Dziesięć przykazań kaczyńskich
http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5875
Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Najwyższy Czas!” • 12 sierpnia 2025
Motto:
„Poglądy, charakter, postawa
Zjawiskiem są dosyć rzadkim.
Więcej się da wytłumaczyć
Zwyczajnym losu przypadkiem.(…)
Grosz dzisiaj jest w MSZ-cie
A Rubel jest u Andersa
Bo tak się właśnie złożyło,
A mogło być vice versa. (…)
Brzechwa by pisał w „Dzienniku”
Wedle przykazań piłsudskich
Karcąc biednego Hemara
Za fraszki do „Szpilek” łódzkich.
Kwapiński by pierwszy pokwapił
Dogadać się z PPR-em
I tylko Ważyk w Londynie
Nie byłby oficerem.”
Tak pisał Antoni Słonimski w wierszu „Igraszki losu”. Oczywiście przesadzał – co nieubłaganym palcem wytknął mu właśnie Marian Hemar w „Wierszu do poety reżimu”: „Patrzcież na tego Słonimskiego – To on, sympatyk, lewicowiec, Od Saint-Simona i Steckiego, były beckowiec i ludowiec (…) Przechrzta co tydzień na wyścigi, Co z wszystkich sobie wziął religii, jedną religię: oportunizm. Dziś się obrzezał na komunizm.” Coś było na rzeczy, bo pod koniec życia, kiedy modne w mondzie stało się dysydenctwo, Antoni Słonimski w poemacie „Sąd nad Don Kichotem” dokonuje rozliczenia z „reżymem”, retorycznie pytając „Czy więcej było z hektara pszenicy, kiedy rządzili wielcy okrutnicy?”, a na dodatek przedstawiając scenkę, kiedy to przed trybunał sądzący Don Kichota zgłasza się świadek i powiada: „Wysoki Sądzie, mniejsza o nazwisko, Ja jestem świnia. I skłonił się nisko. (…) Ja mam rodzinę, dzieci, proszę sądu, Więc dawno własnych już nie mam poglądów. Mam przydzielone według rozdzielnika, Tak, jak przystało dziś na urzędnika.” Najwyraźniej to jednak chyba mu nie wystarczyło, bo na zakończenie poematu, w punkcie „Tertio” pisze tak: „
Że kiedyś byłem małoduszny, Że kiedyś brakło mi odwagi I że milczałem wbrew sumieniu, Umierający chcę być nagi. Chcę zrzucić z piersi ciężar duszny I raczej spocząć w zapomnieniu, W przydrożnym prochu i popiele, Niż na wysokim katafalku W waszych fałszywych bóstw kościele.” Hemar aż tak się nie kajał – bo nie musiał – chociaż też się kajał: „Nasza to wielka wina, żeśmy z Twoich cudów nic się nie nauczyli. Na łaski bezbrzeżne Liczyliśmy – tak pewni, jakby nam należne, Aby nas wyręczały z Jej należnych trudów.” Pisał w „Modlitwie”.
Cytuję tu tych wszystkich Autorów, bo te nieśmiertelne strofy są nadal aktualne. Świadczy choćby o tym przypadek Wielce Czcigodnego posła Antoniego Mężydło, który przeszedł z PiS do Platformy, deklarując, że wcale nie musiał przy tym zmieniać poglądów. Jeszcze lepszym przykładem jest Książę-Małżonek, pieszczoszek reżymu i za premiera Olszewskiego i za premiera Kaczyńskiego, no i teraz – za obywatela premiera Tuska Donalda. Poza tym akurat Naczelnik Państwa, obywatel Kaczyński Jarosław, zaprezentował nie tyle może swoim wyznawcom, co – jak się okazało – politykom Konfederacji – dziesięć przykazań kaczyńskich. Oczywiście nazywają się one inaczej, „Deklaracją Polską” – co ma świadczyć, że słodszymi od malin ustami obywatela Kaczyńskiego Jarosława przemawia do nas nasz nieszczęśliwy kraj, nasza udręczona Ojczyzna.
Wiadomo bowiem, że obywatel Kaczyński Jarosław jest zatwierdzony na rzecznika Polski. Co prawda nie bardzo wiadomo, kiedy, gdzie i przez kogo konkretnie, bo okoliczności tej nominacji skrywa mgła tajemnicy, oczywiście mgła w pierwszorzędnym gatunku. Jedno jest pewne, że nie było to w Magdalence, bo do Magdalenki przezorny obywatel Kaczyński Jarosław wysłał swego brata, dzięki czemu dzisiaj nie musi tłumaczyć się z wódeczki z generałem Kiszczakiem, Kukuńkiem i Michnikiem. Brat, jak wiadomo, też już nie, więc nic nie stoi na przeszkodzie, by przemawiać w imieniu Polski.
Punkt pierwszy kaczyńskiego dekalogu jest trochę podobny do Dekalogu biblijnego, gdzie Stwórca Wszechświata oczekuje wyłączności („Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną.”) Podobnie obywatel Kaczyński Jarosław zaporowo deklaruje, że „Żaden rząd, ani teraz, ani nigdy w przyszłości, nie będzie tworzony z udziałem sił politycznych Donalda Tuska. Za przestępcze działania antypolskie Donald Tusk i jego współpracownicy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności karnej i cywilnej.”
Ciekawe, jakie to działania obywatel Kaczyński Jarosław może mieć na myśli – bo przecież każde dziecko wie, że w niektórych działaniach, uczestniczył ramię w ramię z obywatelem Tuskiem Donaldem. Tak było w czerwcu 2003 roku, kiedy to podczas referendum akcesyjnego w sprawie Anschlussu, obywatel Kaczyński Jarosław, razem z obywatelem Tuskiem Donaldem, stręczył Polakom Anschluss do Unii Europejskiej. Podobnie virius unitis z obywatelem Tuskiem Donaldem, nawet wbrew stanowisku części własnego klubu parlamentarnego, 1 kwietnia 2008 roku przeforsował ustawę upoważniającą prezydenta Lecha Kaczyńskiego do ratyfikacji traktatu lizbońskiego, który – jak wiadomo – amputował Polsce nie wiadomo nawet dokładnie jak duży obszar suwerenności politycznej. Nie wiadomo dokładnie – bo na przykład Trybunał Konstytucyjny twierdzi, ze najwyższym prawem w naszym batustanie jest konstytucja – ale niezawiśli sędziowie twierdzą, że nic podobnego, że „prawo wspólnotowe” ma rangę wyższą od tubylczych regulacji bez względu na ich rangę – co wynika z wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości z roku 1964 w sprawie Flaminio Costa przeciwko ENEL, kiedy taka zasada została ogłoszona.
Byłoby niegrzecznie przypuszczać, że akurat obywatel Kaczyński Jarosław o tym nie słyszał, skoro jest uczonym prawnikiem, podobnie, jak byłoby niegrzecznie przypuszczać, że nie słyszał o traktacie z Maastricht, który wszedł w życie na dziesięć lat przed referendum akcesyjnym w Polsce i który w sposób zasadniczy zmienił formułę funkcjonowania Wspólnot Europejskich, odchodząc od formuły konfederacji, czyli związku państw, ku formule federacji, czyli PAŃSTWA ZWIĄZKOWEGO. Wreszcie – tu akurat nie wespół z Tuskiem Donaldem, ale z klubem Lewicy, obywatel Kaczyński Jarosław przeforsował w Sejmie w czerwcu 2021 roku ratyfikację ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, która wyposażyła Komisję Europejską w dwa nowe uprawnienia – do zaciągania zobowiązań finansowych w imieniu całej Unii oraz do nakładania „unijnych” podatków. Czy te działania można nazwać „przestępczymi działaniami antypolskimi”?
Nie można tego wykluczyć tym bardziej, że sam obywatel Kaczyński Jarosław sprawia wrażenie, jakby chciał dzisiaj spalić wszystko, co jeszcze niedawno ukochał. Ot na przykład w punkcie 5 kaczyńskiego dekalogu deklaruje swoje stanowcze „nie” dla „centralizacji Unii Europejskiej”. „Kategorycznie należy odrzucić nowy traktat europejski, zmierzający w kierunku utworzenia jednolitego państwa europejskiego. W interesie Polski należy bronić …” – i tak dalej. No dobrze – nowy traktat europejski należy odrzucić i to „kategorycznie”.
No a co z tym starym, poczciwym traktatem lizbońskim? Dyć to na jego podstawie, a nie na podstawie nowelizacji, której jeszcze nie ma, Unia Europejska wprowadza te wszystkie wynalazki, przed którymi obywatel, Kaczyński Jarosław pragnie Polski „bronić”! Wreszcie – o czym już wspomniałem – traktatem, który wytyczył kierunek ewolucji Unii Europejskiej w kierunku federalnego imperium europejskiego, czyli IV Rzeszy, był traktat z Maastricht, który wszedł w życie w roku 1993. To do takiej Unii Europejskiej stręczył w czerwcu 2003 roku obywatel Kaczyński Jarosław, ramię w ramię z obywatelem Tuskiem Donaldem. Jakby tego było mało, to w punkcie 6 kaczyńskiego dekalogu czytamy, że „Za wszelką cenę” należy bronić polskiego złotego oraz suwerenności monetarnej i gospodarczej Polski, jak również polityki społecznej; niedopuszczalna jest prywatyzacja służby zdrowia i edukacji.
Rychło w czas – kiedy przecież w traktacie akcesyjnym, który dzięki stręczycielskiemu referendum akcesyjnemu wszedł w życie 1 maja 2004 roku, Polska zobowiązała się do przystąpienia do unii walutowej, a tylko nie określiła daty, kiedy to ma nastąpić. Czyżby obywatel Kaczyński Jarosław o tym nie wiedział? Takie przypuszczenie byłoby niegrzeczne, a więc – skoro o tym wie – to po prostu próbuje grać z rodakami w durnia, kreując się na głównego obrońcę polskiej suwerenności, w której rozmontowaniu ma ogromny udział. Jeśli zatem obywatel Tusk Donald miałby za to iść do piekła, to byłoby niesprawiedliwe, gdyby powędrował tam sam jeden. Powinien towarzyszyć mu tam obywatel Kaczyński Jarosław, który w dodatku – jak się okazuje – tęskni za socjalizmem – bo tak właśnie trzeba określić radykalny sprzeciw wobec prywatyzacji służby zdrowia i edukacji. Do czego ta łzawa tęsknica serca zmierza? A do tego, by nadal rządy nad Polską sprawowały biurokratyczne gangi, z których trzeba by tylko powyrzucać „współpracowników Tuska”, żeby kolaboranci obywatela Kaczyńskiego Jarosława mogli, bez przepychania się z konkurentami, umoczyć pyski w melasie. To jest ta podstawowa więź ideowa, która spaja Prawo i Sprawiedliwość, dając obywatelowi Kaczyńskiemu Jarosławowi polityczną siłę, dzięki której może on przez całe dziesięciolecia duraczyć i bezlitośnie wyzyskiwać również swoich naiwnych wyznawców.
Chciałem napisać, że ukoronowaniem socjalistycznych fantasmagorii obywatela Kaczyńskiego Jarosława, dla którego – o czym sam wspominał – wzorem patriotyzmu jest Edward Gierek – ten sam, który wpisał do konstytucji sojusz z ZSRR i przewodnią rolę PZPR w budowie socjalizmu – więc że ukoronowaniem socjalistycznych fantasmagorii obywatela Kaczyńskiego Jarosława jest przyjęcie za własne hasła tubylczej lewizny, jakoby mieszkanie nie było „towarem”, ale „prawem”. Chodzi oczywiście o prawo podmiotowe, w tym konkretnym przypadku – rodzaj roszczenia, którego przedmiotem jest mieszkanie. Skoro każdemu przysługuje roszczenie o mieszkanie, to kto konkretnie jest zobowiązany, by je każdemu dostarczyć? Jestem przekonany, że obywatel Kaczyński Jarosław odpowie na to pytanie, że „państwo”. Ale „państwo” oznacza w tym przypadku wszystkich podatników, którym biurokracja będzie zdzierała skórę po to, by na przykład podarować mieszkania – ot choćby przedstawicielom „ostatniego pokolenia”, żeby choć trochę użyć im w katuszach, jakich doznają z powodu „pożaru planety”.
Zanim jednak przejdę to wisienki na torcie, to odniosę się jeszcze do drugiego i trzeciego przykazania kaczyńskiego dekalogu. Przykazanie drugie obejmuje zakaz współpracy z „putinowską Rosją”. No dobrze – z „putinowską” – nie – a co na przykład ze „stalinowską”, albo z „ziuganowską”? Ale to jeszcze nic w kontekście z przykazaniem trzecim to znaczy – nierozerwalnym sojuszem z USA. A co będzie, jeśli USA dogada się z „putinowską Rosją”? Przecież prezydent Trump, który teraz wprawdzie skrócił Putinowi ultimatum do 12 dni, nie traci nadziej, że wreszcie któraś rozmowa z Putinem będzie tak „dobra”, że już lepszej trudno sobie wyobrazić? I na przykład każe nam nawiązać współpracę z „putinowską Rosją”?
Czy wtedy obywatel Kaczyński Jarosław popełni harakiri I wszystkim „patriotom” każe zrobić to samo, czy też, zgodnie z wolą Waszyngtonu, będzie stręczył nam Putina? Jeśli Polska ma być nierozerwalnym sojusznikiem USA bez względu na to, co Stany Zjednoczone zrobią, to po co te wszystkie opowieści o „suwerenności”? Jedynym ich uzasadnieniem byłaby ślepa wiara, że wszystko, co robią Stany Zjednoczone, jest zgodne z polskim interesem. Taka wiara jest niestety ślepa, bo Stany Zjednoczone kierują się interesem własnym, a nie polskim, a ilustracją tego jest choćby konferencja w Jałcie, gdzie amerykański prezydent Roosevelt zwyczajnie oddał Polskę Rosji Stalinowskiej, która chyba była gorsza nawet od Rosji Putinowskiej.
W odróżnieniu od Dekalogu biblijnego, w którym niektóre przykazania zostały chyba rozciągnięte, dekalog kaczyński czerpie swoją zasadę z „Małego Księcia” Antoniego de Saint-Exupery. Występuje tam m.in. Lis, który wygłasza rozmaite pełne mądrości sentencje, m.in, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Dokładnie tak jest w przypadku dekalogu kaczyńskiego, w którym najważniejsze jest niezapisane przykazanie jedenaste – będziesz w każdej sytuacji bez zastrzeżeń słuchał Naczelnika Państwa, obywatela Kaczyńskiego Jarosława, będziesz się dla niego poświęcał nawet w sytuacji wskazującej na zdradę.
Tak właśnie – jak sądzę – obywatel Kaczyński Jarosław myśli i tego właśnie domaga się od swoich wyznawców i kolaborantów, którzy powinni wierzyć, że ten najlepiej potrafi naprawić zegarek, kto wcześniej go zepsuł.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Najwyższy Czas!”.