Diabelska alternatywa
Jerzy Karwelis 2 kwietnia 29 marca, wpis nr 1257 dziennikzarazy/diabelska-alternatywa Dziś o diabelskiej alternatywie. Chodzi o wciąż powtarzający się zabieg antydyskusyjny polegający na stygmatyzacji przeciwnika. Za kowida to było tak jak i dzisiaj z wojną: jak nie brałeś (i to w całości) dogmatów pandemicznych, to byłeś zwolennikiem Putina. Konstrukcja wydawała się ko(s)miczna, bo co niby miał mieć kremlowski kagiebista do kolca białkowego w komórce? Ale miał. Formuła alternatywy, reductio at putinum, polegała na tym, że taki Putin to wynajmował za rubelki płaskoziemców, którzy kwestionując aksjomaty pandemiczne lali zwątpienie w chwiejne serca takich na ten przykład Polaków, ci się osłabiali szczepionkowo i maseczkowo, umierali masowo, co realizowało depopulacyjne cele Moskalików. Taka to była figura. Wiem, bo się sam na to załapałem jak onucysta-rusycysta. I tak, jak antyszczepionkowcy byli proputinowskimi onucami, tak w dniu wojny z Ukrainą płynnie zostali przeflancowani z pandemii na wojnę. Okazuje się, że z dobrodziejstwem inwentarza, to znaczy stygmat onucyzmu zmienił tylko kontekst z epidemiologicznego na militarny. Reszta została taka sama, łącznie z tropicielami i oskarżycielami. Co prawda większość pewników kowidowych właśnie obecnie upada, ale jak to z sektami jest (mówię o sanitarystach), to nie ma tu nic wspólnego z faktami, tylko z poziomem zawierzenia. A jako, że te było ono nawet bardziej na kredyt zaufania niż na wiarę, to teraz nie sięga się do istoty aksjomatów, tylko do faktu, że te istnieją potwierdzone samym poziomem wzmożenia. A więc nie wraca się do meritum, czyli jak to było naprawdę, tylko do zatwierdzonej poziomem byłego zaangażowania wiary. Istotą bowiem dogmatu jest przyjęcie go na wiarę, nie dyskutowanie o nim, co daje, choć całkiem wyimaginowany, punkt służący do podparcia całkowicie już realnych działań. I taki mamy teraz stan pokowidowy – ustaliło się, że tak było i jest, i choćby przyszło tysiąc Basiukiewiczów i każdy wyjąłby tysiąc badań, to i tak będzie jak ustalono.Tak samo jest i z wojną. Jest jedna narracja i jak się jej nie trzymasz toś onuca. Z tym, że mamy tu pewien kłopot. To znaczy zawierzeni narracji antyputinowskiej mają kłopot. Otóż kategorie onucyzmu zmieniają się. Coś, co wcześniej było onucyzmem z definicji i w chwili zaistnienia (np. kwestionowanie dobrej woli ukraińskich władz), dziś już jest dopuszczone w myśleniu, rzadziej – w narracji medialnej. A więc granice i definicje onucyzmu ewoluują, co ma ważne konsekwencje. Te głównie zasadzają się na tym, że ten kto chce być poprawny politycznie w tej kwestii musi ciągle nasłuchiwać jakie są aktualne warianty onucyzmu, by nie popaść w sprzeczności narracji oficjalnej obrzydłe.W związku z tym mamy dwie rzeczy – nerwowość, że się coś przegapi oraz ciągłe nasłuchiwanie, by to się nie stało. Widz więc chce być na bieżąco nie tyle w kwestii informacji, co aktualnej interpretacji postaw. Co oddala od życia faktograficznego i posyła odbiorców w rejony psychologii tłumów. Bo w tym wszystkim pogubieni, ci, którzy nie chcą popaść w onucyzm muszą wciąż szukać potwierdzenia swych postaw, czy wszystko u nich w porządku. W związku z tym są wyczuleni na sygnały medialnych autorytetów oraz masowe wyrażanie i potwierdzanie swych antypuitnowskich zapatrywań. Stąd te zbiorowe deklaracje, samokrytyki w razie wpadki i wytyczanie, by się odkuć w przypadku wpadki, nowych, radykalniejszych deklaracji. Dzisiejsza agora to już nie przestrzeń wyrażania poglądów, to raczej jarmark potwierdzeń zbiorowej przynależności, recytowanie wykutych haseł, szukanie nowych podwariantów i nasłuchiwanie czy przypadkiem autorytety nie skręcają w którąś ze stron, co to może unieważnić dotychczasowe zaśpiewy. Czyli – rytuał przynależności. Wariant onucowski uniwersalny jest. To prymitywne, ale działa. Widocznie popada na grunt wrażliwy na prymitywny onucowo-biały świat. Bo ostatnio onucami zostali rolnicy. Aksjomat przeskoczył szybciutko i bez żadnych problemów. W ogóle to te okresy przeskoków onucowych na grupy społeczne są coraz krótsze. Kowidowcy – lat trzy, antyukraińscy – dwa lata, bo teraz kolej na rolników. Ciekawe ile ich potrzyma ten stygmat i na kogo, oraz kiedy przeskoczy? Myślę, że na antyklimatystów. I tam się ostanie na dłużej. Co ciekawe – by się onucyzm tak nie rozniósł, skoro tak skacze i zakaża, istnieje teza, że to dotyczy wciąż tej samej grupy. To wieloobjawowa choroba, jednak podlegająca regułom pandemicznych objawów stadnych, gdyż jej różne symptomy dotyczą zamkniętej grupy i dziś ideałem upostaciowienia onucyzmu jest antyukraiński antyszczepionkowiec na traktorze. Za milion od Unii (czytaj – miastowych), rzecz jasna. Początki tego mamy jeszcze przedwojenne. To było fajne, bo ja pamiętam kiedy to nie Putin był Czarnym Ludem historii. Podskórnie trwał deal niemiecko-rosyjskiego porozumienia, które dawało Niemcom prymat nad Europą za pomocą narzędzia tanich rosyjskich surowców. I nie wiem czy Państwo pamiętacie, ale onuca nie była wtedy rosyjska ale… białoruska. Tak, mówiło się, że jak się nie podoba demokracja w aktualnym wydaniu, to zapraszamy na Białoruś. Na Białoruś, nie do Rosji. To Bat’ka był benchmarkiem alternatywy, drugą szalą wagi balansującej oczywiste zalety demokracji i obciachowy zamordyzm wschodniej kacapii. Teraz mamy ewidentnie w tym miejscu Putina, ale postać po drugiej stronie szal walki pomiędzy wolnością a satrapią nie jest tu kluczowa. Kluczowa jest alternatywa, a właściwie bezalternatywność alternatywy. Nic poza nią, nie ma nic pomiędzy. Jest to, albo to. W praktyce się to wykłada tak, że musisz się zgadzać na największe szalbierstwa i głupotę takiej Unii, bo jak tego nie zrobisz, to jesteś za Putinem. Czyli za masakrą w Bachmucie, bombardowaniem miast i porywaniem dzieci. Po jednej stronie Ursula, przewały pandemiczne, zielone szaleństwo, wojujący Wielki Reset jako jedyna alternatywa dla drugiej strony. Tertium non datur. Trzeba przyznać, że ci tam w Brukseli to chyba o tym wiedzą, ba – nawet stymulują taką fałszywą alternatywę. Czyli co by tam nie zrobili, to pójdzie w społeczną niepamięć, bo przecież jak nie oni, to tylko zostaje nam putinowska Rosja. Z takim wpartym kredytem nie tyle zaufania, ale szantażu, to już można sobie poczynać w Unii na bezczela, bo jak nie my, to ON? I trzeba przyznać, że cała propaganda dmie w tę dudę bez opamiętania. I widzę, że wielu kupuje tę bajkę bezalternatywności, uważając ją za swoją prawdę. A to oznacza, że w takim razie życie polityczne jest na wymarciu, skoro odbywa się poza suwerenem, gdzieś tam wśród elit, które co postanowią, to jest ok, bo inaczej krytykując ich, mając inne zdanie, osłabia się alternatywę dla „ruskiego miru”. Nie wolno mówić, myśleć i działać ku poprawie obecnej sytuacji. Ta może się tylko zmienić wewnętrznie, odgórnie, jako samorefleksja samomianowanych elit, w przeciwnym razie będzie to na rękę onucowego Kremla. Ale elity europejskie mają mały ciąg na zmianę. To znaczy – ruch na zmianę jest spory, ale nie jako reakcja na wyzwania realności. Agenda jest ustalona – globalizm wsparty zielonym pretekstem – zaś jedyne reakcje elit nie polegają na korygowaniu idei do realności, ale ewentualnie taktycznym opóźnianiu realizacji zaplanowanych kroków. Tylko tyle. I to musimy kupować w dozowanych porcjach, bo inaczej przyjdzie tu Putin, zgwałci nasze żony i zbombarduje przedszkola.Nikt nie pyta – po co Putinowi miała by być ta wojna? Co zyska najeżdżając Europę, która i tak się słania, bo sama się spętała z własnym niedorozwojem? Ziemie? A po co mu one, mało ma swoich? Ludzi? Jakich? Rozleniwionych socjalem rurkowców? Korpoludków? Zyska bogactwo? Czego? Kontynentu z deficytem budżetowym, który przegania już chyba tylko Ameryka? Przecież i tak robi z nimi interesy, teraz ma w dodatku alternatywę w postaci dywersyfikacji eksportu surowców wymuszoną kontrproduktywnymi sankcjami? Po kiego mu wojna, skoro jak dodatnio zamknie wynik wojny na Ukrainie, to i tak od Zachodu uzyska więcej i to bez dodatkowych militarnych awantur?Teraz mamy wciskaną wojnę. To ciekawe, bo w narracji wychodzi to pokracznie. Putin – kto mu tam wierzy? – ma narrację pokojową, zaś europejskie elity – kto by im tam wierzył? – mają opowieść wojowniczą. Czyli biorąc rzecz dosłownie: jak nie chcesz wojny toś onuca, a jak chcesz, to jesteś światłym wykwitem liberalnej demokracji. W rzeczywistości cała wojowniczość Unii jest obliczona na pic. Jest to działanie PR-owskie mające zjednoczyć pogubionych Europejczyków pod jednym berłem, które już od dawna się chwieje. Robi to Unia, jakby miała jakiekolwiek, poza NATO-wskimi, a więc nie unijnymi tylko amerykańskimi, narzędzia. Łysielce w brukselskich garniturkach potrząsają szabelkami, których nigdy na oczy nie widzieli, zaś uciekliby na widok gościa z zaostrzoną łyżką. Robi się to tylko po to, by rozproszone kryzysami wywołanymi przez samą Unię stadko członkowskich kurczaczków zbiegło się pod skrzydła brukselskiej bezdziobej kwoki. Widok dość pocieszny, z jednym tylko zastrzeżeniem. Europa jest kompletnie nieprzygotowana do jakiejkolwiek potyczki z Moskalami. I wie o tym i Putin, i podżegacze z Europy. A więc tu chodzi o potrząsanie szabelką, której nie ma. A to bardzo niebezpieczny moment, tak fikać do silniejszego, bo ten może sprawdzić taki blef. I zblamować straszaków, przesunąć swoje żądania, ba – działania, mocno naprzód. I zapłacimy… my, bo czym będzie handlował Zachód z coraz bardziej zwycięskim Putinem? Co mu odda? Swoje? Nie po to ma słowiański bufor Europy Środkowej, Ziem Skrwawionych. A więc to tromtadractwo odbędzie się naszym kosztem. Dziwi tylko eskalowanie tego przez naszą „klaskę” polityczną. To, że niektórzy nasi są tu najbardziej wyrywni to jakiś koszmar polskiej racji stanu. Znowu się będziemy uczyli na kolejnych zdmuchniętych pokoleniach? No, bo co myśleć o narodzie, w którym chęć do wysłania naszych wojaków do wojny na Ukrainie – rośnie? Czyli mamy ochotę się potarmosić z niedźwiedziem, a potem będzie płacz na cały świat i pokolenia, że znowu dupa, panie, boli? I że poszli, panie, w bój bez broni? Znowu? Ta fałszywa alternatywa, że albo jest tak, jak każą elity, albo jesteś onucą, w sytuacji wojennej sprowadza się do najgorszego. Przed wojną konsekwencje takiego zagwożdżenia życia politycznego, sprowadzenia go do słuchania się pod groźbą szantażu miały tylko reperkusje w atrofii życia politycznego. Dziś taka alternatywa, że jak nie chcesz wojny to jesteś za Putinem, to już wyższy poziom zakłamania, który może nas kosztować… wojnę z Putinem. Takie to sprzężenie zwrotne bezalternatywnej alternatywy onucowej. Napisał Jerzy Karwelis Wszystkie wpisy na moim blogu „Dziennik zarazy”. |