Dlaczego zapomniano o Climate Gate? Czyli o fałszowaniu danych klimatycznych dla IPCC

Dlaczego zapomniano o Climate Gate? Czyli o fałszowaniu danych klimatycznych dla IPCC

[Więc z uporem przypominam.. M. Dakowski]

https://zmianynaziemi.pl/wiadomosc/dlaczego-zapomniano-o-climate-gate-czyli-o-falszowaniu-danych-klimatycznych-dla-ipcc

Na świecie istnieje kilka głównych baz danych klimatycznych. W USA są to: GISSTEMP (Goddart Insitute for Space Science) należący do NASA (National Aeronautics and Space Administration), RSS (Remote Sensing System) przy UAH (University of Alabama Huntsville) oraz NCDC (National Climatic Data Center) przy NOAA (National Oceanic and Atmospheric Administration). W Anglii jest to MOHC (Met Office for Hadley Center for Climate Sciences and Services)  przy University of East Anglia. Instytucje te przez wiele lat cieszyły się zaufaniem i międzynarodowym szacunkiem.  Niestety w sprawach obserwacji klimatycznych i ocieplenia klimatu popełniły w ostatnich latach wiele błędów i celowych dezinformacji. 

W roku 2009 wyciekły do internetu setki prywatnych maili pracowników naukowych MOHC. W tej korespondencji dzielili się między sobą komentarzami na temat braku ocieplenia klimatu w ostatnich kilkunastu latach i pilnej potrzebie ukrycia tej informacji przed innymi naukowcami i opinią publiczną.

Pracownicy ci planowali jakie dane najlepiej publikować i komu przedstawiać je do aprobaty przed publikacją. Była to tzw. afera “Climategate”. Doprowadziło to do niewielkich zmian personalnych w tym instytucie. Wkrótce potem MOHC przeprowadziło porządki w danych klimatycznych.  Raporty klimatyczne z ponad stu lat zostały wprowadzone do komputerów i poddane homogenizacji czyli ujednoliceniu. Oryginalne dane zostały wyrzucone na śmieci ze względu na “brak miejsca” w nowym budynku instytutu. W tej chwili dostępne są tylko nowe, spreparowane dane. 

GISS w ostatnich latach opublikował wykresy temperatury wykazujące, że obecnie mamy najcieplejszy okres. Niestety wykresy te otrzymano dopiero po wprowadzeniu “poprawek”. Polegały one na obniżaniu temperatury o 0,5 do 3,0 °C w poprzednich okresach historycznych. W ten sposób maskuje się fakt, że w okresie średniowiecznego ocieplenia a także w latach 20. i 30. XX w temperatura była wyższa niż obecnie. Obrazuje to rys. 41.

Rys. 41.  Średnia temperatura w latach 1900-2000 ze stacji meteo w mieście Genewa w stanie Nowy Jork.  Linia zielona-dane oryginalne.  Linia niebieska-dane po poprawkach.

Poniżej przedstawiamy kilka innych przykładów fałszowania danych klimatycznych pochodzących z różnych instytucji.

Następnym przykładem manipulacji danymi jest poniższy wykres obrazujący rok 2016 jako nagorętszy w historii. Krytycy zwracają tu uwagę na fakt iż najgorętszymi terenami są te gdzie nie ma stacji meteorologicznych. Zastosowano tu homogenizację oraz ekstrapolację danych to znaczy, że dane zostały najpierw ujednolicone a potem przeniesione na tereny skąd nie pochodzą żadne obserwacje jak Syberia, środkowa Australia czy Arktyka.

W 2016 roku Gavin Smith z NASA opublikował artkuł, w którym stwierdził, że 2014 rok był najgorętszy w historii.  Było to szeroko cytowane w prasie a prezydent Barack Obama wykorzystał tę publikację na konferencji IPCC w Paryżu aby poprzeć teorię AGW i przygotować rezolucję ograniczającą produkcję CO2przez Stany Zjednoczone. Niestety można tu powiedzieć, że Gavin przygotował publikację na zamówienie administracji.

Wytknięto mu, że w jego artykule średnia temperatura w 2014 roku była wyższa tylko o 0,04 °C a więc pod wzgłędem statystycznym była bez znaczenia. Ponadto Gavin nie chciał udostępnić swoich metod obliczeniowych a potem stwierdził, że komputer na którym miał wszystkie dane uległ zniszczeniu. Przykładów tego typu poprawek, korekt, doniesień i publikacji można by przytaczać bardzo wiele.

Spowodowało to stan pewnego załamania naukowego gdyż wiele danych zostało utraconych a inne nie są miarodajne.  Sytuacja ta doprowadziła do protestów w świecie naukowym i tak w 2016 roku grupa 300 naukowców-fizykow meteorologów, inżynierów chemików, geologów i innych specjalistów wysłała do Sejmowej Komisji d/s Nauki, Przestrzeni Kosmicznej i Technologii list krytykujący działania NASA i NOAA w zakresie badań i publikacji klimatycznych.

Działania te zaowocowały dochodzeniem w Kongresie USA, w którym stwierdzono wiele nieprawidłowości w tych instytucjach. Dwa lata później administracja Donalda Trumpa ograniczyła status Agencji Ochrony Środowiska (EPA), która była jednym z głównych narzędzi Baracka Obamy do forsowania polityki klimatycznej. Nowy szef zakazał pracownikom EPA  publicznych wypowiedzi i niesprawdzonych publikacji. Zmniejszono budżet o 30%, zniesiono przepisy wprowadzone przez poprzednią administrację i ograniczono zasięg działalności tego ministerstwa. Niestety na codzień z mediów docierają do społeczeństwa jednostronne doniesienia o globalnym ocieplaniu.

Przykładem tego może być artykuł z października 2018 r w renomowanym piśmie “Nature” zatytułowany “Obliczenie pochłaniania ciepła przez oceany na podstawie zmian poziomu Oi COw atmosferze”. Autorzy tego artykułu Lauren Resplendy i Ralph Keeling, z kalifornijskich uniwersytetów stwierdzili, iż ocieplenie oceanów przebiega o 60% szybciej niż przewidywało to IPCC! 

Był to nowy naukowy dowód nie tylko na obecność AGW lecz także na coraz większą dynamikę niebezpiecznych zjawisk. Wskazywano na istnienie nadmiaru ciepła na ziemi, niemożność jego wypromieniowania w przestrzeń i przyśpieszone pochłanianie go przez oceany. Pracę tę cytowano powszechnie w wielu krajach a IPCC dołączyło ją do swoich dokumentów. Apelowano o ograniczenie produkcji CO2. Wkrótce artykuł  przeczytał matematyk, emerytowany naukowiec Nicholas Lewis, który już na pierwszej stronie znalazł dwa podstawowe błędy w metodzie obliczeniowej.

Po pierwsze niepoprawnie obliczono różnicę stężenia CO2oraz źle wyliczono zakres błędu statystycznego. Na podstawie tych obliczeń nie można było wyciągać żadnych wniosków o pochłanianiu ciepła przez wody oceanów. Lewis kontaktował się w tej sprawie z autorami publikacji jednak nie otrzymał odpowiedzi i opublikował swoje uwagi na blogu krytycznie nastawionym do teorii globalnego ocieplenia. (http://www.realclimate.org/index.php/archives/2018/11/resplandy-et-al-correction-and-response/).  Krótko po tym autorzy publicznie przyznali się do błędu stwierdzając, że się “pomylili” a ich recenzent “nie zauważył” tego przed publikacją.  W  ten sposób szanowane pismo naukowe dołączyło do publikatorów propagandy globalnego ocieplenia.

Innym przykładem okłamywania opinii publicznej jest opis pożarów w Kalifornii. We wrześniu 2018 roku doszło do zaprószenia ognia w lesie na północy tego stanu. Było to w końcu okresu suchego i na dodatek wiały wiatry św. Anny, które przenoszą suche powietrze z lądu w kierunku oceanu z szybkością do 100 km/godz.  Pożar szybko przerodził się w nieopohamowaną burzę ogniową, która zniszczyła tysiące hektarów suchych o tej porze roku lasów, 12 tysięcy domów i zabudowań a także tysiące samochodów.

W katastrofie zginęło ponad 100 osób. Dokładna liczba ofiar nigdy nie będzie znana gdyż wiele ciał spaliło się całkowicie nie pozostawiając śladu. Miasteczko Paradise położone w zalesionej okolicy zostało w całości pochłonięte przez ogień. Pożar ten spowodował straty finansowe rzędu kilkuset bilionów dolarów. Na walkę z ogniem wydano 440 mln dolarów czyli roczny budżet przeznaczony na te cele.

Pożary w Kalifornii trwały dłuższy czas i w ciągu dwóch dni wprowadzały do atmosfery tyle zanieczyszczeń co wszystkie auta w tym stanie w ciągu roku. W 10 dni po pożarach okres suchy zakończył się nadejściem obfitych opadów deszczu i śniegu. Zanim jednak zgliszcza ostygły gubernator Kalifornii Jerry Brown obwieścił, że przyczyną katastrofy było globalne ocieplenie, które doprowadziło do zmniejszonych opadów deszczu, suszy i następnie pożarów.

Oczywiście powtarzano to w wielu mediach w USA i na świecie. Wszędzie mówiono o kilkuletniej suszy i pożarach jako jeszcze jednym potwierdzeniu istnienia zaburzeń klimatycznych pochodzących od człowieka. Zaprzeczają temu dane opublikowane przez NOAA, które przedstawia rys. 44.

Widać na nim, że na przestrzeni ponad 100 lat ilość opadów w Kalifornii się nie zmieniła. Czyli to nie brak wody spowodował katastrofę. Zobaczmy jakie były prawdziwe przyczyny pożarów. W ostatnich kilkudziesięcu latach zbudowano tysiące domów na terenach zalesionych. Domostwa są otoczone drzewami i krzewami, które często przylegają do budynków.  Nie przestrzegano strefy buforowej, dzięki czemu ogień mógł się łatwo przenosić. Statystyki wykazują, że przyczyną pożarów w ponad 90% jest działalność ludzka i może to być celowe podpalenie lub przypadek.

Tam gdzie mieszka więcej osób tam jest większe ryzyko podpalenia. Przyczyny naturalne stanowią tylko 5-6% pożarów. Innym powodem jest niewłaściwe zarządzanie lasami. Obszary leśne w USA są pod opieką państwowej służby leśnej, której działalność określają odpowiednie ustawy wprowadzane przez kolejnych prezydentów. W roku 2012 przepisy te zmienił Barack Obama. Wprowadził zapisy, których domagały się radykalne grupy środowiskowe jak Greenpeace, Tree People, Nature Conservancy, Sierra Club, Friends of Earth i inne. W myśl nowej ustawy służby leśne miały zakaz usuwania obumarłych drzew i krzewów oraz przerzedzania zbyt gęstych lasów.

Ustawa ta była od początku krytykowana przez leśników i strażaków, którzy twierdzili, że w zwiększy ona ryzyko pożarów i chorób drzew. W 2015 roku Kongres USA przygotował nową ustawę o lasach popieraną przez obie partie ale prezydent ją odrzucił. W Kalifornii, która jest co roku nękana pożarami przygotowano w 2016 roku specjalną ustawę o Zapobieganiu Pożarow Lasów (SB 1463). Fachowcy mówili o 140 mln obumarłych drzew w lasach, które mogą stać się paliwem dla ognia. Autorem jej by republikanin John Moorlach i zyskała ona 100% poparcia w stanowym senacie i sejmie. Po raz pierwszy dosłownie wszyscy politycy na nią głosowali.

Niestety lewicowy gubernator stanu Jerry Brown tę ustawę odrzucił. Nie podał on konkretnych podstaw swojej decyzji. Po prostu dla niego skrajne środowiskowe poglądy są ważniejsze niż fachowe argumenty. Brak odpowiedniego zarządzania lasami trwał dalej i w dwa lata później doszło do tragedii a gubernator brak kompetencji, głupotę i zaślepienie ideologiczne zasłanił globalnym ociepleniem. Obecnie leśnicy oceniają, że zwiększone ryzyko pożarów jest w  60% lasów państwowych i że w 75% przypadków jest to spowodowane brakiem wycinania i usuwania drzew. W Kalifornii do pożarów dodatkowo przyczyniły się bardzo obfite opady deszczu w ostatnich dwóch latach co sprzyjało wegetacji roślin i pozostawiło więcej “paliwa” po okresach mokrych. Nawiasem mówiąc w lutym 2017 roku omal nie doszło do katastrofy kiedy opady deszczu przepełniły największy sztuczny zbiornik Ogoville i przelewająca się woda zaczęła podmywać zaporę. Ewakuowano wtedy ponad 100 tys ludzi. Na szczęście kilkudniowa przerwa w opadach pozwoliła na opanowanie sytuacji. Gubernator Brown o tych sprawach zdaje się jednak nie pamiętać.

P.S. Powyższy artykuł jest zwiastunem większej, przeglądowej pracy, którą będę zamieszczał  w kilku częściach.