https://www.oficyna-aurora.pl/aktualnosci/swiat-non-fiction,p1223285700
ŚWIAT NON-FICTION
Sławomir M. Kozak 2023-09-15
Cesarz reportażu – tak nazywali Ryszarda Kapuścińskiego wielbiciele jego tekstów przysyłanych przez lata z krajów tzw. Trzeciego Świata, licznych artykułów oraz książek. TW „Poeta” – Kapuś-ciński mawiali z kolei ci, do których, za pośrednictwem publikacji Newsweek Polska z r. 2007, dotarła informacja pozyskana z IPN, o współpracy sławnego autora z peerelowskimi służbami.
Tak się złożyło, że nie sięgałem po te pozycje okrzyknięte na całym świecie bestsellerami, może dlatego, że nie interesowały mnie problemy, o których pisał, a może zadziałał intuicyjny gest samoobrony przed czytaniem rzeczy hołubionych przez tzw. „elitę”, wynoszonych pod niebiosa na łamach gazety szczycącej się niegdyś symbolem „Solidarności”.
Czasami wzrok mój padał na stojącą na półce książkę Artura Domosławskiego, ucznia i przyjaciela słynnego reportażysty, zatytułowaną „Kapuściński non-fiction”, wydaną wczesną wiosną r. 2010. Autor ukazał w niej postać swego mentora w sposób wcześniej nie stosowany w publicystyce, to znaczy odbrązawiając go, ukazując jego ludzką twarz bez stosowanego dotąd lukrowania. Natychmiast spadły na niego gromy, zarówno znajomi i bliscy Kapuścińskiego, jak i rozliczni dziennikarze zarzucali mu, że dotyka spraw osobistych bohatera biografii, a przede wszystkim sugeruje, iż publicysta nie uprawiał, kanonicznie traktowanego reportażu, gdyż posiłkował się często fikcją literacką. Książka wywołała w „towarzystwie” prawdziwe trzęsienie, które nie wiadomo jak by się rozwinęło, gdyby na wszystkich uczestników sporu nie spadła, akurat wtedy, wiadomość o tragedii smoleńskiej, która przyćmiła wszelkie inne tematy w Polsce.
Po nią także nie chciałem długo sięgać. Bądź co bądź, pisał ją człowiek towarzysko powiązany z ludźmi systemu, o współtwórcy tego systemu. Miał Kapuściński trafne spostrzeżenie, które Domosławski przywołuje w książce. „Pisanie, to przede wszystkim czytanie – na jedną napisaną stronę przeczytaj sto”. Zgadzam się z tym w pełni i chyba dlatego zdecydowałem się zgłębić jednak tę książkę. Nie żałuję. Poza wszelkimi innymi informacjami, o które poszerzyłem swą wiedzę na temat czasów, które z wiekiem zaczynają mnie coraz bardziej zajmować, natrafiłem bowiem na wątek dotyczący stosunku Kapuścińskiego do niezwykle aktualnej kwestii, jaką jest globalizacja. Tym bardziej, że pojawiający się w kontekście, jakże dla mnie zajmującego zagadnienia, czyli tzw. zamachów z 11 września!
Domosławski wskazuje niezwykle odmienne od powszechnie wówczas obowiązującego, spojrzenie reportażysty na ten prawdziwy przełom, który dokonał się w Ameryce tamtych dni:
„Światopoglądowy rozdźwięk między Kapuścińskim, a ‘środowiskiem’ reprezentującym główny nurt myślenia (na pewno główny w Polsce) zwerbalizuje się po zamachach 11 września 2001 roku na WTC i Pentagon. Kilka dni po tamtym zdarzeniu dzwoni: – wpadnij, musimy porozmawiać.
Nigdy wcześniej nie słyszałem w jego głosie takiego tonu, pełnego irytacji, zniecierpliwienia.
– to okropne, co piszecie w gazecie, wszystko nie tak, żadnej refleksji. Głupstwa i niedorzeczności! (…)
Zjawisko globalizacji nie funkcjonuje na jednym poziomie, jak się często mówi, lecz na dwóch, a nawet trzech. Pierwszy z nich, to ten oficjalny, czyli swobodny przepływ kapitału, dostęp do wolnych rynków, komunikacja, ponadnarodowe firmy i korporacje, masowa kultura, masowe towary, masowa konsumpcja. To jest ta globalizacja, o której dużo się mówi i pisze. Ale jest też globalizacja druga – moim zdaniem – bardzo silna, negatywna, dezintegrująca. Jest to globalizacja świata podziemnego, przestępczego, mafii, narkotyków, masowego handlu bronią, prania brudnych pieniędzy, unikania płacenia podatków, oszustw finansowych. To też się dzieje w skali globalnej. Spójrzmy tylko, jakie rozmiary ma dzisiaj nielegalny handel bronią, ludźmi, jak się prywatyzuje przemoc, jak powstają prywatne armie, które można wynająć do prowadzenia wojen w Trzecim Świecie. Istnieją one nielegalnie, a nawet legalnie.
Ta druga globalizacja również korzysta ze swobody i środków komunikacji elektronicznej. I coraz trudniej ją kontrolować ze względu na coraz większe osłabienie państwa. Kiedyś monopol na przemoc miało państwo – tylko ono mogło mieć armię, policję, służby itd. To się skończyło. Teraz wszystko zaczyna się prywatyzować i pod przykrywką oficjalnej globalizacji mamy też tę drugą – globalizację światowego podziemia.
I jest jeszcze trzecia globalizacja, która obejmuje formy życia społecznego: międzynarodowe organizacje pozarządowe, ruchy, sekty. Ona świadczy o tym, że w starych, tradycyjnych strukturach – takich jak państwo, naród, Kościół – ludzie nie znajdują już odpowiedzi na swoje potrzeby i szukają czegoś nowego. O ile więc początek XX wieku cechowało istnienie silnych państw i silnych instytucji, o tyle początek XXI wieku cechuje osłabienie państwa i wielki rozwój różnego typu małych, pozapaństwowych, pozarządowych form – i cywilnych, i religijnych. Zmienia się kontekst i struktura, w jakiej żył człowiek. Wartości zaczyna nabierać to, co po angielsku nazywa się community, czyli wspólnota. Ludzie organizują się według prywatnych potrzeb i zainteresowań, rozwija się patriotyzm nie w skali narodu czy państwa, ale właśnie w skali małej community. Co charakterystyczne, tego typu działań nie sposób kontrolować. To niezwykle istotna okoliczność dla zrozumienia takich wydarzeń, jak 11 września, bo ona ukazuje, że możemy mieć do czynienia z siłami, nad którymi nikt nie panuje, i które będą trudne do opanowania w przyszłości. (…)
Pod koniec rozmowy uderza w polemiczny ton, krytyczny wobec głównego nurtu myślenia o tym, co się stało 11 września w Nowym Jorku i Waszyngtonie:
Nie jestem w stanie słuchać kolejnych wypowiedzi o islamie czy cywilizacji arabskiej, na których – nagle się okazało – wszyscy świetnie się znają. Albo snucia planów, kogo by tutaj zabić, na kim się zemścić, kogo zbombardować. Sprawców zamachów w Ameryce trzeba oczywiście odnaleźć i ukarać. Ale nie taki powinien być horyzont myślenia o obecnym kryzysie. Jeśli będziemy myśleć jedynie o militarnym odwecie, daleko nie zajedziemy. Jeśli po zbrojnej odpowiedzi wrócimy do błogostanu, w jakim tkwiliśmy przez ostatnią dekadę, za chwilę znów coś wprawi nas w przerażenie… 11 września unaocznił, jak strasznie kruchy jest ten nasz świat. Świadomość tej kruchości wydaje mi się niesłychanie ważna – dla naszej refleksji o świecie, a przede wszystkim dalszego w nim działania”.
Jakkolwiek byśmy nie oceniali krętej, życiowej drogi Kapuścińskiego, rozpoczętej w 1932 r. w Pińsku, pokonywanej przez Przemyśl, Świder po Warszawę, w roli niespełnionego poety, rewolucjonisty, stalinowskiego aktywisty, redakcyjnego gońca, dziennikarza, a wreszcie znanego w świecie korespondenta zagranicznego, dzięki książce Domosławskiego zyskujemy wyjątkową możliwość pochylenia się nad człowiekiem niezwykłym i nieoczywistym. Myślę, że w ostatnich latach życia „cesarz” oddalił się od swego środowiska, a w zasadzie, to ono się od niego oddaliło, nie mogąc zaakceptować, trwających w nim mimo wszystko, przekonań. Nie jest to bohater mojej bajki, ale nie mogę mu po lekturze przywołanych w książce tekstów odmówić dalekowzroczności. Widział dobrze ten świat, który dopiero miał nadejść. Któż lepiej, niż on mógł go nam zrelacjonować? Trockistowski świat non-fiction.
Sławomir M. Kozak
www.oficyna-aurora.pl