Adolf Hitler zmartwychwstał?
Stanisław Michalkiewicz „Najwyższy Czas!” • 7 czerwca 2025
No nie, w dzisiejszych zlaicyzowanych czasach, kiedy nawet postępowa część przewielebnego duchowieństwa podważa historyczny charakter Zmartwychwstania, tłumacząc zawile, że to tylko apostołowie tak pragnęli, tak pragnęli, by Pan Jezus zmartwychwstał, że z tego pragnienia zaczęli mieć halucynacje, co w końcu doprowadziło do pojawienia się znienawidzonego chrześcijaństwa, takie rzeczy nie mają prawa się zdarzać – ale od czego reinkarnacja?
Skoro hiszpańscy jezuici modlą się do Pachamamy, którą nawet nieboszczyk papież Franciszek, co to tylko patrzeć, jak zostanie „santo subito”, otoczył postępowym kultem, to niczego wykluczyć nie można tym bardziej, że gwoli lepszego kamuflażu Adolf Hitler mógł wpakować się w wychudzony korpus panującej miłościwie nad Europą Reichsfuhrerin Urszuli Wodęleje.
Starsi ludzie pamiętają, że z tym Hitlerem to były same zgryzoty, nie tylko za życia, ale jeszcze większe – po śmierci – o czym świadczy anonimowy wierszyk, popularny w roku 1945, pod tytułem „Gdzie jest Hitler”: „
Może w Jaffie, niepoznany,
hoduje słodkie banany (…)
a być może ręka Boża
strąciła go na dno morza
i prosto z zimnej topieli
naprawdę go diabli wzięli?”
Jeśli chodzi o Jaffę, to też jest dobry trop, bo czyż kogokolwiek zdziwiłaby informacja, że Hitler wcielił się w izraelskiego premiera rządu jedności narodowej Beniamina Netanjahu, co to właśnie, na oczach całego miłującego pokój świata, realizuje operację ostatecznego rozwiązania kwestii palestyńskiej w Strefie Gazy i puszcza mimo uszu pompatyczne protesty rozmaitych europejskich eunuchów, czy amerykańskich twardzieli? A dlaczego miałby się nimi przejmować, skoro i jedni i drudzy skaczą przed Żydami z gałęzi na gałąź? W końcu to właśnie Adolf Hitler sformułował ten bon-mot, że „zwycięzcy się nie sądzi” – o czym przekonał się inny wybitny przywódca socjalistyczny Józef Stalin – bo to on, viribus unitis z płomiennymi szermierzami wolności i demokracji, co to najpierw oddali mu pół Europy, żeby wycisnął z niej tyle krwi, ile mu się tam podobało, a potem szalenie współczuli tamtejszym nieborakom, za pośrednictwem swoich wysłanników kazał wieszać siepaczy Hitlera w Norymberdze?.
„Wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie” – mówił Klucznik Gerwazy – co nabiera aktualności zwłaszcza dzisiaj, kiedy niezawisłe sądy powinność swej służby rozumieją i sypią piękne wyroki, na przykład w Rumunii, czy we Francji – żeby w Europie utrwalić model demokracji kierowanej, bez którego IV Rzesza wpadłaby w jakieś turbulencje?
A IV Rzesza już się nam rysuje w postaci szkicowej, za sprawą amerykańskiego prezydenta Józia Bidena, co to w swoim czasie, w nagrodę za dobre sprawowanie, pozwolił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu. Jeszcze nie przebrzmiały echa tego przyzwolenia, jak Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje wystąpiła z pomysłem nowelizacji traktatu lizbońskiego. Obejmuje ona aż 270 punktów, z których najciekawsze wydają się trzy: żeby zlikwidować prawo veta, żeby zmniejszyć liczebność Rady Europejskiej z 27 do 15 członków, wskutek czego „małe państwa” – ot na przykład nasz nieszczęśliwy kraj, dowiadywałyby się z „Volkischer Beobachter”, co tam w ich sprawach starsi i mądrzejsi postanowili, no i wreszcie – przekazanie do wyłącznej kompetencji Unii, czyli IV Rzeszy Niemieckiej – 65 obszarów decyzyjnych.
O czym w takiej sytuacji mogłyby jeszcze decydować członkowskie bantustany? Dokładnie o tym samym, o czym decydowały tak zwane „narodowe” republiki sowieckie – jak we własnym narodowym języku sławić czyny Ojca Narodów, Chorążego Pokoju, Józefa Stalina. Teraz Józef Stalin, podobnie zresztą, jak Adolf Hitler, jest już starym nieboszczykiem, ale to może być pozór, bo za sprawą reinkarnacji żyje sobie jak pączek w maśle, niczym doktor Józef Mengele w ciele Madame Gizele w Oleśnicy. Jakże inaczej myśleć, w sytuacji, kiedy to Parlament Europejski, niczym Reichstag pod przewodnictwem Hermana Goeringa, rekomendował przyjęcie – tym razem nie „ustawy o pełnomocnictwach”, która dała Hitlerowi pełną władzę – tylko nowelizację traktatu lizbońskiego – co przecież na jedno wychodzi. Czegóż w tej sytuacji możemy się jeszcze spodziewać?
Ano, kiedy już w Europie utrwali się model demokracji kierowanej, a niezawisłe sądy otrzymają oręż w postaci penalizacji „mowy nienawiści”, to posypie się tyle pięknych wyroków, że więzienia nie pomieszczą nieprzeliczonego tłumu skazańców, dla których trzeba będzie ponownie uruchomić chwilowo nieczynne obozy koncentracyjne, ze słynnym Auświcem na czele. Oczywiście trzeba będzie odtworzyć zniszczoną infrastrukturę, no i zadbać o kadrę nadzorczą – bo nie na darmo Ojciec Narodów Józef Stalin podkreślał, że „kadry decydują o wszystkim” – i praca nad stworzeniem podstaw Nowej Europy, czyli IV Rzeszy wspaniale się rozwinie. Czyż nie w przewidywaniu takiego rozwoju wypadków na czele Rady Muzeum Auświcu postawiona została Madame Barbara Engelking? Niech no tylko w tej sytuacji jakaś Schwein spróbuje podnieść hałasy, to zaraz zostanie umieszczona w areszcie wydobywczym, jak nie przez bodnarowców, to przez innych szermierzy demokracji kierowanej i będzie tam jęczeć i szlochać do końca swoich dni – albo od razu pójdzie do gazu i hałasy ucichną, jak ręką odjął.
Tym wszystkim przedsięwzięciom towarzyszyć będzie racjonalna polityka osiedleńcza, której zasady sformułował w swoim czasie poprzednik naszej Reichsführerin Urszuli Wodęleje, Reichsführer Heinrich Himmler. Oczywiście przy tych wszystkich podobieństwa będą i różnice. Przede wszystkim zmieni się radykalnie pojęcie Herrenvolku, które – za sprawą straszliwej pomyłki Adolfa Hitlera – doprowadziło do tylu tragedii. Jestem pewien, że jeśli Adolf Hitler przesiedlił się w osobę Beniamina Netanjahu, to zrozumiał swój błąd i od tej pory pojęciu Herrenvolku zostanie nadana prawidłowa treść.
Po drugie – wzięte zostaną pod uwagę przemyślenia Alfiero Spinellego, który stał na nieubłaganym stanowisko konieczności likwidacji historycznych narodów europejskich – oczywiście nie fizycznej, żeby nie zdewastować planety do reszty, a poza tym – zapewnić Herrenvolkowi i jego kolaborantom wystarczającą liczbę podatników i kredytobiorców, którym można by pożyczać pieniądze na procent. To zadanie zostanie złożone na pakt migracyjny, a dopływ świeżego materiału ludzkiego zapewni bezcenny Izrael ze swoimi sojusznikami – bo jestem pewien, że przedstawiciele narodów mniej wartościowych nie będą chcieli czekać na ostateczne rozwiązanie, tylko skwapliwie skorzystają z podanej im pomocnej dłoni. Czegóż chcieć więcej?
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.