski 29 listopada 2022

[łajdactwo, rozbój]

Feliks Koneczny był w dziedzinie nauk humanistycznych największym umysłem, odkrywcą XX wieku. Ponieważ był człowiekiem i naukowcem odważnym i podawał, publikował również wnioski ze swoich prac, które uznano za groźne lub niewygodne dla rządzących [wtedy sanacji], był jako uczony tępiony, prześladowany. Był profesorem na Uniwersytecie Wileńskim Stefana Batorego, ale na skutek tych nieżyczliwości organów związanych z władzą powstającej sanacji miał tam tylko sześciu studentów. Gdyby tych studentów na jego wykładach i seminariach o Nauce o cywilizacjach było stu – z całą pewnością znaleźliby się wśród nich zdolni kontynuatorzy jego odkryć, jego badań.

A potrzeby takich badań były i są ogromne.

Uniwersytet Jagielloński już po wojnie nie przyjął go, profesora mającego ciągle nowe osiągnięcia naukowe do pracy, do kształcenie nowego pokolenia światłych historyków. Pozostanie to hańbą dla Uniwersytetu Jagiellońskiego na zawsze. Profesor Koneczny pracował więc dalej samotnie, w domu, pisząc wiele artykułów z nowymi analizami i jednocześnie utrzymując dwóch wnuków po pomordowanych przez Niemców synach. Dzięki Bogu i odważnym ludziom osiągnięcia Profesora Konecznego zachowały się, zostały opublikowane w całości w postaci wielu książek, najpierw w Anglii [wielki i odważny Jędrzej Giertych], potem też w Polsce. Rządzące socjalistyczne lewactwo ciągle utrudnia popularyzację, kontynuację i rozpowszechnianie jego dzieł.

Czyż nie jest dowodem jego wielkości, wagi jego osiągnięć, że był tępiony i twórczość jego blokowana tak za sanacji, jak za okupacji Niemców hitlerowców, potem za stalinowskich komunistów, a obecnie magdalenkowych popisowców? Osobiście żenuje mnie, że do wrogów odkryć Profesora muszę zaliczyć „żoliborską grupę rekonstrukcji sanacji”, jak tę klikę barwnie i słusznie nazywa Grzegorz Braun.

Byłby potrzebny jego wkład w analizy obecnej sytuacji, ponieważ nowe zjawiska, jak mieszanie cywilizacji, powstanie i agresja globalizmu czy jego odmiany- zielonego komunizmu w miejsce czerwonego komunizmu, to są zjawiska nowe. Te dwa ostatnie próbowałem badać, analizowałem przed paru laty. Odsyłam do artykułu: Czy cywilizacja globalistów jest naturalnym rozwojem, czy sztucznym piekielnym planem. Wykazywałem stosując metody prof. Konecznego, że te nurty, to znaczy globalizm i jego odmiana europejska rozbudowywana w Unii Europejskiej, to nie jest synteza, „cywilizacja światowa”, lecz jest to antycywilizacja wroga i agresywna wobec cywilizacji Łacińskiej. Może powstać jedynie chaotyczna mieszanka cywilizacyj, właśnie Latrocinium Magnum.

Nie ma żadnych możliwości by powstała cywilizacja synkretyczna, planetarna, obejmująca jakoby najlepsze, charakterystyczne cechy wszystkich dostępnych, aktywnych cywilizacji. To jest mrzonka, jak to jednoznacznie udowodnił Feliks Koneczny.

Białe plamy

Brak jest natomiast badań czy analiz tylu ciekawych cywilizacji, dawnych czy starych oraz nowopowstających.

Dla przykładu:

W ostatnich dziesięcioleciach ogromne rewolucyjne zmiany pod względem cywilizacyjnym nastąpiły w Ameryce Łacińskiej. Przyczyniły się do tego również choroba ducha w Kościele katolickim, czy może herezja „teologii wyzwolenia”. Rozwinęły się więc tam lawinowo różne wierzenia typu voodoo i inne formy pogaństwa. Widzieliśmy je z niesmakiem również niezbyt dawno, gdy promował i wprowadzał takie wierzenia do neo-kościoła katolickiego pełniący obecnie obowiązki papieża Franciszek, między innymi w postaci kultu Paczamamy czy rytuałów i zaklęć, czy realizacji innych wierzeń pogańskich, którym poddawał się niedawno, w lipcu 2022, w Kanadzie.

Bardzo ciekawa jest sytuacja w Ameryce [w sensie USA]. Feliks Koneczny nie miał już szans przyjmowania i uczenia następców, ani nie mógł sam badać, analizować i opisać jakie cywilizacje za jego czasów w Ameryce Północnej wystąpiły i ścierały się. Wydaje się, że na ten temat nic nie pisał również dlatego, że tam był ciągle jeszcze tak zwany „melting pot” czyli dziwna mieszanka różnych cywilizacji, ale jakaś nowa cywilizacja zaczynała się krystalizować. Od tego czasu jednak sytuacja się tam bardzo pogorszyła, bo ogromną aktywność wykazuje tam właśnie „cywilizacja” NWO, anty-Boża, antykatolicka, to znaczy również anty łacińska, która jak się wydaje, stamtąd usiłuje opanować cały świat. A jad materializmu, komunizm, znalazł tu podatną, post- protestancką i masońską glebę. Chyba przyczyną tego kataklizmu jest nie wypełnienie próśb Matki Bożej sprzed stu lat o poświęcenie Jej Rosji.

Dla mnie fascynująca jest sytuacja w Japonii. Mianowicie wydaje się, że jeszcze do lat 30-tych XX wieku Japonia miała swoją skrystalizowaną cywilizację, ogromnie różną od cywilizacyj białego człowieka. Niestety nikt nie zbadał jej dokładnie. Natomiast to, co stało się po agresji Japonii w latach 30 i 40 zeszłego wieku, to już jest jakby wyjście ze starej cywilizacji japoński w kierunku próby stworzenia swoistej cywilizacji synkretycznej, ale azjatyckiej. W latach wojny, t.j. wielkiej agresji japońskiej pod koniec lat 30 i na początku lat 40 zastosowano tam taktykę używania jakiś sloganów opartych chyba na doświadczeniach Niemiec hitlerowskich. Na przykład agresję na tereny, kraje, królestwa Azji południowo-wschodniej i Oceanii nazwano budową „strefy współdobrobytu”. Minister ”dobrobytu publicznego” był uwielbiany przez miliony głodujących nędzarzy.

Po ostatecznej klęsce militarnej, to znaczy dopiero po barbarzyńskich nalotach dywanowych B-29 na Tokio i inne miasta, po dwóch potwornych i zbrodniczych wybuchach bomb jądrowych nad miastami [!!] Hiroszima i Nagasaki, jak się wydaje również stara cywilizacja japońska została tym kataklizmem skruszona. Zauważmy, że ogromne zbrodnie obu stron nie zostały potępione ani ukarane, na wzór Norymbergi. Tam zresztą też – o Zbrodni Katyńskiej zwycięskie władze aliantów nie mówiły.

Bardzo byłoby ciekawe sprawdzenie na czym polegają cywilizacje Eskimosów, jakie wykazują odmienności od innych cywilizacji. Czy tych ich cywilizacji jest więcej czy też jest to jedna, z ewentualnymi odmianami, różnymi kulturami, np. na Grenlandii czy w Kanadzie. I czy jeszcze przetrwała?

Nie wiemy, co się dzieje teraz w krajach Afryki czy w Indiach. One chyba są odporniejsze na ataki NWO- satanizmu?

Analizy co się wszędzie na świecie dzieje obecnie, na początku Trzeciego Tysiąclecia są bardzo potrzebne, wskazane. Oczywiście mówię o analizach w myśl metody podanej przez Konecznego.

Dobra Nowina a planowana cywilizacja ogólno-planetarna NWO.

Można chyba powiedzieć że w ostatnim półwieczu spełniły się warunki podane w Ewangeliach, mianowicie już na całym świecie głoszona jest Dobra Nowina, Ewangelia. Wszystkie ludy mogą z niej korzystać ze względu na rozwinięcie się techniki radia, telewizji i potem internetu. Ale chyba skutkiem zagłuszenia tej Nowiny przez nowinę złego: NWO, wpływy i moc przekonywania Ewangelii na świecie zostały bardzo zahamowane.

W Europie panoszy się odmiana właśnie globalizmu komunizm typu sowieckiego mówiąc obrazowo – przemalowany został z czerwonego na zielony. Już Rzymianin nazywał sytuację, gdy szaleniec dorwał się do władzy „Delirium maximum” Taką sytuację mamy teraz w UE. Doświadczmy, jak totalnie potężne narzędzia techniczne: radio, telewizja, internet zostały zrabowane ludzkości na usługi „pana tego świata”.

Natomiast Feliks Koneczny jednoznacznie udowodnił, że nie może powstać cywilizacja synkretyczna, światowa. Jesteśmy teraz świadkami, widzimy z przerażeniem, jak powstaje Latrocinum Magnum, ogólno-planetarny stan a-cywilizacyjny, a właściwie anty-cywilizacyjny. Koneczny nazywa to również : Kołobłęd.

Jednoznacznie można stwierdzić, że jest to zbrodniczy atak przeciwko ludziom, narodom, pod wodzą Złego, szatana. Kruszeniu, zgorszeniu [w sensie: pogorszeniu] ulegają wszystkie cywilizacje, które w sposób naturalny powstawały na Ziemi, a niektóre z nich przetrwały już stulecia, a nawet tysiąclecia [chińska, żydowska].

Czy są jeszcze enklawy?

Bardzo jest ciekawe i ważne zbadanie czy są jeszcze enklawy poszczególnych dotychczasowych cywilizacji. Może trzymają się w niektórych państwach Afryki, chociaż i tam agresja globalizmu czyli antycywilizacji jest ogromna.

Co się dzieje obecnie z cywilizacją żydowską?

Rozważmy sprawę Rosji i „jakiegoś czasu pokoju” z objawień w Fatimie.

Przez dziesięciolecia, od ujawnienia treści objawień Maryi w Fatimie, istniała nadzieja, że po poświęceniu Rosji Najświętszemu Sercu Najświętszej Marii Panny, […ale powinno to być dokonane przez papieża i wszystkich biskupów – chyba też prawosławnych] Rosja się nawróci. Tak powiedziała Matka Boża – i dodała bezwarunkowo [sic!!], że nastanie wtedy jakiś czas pokoju. Oczywiście w obecnych czasach mieszanki pojęć i lubowania się w pojęciach wieloznacznych, należy uściślić, że chodzi o nawrócenie się na katolicyzm, niekoniecznie rzymski, ale po prostu katolicki.

Przed pół wiekiem pracowałem przeszło trzy lata w Związku Radzieckim, zwanym przez niektórych z jego poddanych „związuniem”. Poznałem wtedy blisko tak przeciwników politycznych komunistów czy sowietów, zwanych dysydentami, jak i chrześcijan, prawosławnych, intelektualistów, którzy chcieli uzdrowić Cerkiew. Wtedy nastroje wśród wierzących chrześcijan w Rosji były radykalnie inne, niż potem. Byli bardzo aktywni. Szukali ratunku w Kościele katolickim, rozważali gorąco objawienia w Fatimie i ich perspektywy dla Rosji.

Uważam, że gdyby papież w tamtym czasie, wbrew naciskom politycznym, odważnie a poprawnie poświęcił Rosję Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny, to – wtedy – Rosja mogłaby się łatwiej nawrócić, niż obecnie.

Jaka szkoda, że kilku ostatnich papieży było ludźmi małej wiary, małego ducha, może małych sił.

Powtarzam, że wtedy nawrócenie Rosji byłoby na pewno łatwiejsze w sensie ludzkim, niż obecnie.

Obecnie istnieją na ten temat, o ile wiem, dwie opinie teologów. Jedni z nich argumentują, że to było przyrzeczenie ważne do 1960 roku, kiedy również cała Trzecia Tajemnica fatimska miała być ujawniona. Czyli – że na nawrócenie Rosji już za późno. Postępowcy z kościoła po-soborowego argumentują, zwykle krzykliwie, że to poświęcenie zostało już przecież dokonane, i to wielokrotnie. Jednak nawet papież Jan Paweł II temu przeczył. Późniejsze próby były jeszcze bardziej żałosne.

Jest jednak także pogląd, że zdanie ”i wtedy Rosja się nawróci” jest zdaniem oznajmującym, nie mającym żadnego ”jeśli”. Obecny stan Rosji, a jest to ewidentnie stan a-cywilizacyjny czyli Latrocinium Magnum, nie wskazuje żeby możliwe było – w sensie ludzkim nawrócenie Rosji. Musimy przecież wziąć pod uwagę, że obecnie Rosja to nie jest państwo Rosjan, lecz imperium, tłamszące wiele narodów, plemion i narodowości. Jest ono dziwacznie powiązane z innymi ośrodkami władzy światowej [dla przekładu: GRU i „francuzi”]. Rdzenni Rosjanie , w większości w oparach alkoholu, narkotyków i rozpusty, a część w beznadziei i bierności, są w stanie a-cywilizacyjnym. Czy z niego się wyrwą? Jak?

Trochę na marginesie: Bolesne jest pytanie, czemu Bóg Stwórca, do którego przecież codziennie modlimy się: „nie wódź nas na pokuszenie”, dopuszcza tak straszny, mocny i masowy atak Złego, jakiego doświadczamy w ostatnich dziesięcioleciach. Przecież wizja piekła, jaką zobaczyły dzieciaczki w Fatimie mówi nam, jak ogromne rzesze ludzi idą do piekła. Tymczasem procent tych, którzy przecież sami skazali się na piekło, przez to ostatnie stulecie [od Fatimy] wzrósł znacznie.

Są wśród nich na pewno tacy, których zgwałcono gdy mieli 3 czy 8 lat i potem „to” polubili. Znałem takiego – Leszek – który całe życie walczył z tym nałogiem. Kilka razy w rozpaczy i niemocy próbował samobójstwa. Wreszcie za którymś razem udało się. Inny, któremu ślubna żona przez dziesięciolecia zatruwała życie, wreszcie nie wytrzymał i wyskoczył na bruk z trzeciego piętra swojej kamienicy. Czy oni wszyscy i im podobni smażą się w piekielnym kotle?

Otóż nie musi tak być. Bóg nie jest wieczny w sensie fizycznym, to jest od minus nieskończoności do plus nieskończoności czasu.  On jest, jak i Jego Niebo, poza czasem, poza tym wymiarem fizycznym, który sam stworzył. Najpewniej było to 13.7 miliardów lat temu. Ale Niebo, Jego Niebo, zawiera również w ymiary fizyczne, przestrzenne: W Niebie są – z ciałem – Jezus Chrystus, Jego Matka, zapewne Eliasz, Henoch i może paru innych. Niebo zawiera więc w sobie „nasze” wymiary. A co z Czasem? – pytam jako fizyk.

Możemy więc i musimy modlić się do Niego również o tych, który zginęli na przykład 110 lat temu. Może nasze modlitwy, jeśli będą stałe i gorące, spowodują, że w tym ostatnim locie samobójcy pojawi mu się anioł [czas aniołów przecież też jest zupełnie inny niż nasz…], który go porządnie ochrzani i spowoduje skruchę. Czyli zbawienie, czyściec. [Zauważmy moją gimnastykę z czasem].

Czy Koneczny już bezużyteczny?

Wobec widocznej fizycznej przewagi sił NWO musimy się zastanowić [tak, musimy!! – to nie jest zwrot retoryczny !] czy wspaniałe, jasne narzędzie analiz Konecznego może nam być jeszcze przydatne. Cywilizacje żyją, umierają. Takich już wymarłych było chyba 22. Ale jego [ Jego!!] narzędzie analityczne jest trwałym dorobkiem nauki.

Powinniśmy je stosować zawsze, nawet w tak katastrofalnej sytuacji, jak obecna. Optymista dodaje: Czy przyszła nie będzie jeszcze gorsza?…

Przyszłości nie znamy, ale to my ją tworzymy. Może Celem tych strasznych doświadczeń jest to, by każdy z nas, indywidualnie, miał szansę, by zdecydował się na zostanie wojownikiem Prawdy?

W kategoriach ludzkich sytuacja już jest nie do uzdrowienia. Ale przecież cuda bywają, a w naszych czasach, wyglądających na Ostateczne, muszą się przecież zdarzyć. Dla przykładu rozważmy przyszły wybór papieża, odważnego katolika, przez zgromadzenie kardynałów wyznaczonych po Soborze Watykańskim II a szczególnie rolę wielu z nich, wyznaczonych przez lewackiego Franciszka.

Byłoby cudem gdyby takie konklawe wybrało papieża katolika… ale powtórzę: Przecież w czasach ostatecznych cuda, jak przypuszczamy czy wiemy, się zdarzają. Może powiem inaczej: modlimy się by cuda się zdarzyły. Innej drogi ratunku dla świata nie widzę.

Panie Boże, miej miłosierdzie dla nas i całego świata.

===================================

O długowieczności NWO i jej córki Unii Europejskiej.

Jest to cywilizacja planowana od dawna, na pewno już od Comeniusa, a przez wszystkie te wieki jako antycywilizacja do Łacińskiej. Poza tym jej twórcy [w lożach] mają ambicje zbudowania cywilizacji planetarnej, totalnej.

To są dwa powody, dla których nie może ona zakończyć się sukcesem, a musi – jakąś klęską. Okropną. Jaka będzie to klęska i jakie jej ofiary, to sądzę, że moi obecni [2022] czytelnicy zobaczą, doświadczą.

Bo takie twory mają życie uciążliwe, ale krótkie. Przypomnę, że nawet budynek „parlamentu Unii Europejskiej” zaprojektowano – BLUŹNIERCZO – przed trzema dziesięcioleciami według obrazu Wieży Babel Pietera Breughela [starszego].

=============================================

Poniżej wg.: http://www.paranormalne.pl/topic/28910-parlament-unii-europejskiej/

Plakat odtworzył dokładnie tą samą wieżę jak ta na obrazie Pietera Brueghela, pokazując również zepsutą część fundamentu. Ludziki – “budowniczowie” przedstawieni już jako automaty. “Post-humanizm” Harariego?

I tak też zbudowano:

Po drugie, hasło: “Europa: Wiele Języków Jeden Głos” odnosi się do Boga, który zdezorientował i rozproszył wysiłki ludzi wieloma językami. Parlament ma skutecznie odwrócić karę Bożą aby nauczyć swych poddanych lekcji o bałwochwalstwie i arogancji.

Po trzecie, przyjrzycie się bliżej gwiazdom na szczycie. Wyglądają dziwnie? Są to odwrócone do góry nogami pentagramy.


Ten plakat ukazuje ezoteryczną mentalność budowniczych Parlamentu Unii Europejskiej.

Uprowadzenie Europy


Ten posąg, stojący przed budynkiem Winston Churchill to nawiązanie do mitologii i przedstawia jedną z najstarszych reprezentacji Europy. Jest oparty na historii, w której Zeus zmienił się w białego byka aby uwieść księżniczkę Europę, która zbierała kwiaty. Kiedy podeszła do byka i wsiadła na jego plecy, byk wykorzystał okazję aby uciec z nią i ostatecznie ją zgwałcić

Kłamstwo totalnej wolności. Musimy używać rozumu, inaczej czeka nas zagłada. Proces zgubnego absolutyzowania człowieka.

Kłamstwo totalnej wolności. Musimy używać rozumu, inaczej czeka nas zagłada. Proces zgubnego absolutyzowania człowieka.

https://pch24.pl/klamstwo-totalnej-wolnosci-musimy-uzywac-rozumu-inaczej-czeka-nas-zaglada/

W filozofii nie chodzi o to, aby ludzie wiedzieli, co inni myślą, ale żeby znali prawdę rzeczy.

Współczesna „kultura Zachodu” proponuje człowiekowi absolutną autonomię moralną. Twierdzi się, że to sam człowiek jest ostatecznym źródłem wszelkiego prawa. Dlatego, na przykład, gdy dwie osoby na coś się zgadzają, przestają jakby obowiązywać jakiekolwiek zasady czy normy moralne – w końcu to ich autonomiczna zgoda miałaby być najwyższą wartością.

O tym problemie i o sposobach na jego przezwyciężenie mówił w rozmowie z PCh24 TV prof. Paweł Skrzydlewski, filozof, znawca myśli św. Tomasza i Feliksa Konecznego, rektor Akademii Zamojskiej.

„Kryzys zaczął się od kryzysu metafizycznego. To porzucenie realistycznego sposobu poznania świata. Temu zaczęło towarzyszyć działanie zmierzające do zabsolutyzowania człowieka. Ostatecznym wyjaśnieniem tego zagadnienia będzie zwrócenie uwagi na działanie złego ducha. To się ostatecznie kończy tym, że w sercu człowieka pojawia się diabelskie zawołanie non serviam, nie będę służył nikomu – żadnemu Bogu, żadnemu zewnętrznemu autorytetowi” – powiedział prof. Skrzydlewski.

„Klasyczna metafizyka budowała nasze racjonalne życie. Pokazywała realny porządek. Na Zachodzie zerwano z nią z jednej strony za sprawą protestantyzmu, który postawił objawienie również pana Boga pod pręgierzem indywidualnego rozsądku i wolności sumienia. Z drugiej strony dokonało się to za sprawą Kartezjusza i całej tradycji, w której przedmiotem poznania stała się idea, czyli to, co istnieje w świadomości. Odkąd filozofowie zaczęli poznawać i myśleć swoje myśli, nastąpiło zerwanie kontaktu człowieka z rzeczywistością. Rozpoczęła się tendencja by widzieć w sobie, po pierwsze, kreatora Boga, kreatora norm i kogoś, kto przez nic nie jest mierzony, nie jest uwarunkowany, kto jest absolutem. W ostatecznym rozrachunku to jest ten proces zgubnego absolutyzowania człowieka” – stwierdził rektor Akademii Zamojskiej.

„Człowiek się wyalienował. Doszło do zgubnej emancypacji. Człowiek uznał siebie za Boga. To ubóstwienie wydaje się ostatecznie być głównym źródłem wszystkich naszych współczesnych kłopotów” – dodał.

Jednym z głównych propagatorów tej absolutyzacji człowieka był Jan Jakub Rousseau. „To wszystko zaczęło się w epoce Oświecenia. Jak pamiętamy z historii filozofii, pojawił się Jan Jakub Rousseau. Człowiek, który nigdzie nie studiował, był samoukiem i straszliwym rozpustnikiem. Człowiek, który dał nowożytnej Europie koncepcję człowieka, która legła u podstaw tej absolutyzacji i autonomizacji. […] To jest koncepcja człowieka jako istoty nieskalanej, doskonałej, bez grzechu pierworodnego. Według Rousseau człowiek rodzi się jako dobry i nosi w sobie naturę, która się sama rozwinie. Taka jednostka według Rousseau powinna mieć nieskrępowaną wolność. Skoro jest doskonała, to nikt nie może nią kierować; będzie robić, cokolwiek chce, bo cokolwiek chce, jest dobre. Ta naturalistyczna i angelizująca człowieka wizja weszła do pedagogiki, polityki i życia społecznego. Stała się podstawą indywidualizmu i liberalizmu. Na tej kanwie pojawił się autonomizm, który mówi, że jeśli jest jakaś zewnętrzna norma, która miałaby być wzorem i determinantem dla człowieka, to jest to zawłaszczanie ludzkiej wolności,

zniszczenie ludzkiej autonomii i pogwałcenie godności człowieka” – powiedział prof. Paweł Skrzydlewski.

Jak wskazał, Jan Jakub Rousseau nie był oryginalny; czerpał z myśli Tomasza Hobbesa i innych; był myślicielem niesamodzielnym, eklektycznym, którego wielkość polega na tym, że sprawnie używał języka i był zdolny wypowiadać paradoksy. Dalej prof. Skrzydlewski wskazał na dorobek filozoficzny Immanuela Kanta. „To w jakiejś mierze wybrzmiewa też u Kanta w jego słynnym zawołaniu – niebo gwiaździste nade mną, a prawo moralne we mnie. Ono może być różnie interpretowane, ale u Kanta oznacza generalnie, że to ja sam stanowię zasadę swojego działania. Kant był przecież wielkim orędownikiem autonomii podmiotu moralnego. Ostatecznie doprowadziło to do wielkiego osamotnienia człowieka, totalitaryzmów, nihilizmu kultury Zachodu” – ocenił rozmówca PCh24 TV.

Zapytany, jak w takim razie wskazywać współczesnemu człowiekowi na konieczność powrotu do racjonalności, zwrócił uwagę na konieczność konfrontowania się z rzeczywistością.

„Można przede wszystkim odwoływać się do doświadczenia. Ojciec Święty Benedykt XVI zwracał uwagę, że człowiek zaczyna używać rozumu, kiedy przychodzi do człowieka jakieś poważne zło. Tym złem dla człowieka będzie na przykład śmierć. Trzeba się odwoływać do zdrowego rozsądku. Zdrowy rozsądek pokazuje nam, że umrzemy. Rodzi się pytane, czy śmierć jest absolutnym końcem, czy też początkiem nowego życia” – powiedział.

„Powrót do normalności musi się dokonać poprzez przywrócenie człowiekowi racjonalności. Wydaje mi się, że to wymaga w pierwszej kolejności odcięcie człowieka od toksycznych mediów, które w dużej mierze zabierają nam nie tylko czas, ale również rozum. Gdy popatrzymy na świat, na jego ład i porządek, to prędzej czy później pojawia się w nas myśl o przyczynie tego wszystkiego. Dojdziemy w końcu do wniosku, że tą przyczyną jest Bóg, Absolut, który powołuje świat do bytu oraz nadaje mu porządek i dobroć oraz nieustannie utrzymuje ten świat w istnieniu. Jeżeli człowiek uzyska w sobie takie rozumienie rzeczywistości, łatwo mu dostrzec hierarchię dobra” – wskazał dalej filozof.

„Powrót do dostrzeżenia tego, że jesteśmy zdeterminowani nie tylko własnymi sądami i własną hierarchią dobra, ale również obiektywnym porządkiem, on może się dokonać w pierwszej kolejności poprzez odcięcie człowieka od wszystkich alienujących go elementów kultury, w drugiej poprzez powrót do poznawania rzeczywistości” – zaznaczył. „Tutaj ogromną rolę pełni religia i płynące ze strony Pana Boga różnego rodzaju łaski, które otwierają nas na używanie rozumu i uległość wobec Pana Boga i Jego daru, jakim jest rzeczywistość i tkwiąca w niej hierarchia dobra” – uzupełnił.

Na koniec red. Paweł Chmielewski zapytał, czy da się przywrócić kulturze Zachodniej wymaganą racjonalność bez sięgnięcia do myśli Arystotelesa poprzez nauczanie św. Tomasza z Akwinu. W odpowiedzi prof. Paweł Skrzydlewski zwrócił uwagę na fundamentalność dorobku Akwinaty.

„Kochamy św. Tomasza i będziemy go czytać, bo jest u niego prawda – on do prawdy prowadzi. Dzięki Leonowi XIII, Piusowi XI, naszemu papieżowi św. Janowi Pawłowi II, który pisał encyklikę Veritatis splendor, mamy wskazanie, że są pewne osoby w dziejach kultury Zachodu, które mają znaczenie fundamentalne. Akwinata to nie tylko największy filozof, jakiego ziemia nosiła, to nie tylko największy teolog, ale to również człowiek, który uratował naukę, teologię i cywilizację Zachodu” – powiedział filozof. „Pamiętajmy o słynnym komentarzu Akwinaty do dzieła Arystotelesa, który mówi, że w filozofii nie chodzi o to, aby ludzie wiedzieli, co inni myślą, ale żeby znali prawdę rzeczy. Rzeczywistość ma swoją prawdę, chcemy poznać prawdę o człowieku, prawdę o Bogu, prawdę o rzeczywistości. Św. Tomasz tego nas uczył” – podsumował rektor Akademii Zamojskiej.

Więcej w nagraniu. https://pch24.tv/non-serviam-czy-jest-moralnosc-bez-boga/

O mieszczaństwie i jego zdrowym bogaceniu się.

W w. XV powodziło się u nas mieszczaństwu najlepiej ze wszystkich stanów. Rzemiosła tak się rozwijały, iż mógł się na nich oprzeć handel, bo robiono na wywóz do wschodnich krain, a popytowi temu nie można było nastarczyć. Drugim źródłem handlu był skup płodów surowych na Litwie i Rusi, a sprowadzanie z Zachodu wyrobów, które często sprzedawano w Polsce, często przewożono przez Polskę dalej na wschód, a to za pośrednictwem polskiego kupiectwa. Obok tego wszystkiego począł rozkwitać handel zbożowy. Obroty handlowe podwoiły się i potroiły w ciągu XV w., zwłaszcza, gdy po pokoju toruńskim 1466 otwarła się nam droga morska. W Gdańsku ruch okrętów powiększał się sześciokrotnie.

Bogaci mieszczanie skupywali chętnie dobra ziemskie. Ku schyłkowi XV w. znajdowały się już w ich ręku całe okolice podmiejskie; koło każdego miasta powykupywali dobra z rąk szlacheckich. W najbliższej okolicy Krakowa nie było już ani jednej wsi w posiadaniu szlachcica, a podobne stosunki panowały także w sąsiedztwie innych miast mniejszych. Obywatele takiej mieściny, jak Proszowice, byli właścicielami dóbr ziemskich, i to niemałych. Książęta śląscy, Piastowicze naprawiali sobie nadszargane fortuny posagami bogatych krakowianek.

Tworzyły się wielkie fortuny mieszczańskie, a pieniądz służył za narzędzie do uzyskania dalszych zysków. Ten rodzaj kapitalizmu polega na tym, żeby pieniądz bywał nie tylko końcem przedsięwzięcia (jako zysk za pracę i zabiegi), ale także na odwrót początkiem przedsiębiorstw. Przyszła kolej na takie, których nie można zaczynać bez kapitału. Kapitał stawał się środkiem do pracy, czyli innymi słowy zaczęła się produkcyjność kapitału Mylą się ci, którzy upatrują w tym początek zmiany ustroju społecznego, podczas gdy mieściła się w tym tylko nowa metoda finansowa.

Od razu zaczęła się walka z kapitałem. Profesorowie uniwersytetu krakowskiego, Mateusz z Krakowa i Benedykt Hesse nawoływali, żeby nie dopuszczać kapitału do robienia przemożnej konkurencji umiej zasobnym. Na próżno! Bo bez użycia gotówki leżałoby odłogiem zbyt wiele dziedzin ludzkiej pracy i twórczości. Ci, którzy mniemali, że można by się obejść bez kapitału, byli marzycielami wpatrzonymi w przeszłość, zamiast w przyszłość. Należało myśleć nie o zniszczeniu kapitału, lecz już wtedy wypadało obmyśleć sposoby, jak rozdzielić uczciwie i sprawiedliwie zysk, żeby wyzyskać dobre strony kapitału, a nie narażać się na złe. [—-]

Za naszych czasów wróciły spory o kapitalizm i wywołały takie roznamiętnienie, jakiego nie oglądano od czasów rewolucji. Okoliczności kapitalizmu zależą od cywilizacji i związanej z nią etyki. Gdyby go stosować po katolicku, dawałaby zgoła inne wyniki. Na ogół ta sama rzecz da się urządzić kapitalistycznie i niekapitalistycznie. Można należeć do cywilizacji łacińskiej z kapitalizmem lub bez kapitalizmu. [—-]

Miasta uważa się za siedzibę i za główne narzędzie wszelkich zdrożności kapitalizmu; kładzie się też często nacisk na przeciwieństwo miasta i wsi, jakoby na zasadniczy jakiś przejaw antagonizmu kapitału a pracy. Są to urojenia głów, dla których kapitalizm stał się wykładnikiem wszystkich zagadnień życiowych, które nie potrafią już spojrzeć na żadną rzecz koło siebie, żeby się nie dopatrzeć w niej czegoś z „kapitalizmu”.

Gdyby miasta polskie ciągle wzrastały i bogaciły się, nadmierny przyrost ludności wieśniaczej byłby się przenosił do miast. Szlachcic musiał by podawać kmieciom warunki lżejsze, chcąc ich utrzymać na swoich gruntach. Nie tylko włościanin zależałby od dziedzica, ale również wzajemnie dziedzic od włościanina. Na przenoszenie się młodzieży wiejskiej na zarobki do miast nie pomogłaby żadna ustawa! Przyszłość ludu polskiego zależała tedy od przyszłości miast i odtąd jedno z drugim łączy się jak najściślej, aż do dnia dzisiejszego.

Od drugiej połowy XVII w. społeczeństwo nasze stało się niekompletnym, jakby kaleką jednorękim, bo mu brak zamożnego mieszczaństwa. Społeczeństwo jednorękie traci połowę ze swej obronności, a w kwestii stosunku swego do państwa poddaje się łatwiej wszelkim nadużyciom machiny państwowej.

Równocześnie z drugiej strony takie kalekie społeczeństwo nie może dopilnować należycie interesów narodowych.

——————

tekst Feliksa Konecznego z książki „Państwo i prawo

Najgorszą społecznie ze wszystkich kradzieży jest kradzież czasu.

Jest pewien grzech przeciwko siódmemu przykazaniu, z którego Polacy zazwyczaj nie zdają sobie sprawy, chociaż bardzo ciężki. Najgorszą społecznie ze wszystkich kradzieży jest kradzież czasu, gdyż demoralizuje okradzionego.

Jest to specjalność biurokracji względem obywateli, wybujała oczywiście najbardziej tam, gdzie biurokracja najbardziej się rozrosła, tj. w Polsce. Im więcej urzędów, tym więcej czasu się marnuje; im liczniejsi są w jakimś urzędzie urzędnicy, tym wymyślniejsze formy przybiera rabunek czasu. Nie winien temu urzędnik, lecz system biurokratyczny; urzędnik robi, co mu każą i jak mu każą.

Opanowywanie czasu (tj. celowe nim rozporządzanie) stanowi w cywilizacji czynnik ważniejszy, niż opanowywanie przyrody i przestrzeni. Czym w przestrzeni meta, tym w czasie jest termin. Wyznaczaniem terminów na swoje czynności ogranicza człowiek swoją swobodę, a zatem opanowuje samego siebie; wyrabia wolę i wytwarza duchową siłę twórczą. Tędy droga, by stać się panem życia.

Wraz z opanowywaniem czasu rozwija się etyka. Rodzi się pilność w imię oszczędzania czasu, zapobiegliwość, oszczędność, myśl o dalszej przyszłości, wreszcie poczucie obowiązku względem następnego pokolenia. Postęp zawisł od takich, którzy patrzą poza własny zgon, poza grób, na przyszłość dzieci i wnuków. Przyszłość społeczeństwa, narodu i państwa zawisły w znacznej części (a może nawet przeważnie) od tego, jak się urnie robić użytek z czasu.

Marnowanie czasu jest zbrodnią wołającą o pomstę do nieba, jest okradaniem i samego siebie i wszystkich innych. Cóż zatem sądzić o państwowości, która sama uprawia na wielką skalę marnotrawienie czasu? Gdybyż zliczyć czas, który nam każą marnować chodzeniem po tuzinach niepotrzebnych kancelarii, za zbędnymi sprawami, z dreptaniem, wystawaniem, wracaniem po kilka razy zebrałyby się grube pasma lat, skradzione pracy twórczej.

Oto mamy przykład, jak państwo może być okradane przez własną państwowość.

==================

Teksty Feliksa Konecznego z książki „Państwo i prawo” podaję dla wszystkich, przecież już wyrobionych, czytelników.

Ale szacuję, że 10-15 % z nich to rycerze, walczący świadomie o Polskę. Dla nich to zachęta, by mieć na podorędziu wszystkie dzieła Wielkiego Feliksa – są one niezbędne dla skutecznej walki. MD

Nie zrażajmy się, że długa to droga: Sprawy naprawdę wielkie wymagają trudu całych pokoleń.

IX i X. NIE POŻĄDAJ ŻONY BLIŹNIEGO TWEGO: ANI OSŁA, ANI WOŁU, ANI ŻADNEJ RZECZY, KTÓRA JEGO JEST

Przykazanie dziewiąte wydaje się być pleonazmem szóstego, a dziesiąte siódmego. Jednakże nie jest to zupełnie to samo.

Tamte teksty wytykają nam uczynek zły, tu zaś powraca się wprawdzie do tego samego tematu, lecz rozważa się go z innego stanowiska, co zaznaczono osadzonym na wstępie wykrzyknikiem: Nie pożądaj!

Chodzi tedy o grzechy popełnione myślą, o złe zamiary, o nieprawą intencję, bez względu na to, czy doszło do popełnienia przestępstwa, czy nie. Nie wolno pożądać. Ponieważ myśl wyprzedza uczynek, przykazanie zwraca się przeciwko samemu źródłu zła. Ani w życiu zbiorowym niczego nie pożądaj. Dobrej sprawie służ bezinteresownie! Chuć władzy niechaj nikogo nie mami.

Zatrzymajmy się jednak tym razem przy stosunkach życia prywatnego. Zbój, rabuś, złodziej (od rzezimieszka do defraudanta) wpierw doznają pożądliwości nim rękę do zła wysuną. Lecz z czegóż powstaje pożądliwość, jeżeli nie z zawiści? Najpospolitsza to, niestety, pleśń na charakterach ludzkich, a tym pospolitsza, im więcej ludzi niezadowolonych, im więcej ubóstwa. Przykro wspominać tę niecnotę w kraju najuboższym z całej Europy.

Bliższe roztrząsanie kwestii zawiodłoby nas daleko, bo aż do rozważań o defektach w strukturze społecznej. Doprawdy! Dwa ostatnie przykazania jednym tym słowem: nie pożądaj! nawodzą na tematy tak rozległe, iż mogłoby z tej interpretacji powstać całe dzieło.

Starajmy się zmniejszyć powierzchnię tarcia, z którego rodzi się zawiść i ta niemądra pożądliwość wszystkiego, co tylko widzi się dookoła, gdy każdy każdemu czegoś zazdrości. W tym zdaje się tkwić główna przyczyna, dlaczego tak ciężko organizować życie zbiorowe i że jesteśmy jakby ziarnami lotnego piasku, który wiatr poniesie, a nigdy nie wiadomo, jaki wiatr. Smutno myśleć o tym. Z tym większą energią trzeba pracować około państwa obmyślanego w cywilizacji łacińskiej i etyce katolickiej. Państwowość, zabagniona w toni zła, pogrążała mieszkańców tym bardziej w złu. Jeżeli ją poprawimy, zwiększy się tym samym prawdopodobieństwo, że poprawa charakterów będzie ułatwioną. Nie zrażajmy się, że długa to droga: sprawy naprawdę wielkie wymagają trudu całych pokoleń. Nie zrobimy wszystkiego; chodzi o to, żeby następcom naszym bliżej było do celu, niż nam. Uprzątnijmy im trochę gościńca. Zawistnymi i zazdrosnymi bywają z reguły tylko liche charaktery, lecz charaktery psują się, gdy życie nie wytwarza antidotum przeciwko zawiści. Jest nim zbożna radość życia, możliwość zadowolenia. Gdzie o to trudno, powstaje błędne koło i z ludzi najbardziej prawych robi życie po pewnym czasie zawistników, zazdrośników. Wychowanie młodzieży niechaj zmierza do tego, żeby w każdym wzbudzać jakieś zamiłowanie, przywiązanie do zawodu, ambicję w doskonaleniu swych zajęć; żeby każdy coś w życiu polubił. Równocześnie dbać musimy o to, żeby każdy mógł pielęgnować tę cząstkę życia, którą polubił. W miarę, jak będzie się zbliżać do tego celu, będzie ubywać niezadowolonych malkontentów, a zatem zmniejszy się panowanie zawiści i zazdrości. Wtenczas dopiero, gdy człowiek prawy, rządny i zapobiegliwy nie będzie doznawać przeszkód od państwowości, gdy złe ustawodawstwo nie zmarnuje mu życia i nie wykolei go skutkiem tego duchowo wtenczas dopiero da się skutecznie wyrywać ze społeczeństwa chwasty zawiści i zazdrości, a tym samym zmniejszać napięcia i rozmiary pożądliwości. Tu poprawa moralności prywatnej musi się zacząć od publicznej.

Z góry działa przykład, dobry lub zły. Trudno się dziwić pożądliwości drobnego człowieka z tłumu, jeżeli ogląda ją na wielką skalę u swoich rządzicieli. Istnieją całe systemy państwowe i społeczne, oparte na pożądliwości.

Hitleryzm nie jest mniej pożądliwym od judaizmu; jednako pożąda panowania nad całym światem dla „swoich”. Socjalizm i jego wykwit: bolszewizm, upatrują w pożądliwości największą siłę organizacyjną. Walka z tym wszystkim nakazana jest przez dekalog.

WYNIKI

Przebiegliśmy dziesięcioro przykazań króciutko, sumarycznie, bo chodziło tylko o to, żeby dobrać garść przykładów, wykazujących, że wcale nie brak związków pomiędzy dekalogiem a polityką, że w życiu publicznym dziesięcioro przykazań Boskich da się stosować i twierdząco i przecząco; że się je przekracza wprawdzie na każdym kroku, lecz że to bynajmniej nie jest koniecznością, że przystosowanie życia publicznego do dekalogu jest możliwe i że byłoby to właśnie nader korzystnym dla naszych wielkich zrzeszeń, dla społeczeństwa, państwa i narodu.

Wykazaliśmy aposteriorycznie, że dekalog może służyć za miernik życia publicznego.

Skoro tak się rzeczy mają, można wcielić do swego programu przestrzeganie dekalogu, czyli innymi słowy: z etyki można wykuć postulat polityczny. Wymaga tego cywilizacja łacińska, inaczej skazaną jest na ruinę. Zrobiłem próbę, czy zachodzi stosowalność między dekalogiem a życiem publicznym. A więc da się z dekalogu wydobyć mierniki dla spraw publicznych! Punktów stycznych nawet w tym krótkim szkicu niemało.

Przebiegliśmy dekalog prawdziwie tylko „po łebkach”. Może ktoś napisze na ten temat książkę godną tematu? Ja muszę poprzestać na inicjatywie; ubić drogę, umurować, zatoczyć szeroko i rozwinąć daleko muszą moi następcy. Zakończmy ten rozdział słowami Stefczyka: „To są złomy i kry rozsadzonej powłoki życia społecznego, które pod tą powłoką wezbrało i płynie coraz pełniejszym i silniejszym prądem. One utworzyły dziś niejako zator spiętrzony i powstrzymujący dalszy bieg życiowego prądu. Chciałbym, abyśmy wszyscy, którzy rozumiemy swój obowiązek i pragniemy go spełnić, pobiegli czym prędzej rozsadzić ten zator i zrobić drogę prądowi życia, iżby z brzegów nie wyszło?

teksty Feliksa Konecznego z książki „Państwo i prawo

Niech woła na cały głos: W polityce wolno być złodziejem i ja nim jestem!

VII. NIE KRADNIJ

Ponieważ „filozofowie prawa” nauczają, że państwo jest wszechmocne, nieomylne, a wyższe ponad wszelką moralność tak dalece, iż moralnym jest wszystko, cokolwiek ono obmyśli i nakaże więc też nikomu z urzeczonych tą filozofią nie przejdzie przez myśl, jakoby państwo mogło być złodziejem, oszustem, rabusiem. Jeżeli zarządzi coś takiego, co uchodzi może za przestępstwo (a choćby za najcięższą zbrodnię) wobec etyki, to tylko w życiu prywatnym, albowiem moralność może dotyczyć tylko prywatnego. To samo, całkiem to samo, przestaje być niemoralnym, gdy dotyczy życia publicznego, gdy wychodzi od państwa, gdyż wszystko staje się w jednej chwili moralnym, gdy się dzieje pod firmą państwa. Tak cudotwórcze państwo kręci myślą obywateli, posiadając władzę umoralniania wszystkiego. Cokolwiek państwo obmyśli, to wszystko jest dobrym i moralnym. Cóż jest wtedy moralnym w życiu publicznym? To, co państwo każe i tylko to. Chcąc wiedzieć, co jest dobrym, należy zapytać ministra. Jeżeli zaś minister się zmieni, dobro również; mogłoby się nawet zdarzyć, że na wręcz przeciwne. Oto jest nauka o państwie, dziś obowiązująca.

Wolno więc państwu dokonywać zmiany waluty w taki sposób, żeby obedrzeć obywateli ze znacznej części majątku; wolno redukować oszczędności, poskładane w rozmaitych kasach publicznych; wkroczyć pomiędzy wierzyciela a dłużnika w taki sposób, żeby dłużnik znalazł w prawie pisanym upoważnienie do okradzenia wierzyciela; wolno by nawet skasować całkiem hipoteki (chętki nie brak); godzi się wydawać ustawy mieszczące w sobie wolne żarty z własności prywatnej; wolno rządowi rzucić hasło do unieważnienia umów, a w pewnych okolicznościach nadawać osobom prawo szafowania cudzą własnością (np. w ustawie lokatorskiej) itd. itd. Słowem: wolno wszystko.

Jeżeli ius altum państwa nad własnością prywatną prowadzi do niegodziwości, wypadnie samo to prawo zakwestionować. Po pierwszej wojnie powszechnej nastały we wschodniej Europie wyścigi „reform agrarnych”, które państwo zniszczy dokładniej właściciela ziemskiego. W Polsce nie doszło do grabieży bez odszkodowania, a nonsens „reformy” okazał się wkrótce w całej nagości. Nasza ustawa zabrnęła płyciej od innych w VII przykazanie, lecz zabrnęła. Stefczyk chciał ograniczyć sprawę do majątków państwowych. Grabież? Wszakże nie dla państwa zabierało się te grunty, lecz dla małorolnych i bezrolnych. Odpowiadam: O miłosierdzie opryszkowskie! Grabić jednemu, żeby dać drugiemu? Wykazało się potem, że wystarczyłaby parcelacja dobrowolna, gdyby ją przeprowadzili ludzie znający się na rzeczy i kierujący się znawstwem, a nie doktrynerzy apriorystyczni. 0 tzw. reformie rolnej, przeprowadzonej za okupacji moskiewskiej, nie trzeba się wcale rozwodzić; każde dziecko wie (choćby dziecko chłopskie!), że to jest ciężki grzech przeciwko siódmemu przykazaniu.

Z własnością nieruchomą w miastach postępuje się w taki sposób, jak gdyby umyślnie dążono do tego, żeby obmierzić posiadanie domu każdemu porządnemu i spokojnemu człowiekowi, a zrobić z tego monopol spekulantów, którym wszystko obojętne, byle spekulacja szła. Jak gdyby małpowano metody z ostatnich czasów caratu! W Warszawie wiele osób wolało wówczas dać pieniądz spekulantom, niż samemu dom nabyć i narazić się na stosunki z władzami. Sam rząd podkopuje pojęcie własności, gdy np. ogłasza, że nie przyjmuje odpowiedzialności za całość przesyłek kolejowych lub pocztowych.

Według cywilizacji łacińskiej są to same zbrodnie, a państwowość wiodąca do nich musi być zmieniona, bo inaczej samo państwo zginie. My, chcący etyki totalnej, twierdzimy, że państwo może doskonale się obejść bez popełniania nieuczciwości. Kto tego nie potrafi, jest niezdatny do rządów; gorzej jeszcze, jest szkodnikiem w państwie. Wspólnikiem wszelkiej nieprawości jest przesadny fiskalizm, z podatkami opartymi na systemie nie bierczym, lecz zdzierczym. Po niedługim czasie następuje pognębienie ludzi prawych; ci idą w dół, a powodzi się coraz lepiej ludziom mniej czułym na moralność. A co za blumizm za kulisami spraw podatkowych!

Zamożność społeczeństwa rezerwą skarbu publicznego, a nie przeciwnie. System podatków, obmyślony przez nieuków, wyradza się łatwo w antyspołeczny. Utrudniając dochodzenie do zamożności, staje się narzędziem złodziejskim. Któż kogo okrada? Państwo samo siebie! W gospodarce antyspołecznej trzeba podatków coraz nowszych, a coraz uciążliwszych; z coraz ”większymi zaległościami, a więc i ze skarbem coraz pustszym. Zdzierstwo podatkowe osłabia siłę podatkową; stanowi przeto nonsens. Stanowi wskazówkę niewątpliwą, że rządy znalazły się w ręku osób niewłaściwych i dla państwa niebezpiecznych.

Jakież oszustwo jest najgorsze? Jeżeli ktoś podejmuje się roboty, na której się nie zna. Bardzo niedokładne jest we współczesnej nauce skarbowej pojęcie okradania skarbu. Ograniczona jest niemal wyłącznie do podatników, którzy w sposób oszukańczy wykręcają się od uiszczania podatków w przepisanej wysokości. Ten dział Skarbowości obrobiony jest gruntownie; nie sposób wykazać w nim jakichkolwiek braków. Są usterki w zachowaniu się względem takich podatników, ale to są już szczegóły. Zwróćmy tylko uwagę na jedną anomalię: ściga się bez litości takich, którzy płacą opieszale, ale tych, którzy całkiem nie płacą, czeka po pewnym czasie amnestia podatkowa. Skarb może być okradany także z drugiej strony, przez tych, którzy nim zawiadują. W tej dziedzinie panują pojęcia wręcz prymitywne. Ogranicza się to do prostackiego wsunięcia ręki w grosz publiczny, do defraudacji. Trzeba to pojęcie uzupełnić, pogłębić; trzeba powiedzieć raz wreszcie, że wszelkie działanie na szkodę skarbu jest okradaniem go. Błąd polega na tym, że stosuje się do skarbu publicznego prawidła kiesy prywatnej. Prywatna kradzież może być popełniana tylko przez kogoś z zewnątrz przez przywłaszczenie sobie cudzego grosza. Prywatny właściciel nie może okraść samego siebie; wolno mu bowiem robić z własnymi pieniędzmi, co mu się podoba, wolno je nawet marnotrawić. Samo zaś pojęcie marnotrawstwa prywatnego musi być łagodne pobłażliwe. Każdy z nas ma swoje wydatki zbędne. Wszyscy, ale to wszyscy, od wyrobnika do jaśnie pana, wydajemy część dochodów na rzeczy, bez których moglibyśmy się obejść; a co najciekawsze, że wszyscy robimy to procentowo jednakowo (podobno 18%). Dopiero te „zbędności” nadają życiu cechę bytu cywilizowanego na wyższym poziomie; są to więc wydatki chwalebne. One umożliwiają rozwój rzemiosł szlachetniejszych i dostarczają środków kultury duchowej; są to tzw. wydatki kulturalne, które w miarę powiększania się dobrobytu przestają być zbędnymi, przechodzą w budżecie prywatnym do rzędu niezbędnych, a w owe 18% wchodzą wydatki nowe, coraz nowsze, o jakich przedtem nie śmiano by nawet pomyśleć w rządnym gospodarstwie. Na dorobku twardym — z początku nawet gazeta może być wydatkiem zbędnym, a gdy się dorobią, staną się niezbędnymi teatr i kupno książki; w dalszej zaś perspektywie coraz obszerniejsze mieszkanie itd, jak kto chce i co kto woli. Takimi wydatkami mierzy się zasobność materialną społeczeństwa. Marnotrawstwo prywatne zaczyna się dopiero powyżej owej cząstki budżetowej.

Inaczej w budżecie państwowym. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej opłacają osobnego urzędnika, żeby śledził w budżecie wydatki zbędne. Ale też tam zwraca się część podatnikom wpłacanych przez nich pieniędzy, jeżeli wpływy podatkowe przekroczyły kwotę potrzebną na pokrycie wydatków państwoWych. W Europie nikt o czymś podobnym nie słyszał i zapewne roszczenia nasze nie podniosą się aż tak wysoko; lecz trzeba by sobie przyswoić ochotę do skreślania wydatków zbędnych. Takich wydatków w budżecie państwowym nie powinno być wcale. Obciążanie nimi skarbu należy uważać za okradanie go. To pojęcie musi nabrać większej surowości. Szafuje się „uroczystościami” i „reprezentacją” bez zastanowienia. Od wydatków zbędnych roi się budżet, a skutek taki, że brak pieniędzy na niezbędne. Posłowie głosują nawet za wydatkami komicznymi (np. „balet reprezentacyjny”). W każdym klubie poselskim powinien być cenzor na takie sprawy, żeby skarb nie był okradany marnotrawstwem. Państwowy budżet całkiem co innego; nie wolno ani grosza wydać bez potrzeby.

Obraz siódmego przykazania dotyka polityka od czasów starożytnych. Dziwić się trzeba, że żadna historia kościelna nie zawiera pouczenia, jak Kościół próbował w wiekach średnich walki z tą zmorą, jak ją prowadził radykalnie i dlaczego jej zaprzestał. Za naszych czasów kwitnie polityczny handel krajami i narodami, a ogół tak się już do tego przyzwyczaił, iż ta najgorsza z niegodziwości wydaje mu się czymś całkiem prostym i naturalnym. Wymyślono przerozmaite „tytuły prawne”, mające usprawiedliwić polityczne, międzynarodowe kradzieże i rabunki. W ostatnim pokoleniu przybył tytuł nowy, a bardzo niewymyślny, dziwnie prostacki. Państwo A, silniejsze, oświadcza państwu B, słabszemu militarnie czy dyplomatycznie, że potrzebuje pewnych jego prowincji” granicznych, a więc zabiera je. Dosłownie tak: „potrzebuje”! Potrzebuje ze względów komunikacyjnych, handlowych, przemysłowych, strategicznych itp. Według dziesięciorga przykazań, jeżeli ktoś potrzebuje czegoś z rzeczy sąsiada, musi prosić, żeby mu jej pożyczono, użyczono, itp. Lecz według najnowszego kodeksu politycznego, to niepotrzebne zachody, gdyż wolno tę rzecz gwałtem zabrać. Jest to ze stanowiska cywilizacji łacińskiej prostacki rozbój, kradzież pospolita. Każdy złodziej mógłby się usprawiedliwić, wywodząc, że przedmiot skradziony był mu ‘ potrzebny. Nam zaś, Polakom, podwójnie jest przykro, że taką „normę” polityczną lubią głosić nasi pobratymcy, Czesi.

My zaś sami popadamy w ohydę innego rodzaju. Wiadomo, że nie wolno dysponować rzeczą cudzą bez zgody właściciela. A zatem nie można zrzekać się cudzej własności. Czyż to nie absurd prawniczy? Jeżeli tedy państwo jakieś grabi słabszego sąsiada i żąda od pozostałego ograbionego państwa uznania tej grabieży (żeby była legalną!), na co obmyślono formę „zrzeczenia się” natenczas zrzekać się mogą tylko ci, którzy byli właścicielami owej prowincji; którzy posiadali tam własność nieruchomą. Jeżeli mieszkańcy innych prowincji „zrzekają się” za nich, stanowi to uczestnictwo w kradzieży i rabunku. Państwo wywłaszczające nie popełnia kradzieży wtedy tylko, jeżeli posiada upoważnienie od osób zainteresowanych (tego samego stanu, zajęcia, w tych samych okolicznościach, w tym samym położeniu topograficznym) jak np. co do gruntów pod budowę kolei żelaznej. Cokolwiek wyrasta ponad to, jest rabunkiem; a kto go uprawia, niechaj ma odwagę nazwać rzecz po imieniu i niech woła na cały głos: W polityce wolno być złodziejem i ja nim jestem!

======================

tekst Feliksa Konecznego z książki „Państwo i prawo