Od kilkunastu dni trwają mniej lub bardziej oficjalne rozmowy pokojowe między stronami wojny rosyjsko-ukraińskiej. W związku ze spodziewanym rozejmem coraz więcej firm z branży budowlanej powoli zaciera ręce na udział w odbudowie naszego wschodniego sąsiada. Będzie można bowiem nieźle na tym zarobić. Kto może zyskać najwięcej? Okazuje się, że polskie firmy raczej nie mają co liczyć na zbyt wiele.
Przez ubiegłe miesiące, gdy rozmów pokojowych nie prowadzono jeszcze na żadnej płaszczyźnie, pojawiały się w opinii publicznej sugestie dotyczące tego, że polski sektor budowlany może się nieźle rozkręcić dzięki zleceniom na Ukrainie, gdy wojna już się tam zakończy.
Branżowy ekspert wyjaśnia, dlaczego nie ma się co na taki scenariusz nastawiać.
Kiedy nastąpi pokój na Ukrainie?
Jeszcze przed dwoma tygodniami mogłoby się wydawać, że pokój na Ukrainie faktycznie zbliża się wielkimi krokami. Coraz więcej mówili o tym europejscy politycy, a sam Donald Trump przyznał, że rozmawiał z Putinem i Zełenskim w tej sprawie. Na te wieści optymistycznie zareagowali także inwestorzy, co było widać po imponujących wzrostach kursów ukraińskich spółek, ale nie tylko, bo beneficjentami znoszenia dyskonta geopolitycznego były też polska giełda i rosyjska.
Ostatnie dni przyniosły jednak ostudzenie zapędów. Okazało się bowiem, że Donald Trump faktycznie zaciekle dąży do ustanowienia pokoju, ale niekoniecznie chce przy tym uwzględniać interesy obydwu stron. W minionych dniach wprost atakował prezydenta Ukrainy, nazywając go chociażby “komikiem z umiarkowanymi sukcesami”. Co więcej, wypomniał mu fakt przełożenia wyborów prezydenckich i z tego tytułu określił go wręcz “dyktatorem”.
Nie tylko słowa i wypowiedzi zaczęły nas nieco oddalać od pokoju. Przede wszystkim robią to założenia stron, które są od siebie dosyć odległe. Wersja pokoju, ku której skłaniają się obecnie Stany, dużo bardziej satysfakcjonuje bowiem Rosję. To sprawiło, że strona ukraińska i przedstawiciele Unii Europejskiej przeciwstawiają się porozumieniu na takich warunkach. To z kolei zaczęło odciągać wizję pokoju. Czy dojdzie do niego w najbliższych miesiącach? W obecnej sytuacji trudno to przewidzieć.
Kto odbuduje Ukrainę?
Przez ostatnie 3 lata widzieliśmy, co wojna zrobiła z wieloma ukraińskimi miastami oraz wsiami, a także infrastrukturą, do której zaliczamy wysadzone mosty czy drogi zdegradowane przez ciężkie pojazdy. Gdy pokój wreszcie nastanie, będzie tam co odbudowywać. Choć logiczne wydawałoby się zatrudnienie naszego sektora budowlanego, bo w końcu polskie firmy mają na Ukrainę blisko, to wiele wskazuje na to, że Polacy będą co najwyżej pełnili rolę podwykonawców. Prym mają wieść ekipy z innych krajów, które mogą nie wydawać się tak oczywiste.
Tłumaczy to Damian Kaźmierczak, członek zarządu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. Jak twierdzi, poza amerykańskimi firmami, których udział w tym przedsięwzięciu bardzo dziwić nie powinien, zaangażowane zostaną jeszcze firmy z Turcji oraz Korei Południowej. Dlaczego?
Firmy budowlane z Turcji stanowią drugą (!) co do liczebności grupę przedsiębiorstw budowlanych działających na rynku globalnym, ustępując jedynie firmom z Chin. Są b. aktywne na Bliskim Wschodzie, w Azji Centralnej, Rosji, Afryce i na Bałkanach. W Ukrainie działają od lat 90. XX wieku – doskonale znają tamtejszy rynek, nie odstrasza ich ukraińska korupcja, a ich pracownicy nie mają problemu z pracą w strefie frontowej, nie mówiąc już o głębokim zapleczu. Turcy realizują projekty na Ukrainie nawet dziś – tłumaczy Kaźmierczak
Koreańczycy z kolei to uznani na całym świecie budowniczy. Tamtejsze firmy realizują bardzo zaawansowane inwestycje energetyczne i przemysłowe na całym świecie. Mają przy tym wsparcie swojego państwa. Niewykluczone, że to właśnie oni zdecydują się na współpracę z Polakami. Choć to nie jest przesądzone
Od dawna ostrzą sobie zęby na rynek ukraiński, a ich przyczółkiem może stać się… Polska, w której są obecne od lat. Nie jest tajemnicą, że swego czasu koreańskie spółki intensywnie sondowały polskie firmy w kontekście potencjalnych partnerstw przy projektach w Ukrainie. Poradzą sobie jednak i bez nas – dysponują dziesiątkami tysięcy własnych pracowników z całej Azji, których mogą rzucić w dowolny punkt na globie – wyjaśnia Kaźmierczak