Stanisław Michalkiewicz
Proces destabilizacji Polski, która w niedalekiej już perspektywie, zostanie przekształcona w Generalne Gubernatorstwo w ramach IV Rzeszy, z miesiąca na miesiąc się pogłębia i nic nie wskazuje na to, by ktokolwiek był w stanie, a nawet – by ktokolwiek chciał – go powstrzymać, nie mówiąc już o jego odwróceniu. Nie mówię o obywatelach, którzy najwyraźniej stracili już nadzieję, że cokolwiek da się jeszcze uratować, tylko o środowiskach pretendujących do kierowania państwem.
Mam tu na myśli przede wszystkim naszą niezwyciężoną armię, która najwyraźniej nie ma nic przeciwko temu, by państwo zostało obezwładnione. Ostatni raz niezwyciężona armia zmobilizowała się – niestety tylko do tego, by wziąć obywateli za mordę gwoli uratowania komunistycznego reżimu, którego najtwardszym jądrem, już bez zachowywania żadnych nawet pozorów, stała się bezpieka, zarówno ta wojskowa, jak i ta cywilna – potem zresztą przez wojskową rozgromiona.
Ale nawet i wtedy nie kiwnęła palcem, by przy tej okazji zrobić coś pożytecznego dla narodu i państwa. Kiedy siedziałem w obozie dla internowanych w Białołęce, moi towarzysze niedoli pomstowali na generała Jaruzelskiego, że “Pinochet” – i tak dalej.
Mówiłem wtedy – jaka szkoda, że to nieprawda! Generał Pinochet owszem – wziął wszystkich za twarz, ale przynajmniej pogonił kota lewackiej międzynarodówce, co to zleciała się do Chile pod skrzydła prezydenta Allende, żeby zrobić tam rewolucję – ale też skierował swój kraj na drogę normalności gospodarczej. Tymczasem nasza soldateska ani o tym pomyślała, tylko zrobiła wszystko, by rozkraść państwowy majątek i zapewnić sobie uprzywilejowaną pozycję w nowych warunkach ustrojowych.
Zresztą nie na długo, bo nie miała pojęcia co z tym zrobić i nawet kiedy Mieczysław Wilczek wykorzystał polityczne przyzwolenie, by zlikwidować tu socjalizm realny przy pomocy ustawy o działalności gospodarczej, stare kiejkuty, zrozumiawszy, iż w warunkach gospodarki rynkowej nie uda im się zachować uprzywilejowanej pozycji, zatrąbiły do odwrotu, przerabiając raczkujący, zwyczajny kapitalizm, na kapitalizm kompradorski, w których o dostępie do rynku i możliwości funkcjonowania na nim, decyduje przynależność do sitwy.
Najtwardszym jądrem sitwy jest oczywiście bezpieka. W tej sytuacji za jedyny ratunek uznała poddanie państwa Niemcom, które przecież od samego początku były kierownikiem Unii Europejskiej – tego kolejnego wcielenia marzenia o europejskiej hegemonii, które Niemcom zaszczepił najpierw Bismarck, potem Wilhelm II i Adolf Hitler.
W ten sposób nasza niezwyciężona armia uznała się za spadkobierczynię i kontynuatora polskojęzycznej wspólnoty rozbójniczej, z którą historyczny naród polski od 1944 roku musi dzielić terytorium państwowe, a która gotowa jest wysługiwać się każdemu, kto jej obieca, że nadal będzie mogła na tym historycznym narodzie pasożytować. Czy to będą Sowieci, czy to będzie Reichsfuhrerin Urszula von der Leyen – to nie ma znaczenia – byle można było spokojnie sobie wypić i zakąsić – oczywiście na tak zwany “krzywy ryj”.
Toteż nasi dowódcy wojskowi w zasadzie nie mają nic przeciwko temu, by prężyć się w postawie zasadniczej ot, choćby przed Wielce Czcigodną Katarzyną Kotulą, która – jak podejrzewam – “takie widzi świata koło, jakie tępymi zakreśla oczy” – a że oczy ma wlepione w dość ciasny obszar własnego krocza – to już nikomu nic nie przeszkadza.
I pomyśleć, że trzon naszej niezwyciężonej armii tworzą młodzi, zdrowi mężczyźni, którzy w dodatku mają broń. Dobry Boże, co za upadek, co za degrengolada!
W dniach ostatnich został zrobiony kolejny krok w kierunku postępującego obezwładniania państwa – a to za sprawą pana prezydenta Dudy, który skierował do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją dwóch ustaw – jednej o Narodowym Centrum Badań i Rozwoju i drugą jakąś inną – ale to nieważne.
No i właśnie Trybunał uznał, że obydwie ustawy są z konstytucją niezgodne, jako że przy ich zatwierdzaniu pominięci zostali panowie Kamiński i Wąsik, którym pan Adam Bodnar, wystrugany z banana przez Donalda Tuska na ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego, kazał odebrać mandaty poselskie.
Oczywiście dla zachowania pozorów, tworząc te fakty dokonane, posłużył się niezawisłymi sędziami, którzy – jak to sędziowie – powinność swej służby zrozumieli – ale widać nie do końca, bo panu Kamińskiemu, jako szubienicznikowi, mandat cofnęli, ale panu Wąsikowi, chociaż też szubienicznikowi – już nie.
Co ciekawe, podczas rozprawy w TK doszło do “skandalu”, bo stawający w imieniu Sejmu jegomość, nie mogąc już patrzeć na znienawidzoną Krystynę Pawłowicz, która rozprawie przewodniczyła, w pewnym momencie zwyczajnie sobie poszedł. Tak samo zrobił w swoim czasie prof. Bogusław Wolniewicz, którego niezawisły sędzia nie chciał wysłuchać, chociaż to właśnie jemu złodziej ukradł torbę – o co toczyła się sprawa z jego udziałem. Kiedy prof. Wolniewicz wyszedł, sędzia uznał się za obrażonego i przysolił – nie złodziejowi, tylko właśnie jemu – wysoką karę pieniężną.
W odróżnieniu od reprezentanta Sejmu, prof. Wolniewicz nie miał żadnego immunitetu – ale na szczęście zadzwonił do mnie jakiś dobry człowiek, że gotów jest zapłacić tę karę za profesora, więc skontaktowałem go z nim i w ten sposób i wybujałe ego niezawisłego przebierańca zostało udelektowane i profesor nie poniósł dodatkowego uszczerbku majątkowego. Zresztą i ja sam miałem podobną przygodę, kiedy zostałem wezwany przed oblicze niezawisłego sądu. jako świadek na godzinę bodajże 11.00.
Przed drzwiami byłem kwadrans przed 11.00, ale toczyła się tam jakaś całkiem inna rozprawa. Czekałem więc godzinę, czekałem drugą i postanowiłem, że jak minie trzecia godzina, to sobie pójdę – i tak się stało. Wkrótce potem dostałem pismo, że niezawisły sąd wymierzył mi Straf za samowolne opuszczenie sądu w wysokości 800 złotych.
Odwołując się od tego “postanowienia” zwróciłem uwagę, że na godzinę oznaczoną w wezwaniu się stawiłem, na co mam świadków – że czekałem trzy godziny – na co też mam świadków, a potem rzeczywiście sobie poszedłem – bo przecież nie zostałem pozbawiony wolności. Na szczęście trafiłem na mężczyznę, którego logiczne argumenty przekonały, bo gdybym trafił na jakąś durnicę z pretensjami, to nic by mnie nie uratowało.
Ciekaw jestem, co się stanie z tym przedstawicielem Sejmu, który najwyraźniej pozostaje pod wpływem Judenratu “Gazety Wyborczej” w której michnikowszczyny z upodobaniem piszą o “Trybunale Julii Przyłębskiej” a nie o Trybunale Konstytucyjnym. Jestem pewien, że gdyby kierownikiem tego trybunału byłby jakiś Jojne Niedoperz, to michnikowszczyny traktowałyby go z niebywałą rewerencją, której wobec głupich gojów najwyraźniej im szkoda.
Ale nie to jest najważniejsze, tylko – że nie wiemy, ile jeszcze ustaw zostało uchwalonych bez udziału panów Kamińskiego i Wąsika. Panu profesorowi Matczakowi na samą myśl o “chaosie prawnym” mózg ze zgrozy zaczyna się gotować i pewnie dlatego nie zauważa, że w tym szaleństwie jest metoda – że właśnie o to chodzi. Że w tym dokładnie celu Reichsfuhrerin Urszula von der Layen, niczym bakcyla dżumy, wysłała do naszego bantustanu Donalda Tuska, w którym dlaczegoś sobie upodobała.