Dr Artur Górecki: Kłamstwa Kinseya i porno-rewolucja w Polsce
https://pch24.pl/dr-artur-gorecki-klamstwa-kinseya-i-pornorewolucja-w-polsce
(pixabay.com)
To Karol Marks twierdził, że seksualizacja człowieka doprowadzi do wyzwolenia go spod wpływu autorytetu, Kościoła i rodziny. Dzisiaj taką agendę realizują politycy, chcąc poddać społeczeństwo swojej kontroli. O tym mówił w rozmowie z PCh24 TV dr Artur Górecki, ekspert edukacyjny, rektor Collegium Intermarium.
Paweł Chmielewski: Rozmawiamy dziś o rewolucji seksualnej, a wszystko w kontekście nowej i ciekawej książki, pracy wydanej przez wydawnictwo „AA” – „Zbrodnia i nauka. Alfred Kinsey” autorstwa Judith Reisman. Autorka – lekarka i prawnik – opisała drobiazgowo pracę jednego z głównych ideologów współczesności, Kinseya. Zanim porozmawiamy o samej tej postaci, to pytanie, Panie Doktorze – dlaczego w ogóle w latach 60. jest tak wielkie zainteresowanie tematyką seksualną?
Dr Artur Górecki: Myślę, że należy umiejscowić to w szerszym kontekście rewolucji, które miały miejsce wcześniej, przed rewolucją religijną i polityczną, jaką była rewolucja francuska. Nadszedł czas, aby dokonać zmiany obyczajów pod hasłem wyzwolenia człowieka z rzekomych ograniczeń, które przez wieki narzucały mu tradycja, religia i rodzina. Celem było przejęcie kontroli nad sferą, uznaną od czasów Oświecenia za jedyną, która rzeczywiście ma znaczenie w człowieku, uznanym za mechanizm.
Oświecenie stanowi zatem moment, w którym po raz pierwszy pojawia się pomysł, że człowiek jest niczym więcej jak mechanizmem, któremu energię do życia nadają jego popędy i namiętności – popędy, którym powinien się poddawać lub nie. Przykład markiza de Sade’a może być w tym kontekście wystarczająco reprezentatywny. Oczywiście, był to tylko jeden z nurtów Oświecenia.
Lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku to moment, w którym władze państwowe, takie jak rządy Francji, Niemiec, ówczesnej Rosji bolszewickiej, ZSRR oraz Stanów Zjednoczonych, zaczęły wykorzystywać młode nauki społeczne oraz ich dorobek do manipulacji, mających na celu realizację celów politycznych. Działo się to na wielu płaszczyznach, ale szczególnie wyraźnie wówczas zauważono, że aspekt życia seksualnego człowieka może stać się jednym z kluczowych narzędzi wpływu na jednostki i całe społeczeństwa, pozwalając na kontrolowanie zachowań społecznych i manipulowanie nimi w zgodzie z założeniami rządzących.
Kłania się tu freudyzm…
Zdecydowanie tak. Psychoanaliza Freuda zwróciła uwagę na te elementy ludzkiej natury, które są pozaracjonalne, a zdaniem psychoanalityków odgrywają kluczową rolę w naszym życiu. Freud wskazał, że tłumiona seksualność miała być źródłem wielu problemów, w tym zdrowotnych i psychicznych, z którymi borykali się ludzie. Już w latach trzydziestych podejmowano eksperymenty oraz działania w celu rozwiązania tych rzekomych problemów.
Po II wojnie światowej, po trudnym okresie jej zniszczeń i odbudowy, idee te zostały na nowo podjęte w imię zerwania ze starym porządkiem i dalszego wyzwolenia człowieka. Lata sześćdziesiąte, z symbolicznym rokiem 1968, a także lata siedemdziesiąte, stały się czasem, w którym te idee zyskały na sile. Wówczas, na sztandarach i w manifestach intelektualistów ówczesnych czasów, pojawiły się nawoływania do legalizacji pedofilii. To nie były jednak postulaty marginalnych grup społecznych – sygnatariuszami tych manifestów byli przedstawiciele świata nauki i polityki, którzy we Francji domagali się od rządu legalizacji tego rodzaju zbrodniczych zachowań wobec dzieci.
W dużej mierze miało to miejsce na fali powoływania się na badania prowadzone przez Alfreda Kinseya oraz grupę naukowców z nim związanych. Pierwsza publikacja Kinseya ukazała się w 1948 roku, a kolejna – w 1953 roku, stanowiąc ważny punkt odniesienia dla tych kontrowersyjnych postulatów.
A kim w ogóle był Alfred Kinsey? To nie jest tylko jakiś „genialny naukowiec”, który robi mozolną karierę akademicką. Ma konkretne wsparcie dużych amerykańskich organizacji…
Tak, doskonale ilustruje to autorka tej książki, książki, którą zresztą gorąco polecam. Można zauważyć, że niestety wiedza, którą ona przekazuje, nie jest powszechna w świadomości większości Polaków. Oficjalne biografie Alfreda Kinseya podają, że około 1938 roku, w wyniku oddolnego zainteresowania grupy studentów oraz przyzwolenia władz uczelni, Kinsey został zaproszony do poprowadzenia kursu na temat życia seksualnego, szczególnie małżeńskiego. Zoolog, specjalizujący się w badaniach nad jednym z gatunków os, nagle stał się ekspertem w dziedzinie ludzkiej seksualności!
Tymczasem dostępne dziś źródła wyraźnie pokazują, że jest to mistyfikacja stworzona na potrzeby budowania wizerunku niezależnego naukowca, który rzekomo starał się wypełnić lukę w badaniach naukowych, którą dostrzegł. Co więcej, ta narracja została wzmocniona przez rzekome poparcie „ludu”. W rzeczywistości jednak kilka lat wcześniej Fundacja, która później przez dziesięciolecia finansowała badania Kinseya i jego zespół, opracowywała strategię PR-owską, której celem było wykreowanie tematu roli seksu w życiu ludzi w przestrzeni publicznej. Media miały za zadanie najpierw szerzyć tę tematykę, a później promować publikacje będące efektem pracy Kinseya oraz zespołu, który powołał. Fundacja Rockefellera, będąca jednym z głównych ośrodków finansujących takie przedsięwzięcia w Stanach Zjednoczonych, wykorzystywała nauki społeczne jako narzędzia manipulacji, mające na celu kształtowanie sposobu myślenia i zachowań społeczeństwa. To właśnie dzięki funduszom tej fundacji możliwe było wypromowanie Kinseya i sfinansowanie jego badań – czy może raczej działań, bo wątpliwości budzi sama kwalifikacja jego metod jako „badań naukowych”.
Dziś niemal wszystko można udowodnić „badaniami naukowymi”. W periodykach naukowych znajdziemy różnorodne, często sprzeczne opinie i rzekome dowody, które mają na celu potwierdzenie określonych przekonań. W tym przypadku mamy do czynienia z jaskrawą manipulacją.
Na czym polegała ta manipulacja? Jakie były zasadnicze twierdzenia Kinseya, które w największej mierze ukształtowały współczesne myślenie o seksualności?
Kinsey nie ukrywał, że jest zafascynowany darwinizmem. Traktował człowieka wyłącznie jako byt ściśle biologiczny, nie dostrzegając w nim żadnego wymiaru duchowego ani elementów, które wykraczałyby poza sferę czystej biologii i mechanizmów determinujących ludzkie zachowania. Jego podejście koncentrowało się przede wszystkim na potrzebach seksualnych. Wyraźnie podkreślał, że nie można mówić o czymś takim jak norma czy przekroczenie normy w kontekście zachowań seksualnych. Każde zachowanie seksualne uważał za normalne, ponieważ wynika ono z natury człowieka i jego pragnień.
Takie podejście doskonale współbrzmiało z teoriami Wilhelma Reicha, twórcy pojęcia „rewolucji seksualnej”, który twierdził, że człowiek nie osiągnie pełnej wolności, dopóki nie zostanie wyzwolony od moralnych okowów. Kinsey starał się to udokumentować w sposób naukowy.
Z tym sposobem naukowym jest jednak, zdaje się, poważny problem…
Tak. Niektórzy twierdzą, że był zafiksowany na punkcie nauki, ale wydaje mi się, że to nie do końca prawda. Jego podejście do metod naukowych, w tym stosowanie statystyki, budziło poważne wątpliwości. Co ciekawe, przez lata, mimo że Instytut Rockefellera, który go finansował, regularnie przeprowadzał kontrole, Kinsey nie zatrudnił nigdy statystyka – osoby specjalizującej się w badaniach jakościowych. W raportach pokontrolnych pojawiały się uwagi, że nie wypełniono zaleceń zawartych w poprzednich kontrolach. Zalecenia te dotyczyły m.in. konieczności zatrudnienia fachowca w tej dziedzinie. Co więcej, w swoich końcowych publikacjach Kinsey notorycznie mylił takie pojęcia jak średnia i mediana, traktując je niemal jak synonimy, co świadczyło o jego ignorancji w kwestiach metodologicznych.
Największą zbrodnią, którą popełnił, było to, że próbując udowodnić, iż ludzie w rzeczywistości zachowują się inaczej niż wynika to z przyjętych w danym społeczeństwie norm, musiał zdobyć odpowiednią próbkę do swoich badań – i skierował się do przestępców…
Dlaczego akurat tam?
Był przekonany, że jeśli zwróci się do wybranej przez siebie grupy społecznej, ta odpowie z entuzjazmem i chętnie weźmie udział w ankietowaniu. Okazało się jednak, że rzeczywistość była inna. Większość zwykłych ludzi nie miała ochoty, by rozgrzebywać swoje sprawy intymne ani odpowiadać na tak osobiste pytania.
Nie będę przytaczał treści tych pytań, gdyż byłyby one nieodpowiednie i niekomfortowe dla słuchaczy. Odsyłam zainteresowanych do odpowiednich książek. W końcu Kinsey zaczął poszukiwać próbki wśród środowisk przestępczych.
Zaczął badać głównie przestępców seksualnych. Dotarł do środowiska czynnych pedofili… Instruował ich, jak należy dokonywać pomiarów, rozmawiał z nimi przez lata. To są rzeczy straszne. Jego twierdzenia zostały przyjęte przez świat nauki i cieszyły się dobrymi opiniami. Do dzisiaj wielu uważa je za przełomowe. Tymczasem są to badania skrajnie zmanipulowane, nie mają nic wspólnego z rzetelnym aparatem badawczym.
Nawet jeżeli założylibyśmy, że samo udowodnienie, iż większość społeczeństwa nie przestrzega pewnych norm, nie oznacza jeszcze, że te normy należy zmieniać – co było celem Kinseya. On nawet nie był w stanie wykazać, że rzeczywiście większość społeczeństwa te normy przekracza. Nawiasem mówiąc, nawet Abraham Maslow, który ideowo był bliski Kinseya, zwracał mu uwagę w swoich publikacjach, że próbka, którą wykorzystał w badaniach, była zafałszowana. Przez pewien czas współpracowali ze sobą, ale później Maslow zerwał oficjalne kontakty naukowe z Kinseyem, uznając, że ten na samym początku badań zafałszowuje próbkę, a następnie przedstawia ją jako reprezentatywną dla całego społeczeństwa.
Kinsey argumentował, że każdy człowiek jest potencjalnym przestępcą. Twierdził, że to, iż ktoś w wieku 28 lat nie trafił jeszcze do więzienia, nie oznacza, że nie trafi tam za 10 lat. Z kolei osoba, która w wieku 60 lat znalazła się w więzieniu za popełnienie przestępstwa, nie musi być uznana za przestępcę przez całe swoje życie, ponieważ mogła przez 67 lat prowadzić życie zgodne z normami społecznymi. Takie były argumenty, którymi posługiwał się Kinsey.
W Polsce podejmuje się właśnie wysiłek ograniczenia dostępu dzieciom i młodzieży do pornografii. Nasuwa się pytanie, jakie w ogóle ta wielka obecność pornografii dzisiaj ma związki z ideologią typu Kinseyowskiego?
Uważam, że istnieje bardzo silny związek między tymi zjawiskami. W sytuacji, gdy głosi się, że dzieci od najwcześniejszych lat życia mają potrzeby seksualne, które powinny być zaspokajane, bo w przeciwnym razie mogą prowadzić do trudności psychicznych, takich jak depresja, wówczas łatwo dochodzi do ich wykorzystania przez przemysł – a właściwie przez biznes, który dostrzega w tym doskonałą okazję do osiągania ogromnych zysków.
W tym kontekście pojawia się pornografia. Kwestia definicji pornografii, a także zagadnienie obyczajności i nieobyczajności, staje się przedmiotem debaty. W Stanach Zjednoczonych toczy się walka o te wartości w tym samym czasie. Przykładem takich zmagań jest postawa ówczesnego kardynała, polskiego pochodzenia, który stał na czołowej linii obrony przed seksualizowaniem dzieci oraz przed zniszczeniem zasad obyczajności w mediach i filmach.
To wtedy po raz pierwszy pojawiają się w filmach sceny, które wcześniej byłyby niedopuszczalne ze względów prawnych. Wyroki sądów uznają, że to jest przejaw wolności artystycznej… Jak wiadomo wyniki badań mówią, że w Polsce ponad 50 proc. piętnastolatków miało kontakt z pornografią – i to kontakt systematyczny. Wzrasta skala zachowań dewiacyjnych i niebezpiecznych, co jest właśnie pokłosiem dostępności pornografii.
Czyli problemy, z którymi dzisiaj mamy do czynienia w Polsce, są efektem „wiedzy” upowszechnianej przez Kinseya i jego środowisko?
Zjawisko, o którym mowa, wydaje się składać z dwóch nakładających się procesów. Z jednej strony obserwujemy zachłyśnięcie się źle rozumianą wolnością. Skoro na Zachodzie funkcjonują określone zjawiska, takie jak obecność edukacji seksualnej w systemie oświaty, to zdaje się, że automatycznie uznaje się je za wzorzec godny naśladowania.
Jednakże to nie wystarczyłoby, gdyby nie towarzyszyły temu działania instytucjonalne. Mam tu na myśli przede wszystkim organizacje takie jak ONZ, jej agendy, OECD, a później Unię Europejską, które poprzez stopniowe, początkowo „miękkie”, a następnie coraz bardziej stanowcze regulacje, promowały określone podejście. Warto tu wspomnieć definicje zdrowia proponowane przez WHO oraz wytyczne dotyczące tzw. edukacji seksualnej.
Wszystkie te działania wspierały zwolenników ograniczania wpływu rodziców na wychowanie dzieci. Warto zauważyć, że w latach PRL-u, a nawet w okresie transformacji ustrojowej, kwestie moralne i obyczajowe pozostawiano przede wszystkim rodzinie. Choć tamten system edukacji miał swoje wady, to odpowiedzialność za wprowadzenie dziecka w świat wartości, w tym dotyczących seksualności, spoczywała głównie na rodzicach.
Nie próbowano wówczas definiować człowieka wyłącznie przez pryzmat seksualności. Postrzegano go całościowo, uwzględniając sferę duchową, psychiczną i cielesną, przy czym seksualność była traktowana jako jeden z elementów sfery cielesnej, mający swoje wewnętrzne ukierunkowanie i sens. Powinna być realizowana w kontekście relacji, zwłaszcza małżeńskiej.
Obecnie uderza się w rodzinę i tradycyjne wspólnoty, które zapewniają człowiekowi zakorzenienie, czyniąc go mniej podatnym na manipulację. Przez lata podejmowano próby wprowadzenia edukacji seksualnej jako przedmiotu obligatoryjnego, jednak nie osiągnięto w tym zakresie pełnego sukcesu. Próbowano przemycać kontrowersyjne treści do podstaw programowych biologii lub realizować je w ramach zajęć dodatkowych. W ostatnich latach podejmowano również działania na szczeblu samorządowym, czego przykładem jest Gdańsk.
Dzięki stanowczej postawie ówczesnej kurator oświaty oraz władz edukacyjnych udało się zablokować próby narzucenia takich zajęć w szkołach, powołując się na konstytucyjne prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. To prawo, choć fundamentalne, jest dziś podważane. Pojawiają się głosy, także ze strony byłego Rzecznika Praw Obywatelskich, że nie jest to prawo absolutne.
Przewagę ma rzekomo prawo do nauki, które w tym kontekście bywa traktowane jako nadrzędne i usprawiedliwia możliwość narzucania przez państwo dowolnych treści w systemie edukacji. W praktyce oznacza to, że jeśli konkretne programy zostaną wdrożone do szkół, rodzice będą zobligowani do posyłania na nie swoich dzieci, niezależnie od własnych przekonań.
Obecnie obserwujemy dominację bezkrytycznego przyjmowania ideałów wypracowanych w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a nawet wcześniej, w Stanach Zjednoczonych. W Polsce ten sposób myślenia wywiera dziś realny wpływ na kształtowanie życia publicznego.
Myślę, że tak. Oczywiście nie zakładam, że większość autorów proponowanych obecnie zmian w Polsce otwarcie podpisywałaby się pod niektórymi tezami, czy to Wilhelma Reicha, którego wcześniej przywołałem, czy Alfreda Kinseya, którego badania tu omawiamy. Jednak sposób myślenia pozostaje ten sam. To właśnie Marx twierdził, że seksualizacja człowieka doprowadzi do wyzwolenia go spod wpływu autorytetu, Kościoła i rodziny.
Zapis to skrócona i przeredagowana wersja rozmowy z kanału PCh24 TV. Całe nagranie poniżej:
======================
[Przed paru laty Antyk wydał poprzednia książkę tej autorki:
https://sklep.antyk.org.pl/p,kinsey-seks-i-oszustwo,357.html
Jest dostępna, sprawdziłem. MD