historia/operacja-tannenberg-einsatzgruppen
Operacja “Tannenberg”. Einsatzgruppen eksterminują polską inteligencję (Cykl Bilans Krzywd cz. 2)
Operację “politycznego oczyszczenia terenu” podbitej części Polski, którą włączono do III Rzeszy, Niemcy ochrzcili kryptonimem “Tannenberg”, natomiast w kręgach nazistowskich dygnitarzy nazywano ją “Intelligenzaktion”. Wedle założeń SS – Gruppenführera Reinharda Heydricha miała ona mieć charakter: “nadzwyczaj radykalny, mianowicie chodziło w niej między innymi o likwidację szerokich polskich kół kierowniczych, obejmujących tysiące osób”. Była to pierwsza przeprowadzona z tak wielkim rozmachem i determinacją planowa akcja eksterminacyjna w czasie II wojny światowej. W jej wyniku życie straciło około 100 000 Polaków.
(przeczytaj także poprzednią część cyklu)
Specjalna księga Polaków…
Przygotowując się do wojny, Niemcy utworzyli pod koniec maja 1939 r. w berlińskiej siedzibie policji specjalną komórkę zajmującą się sprawami Polski – Zentralstelle IIP (Polen). Jej podstawowym zadaniem było gromadzenie danych Polaków, których później miały aresztować niemieckie służby bezpieczeństwa. Z danych tych utworzono listę, tzw. Sonderfahndungsbuch Polen, czyli Specjalną księgę Polaków ściganych listem gończym.
Księga zawierała personalia każdego poszukiwanego, jego miejsce zamieszkania, zawód, ewentualnie też informację o funkcji, jaką pełnił w lokalnym społeczeństwie. Przy każdym nazwisku widniał symbol formacji, której zadaniem było ujęcie poszukiwanej osoby. Danych dostarczały niemieckie placówki dyplomatyczne, pomocne były również informacje prasowe oraz te uzyskane od konfidentów, zwerbowanych wśród przedstawicieli pronazistowskich organizacji mniejszości niemieckiej w Polsce. Na liście znajdowali się zarówno profesorowie, urzędnicy, właściciele fabryk, księża, nauczyciele, jak i wykazujący się patriotyzmem oraz szczególną aktywnością w życiu społecznym chłopi czy robotnicy. Niemcy za szczególnie groźnych uznali weteranów powstań – śląskich i wielkopolskiego. W pierwszych tygodniach okupacji lista proskrypcyjna była na bieżąco aktualizowana przez niemieckie służby. Ostatecznie znalazły się na niej dane aż 80 000 Polaków, których planowano aresztować i zlikwidować.
Einsatzgruppen der Sicherheitspolizei
Formacjami, które w pierwszej kolejności wykorzystywały listy proskrypcyjne, były oddziały Einsatzgruppen der Sicherheitspolizei – grupy operacyjne policji bezpieczeństwa. W sierpniu 1939 r. utworzono pięć takich jednostek, oznaczonych rzymskimi cyframi I–V. Z początkiem września powstały jeszcze Einsatzgruppe zur besonderen Verwendung, czyli grupa operacyjna do zadań specjalnych EG VI, i samodzielny oddział operacyjny EK 16. Łącznie Einsatzgruppen der Sicherheitspolizei liczyły 2700 funkcjonariuszy.
Podporządkowane były dowództwu poszczególnych armii inwazyjnych, a jednocześnie Gruppenführerowi Reinhardowi Heydrichowi. Z chwilą ustanowienia na okupowanych terenach Polski administracji cywilnej III Rzeszy formacje Einsatzgruppen przekształcono w placówki policji i SD, które dalej realizowały zbrodnicze zadania.
Niemieckie doły śmierci na Pomorzu
Depolonizacji Pomorza dokonywał działający tu aktywnie samodzielny oddział operacyjny Einsatzkommando 16 dowodzony przez SS-Obersturmbannführera Rudolfa Trögera. Ponadto do akcji skierowano liczącą 400 funkcjonariuszy jednostkę specjalną SS-Wachsturmbann “Eimann”. Esesmanów wspierał Selbstschutz – paramilitarna formacja złożona z mieszkających w Polsce Niemców.
Od połowy września 1939 r. na Pomorzu Gdańskim doszło do masowych aresztowań osób narodowości polskiej, które przetrzymywano później w doraźnych aresztach i obozach do czasu sprawdzenia ich tożsamości przez gestapo. Część tych osób wypuszczono i wysiedlono jesienią do Generalnego Gubernatorstwa.
Przeznaczonych do eksterminacji mieszkańców polskiego Wybrzeża likwidowano w rozległym kompleksie leśnym Puszczy Darżlubskiej, koło wsi Wielka Piaśnica, około 10 kilometrów od Wejherowa. Do wiosny 1940 r. zamordowano tam od 12 000 do 14 000 polskich mężczyzn, kobiet i dzieci. Na miejscu egzekucji ofiary, ze skrępowanymi z tyłu rękami, zmuszano do uklęknięcia nad dołem i zabijano je strzałem w potylicę. Rannych dobijano kolejną kulą bądź uderzeniem kolby, a zwłoki zakopywano w dołach o wymiarach około 10 × 4 m i głębokości 3,5 m. Po wojnie odkryto 23 takie masowe mogiły.
Innym miejscem kaźni Polaków był Las Szpęgawski, położony około 7 kilometrów na północ od Starogardu Gdańskiego. Egzekucji dokonywano tam od 19 września 1939 r. taką samą metodą jak w Wielkiej Piaśnicy. W lesie odkryto 32 masowe mogiły mogące pomieścić 250–450 ciał każda.
Krwawy Las Szpęgawski
Julian Hein ze wsi Stara Huta koło Kartuz cudem uniknął tam śmierci w czasie egzekucji w połowie października 1939 r. Aresztowano go wraz z 15-letnim synem i obaj z grupą Polaków przeznaczonych do rozstrzelania zostali wywiezieni do Lasu Szpęgawskiego. Heinowi udało się w ostatniej chwili niemal cudem zbiec przed egzekucją. Uciekając przed pościgiem, mężczyzna wdrapał się na drzewo i stamtąd obserwował przebieg kolejnych egzekucji. Oprawcy byli tym razem ostrożniejsi:
Przedtem szło pięciu–sześciu skazańców, za nimi kilku SS-manów. Tym razem szło ich czterech i każdy był pod lufą SS-mana. Uprzednio kazano składać biżuterię do walizki, która stała przy samochodzie. Ubrania rzucano na kupę, a potem zwalano je do samochodu, którym przywieziono skazańców. Robota szła sprawnie, tak że pięćdziesięciu straceńców z tego samochodu wykończono w ciągu pół godziny. Ponieważ był lekki powiew, słyszałem jęki, których nie można odtworzyć. Były to nadludzkie wycia. Kobiety, które nie zdjęły swych kolczyków lub pierścionków, szarpano i kopano, rozrywano im uszy. Gdy ktoś przed egzekucją zemdlał – bo działy się tam straszne rzeczy, ludzie mdleli i dostawali napadów szału – cucono kopniakami. Z tego drzewa widziałem egzekucję ludzi przywiezionych trzema samochodami.
Niemcy dokonywali egzekucji również w sposób jawny. W październiku w Gdyni publiczna egzekucja odbyła się na ulicy Świętojańskiej. Wśród ofiar byli oficerowie Wojska Polskiego oraz działacze Polskiego Związku Zachodniego.
Mordy okupantów w rejonie Bydgoszczy i Torunia
W Bydgoszczy uliczne egzekucje trwały już od pierwszych dni okupacji. Miejscowi volksdeutsche wespół z żołnierzami Wehrmachtu krwawo rozprawili się z mieszkańcami miasta, którzy tłumili antypolską dywersję. W późniejszych dniach członkowie Einsatzkommando 16 i Selbstschutzu przeczesywali miasto w poszukiwaniu osób umieszczonych na listach gończych. Przed polskim Świętem Niepodległości zatrzymania miały charakter prewencyjny. Do 11 listopada 1939 r. aresztowano i uwięziono około 10 000 Polaków. Część z tych osób została rozstrzelana między innymi na dziedzińcu miejscowego więzienia czy w położonej niedaleko tak zwanej Dolinie Śmierci. W tym drugim miejscu zamordowano około 3000 osób.
Innym miejscem zbiorowej kaźni były rowy strzeleckie we wsi Tryszczyn, położonej około 15 kilometrów na północ od Bydgoszczy. Zamordowano tu około 1400 osób. Najmłodsze ofiary miały po 12 lat – byli to harcerze i uczniowie gimnazjów. W czasie egzekucji zmuszano więźniów, aby kładli się w rowach rzędami, a niemieccy ludobójcy strzelali im w tył głowy.
Aresztowanych w Toruniu przedstawicieli miejscowej inteligencji polskiej likwidowano w odległym o około 3 kilometry od miasta lesie Barbarka. W trakcie kilku przeprowadzonych zbiorowych egzekucji w październiku i listopadzie 1939 r. życie straciło tam ponad 1100 Polaków.
Polowanie na powstańców śląskich
Na Górnym Śląsku, na tyłach niemieckiej 14 Armii, działały Einsatzgruppe I oraz grupa specjalna EG VI. Wsparciem dla tych jednostek był ponad 600-osobowy Freikorps “Ebbinghaus”, składający się ze zbiegłych z Polski volksdeutschów. Do 4 września 1939 r. cały obszar Górnego Śląska, Śląska Cieszyńskiego i Zagłębia Dąbrowskiego został opanowany przez Niemców. Niemal natychmiast zaczęły się łowy na członków Związku Powstańców Śląskich. Czasem w znalezieniu się na liście osób przeznaczonych do eksterminacji mogli “dopomóc” dotychczasowi sąsiedzi.
W samych tylko Katowicach we wrześniu 1939 r. rozstrzelano około 750 osób – ofiarami byli nie tylko powstańcy, ale również harcerze i działacze niepodległościowi. Łącznie na Śląsku we wrześniu i październiku 1939 r. zostało zamordowanych około 1500 Polaków. Sprawcami ich śmierci byli zarówno żołnierze Wehrmachtu, jak i członkowie Einsatzgruppen i Freikorpsu. A przecież terror na tym się nie skończył. Następni na liście osób, które miano aresztować, byli krzewiciele kultury polskiej – duchowni i nauczyciele. Zatrzymano ich w pierwszych miesiącach 1940 r. i deportowano do obozów koncentracyjnych.
Einsatzgruppen w Kraju Warty
Na zachodnich terenach Polski, z których utworzono niemiecki okręg administracyjny Kraj Warty, operowały aż trzy Einsatzgruppen: EG III, EG IV oraz – w późniejszym czasie – EG VI. Wśród osób przeznaczonych do likwidacji w tym rejonie liczne grupy stanowili urzędnicy, nauczyciele, właściciele ziemscy, rzemieślnicy, przemysłowcy, działacze społeczni i polityczni, byli powstańcy wielkopolscy, rolnicy. Słowem – najbardziej aktywni i szanowani przedstawiciele tamtejszego polskiego społeczeństwa.
Największe nasilenie akcji eksterminacyjnej nastąpiło w dniach 20, 21 i 23 października 1939 r., kiedy zarządzono serię egzekucji w czternastu miastach Wielkopolski. Ustalono wówczas minimalną liczbę osób przeznaczonych do likwidacji – 295. Ofiary miały być wytypowane przez miejscowych Niemców, jako najbardziej orientujących się w lokalnych powiązaniach Polaków. O ile w opisanych wcześniej przypadkach Niemcy zazwyczaj starali się ukryć fakt popełnienia zbrodni, o tyle tym razem egzekucje miały być publiczne. Z typowo pruską pedanterią przygotowywano więc odpowiednią scenerię zbrodni. W centralnych punktach miast, głównie na rynkach przed ratuszami, budowano kulochwyty, przed którymi miano rozstrzelać skazańców. Wyznaczono Polaków mających zadbać o transport zwłok furmankami oraz wykopanie mogił w wyznaczonych miejscach. Zatroszczono się nawet o odpowiednią publikę – wydano zarządzenie, zgodnie z którym danego dnia na miejscu egzekucji miały się stawić wszystkie osoby z określonej miejscowości.
Świadkiem kaźni polskich obywateli w Śremie była Krystyna Wojciechowska. Kobieta wspominała:
Rynek otoczony został przez żołnierzy w pełnym rynsztunku bojowym. Na środku postawiono jakąś ogromną tablicę. U podstawy usypano wał ziemny. Nagle z Magistratu wyszedł oddział żołnierzy i stanął w szyku przed tą tablicą. Stojąc na balkonie, zobaczyliśmy przerażający widok (mieszkaliśmy blisko rynku). Z Magistratu wychodzili gęsiego ludzie cieszący się autorytetem, znajomi, którzy żyli wśród nas,których doskonale znaliśmy. Stawiali po dwanaście osób przed tym wałem ziemnym. Otrzymywali strzał i tak kończyli życie. Powtarzało się to 5-krotnie. Następnie ciała wrzucano na ogromny wóz, ociekający krwią. Wywieziono ich na cmentarz. Mogiła była uprzednio przygotowana. Przez tydzień pilnowali jej żandarmi, aby nikt do niej nie podchodził. Koszmar ten przepłaciłam chorobą.
Wśród mieszkańców Poznania szczególnie złą sławą cieszył się Fort VII, gdzie znajdowało się więzienie policji bezpieczeństwa. Jednorazowo przetrzymywano tam 700–1200 więźniów. Niektórzy stracili tu życie podczas egzekucji, jednak największą liczbę osadzonych w Forcie VII stracono w podmiejskich lasach położonych na terenie obecnej gminy Dopiewo. Jesienią 1939 r. i w pierwszych miesiącach 1940 r. rozstrzelano tam około 2600 Polaków.
Niemieccy siepacze na północnym Mazowszu
Na ziemiach przyszłej rejencji ciechanowskiej Einsatzgruppe V operowała od 6 września 1939 r. Niemal natychmiast rozpoczęły się liczne egzekucje osób oskarżonych o posiadanie broni. Przeczesywano również okoliczne miejscowości w poszukiwaniu Polaków umieszczonych na listach gończych i wskazanych przez miejscowych volksdeutschów jako “nieprzychylnie” nastawieni do Niemców i silnie manifestujący swój patriotyzm.
Ujęci w Płocku i jego okolicach Polacy zostali straceni głównie koło Łącka, malowniczo położonej wśród lasów i jezior miejscowości, w której znajdował się pałac, będący przed wojną letnią siedzibą marszałka Śmigłego-Rydza. W kilku egzekucjach do marca 1940 r. zamordowano tam około 200 osób. Innym znanym miejscem kaźni na Mazowszu były lasy pod Ościsłowem, gdzie zginęły setki polskich patriotów. Około 500 mieszkańców Ostrołęki zostało rozstrzelanych nad Narwią w pobliżu miasta w styczniu i marcu 1940 r.
8. Egzekucja Polaków, dokonana przez jednostkę Einsatzkommando pod murem więzienia w Lesznie we wrześniu 1939 roku. |
Aby odizolować polskich aktywistów, władze okupacyjne utworzyły w dawnych polskich koszarach w Działdowie (przechrzczonym na “Soldau”) tajny obóz dla aresztowanych mieszkańców północnego Mazowsza i Suwalszczyzny. Polacy tam osadzeni nie byli w żaden sposób ewidencjonowani, co miało zatrzeć wszelkie ślady ich bytności. Do maja 1940 r. około 1500 więźniów obozu w Działdowie zostało rozstrzelanych przez niemieckich oprawców ogniem broni maszynowej w pobliskich lasach koło wsi Malinowo i Komorniki.
Łącznie, jak podaje doktor Maria Wardzyńska, wybitna polska badaczka zajmująca się problematyką masowej eksterminacji Polaków w ramach “Intelligenzaktion”, na polskich terenach włączonych do Rzeszy znajdowało się nie mniej niż 167 miejsc, w których, często wielokrotnie, siły niemieckiej policji, SS i Selbstschutzu dokonywały zbiorowych mordów na naszych rodakach. Z tego najwięcej, bo aż 69, było takich punktów w Okręgu Gdańsk-Prusy Zachodnie.
***
Artykuł powstał na podstawie fragmentów mojej książki “Bilans Krzywd”, Kraków 2018.