Franciszek i zgorszenie „Kościoła różnorodności”. Dopust Boży. Gdzie jest nadzieja?

Franciszek i zgorszenie „Kościoła różnorodności”. Gdzie szukać nadziei?

Paweł Chmielewski pl/franciszek-i-zgorszenie

(Oprac. GS/PCh24.pl)

Pontyfikatu papieża Franciszka nie da się przeczekać. Zmiany, które wdraża w życie Jorge Mario Bergoglio, ukształtują katolicyzm na wiele dziesięcioleci. Wśród nich najważniejsza dotyczy różnorodności doktrynalnej i moralnej. Jak obwieścił już w 2013 roku papież, „monolityczna doktryna” jest dzisiaj tylko snem. Rzeczywistość ma być i będzie inna. Innymi słowy wszyscy katolicy – poza wspólnotami liturgii tradycyjnej – będą jak anglikanie. Wierzący różnie – w zależności od geografii. Ma to podstawy w nowej eklezjologii. Co powinniśmy robić w tej trudnej sytuacji?

Kryzys istniał już 13 III 2013 roku

Zainicjowane przez Sobór Watykański II rewolucyjne zmiany postępują coraz szybciej. Za pontyfikatu Franciszka przyjęły formę promowania różnorodności doktrynalnej Kościoła. W gruncie rzeczy obejmując tron św. Piotra 13 marca 2013 roku Jorge Mario Bergoglio już zastał sytuację różnorodności. W tamtym momencie Kościół katolicki na świecie rzeczywiście był głęboko podzielony. Katolicy w niektórych krajach dopuszczali do Komunii św. rozwodników, homoseksualistów i protestantów albo udzielali wszystkich sakramentów politykom wspierającym aborcję. W innych krajach tak nie było. Jorge Mario Bergoglio otrzymał więc w spadku po swoich poprzednikach Kościół będący konglomeratem głęboko poróżnionych wspólnot. Podjął decyzję, by ten stan zaakceptować, a nawet wzmocnić, to znaczy: by z tej różnorodności uczynić zasadę funkcjonowania katolicyzmu. Trzeba sobie uświadomić, że to nie była jego idea. Tak naprawdę chodzi tutaj o nową eklezjologię forsowaną przez niemieckojęzycznych progresistów. Chodzi tu zwłaszcza o dwie koncepcje.

Pierwsza dotyczy relacji pomiędzy Kościołem lokalnym a Kościołem powszechnym. Magisterium rzymskie mówi o pierwszeństwie Kościoła powszechnego. Progresywni teologowie – odwrotnie. Na stanowisku o pierwszeństwie Kościoła lokalnego stał na przykład Walter Kasper, prominentny członek grupy z Sankt Gallen, która osadziła Jorge Mario Bergoglia na tronie Piotrowym.

Rewolucyjna eklezjologia Kaspera

W 1992 roku Kongregacja Nauki Wiary pod kierunkiem kard. Józefa Ratzingera ogłosiła list Communionis notio. Stwierdziła w nim, że istnieje historyczne i ontologiczne pierwszeństwo Kościoła powszechnego przed Kościołem lokalnym. Przeciwko temu wystąpił Walter Kasper, wówczas jeszcze tylko biskup diecezjalny Rottenburga-Stuttgartu, ale już niezwykle wpływowy i ceniony w przestrzeni niemieckojęzycznej teolog. Według Kaspera istnieje wprawdzie niepodważalne pierwszeństwo powszechnego Kościoła preegzystującego i eschatologicznego, ale już nie pierwszeństwo powszechnego Kościoła empirycznego, czyli ziemskiego. Relacja między powszechnym Kościołem ziemskim a Kościołami lokalnymi jest zdaniem Kaspera inna, niż uczy Kongregacja, polegająca jakoby na swoistej równości – na jednoczesności występowania, jak pisał Kasper powołujący się na myśl Henri’ego de Lubac.

Ta różnica ma daleko idącego konsekwencje. W ujęciu Kaspera to do Kościołów lokalnych należy rozstrzyganie wielu problemów, w których dotychczas wyrokował Rzym. „Jako biskup dużej diecezji obserwowałem, jak rodzi się i stale narasta rozdźwięk między normami ogłaszanymi w Rzymie dla Kościoła powszechnego, a potrzebami i praktykami naszego Kościoła lokalnego” – ubolewał Kasper na łamach jezuickiego magazynu America w 2001 roku. Ogólne reguły zalecane przez Rzym, skarżył się dalej, są niekiedy wprost szkodliwe wobec wysiłków podejmowanych przez biskupów miejsca. Przykładem miałyby być „kwestie etyczne, dyscyplina sakramentów i praktyka ekumeniczna”. „We wszystkim, co istotne, [Kościół ziemski – red.] musi zabiegać o jedność, dopuszczając jednak we wszystkim innym autonomię i różnorodność” – pisał Kasper po latach w podsumowującej jego rozumienie Kościoła pracy „Kościół katolicki. Istota, rzeczywistość posłannictwo”, w Niemczech wydanej w roku 2011, a w Polsce w 2014.

Nowe „miejsca teologii”

Do tego dochodzi rozwijana przez teologię niemieckojęzyczną nowatorska koncepcja rozszerzonych loci theologici – miejsc teologicznych, to znaczy źródeł, z których czerpiemy wiedzę o Bogu i Jego woli. Tradycyjnie Kościół katolicki uważa za loci theologici Tradycję, Pismo Święte oraz Urząd Nauczycielski Kościoła. W Niemczech promuje się inną koncepcję loci. Za miejsca teologii mają uchodzić oprócz trzech wymienionych także: znaki czasu, zmysł wiary wierzących oraz teologia. W 2022 roku niemiecka Droga Synodalna ogłosiła obszerny tekst przedstawiający założenia reformy kościelnej pt. „Na drodze nawrócenia i odnowy” (niem. „Auf dem Weg der Umkehr und der Erneuerung”). Tam wskazano właśnie na powyższą listę loci theologici, odwołując się od opinio communis niemieckojęzycznej teologii progresywnej, która taką listę proponuje już od długich dziesięcioleci. To myślenie trafiło już na szczyty Kościoła zwłaszcza przy okazji Synodu Amazońskiego. W dokumentach związanych z tamtym synodem przedstawiano kulturę amazońską jako locus theologicus. Jeszcze silniej przejawia się to na Synodzie Amazońskim, gdzie prezentuje się całą „niemiecką” listę loci. W dokumentach synodalnych nieustannie mówi się o opinii wierzących, która miałaby być źródłem naszej wiedzy o Bogu i Jego woli; podobnie jak o różnorodności kulturowej czy współczesnych ustaleniach naukowych i teologicznych.

Różnorodność oficjalnie zatwierdzona?

Biorąc to wszystko pod uwagę mamy przed oczami fundament nowej eklezjologii, która musi prowadzić do głębokiej dywersyfikacji doktrynalnej i moralnej Kościoła katolickiego. Jeżeli Kościół lokalny jest równoważny Kościołowi powszechnemu, to siłą rzeczy musi mieć – jak chciał tego Kasper – większą autonomię. Jeżeli za locus theologicus uzna się opinię tego Kościoła zakorzenioną w partykularnej kulturze, miejscu i czasie – wnioskiem ponownie będzie większa autonomia. Papież Franciszek realizuje tę wizję konsekwentnie począwszy od adhortacji Evangelii gaudium z 2013 roku, gdzie pisał o „śnie monolitycznej doktryny”. Nie ma tu miejsca, by opisywać szczegółowo wszystkie papieskie wypowiedzi utrzymane w tym tonie, co czyniłem już w PCh24 wielokrotnie. Dość wspomnieć, że na zupełnie nowy poziom plan zaprowadzania decentralizacji doktrynalnej i moralnej wszedł w roku 2023 wraz z powołaniem na urząd prefekta Dykasterii Nauki Wiary kard. Victora Manuela Fernándeza, któremu papież w specjalnym liście inaugurującym jego misję wprost nakazał kultywowanie takiej różnorodności. Publikacja Fiducia supplicans 18 grudnia 2023 roku była decyzją opatrzoną na brutalne, siłowe uświadomienie Kościołowi tej nowej rzeczywistości. Pogłębi to posthistoria Synodu o Synodalności. Franciszek powołał 10 komisji synodalnych, które mają za zadanie opracować reformy w takich dziedzinach jak posługa kobiet, kapłaństwo, władza biskupa. Jedna z komisji zajmie się właśnie kwestią uobecnienia idei różnorodności doktrynalnej. To, co stało się w Kościele faktycznie, ma zyskać teraz urzędową afirmację.

Dopust Boży

Czy można mieć nadzieję, że do tego nie dojdzie? Jak najbardziej; ale zarazem należy nastawić się na klęskę tej nadziei w perspektywie najbliższych lat. Bóg dopuszcza przecież, aby trucizna błędu przenikała do Kościoła od 60 lat. Skala zatrucia powiększa się z roku na rok.

W latach 1962 – 1965 zebrani na II Soborze Watykańskim biskupi przyjęli cały pakiet dokumentów zawierających zapisy łatwo dające się odczytywać w skrajnie rewolucyjnym duchu. Pomimo wielkiego oporu środowisk tradycyjnych nikt tego nie zatrzymał: każdy passus tekstów soborowych o potencjale reformistycznym został wykorzystany aż do samego końca. Nawet jeżeli od strony formalnej da się obronić wszystkie albo większość dokumentów Vaticanum II, to dla każdego – czy to liberała, czy to konserwatysty – jest rzeczą jasną, że Kościół katolicki w ostatnich 60 latach przekształcił się gruntownie właśnie na gruncie zmian soborowych. Radykalne zerwanie tradycji liturgicznej; stopniowe zeświecczenie kapłaństwa; demokratyzacja władzy; skandaliczny dialog międzyreligijny; patologiczny ekumenizm… To wszystko jest głęboko zakorzenione w tekstach soborowych. Choć po papieżu rewolucjoniście na tronie św. Piotra zasiadł kardynał z Polski, nie zatrzymał tego impetu zmian; wiele z problemów sam jeszcze pogłębił. W historii nie ma, oczywiście, determinizmu, co pokazał krótki i dramatycznie przerwany pontyfikat Benedykta XVI. Józef Ratzinger podjął kilka prób cofnięcia rewolucji: odrzucał skrajne i niekatolickie formy dialogu ekumenicznego i międzyreligijnego, a nade wszystko próbował przywrócić należne miejsce tradycyjnej liturgii Kościoła. Próby Ratzingera jednak się nie udały. Z dzisiejszej perspektywy można powiedzieć, że był to ostatni zryw kontrrewolucji: ot, próba restytucji autentycznego katolicyzmu podjęta przez jednostkę otoczoną przez wrogie liberalne środowisko, które pożarło cały jej dorobek, kiedy tylko odeszła. Znamy ten schemat doskonale z historii politycznej. Co zostało po katolickim państwie generała Franco?

Intensyfikacja

W 2016 roku urzędujący papież ogłosił, że osoby, które w zgodzie z nauką katolicką żyją w obiektywnym grzechu ciężkim, mogą przystępować do Komunii świętej (Amoris laetitia). W 2018 roku ten sam papież ogłosił, że osoby, które w zgodzie z nauką katolicką są heretykami, mogą przystępować do Komunii świętej (papieska zgoda na Komunię dla protestantów w Niemczech). W 2019 roku stwierdził, że katolicyzm, islam i inne religie są w oczach Boga tak samo dobre (Abu Zabi). W 2023 roku tenże ogłosił, że osoby żyjące w związku opartym o grzech wołający o pomstę do nieba mogą otrzymywać błogosławieństwo od pasterzy Kościoła. Nie mówimy o jego wypowiedziach na pokładzie samolotu, ale o oficjalnych aktach sprawowania papieskiej władzy nauczania. Jest prawdą, że nie są to akty nieomylne; niemniej jednak są oficjalne. Nigdy w historii Kościoła katolickiego nie było jeszcze takiego przypadku. Honoriusz promował arianizm, za co został potępiony przez sobory. A jednak nie czynił tego na skalę jakkolwiek zbliżoną do tego, co robi Franciszek. Najpoważniejszym aktem promocji herezji było poparcie przez Honoriusza teorii ariańskiej w liście do jednego ze wschodnich patriarchów. To ciężkie przestępstwo, ale jak porównać to z notorycznością, wielopłaszczyznowością i zasięgiem działania Franciszka? Bóg to dopuszcza, tak jak dopuścił do rąbania siekierami ołtarzy po II Soborze Watykańskim w ramach „reformy” liturgicznej, do działań św. Jana Pawła II skutecznie promujących relatywizm religijny i wielu innych rzeczy. Mamy do czynienia z szybkim narastaniem problemów. 

Prosta droga

W tej sytuacji niezbędne będzie, być może, przeprowadzenie w sumie prostej operacji intelektualnej i duchowej. Po pierwsze, należy dokonać wewnętrznego oddzielenia: trwając w Kościele, zachowując zasadnicze posłuszeństwo wobec papieża i biskupów, w sposób zdecydowany odciąć się od wszystkiego, co wiąże się z promocją błędu, zła i niemoralności. Nie można pozwolić, aby bieg wypadków doprowadził nas do rozpaczy. Po drugie, trzeba uświadomić sobie, że to wszystko zostało zapowiedziane przez Pismo Świętego – przez Stary i Nowy Testament. Sam Bóg powiedział, że dojdzie do wielkiego odstępstwa, a miejsce święte zalegnie ohyda spustoszenia. Jego słowo musi się wypełnić. Świadomość, że nic nie dzieje się bez przyzwolenia Boga, tak jak wewnętrzne oddzielenie od zepsucia, powinno uchronić nas od rozpaczy. Wreszcie, po trzecie, należy robić to, co do każdego należy, skupiając się na Jezusie Chrystusie i Jego obietnicach danych tym, którzy w Niego uwierzą. Duch Święty towarzyszy Kościołowi od dwóch tysiącleci. Skarbiec, z którego można czerpać, jest tak przeobfity, że z łatwością można wszystko co nowe zmierzyć jego bogactwem i wartością. Tradycja to bezbłędne kryterium.

Nasz Pan Jezus Chrystus został ukrzyżowany, żeby wypełniło się Pismo i żeby zadość stało się Jego świętej woli. Jeżeli Kościół katolicki znajduje się dziś w tak straszliwym kryzysie, to najwidoczniej tak musi być. Bóg jest panem historii – całej historii, nawet najciemniejszych jej chwil, w których przyszło nam żyć.

Paweł Chmielewski