Z Chrystusem w chińskich więzieniach. Ci męczennicy naszą nadzieją.
Ryszard Mozgol https://tedeum.pl/-radosc-w-cierpieniu,c,p1680,pl.html
„Ty wiesz, iż fałszywe świadectwo wydali przeciwko mnie” (Dan 13, 43)
Temat komunistycznych prześladowań katolików w Chinach nie jest w Polsce szeroko znany, więc tym bardziej cieszy inicjatywa wydania wspomnień Rose Hu Radość w cierpieniu, książki będącej zapisem losów autorki skazanej za wyznawaną wiarę na 15 lat więzienia, która w aresztach, więzieniach i obozach pracy Chińskiej Republiki Ludowej spędziła łącznie 28 lat. Wspomnienia Rose Hu można traktować jako głos całego pokolenia chińskich katolików, którzy konsekwentnie odpowiedzieli na papieskie wezwanie Piusa XII do „wypełniania obowiązków religii chrześcijańskiej ze stanowczą wiernością, wymagającą w niektórych wypadkach heroicznej siły”. Jest to opowieść o konfrontacji wiary z nieludzkim systemem, który w Polsce ciągle pozostaje mało znany. Niniejszy szkic zapewne nie wyczerpie wszystkich wątków dotyczących tematu prześladowań Kościoła w Chinach, jednak ufam, że pomoże Czytelnikom w lekturze, przybliżając okoliczności opisywanych wydarzeń.
Krwawy świt
Najbardziej dojmującym doświadczeniem katolików dotkniętych prześladowaniami w Chinach była świadomość opuszczenia i pozostawienia własnemu losowi. Pisali o tym liczni misjonarze, wydaleni z Chin w latach 50 XX w. Sukcesem komunistów było stworzenie warunków pozbawiających swoje ofiary wszelkiej nadziei i stawiających je przed wyborem pomiędzy modlitwą o śmierć a akceptacją komunistycznego „porządku”. Siostra Katarzyna Ho, tak podobna do autorki niniejszej książki, aresztowana w wieku 18 lat za aktywne uczestnictwo w Legionie Maryi w Szanghaju (tego samego pamiętnego 8 września 1955 r.) wspominała, że obozy pracy, do których trafiali uznani za wrogów, były miejscami samotności, w których modlono się o śmierć. Głód, fizyczne zmęczenie, choroby i brud, towarzyszące ciężkiej pracy ponad możliwości uwięzionych kobiet, przekładały się na stopniowe osłabienie sił psychicznych i woli człowieka. Buntował się organizm, ustawały jego funkcje, załamywała się struktura psychiczna, a wola ustępowała otępieniu, prowadzącemu do rezygnacji z siebie, ze swoich przekonań i swojej odrębności jako istoty ludzkiej. Tym, którzy przechowywali w duszy płomyk wiary, umęczony Chrystus podawał dłoń i wyciągał z otchłani. Siostra Ho pisała: „Z powodu mojej wiary zamknęli mnie w więzieniu. Odizolowali od świata zewnętrznego. Próbowali zmanipulować swoją propagandą. Wiedziałam, że to kłamstwa. Nie mogłam uciszyć sumienia, nie mogłam zaprzeczyć mojej wierze. Nie mogłam wyrzec się wiary, która jest najcenniejszym darem, za który wielu chrześcijan oddało życie”. Nie pierwszy raz w historii świadomość, że inni zostali wystawieni na śmiertelną próbę, umacniała i skłaniała do złożenia dobrowolnej ofiary z samego siebie. Właśnie to dobrowolne poświęcenie okazało się najjaśniejszą gwiazdą na ciemnym niebie, najdoskonalszym wyrazem naśladowania Chrystusa, a zarazem fundamentem szańca, który pozostał niezdobyty przez komunistów, gdyż był poza zasięgiem ich władzy.
Pierwsze uderzenie
Chińskich katolików umacniał w oporze wzniosły przykład niepozornego, ale otoczonego powszechnym szacunkiem biskupa Szanghaju Ignacego Kunga (Gong Pinmei), wyświęconego przez Piusa XII w sierpniu 1950 r. Hierarcha stanął na czele jednego z najważniejszych katolickich ośrodków w Chinach, zamieszkiwanego przez ponad 110 tys. wiernych (1,6% mieszkańców miasta). Szanghaj był perłą w koronie Matki Bożej nazywanej Cesarzową Chin. Nieliczna w Państwie Środka społeczność katolicka, najczęściej rozproszona na prowincji, w Szanghaju była doskonale zorganizowana; wpływowa i bogata, stanowiła elitę sięgającą korzeniami XVII w. W mieście znajdowało się sanktuarium Matki Bożej w Sheshan, będące mobilizującym chińskich wiernych centrum pielgrzymkowym; tam też nuncjusz Antonio Riberi utworzył Centralne Biuro Katolickie, koordynujące działania wszystkich religijnych i świeckich inicjatyw na terenie całego kraju. W prace biura było zaangażowanych kilkuset zagranicznych i chińskich duchownych.
Wyświęcenie odważnego i pobożnego Kunga stanowiło dla władz nieprzyjemne zaskoczenie. Trwająca wojna w Korei skłaniała chińskich komunistów do rozprawy z przeciwnikami ideologicznymi i politycznymi, oskarżonymi o współpracę z amerykańskimi imperialistami. Tym bardziej, że ogłoszona w 1949 r. papieska ekskomunika dotykająca wszystkich, którzy podejmowali współpracę z komunistami, zdaniem przywódców ChPK stawiała katolików jednoznacznie po drugiej stronie barykady. Im bardziej zmieniała się sytuacja na froncie na korzyść interweniujących wojsk ONZ, tym głośniej w Pekinie wzywano do rozprawy ze szpiegami i kontrrewolucjonistami. W 1951 r. wydalono z Chin nuncjusza Riberiego, a w więzieniach wylądowało wielu „obcych” duchownych, których usiłowano zmusić do przyznania się do szpiegostwa na rzecz USA. Kanadyjczyk o. Arthur Vendam SFM, przełożony diecezji Lishui w Chinach, wspominał: „Zabrano mnie do pustego pokoju. […] Powiedzieli mi, że zostawią mnie w nim na miesiąc, żebym mógł medytować nad moimi zbrodniami i nad wszystkim, co zrobiłem przeciwko władzy podczas moich 24 lat pobytu w Chinach. Rząd wie wszystko o moich przestępstwach i nic nie mogę ukryć. Powinienem je sam wyznać. […] Pod koniec miesiąca zostałem wezwany na przesłuchanie, gdzie powtórzono wszystkie oskarżenia, które zarzucono mi w Lishui. Ponownie zaprzeczyłem wszystkiemu, ale oni ciągle powtarzali te same oskarżenia dzień po dniu. Po pewnym czasie zabrali mnie do innej celi i nadal przychodzili każdego dnia, dwa, trzy, cztery razy i kolejno mnie przesłuchiwali. Za każdym razem pytali, czy myślałem o swoich przestępstwach i chcę się do nich przyznać. Ciągle powtarzali, że «są dwie drogi: droga do życia i droga do śmierci». To było powtarzane regularnie i monotonnie przed każdym przesłuchaniem, w czasie którego zmuszano mnie do zaakceptowania zarzutów, ostrzegając: «Jeżeli nie przyznasz się do swoich przestępstw przeciwko władzy, umrzesz. Jeżeli przyznasz się do swoich zbrodni, zostaniesz uwolniony»”.
Świat chce nas zastraszyć
W Szanghaju starano się działać poprzez zastraszenie, choć i tam zdarzały się porwania, pobicia i tortury, czego najlepszym przykładem są losy chińskiego jezuity o. Bedy Changa, aresztowanego w 1951 r. Torturowany w więzieniu w celu wymuszenia zeznań, zmarł w listopadzie tego samego roku. Jego pogrzeb przekształcił się w olbrzymią manifestację mieszkańców Szanghaju i zaowocował wieloma nawróceniami, jednak największym owocem męczeńskiej śmierci o. Changa, dziekana katolickiego uniwersytetu Aurora w Szanghaju, był masowy napływ młodzieży do Legionu Maryi. Ci, którzy wówczas zasilili organizację, od kilku miesięcy będącą na celowniku bezpieki, nie mieli najmniejszych złudzeń, że droga, którą wybrali, to droga heroicznego trwania u boku Chrystusa. Niepowodzenie zarządzonej w Szanghaju tzw. akcji rejestracyjnej członków Legionu, opisywanej przez Rose Hu w swoich wspomnieniach, spowodowało chwilowe wstrzymanie aresztowań i represji, które komuniści starali się wykorzystać do pozyskiwania osób skłonnych do współpracy.
Uderzenie nastąpiło 8 sierpnia 1955 r.; to wówczas, kiedy Rose Hu jako jedna z wielu osób, została aresztowana przez chińską bezpiekę. W ciągu kilku dni uwięziono w Chinach co najmniej 20 tys. katolików, z czego 1500 w samym Szanghaju. Uderzenie skierowano w duchownych, zakonników i zakonnice, przywódców grup wiernych oraz aktywnych członków stowarzyszeń. Szczególnie mocno dotknięto aresztowaniami środowisko Legionu Maryi związane z Aurorą. Zwieńczeniem całej akcji było aresztowanie w październiku 1955 r. bp. Ignacego Kunga. Aresztowanym postawiono zarzuty o charakterze kryminalnym. Często były spreparowane, opierały się na niepotwierdzonych donosach lub zeznaniach innych osób. Oskarżeni musieli udowodnić swoją niewinność. Pierwsze przesłuchania miały na celu wyodrębnienie grupy skłonnej do ustępstw, zaparcia się i złożenia zeznań obciążających inne osoby. Los tych, którzy trwali przy swoich przekonaniach, był przesądzony.
Sekta „made in China”
Wszystko wskazuje na to, że w momencie aresztowań w 1955 r. władze partyjne miały już przygotowany scenariusz działań zmierzających do powołania państwowego „kościoła katolickiego”. W lipcu 1957 r. w Pekinie zorganizowano katolicki kongres „patriotyczny” i ściągnięto nań 241 delegatów z całych Chin, żeby położyć podwaliny pod powstanie Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich. W 1958 r. – przy sprzeciwie papieża – wyświęcono jednego biskupa, po czym w ciągu roku kolejnych 26, tworząc w ten sposób zależną od rządu hierarchię tzw. Kościoła patriotycznego.
Akcja aresztowań z 1955 r. była zakrojona tak szeroko, że w niektórych częściach Chin (szczególnie w Szanghaju) pozostawiła wiernych bez jakiejkolwiek opieki duszpasterskiej.
Sytuacja była łatwa do wykorzystania przez komunistów i utworzenie przez nich tzw. Kościoła patriotycznego przez dużą część chińskich katolików zostało przyjęte biernie lub z uczuciem ulgi. Jedność z Wiecznym Rzymem spoczęła na barkach osób takich jak Rose Hu.
16 marca 1960 r. rozpoczęła się propagandowa rozprawa sądowa przeciwko „Gong Pinmei i jego zdradzieckiej klice kontrrewolucyjnej”. Werdykt trybunału rewolucyjnego, działającego na wzór sądów stalinowskich, skazywał bp. Ignacego Kunga na dożywocie jako winnego przestępstw w postaci: jawnej wrogości wobec decyzji rządu w czasie konfliktu w Korei, sprzeciwianiu się reformie rolnej, wrogości wobec reform socjalistycznych w Chinach i działalności szpiegowskiej w siatce przebywającego w chińskim więzieniu szefa szanghajskiego Centralnego Biura Katolickiego, bp. Jamesa Walha.
Polski czytelnik powinien być świadomy faktu, że w tym krótkim szkicu przedstawiono zaledwie mikroskopijny wycinek prześladowań Kościoła w Chinach. Po 1960 r. trwały one nadal, a osoby podejrzane o nielojalność wobec władz komunistycznych trafiały do obozów pracy. Pod koniec lat 50 XX w. periodyk misyjny „The Scarboro Missions” informował: „W czasie, gdy komunistyczny reżim nieustannie głosi, że w Chinach panuje wolność religijna, doszła do nas informacja o aresztowaniu 40 katolickich prawników w Szanghaju. Oskarżono ich o przestępstwo głoszenia prawdy, że katolik bezwarunkowo podlega władzy Rzymu, z powodu domagania się uwolnienia bp. Ignacego Kunga z Szanghaju oraz utrzymywania, że Legion Maryi nie jest organizacją reakcyjną”. Prześladowania Kościoła katolickiego trwają do chwili obecnej. Katolicy za swoje przekonania trafiają do więzień oraz są zsyłani do obozów pracy.
Terror jako mechanizm rządzenia
Przywódca chińskich komunistów Mao Zedong nigdy nie taił swoich zbrodniczych planów. Jego fascynacje metodami stalinowskimi zaowocowały stworzeniem systemu powszechnej kontroli i strachu, który wprowadzał w zakłopotanie nawet sowieckich towarzyszy. Jeszcze w trakcie wojny domowej z nacjonalistami Mao zdefiniował podstawową zasadę maoistowskiej rewolucji, stwierdzając, że „zabijanie wskazywanych zdrajców jest rewolucyjną koniecznością, dzięki której ludność, pozbawiona innego wyboru, będzie zmuszona do kontynuowania rewolucji”. Fraza „braku wyboru” pojawia się na wszystkich późniejszych etapach rewolucji maoistycznej. Mao miał świadomość, że wśród likwidowanych „zdrajców” tylko około 10% stanowili rzeczywiści, zdeklarowani i aktywni wrogowie komunizmu. W 1944 r. na forum przywódców partyjnych przeprosił za dokonane czystki na terenach opanowanych przez komunistów, za co został nagrodzony oklaskami. W tym samym czasie modyfikował metody eliminowania przeciwników, rozwijał koncepcje reedukacji jako metody represji i budował zręby największego na świecie i najlepiej zorganizowanego ekonomicznie, istniejącego do dziś, systemu obozów niewolniczej pracy. Wraz ze zwycięstwem nad dotychczasowym sojusznikiem, jakim dla komunistów byli nacjonaliści, przyszła kolej na ukrytych wrogów politycznych. W 1949 r. w referacie dla Komitetu Centralnego ChPK Mao stwierdził, że zakończony etap walki militarnej nie kończy rozprawy z innymi wrogami komunizmu w Chinach. Pozostali wrogowie bez karabinów, nieużywający broni, zdaniem Mao byli nie mniej niebezpieczni i zdeterminowani i nie można ich było lekceważyć. Więcej: bagatelizowanie ich byłoby błędem. W swoich wypowiedziach Mao obrazowo stwierdzał, że liczba wrogów i imperialistycznych szpiegów w Chinach jest taka, jak „włosów w futrze”.
W ideologicznej wizji Mao Chiny stały się polem konfrontacji pomiędzy dwoma przeciwstawnymi – ideowymi, kulturowymi, politycznymi i mentalnymi – blokami: „czerwonym” (rewolucyjnym, komunistycznym, proletariackim, w języku propagandy „chłopskim”, robotniczym) a „czarnym” (reakcyjnym, kontrrewolucyjnym, imperialistycznym, obcym, religijnym, prawicowym, a od lat 60 XX w. – dodatkowo inteligenckim). Jako jednego z najbardziej niebezpiecznych wrogów komunizmu w Chinach wskazywano chiński Kościół katolicki, posiadający na początku lat 50 XX w. zaledwie ok. 3 mln wiernych (tj. 0,6% wszystkich ludzi zamieszkujących Chiny).
Tajne plany komunistów wobec Kościoła
Rozprawa z Kościołem katolickim miała być konsekwentna i bezwzględna, ale stosunkowo bezkrwawa. Starano się unikać prowokowania reakcji międzynarodowych i po cichu rozbijać Kościół od wewnątrz. Działania poprzedzała akcja propagandowa, przedstawiająca Kościół katolicki jako narzędzie imperialistów, a duchownych katolickich (zwłaszcza 5500 zagranicznych misjonarzy) jako potencjalnych szpiegów. Kościół katolicki miał działać na szkodę Chińczyków, wspierać wrogów Chin, zajmować się szkodliwą działalnością społeczną, tworzącą atmosferę nielojalności wobec rządu komunistycznego. Partia przyjęła szereg tajnych dyrektyw nakazujących szeroko zakrojone działania, polegające na zbieraniu materiału obciążającego i ujawniającego prawdziwe oblicze duchownych i katolickich działaczy. Według wytycznych Komitetu Centralnego, działalność Kościoła katolickiego miała zostać całkowicie zablokowana, a struktury hierarchiczne rozbite i podporządkowane władzy. W dokumencie nazwanym umownie Zasadą dziewięciu punktów (opublikowanym przez Worldmission Fides Service w 1958 r.) cel ten został wyrażony bezpośrednio, jako nakaz do realizacji przez każdego członka ChPK. „Każdy towarzysz zajmujący stanowisko decyzyjne musi dogłębnie zrozumieć, że Kościół katolicki idący na pasku imperializmu musi zostać całkowicie rozbity i zniszczony”. W dokumencie postulowano infiltrację struktur kościelnych, stowarzyszeń, szkół, organizacji parafialnych itp. Agentów skłaniano do przyjmowania chrztu, aby tym skuteczniej realizowali wytyczne partii komunistycznej. Postulowano zdobywanie popularności wśród wiernych, aktywność w stowarzyszeniach katolickich, inicjowanie wśród wiernych działań propagujących rzekomo obojętną ideologicznie walkę o pokój na świecie, przeciwstawianą dążącemu do wojny imperializmowi. Zalecano praktyczne stosowanie zasady „przyciągnij wroga, aby go zniszczyć” poprzez gorliwy udział w nabożeństwach, „pochlebne i słodkie rozmowy”, wreszcie wszystkie „inteligentne sposoby, aby zbliżyć się do duchownych i śledzić ich każdy krok”. Należało odkryć i uderzyć w słabe punkty w strukturze Kościoła; miało to posłużyć do rozbijania wspólnot, przeciwstawienia świeckich duchownym, szerzenia wśród wiernych podziałów, a wreszcie do wsączenia w nich zwątpienia – „zniszczenia kościelnej i religijnej trucizny przez naszą uleczającą truciznę” (sic!).
Działania przeciwko Kościołowi prowadzono w sposób dobrze przemyślany, dzieląc na kolejne etapy, wg scenariusza nazwanego przez francuskiego badacza Jean-Louisa Margolina „taktyką salami”, polegającą na stopniowym separowaniu kolejnych grup ludzi od reszty społeczeństwa – i likwidowaniu ich. Dokumenty wydobyte z chińskiego archiwum i opracowane przez amerykańskiego historyka Paula Marianiego ukazują etapy działań komunistycznych w opisywanym przez autorkę wspomnień Szanghaju. Pierwsze uderzenie, przy akompaniamencie propagandy, zostało wymierzone w duchownych pochodzących spoza Chin, przede wszystkim Europejczyków i Amerykanów. Zagranicznych misjonarzy przedstawiono jako szpiegów Trumana; aresztowano ich i w większości deportowano, przy okazji przedstawiając w prasie jako najgorszy element imperialistyczny. Drugi etap polegał na propagandowym podkreślaniu przez władze komunistyczne… wolności religijnej, jednocześnie wymierzając uderzenie w elementy rzekomo szkodzące narodowi („zainfekowane przez obcych”). Katolików na podstawie sfabrykowanych materiałów oskarżano o przestępstwa takie jak szpiegostwo, działanie dywersyjne, sabotaż, niegospodarność etc. Celem było dzielenie wiernych i wyodrębnienie grupy podatnej na komunistyczną propagandę, skłonną do ustępstw, nierzadko rekrutowaną spośród osób, które przyznały się do spreparowanych zarzutów. Oba te elementy wyraźnie widać we wspomnieniach Rose Hu, w doświadczeniach bliskich jej kapłanów oraz osób „złamanych”, a także w spreparowanych zarzutach wobec niej samej. Trzecim etapem było propagandowe mobilizowane wiernych do „aktywnego uczestnictwa”, polegające na definiowaniu linii podziałów ideologicznych i wskazywaniu wrogów. Celem tego etapu była całkowita anarchizacja działalności Kościoła i uaktywnienie elementów, na których miał być budowany tzw. Kościół patriotyczny. Komuniści chcieli zniszczyć Kościół poprzez oddzielenie go od Rzymu – wyhodowanie jałowej i niedającej owoców chińskiej hybrydy, a w perspektywie eschatologicznej (o czym oczywiście sami nie myśleli) skazanej na wrzucenie w ogień.
Pewien chiński politruk na jednym z ideologicznych szkoleń (jakich w ówczesnych Chinach odbywało się setki tysięcy) wystawił katolikom zaskakująco dobrą opinię: „Co do katolików, to jest praktycznie niemożliwe, żeby ich przekonać i sprawić, by poszli za nami. Każdy z nich jest jak twierdza w samym sobie; każdy z nich broni się jak forteca. Nie znają strachu, nie boją się poświęcenia; są mistrzami dla samych siebie, niezmienni i odważni. Jeśli przez przypadek zdobędziemy jednego z nich, aby [zrealizować] nasze pomysły, to będzie to ogromne zwycięstwo, zbliżające nas do osiągnięcia celu”. Celem jego przemówienia oczywiście nie było oddanie sprawiedliwości dwudziestoletnim studentom z Legionu Maryi, z całą rozrzutnością młodości stawiającym swoje kariery, szczęście, zdrowie, a nawet życie na szali losu. Jego zadanie polegało na zmobilizowaniu kolektywu do bardziej wytężonej pracy i walki przeciwko „demonicznemu wrogowi”, a przez to niedosiężnemu i prawie niepokonanemu. W istocie katolicy byli dalecy od tego obrazu, o czym uczciwie pisze Rose Hu.
Laogai – każda kara jest dożywociem
W 1950 r. komunistyczne Chiny i ZSRS zawarły umowę, dzięki której szereg rozwiązań administracyjno-organizacyjnych miało zostać przeszczepionych ze Związku Sowieckiego do Chin. Jednym z nich stały się obozy pracy, którymi od pewnego czasu interesowali się przywódcy partii komunistycznej. Rezolucja III Konferencji Narodowego Bezpieczeństwa Wewnętrznego ChRL z 1951 r. stawiała w tym zakresie konkretne wymagania: „Wielka liczba ludzi, którzy odsiadują swoje wyroki, to duży potencjał ekonomiczny. W celu ich zreformowania, w celu rozwiązania problemów związanych z [przepełnionymi] więzieniami, w których skazani kontrrewolucjoniści siedzą i jedzą za darmo, powinniśmy zorganizować nasze obozy pracy [laogai]. W sytuacjach, w których taka metoda jest wykorzystywana, należy ją rozszerzyć”. Bardzo szybko przystąpiono do wcielania w życie tego pomysłu, pomimo tego, że oficjalna decyzja o powołaniu do życia obozów zapadła na mocy rezolucji Kongresu ChPK kilka lat później – 7 września 1954 r. Oblicza się, że ok. 80 do 85% wyroków wydawanych przez sądy chińskie w latach 1955–1971 kończyło się deportacją do obozu pracy. Przypadek Rose Hu nie odbiega od losów większości Chińczyków zatrzymanych w ramach masowych akcji represyjnych, urządzanych na polecenie Mao i innych przywódców ChPK. Autorka po aresztowaniu trafiła do doraźnego aresztu, gdzie próbowano ją przekonać do współpracy. Z niego została przeniesiona kolejno do kilku aresztów i więzień. Jej proces nie był jawny, a członkini Legionu Maryi została poinformowana o wyroku skazującym prawie trzy lata po aresztowaniu – w 1958 r. Wyrok skazujący ją na 15 lat więzienia za przestępstwo prowadzenia działalności kontrrewolucyjnej w reakcyjnej organizacji oznaczał deportację do jednego z obozów pracy przymusowej laogai. Należy tu zwrócić uwagę, że odbywanie właściwej kary więzienia rozpoczynało się dopiero wraz z ogłoszeniem wyroku (a nie od momentu zatrzymania), a system sądowniczy w trakcie jego odbywania „uzupełniał” go o kolejne lata za nieprzestrzeganie obozowej dyscypliny. Rose Hu, aresztowana w 1955 r., rozpoczęła odbywanie kary w 1958 r., a na wolność została wypuszczona w 1983 r., po prawie 28 latach pozbawienia wolności! Wyrok wydany w czasach Mao, zauważa Jean-Louis Margolin, prawie zawsze był karą na całe życie.
W okresie, w którym autorka wspomnień przeżywała dramatyczne wydarzenia związane z aresztowaniem i deportacją do obozu pracy przymusowej, system obozów Laogai był na etapie krzepnięcia i przyjmowania ostatecznego kształtu. Stopniowo wyodrębniały się cztery kategorie osób objętych pracą przymusową. Opisał je Harry Wu – nieżyjący już wieloletni więzień obozów i działacz na rzecz pamięci o ich ofiarach. Do 1961 r. system nie rozróżniał pomiędzy osobami trafiającymi do obozów pracy przymusowej na podstawie wyroku sądu czy samego zatrzymania przez organa bezpieczeństwa. Co prawda w 1957 r. komuniści wprowadzili do systemu penitencjarnego pojęcie aresztu administracyjnego, ale do 1961 r. nie był on zbyt często stosowany. Sytuacja uległa zmianie w 1961 r., kiedy to obozy podzielono na podstawowe dwa rodzaje: Obozy Naprawy Poprzez Pracę (laogai) oraz Obozy Reedukacji Poprzez Pracę (laojiao); osadzeni w tych obozach stanowili dwie podstawowe grupy więźniów. Zesłani do laogai byli rzeczywistymi niewolnikami systemu komunistycznego. Skazani najczęściej na wieloletnie lub dożywotnie wyroki, pozbawieni praw obywatelskich, poddani żelaznej dyscyplinie, zorganizowani na sposób wojskowy, pracowali bez widoków na polepszenie swojej doli. Jedynym sposobem skutecznej ucieczki dla nich była śmierć. Z kolei więźniowie laojiao byli w obozach pracy poddawani reedukacji, czyli mieli zostać przywróceni komunistycznemu kolektywowi. Osadzeni nie posiadali wyroków (byli zatrzymani do czasu wydania decyzji administracyjnej o odwołaniu aresztu, na podobnej zasadzie jak internowani w Polsce w czasie stanu wojennego w 1981 r.), nie tracili praw obywatelskich (choć nie uczestniczyli w procedurach wyborczych demokracji ludowej), otrzymywali drobne wynagrodzenie, mieli też prawo do odwiedzin. Długość ich pobytu teoretycznie zależała od sprawowania, choć w praktyce nie była krótsza niż kilka lat. Pomimo tego, że areszt administracyjny był praktyką związaną z prześladowaniami politycznymi, najłatwiej można było znaleźć się w obozach laojiao za zwykłe przestępstwa kryminalne (kradzież, narkomanię, prostytucję etc.). Najmłodsi (znani badaczom) osadzeni w tych obozach mieli po 14 lat, pomimo klauzuli prawnej obowiązującej w Chinach mówiącej o wymaganym wieku „16 lat”. Warunki pracy i organizacji tej kategorii więźniów były takie same jak w laogai. Otrzymany wyrok najczęściej był zakamuflowanym dożywociem, co widać na podstawie funkcjonowania dwóch „wyższych” grup obozowych: „przymusowo zatrudnionych specjalistów”, nazywanych na wyrost „wolnymi pracownikami” oraz kategorii „uwolnionych”. W obu przypadkach jest mowa o osobach przetrzymywanych na potrzeby obozów pracy, które formalnie utraciły prawo do decydowania o sobie: nie mają prawa opuszczenia rejonu obozu, mogą tylko otrzymać jedną lub dwie przepustki na rok, otrzymują niewielkie wynagrodzenie, niektórym z nich przyznaje się prawo do sprowadzenia rodziny lub jej założenia. Proceder przymusowego osiedlania więźniów po odbyciu kary do końca lat 60 XX w. dotyczył prawie 95% wszystkich więźniów laogai. Wszystkie te kategorie spotkamy na kartach wspomnień Rose Hu.
Należy pamiętać, że opisany we wspomnieniach system obozów funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Szacuje się, że w chwili obecnej na terenie Chin działa ok. 1000 Obozów Naprawy Poprzez Pracę i Obozów Reedukacji Poprzez Pracę, wraz z placówkami dla nieletnich i obozami specjalnymi (wg Harry’ego Wu, przez 19 lat więźnia tych obozów, w latach 90. XX wieku było to 990 obozów), w których może znajdować się nawet 6,8 mln ludzi (wg oficjalnych danych chińskich – od 0,5 mln do 2 mln więźniów). System obozowy przynosi chińskim komunistom olbrzymie korzyści finansowe. Wydany w 1988 r. przez Biuro ds. Laogai w Ministerstwie Sprawiedliwości ChRL Podręcznik więziennictwa stwierdza wprost, że laogai to nie tylko narzędzie dyktatury proletariatu i naturalny element funkcjonowania społeczeństwa socjalistycznego, ale także duża część należących do państwa przedsiębiorstw produkcyjnych, „dzięki której społeczeństwo się bogaci”. Obiekty laogai – czytamy w tym podręczniku – „to zarazem obiekty dozoru, jak i specjalne przedsiębiorstwa”.
* * *
Mam nadzieję, że powyższe krótkie wprowadzenie oraz przypisy umieszczone w tekście, zawierające biogramy i wyjaśnienie najważniejszych pojęć, pomogą zrozumieć główne wątki wspomnień Rose Hu, a jednocześnie nie przesłonią ich wymiaru duchowego, bowiem to właśnie żarliwa wiara pozwala przetrzymać każdy głód i każde prześladowanie, będąc prawdziwą tarczą i ochroną. Opisany przez św. Ambrożego przykład św. Pelagii jest tego dobrym przykładem. Otoczona przez oprawców, oświadczyła, że życie oddaje dobrowolnie, i tą deklaracją nie tylko odebrała im władzę nad sobą, ale też pozostawiła za sobą wszystko to, co niewolnicze. Nie był to z jej strony incydentalny akt odwagi – jak mogłoby się komuś, patrzącemu powierzchownie, wydawać – ale przejaw wynikającego z podążania za Chrystusem całkowitego wyzbycia się przywiązania do świata, efekt zaparcia się siebie aż do odrzucenia wstydu, dumy i wszelkich światowych myśli. Ścieżka przeznaczona dla nielicznych. Rose Hu bardzo przypomina św. Pelagię.
Ryszard Mozgol https://tedeum.pl/-radosc-w-cierpieniu,c,p1680,pl.html
============================
33,00 zł / egz.