Francja wycofuje się ze ‘stref czystego transportu’; “nasi dupiarze” nadal je wprowadzają mimo rosnącego sprzeciwu

Francja wycofuje się ze stref czystego transportu,

Polska nadal je wprowadza mimo rosnącego sprzeciwu

20/06/2025 zmianynaziemi/francja-wycofuje-sie-ze-stref-czystego-transportu

Źródło: zmianynaziemi

Francuskie Zgromadzenie Narodowe podjęło przełomową decyzję o likwidacji wszystkich stref niskiej emisji w kraju. Wynikiem głosowania z 28 maja 2025 roku było 98 głosów za zniesieniem przeciwko 51 głosom za utrzymaniem. Decyzja ta stanowi symboliczne zwycięstwo zdrowego rozsądku nad ideologią ekologiczną, która przez lata dzieliła społeczeństwo francuskie na bogatszych i biedniejszych. Tymczasem Polska, ignorując negatywne doświadczenia zachodnich sąsiadów, konsekwentnie wprowadza te kontrowersyjne rozwiązania w kolejnych miastach.

Francuscy politycy różnych opcji politycznych – od prawicowego Zjednoczenia Narodowego, przez centrum, po lewicową Francję Niepokorną – dostrzegli fundamentalny problem stref niskiej emisji. Okazało się, że zamiast poprawiać jakość powietrza, głównie pogłębiały one nierówności społeczne. Osoby o niższych dochodach, mieszkańcy obszarów wiejskich oraz przedsiębiorcy prowadzący małe firmy zostali pozbawieni możliwości swobodnego poruszania się po własnym kraju.

Przeciwnicy stref we Francji słusznie argumentowali, że regulacje te uderzają głównie w tych, których nie stać na zakup nowych, drogich pojazdów elektrycznych lub hybrydowych. Brak odpowiedniej infrastruktury transportowej w wielu regionach sprawił, że alternatywy dla indywidualnego transportu po prostu nie istnieją. Mieszkaniec małej miejscowości pod Lyonem czy Paryżem, który musi dojeżdżać do pracy starszym dieslem, zostaje automatycznie wykluczony z życia ekonomicznego centrum.

Jeśli ustawa zostanie ostatecznie przyjęta przez francuski Senat, ponad 2,7 miliona pojazdów będzie mogło wrócić na ulice takich miast jak Paryż czy Lyon. To oznacza przywrócenie podstawowego prawa obywatelskiego – swobody poruszania się.

============================

W Polsce sytuacja rozwija się w przeciwnym kierunku. Warszawa jako pierwsza uruchomiła strefę czystego transportu 1 lipca 2024 roku, obejmującą 37 kilometrów kwadratowych centrum miasta. Ograniczenia dotykają właścicieli samochodów benzynowych starszych niż z 1997 roku oraz diesli sprzed 2005 roku. To rozwiązanie, które w praktyce oznacza wykluczenie najbiedniejszej części społeczeństwa z dostępu do centrum stolicy.

Kraków poszedł jeszcze dalej, wprowadzając od stycznia 2026 roku jeszcze bardziej restrykcyjne przepisy. Radni miasta, mimo burzliwych protestów mieszkańców, przyjęli uchwałę zakazującą wjazdu autom benzynowym starszym niż z 2005 roku oraz dieslem sprzed 2014 roku. Strefa obejmie obszar do IV obwodnicy miasta, praktycznie blokując dostęp do centrum dla tysięcy mieszkańców regionu.

Wrocław planuje podobne rozwiązania na 2025 rok, które mają objąć 6 procent powierzchni miasta, w tym najważniejsze dzielnice handlowe i usługowe. Plany te spotykają się z rosnącym oporem lokalnych przedsiębiorców i mieszkańców, którzy słusznie obawiają się o swoje możliwości ekonomiczne.

Najgorsze jednak dopiero nadchodzi. Nowe przepisy wprowadzają obowiązek tworzenia stref czystego transportu we wszystkich miastach powyżej 100 tysięcy mieszkańców, w których przekroczono poziom dwutlenku azotu. Dotyczy to już Krakowa, Wrocławia i Katowic, ale potencjalnie może objąć aż 37 polskich miast. To oznacza systematyczne wykluczanie milionów Polaków z dostępu do centrów największych ośrodków miejskich.

Krytycy tych rozwiązań słusznie wskazują na fundamentalne problemy. Po pierwsze, strefy te tworzą społeczeństwo dwóch prędkości – bogatych, którzy mogą sobie pozwolić na nowe auta, i biednych, którzy zostają wykluczeni. Po drugie, skuteczność ekologiczna tych rozwiązań pozostaje wątpliwa – najstarsze pojazdy stanowią marginalny procent całej floty, ale ich właściciele to często osoby, które nie mają środków na wymianę samochodu.

Po trzecie, alternatywy w postaci komunikacji publicznej w polskich miastach wciąż są niewystarczające, szczególnie dla mieszkańców przedmieść i okolicznych gmin. Po czwarte, koszty kontroli i egzekwowania przepisów obciążają budżety miast, które mogłyby te środki przeznaczyć na rzeczywistą poprawę infrastruktury.

Przedsiębiorcy, szczególnie ci prowadzący małe firmy transportowe, kurierskie czy rzemieślnicze, stoją przed dramatycznym wyborem: albo ponieść ogromne koszty wymiany floty pojazdów, albo zostać wyeliminowani z rynku. To szczególnie dotkliwe dla firm rodzinnych, które przez dekady budowały swoją pozycję rynkową.

Mandaty za wjazd do strefy wynoszące do 500 złotych stanowią dodatkowy cios dla budżetów rodzinnych. Dla osoby zarabiającej minimalną pensję taki mandat oznacza utratę znacznej części miesięcznych dochodów.

Francuzi pokazali, że można mieć odwagę przyznania się do błędu i wycofania z nietrafionych regulacji. Ich przykład powinien być sygnałem ostrzegawczym dla polskich polityków, którzy wciąż forsują ideologiczne rozwiązania kosztem zwykłych obywateli. Podczas gdy zachodni sąsiedzi uczą się na własnych błędach i przywracają swoim mieszkańcom podstawowe prawa, Polska kroczy w przeciwnym kierunku, wprowadzając coraz bardziej restrykcyjne ograniczenia dla motoryzacji.

Czas najwyższy, aby polscy samorządowcy wzięli przykład z francuskich kolegów i zrezygnowali z dzielenia społeczeństwa na lepszych i gorszych kierowców. Prawdziwa troska o środowisko nie może odbywać się kosztem wykluczenia społecznego najuboższych obywateli.