Spontaniczna i kierowana
Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 24 grudnia 2024 http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5741
W dzisiejszych czasach coraz mniej jest świętości. Kiedyś, za pierwszej komuny, do świętości należał ustrój socjalistyczny i sojusze, a zwłaszcza jeden – ze Związkiem Radzieckim. Edward Gierek, którego Naczelnik Państwa jeszcze niedawno zachwalał, jako „polskiego patriotę”, kazał nawet ten sojusz wpisać do konstytucji, razem z przewodnią rolą Partii w budowie socjalizmu. Wprawdzie konstytucją Partia się specjalnie nie przejmowała, a w każdym razie nie tak, jak teraz, kiedy nawet Kukuniek nie zdejmuje przepoconej koszulki z napisem „konstytucja” – ale na podstawie tego przepisu Związek Radziecki zyskiwał wobec Polski roszczenie, że musi się z nim przyjaźnić. Gdyby, dajmy na to, Polska przyjaźnić się nie chciała, to dopuszczałaby się deliktu konstytucyjnego, a wtedy ZSRR mógłby legalnie przywrócić stan zgodny z prawem na przykład przy pomocy „bratniej pomocy”. Jak widzimy, „polscy patrioci” chadzają bardzo krętymi ścieżkami i nie jestem pewien, czy przypadkiem nie dlatego Naczelnik Państwa tak wychwalał patriotyzm Edwarda Gierka, że sam – to znaczy , do spółki z Tuskiem Donaldem – stręczył Polakom w roku 2003 Anschluss, którego skutki okazują się właśnie bardzo podobne do skutków wpisania przyjaźni ze Związkiem Radzieckim do konstytucji?
Ale mniejsza o Naczelnika, któremu teraz Volksdeutsche Partei właśnie uchyliła immunitet z powodu spoliczkowania pana Komosy. Ten pan Komosa przedstawia się jako „przedsiębiorca”, tak samo, jak jegomość, co to spenetrował prawdę o dyplomie wystawionym panu marszałkowi Hołowni przez Collegium Tumanum – że leży on sobie w aktach prokuratury. Zachodzę w głowę („zachodzim we um z Podgornym Kolą…”) skąd prości przedsiębiorcy mogą wiedzieć takie rzeczy i dlaczego nie mają większych zmartwień, jak tylko za własną krwawicę puszczać wianki na smoleńskich miesięcznicach – chyba, że za te wianki płaci ktoś z jakiegoś gadzinowego funduszu? Inni przedsiębiorcy wiją się w uścisku urzędów skarbowych i ledwo zipią w ich objęciach – a tu – proszę – co miesiąc wianuszek i żadnych zmartwień. Co tu ukrywać; daj Boże każdemu!
Wróćmy jednak do świętości. Za pierwszej komuny był to ustrój socjalistyczny i sojusze. W ramach dopuszczalnej wolności słowa dopuszczalna była wprawdzie krytyka, ale tylko w stosunku do „niedociągnięć”, co to zdarzały się „tu i ówdzie” – bo zasadniczo wszystko było gites tenteges, a jeśli nawet nie było, to winne były „trudności wzrostu” – tak samo, jak i dzisiaj. Jest źle, bo jest dobrze, tak samo, jak jest zimno, bo jest ciepło – co właśnie napisali w swoim orędziu do narodu polskiego młodzi ludkowie z „ostatniego pokolenia”.
Z rozbrajającą szczerością podają, że ich protest spowodowany jest „stanami lękowymi”. Dlaczego zatem, zamiast pójść do wariatkowa, gdzie wracze poddaliby ich elektrowstrząsom, przyklejają się do jezdni i to w najbardziej ruchliwych punktach miasta? Trudno to pojąć, ale tak już jest z wariatami. Z łajdakiem można się jakoś dogadać, ale z wariatem – nigdy. Więc wracając do krytyki z czasów pierwszej komuny, to mogła być ona wyłącznie „konstruktywna”, to znaczy – nieugięcie stojąca na nieubłaganym gruncie akceptacji ustroju i sojuszów. W przeciwnym razie stawała się „krytykanctwem”, które mogło być powodem wszczynania przez SB wobec takiego delikwenta „sprawy operacyjnego rozpracowania”.
Teraz ustrój socjalistyczny przestał być świętością, podobnie jak „sojusze” – ale nie wszystkie, tylko tamte, bo te nowe – na przykład z Naszym Najważniejszym Sojusznikiem, czy też powstałe wskutek Anschlussu – nadal są świętością, a w każdym razie – taki kult propaguje w naszym bantustanie Judenrat „Gazety Wyborczej”. Oprócz sojuszów za świętość uchodzi teraz demokracja. Jak ktoś nie wierzy w „demokrację” to zostaje napiętnowany jako „ekstremista” najlepiej „prawicowy”, albo nawet – „skrajnie prawicowy” – co jest odpowiednikiem „kontrrewolucjonisty” z czasów pierwszej komuny – za co szło się do dołu z wapnem, a w najlepszym razie – na Kołymę z tak zwaną „ćwiarą”, czyli 25-letnim wyrokiem, wymierzanym przez ówczesne niezawisłe sądy.
Więc demokracja jest dzisiaj jedną z nielicznych już świętości – ale warto odnotować, że występuje ona w dwóch postaciach: demokracji spontanicznej i demokracji kierowanej. Tak się szczęśliwie złożyło, że właśnie w tym roku, a nawet „w dniach ostatnich”, mogliśmy obejrzeć sobie obydwie postacie demokracji w działaniu. Demokracja spontaniczna objawiła się w Ameryce podczas tegorocznych wyborów prezydenckich. Wprawdzie był rozkaz, że „wszyscy” mają głosować na panią Kamalę Harris, co to była zatwierdzona również przez tamtejszy Judenrat, na którego usługi oddała swoje pióro nasza Jabłoneczka – ale wyszło jak zawsze, to znaczy – głupie goje nie głosowały zgodnie z rozkazem, tylko – jak który chciał. W rezultacie prezydentem-elektem został Donald Trump, przeciwko któremu tamtejsze panienki z amerykańskiego „ostatniego pokolenia” proklamowały „czteroletni strajk seksualny”. Ciekawe, czy do tego strajku przyłączyła się Jabłoneczka, czy może jednak żal się jej zrobiło Księcia-Małżonka?
Na podstawie tego przypadku możemy ustanowić spiżową prawidłowość – na czym polega istota demokracji spontanicznej. Otóż polega ona na tym, że suwerenowie głosują, jak chcą. Z tego powodu Judenraty na całym świecie przeżywają potężne dysonanse poznawcze i doświadczają zgryzot, bo zdecydowana większość głupich gojów do demokracji nie dojrzała, z czego potem wynikają straszliwe katiusze, które zasmucają pana redaktora Michnika i cały Judenrat. Ale oto pojawiło się światełko w tunelu i to gdzie? W Rumunii. Odbyła się tam pierwsza tura wyborów prezydenckich w której najlepszy wynik uzyskał kandydat nie zatwierdzony przez Sanhedryn. Zapanowała konsternacja, którą przerwał tamtejszy Sąd Najwyższy, unieważniając wybory, które w związku z tym odbędą się „w terminie późniejszym”, to znaczy – jak się rumuńskie goje zreflektują, że trzeba głosować nie tak, jak się komuś chce, tylko tak, jak trzeba. To jest właśnie przykład drugiej postaci demokracji, mianowicie demokracji kierowanej, w ramach której głupie goje głosują zgodnie ze światłymi wskazaniami Judenratu. Dopiero stawiamy na tej drodze pierwsze kroki, ale tylko patrzeć, jak się okaże, że nie ma potrzeby rejestrowania wielu kandydatów, czy rozmaitych list. Czy nie wystarczy jeden, właściwy kandydat i jedna lista?. Tak było za klasyka demokracji Józefa Stalina i świat się nie zawalił, to i teraz też się nie zawali.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.