Pułapki „Strategii Przeciwdziałania Antysemityzmowi” – adwokat ujawnia zagrożenia dla Polaków

Pułapki Strategii Przeciwdziałania Antysemityzmowi – adwokat ujawnia zagrożenia dla Polaków

Agnieszka Piwar 2025-11-24 https://piwar.info/pulapki-strategii-przeciwdzialania-antysemityzmowi-adwokat-ujawnia-zagrozenia-dla-polakow/

Po fiasku próby wdrożenia ustawy Bodnara o tzw. „mowie nienawiści”, ekipa Donalda Tuska szykuje nowy sposób ograniczania wolności słowa Polaków. Chodzi o projekt uchwały rządu przewidujący przyjęcie dokumentu „Krajowa Strategia przeciwdziałania antysemityzmowi i wspierania życia żydowskiego na lata 2025–2030”.

W związku z tym nasuwają się liczne pytania. Na początek: czym różni się ustawa od uchwały?

Paweł Czuga, adwokat: –
 „Krajowa Strategia przeciwdziałania antysemityzmowi i wspierania życia żydowskiego na lata 2025–2030” (którą dalej będę nazywał „Strategią”) to projekt uchwały Rady Ministrów, a nie ustawy. W przeciwieństwie do ustawy, uchwały Rady Ministrów nie są prawem powszechnie obowiązującym. Mają charakter wewnętrzny i obowiązują tylko jednostki organizacyjnie podległe Radzie Ministrów, o czym mówi art. 93 ust. 1 Konstytucji. Na temat tego czym jest „podległość organizacyjna” można by zrobić cały wykład z prawa konstytucyjnego. W każdym razie konia z rzędem temu kto dokładnie wskaże wszystkie jednostki organizacyjne podległe Radzie Ministrów.

Jestem jednak przekonany, że wielu adresatów Strategii np. policja, prokuratura, sądy i szeroko pojęte szkolnictwo nie jest podległe Radzie Ministrów, stąd już tylko z tego powodu taka uchwała byłaby w znacznej części nieważna! Czy znajdzie się w Polsce 50 posłów lub 30 senatorów, którzy złożyliby odpowiedni wniosek do Trybunału Konstytucyjnego? Niestety wątpię.

Czy omawiana Strategia może ograniczać wolność słowa i debatę publiczną np. poprzez penalizowanie krytyki polityki Izraela lub opinii o wydarzeniach historycznych?

– Jeśli potraktować by Strategię jako okólnik do organów władzy państwowej (co byłoby sprzeczne z powołanym przepisem Konstytucji), to w oczywisty sposób ograniczałaby ona wolność słowa i debatę publiczną, już choćby tylko z tego powodu, że postuluje przyjęcie definicji antysemityzmu stworzoną przez żydowską organizację IHRA (Międzynarodowy Sojusz na rzecz Pamięci o Holokauście). Według rzeczonej definicji:

Antysemityzm to określone postrzeganie Żydów, które może się wyrażać jako nienawiść do nich. Antysemityzm przejawia się zarówno w słowach, jak i czynach skierowanych przeciwko Żydom lub osobom, które nie są Żydami, oraz ich własności, a także przeciw instytucjom i obiektom religijnym społeczności żydowskiej.”

Ta definicja jest tak szeroka, że rzeczywiście umożliwiałaby penalizację krytyki Izraela np. w zakresie palestyńskiego ludobójstwa czy odpowiedzialności Żydów za rewolucję październikową i bolszewickie zbrodnie. Czy postrzeganie Żydów przez pryzmat ww. wydarzeń może być pozytywne? Jako praktyk mogę natomiast stwierdzić, że – z uwagi na nieostrość ww. definicji – odpowiednia interpretacja negatywnego postrzegania jako możliwej nienawiści, to już w zasadzie formalność.

Pasuje tu jak drut bon mot Voltair’a:

„By odkryć, kto tobą rządzi, po prostu sprawdź, kogo nie wolno ci krytykować.”

Tu jednak ważna uwaga – w Polsce nie istnieje (przynajmniej na razie) przestępstwo „antysemityzmu”. Mamy za to art. 257 kodeksu karnego, który zakazuje m.in. publicznego znieważania grup ludności albo poszczególnych osób z powodu ich przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, wyznaniowej albo z powodu ich bezwyznaniowości.

Przepis ten chroni wszelkie nacje: Polaków, Żydów, Eskimosów itd. Projektowana uchwała de facto wprowadza więc nadrzędność Żydów w stosunku do innych nacji. Taką nadrzędność Żydów z publicystycznego punktu widzenia można różnie nazywać – to jest zadanie dla dziennikarzy i publicystów. Z prawnego punktu widzenia jest to natomiast sprzeczne z art. 32 ust. 1 Konstytucji (zasada równości wobec prawa), zaś dla normalnego Polaka po prostu dziwne – to tak jakby mój gość w moim domu miał więcej praw niż ja – gospodarz.

Czy definicje „antysemityzmu” są tak szerokie, że mogą obejmować legalne wypowiedzi lub publikacje historyczne, w tym krytykę działań państwa izraelskiego?

– W polskim porządku prawnym nie ma legalnej definicji antysemityzmu. Sądy w tym zakresie (np. w procesach o zniesławienie kogoś określeniem „antysemita”), sięgają do definicji z encyklopedii PWN, wg której antysemityzmem jest wynikająca z różnego rodzaju uprzedzeń postawa niechęci, wrogości wobec Żydów i osób pochodzenia żydowskiego. To sensowna definicja bo zakłada, że niechęć/wrogość musi być bezpodstawna. Strategia chce rozszerzyć tą definicję wg propozycji IHRA, co samo w sobie budzi zastrzeżenia choćby z uwagi na fakt, że to Żydzi (zainteresowani) ustalają kto jest antysemitą.

To tak jakby – i proszę to potraktować tylko jako publicystyczną metaforę – mafia ustalała kodeksową definicję zorganizowanej grupy przestępczej. Powyższe zastrzeżenia nie są bezpodstawne – w Internecie znajdziemy setki dowodów na to, że Izrael używa „antysemityzmu” jako bicza na wszelką krytykę. Polecam wywiad z Szulammit Alloni (deputowaną do Knesetu i ministrem), która publicznie przyznała, że „Antysemityzm to sztuczka, zawsze jej używamy. Wspominamy Holocaust i nazywamy ludzi antysemitami, jeśli krytykują Izrael.”

Czy dziennikarze, nauczyciele lub obywatele będą zmuszeni do samocenzury swoich opinii o sytuacji w Palestynie z obawy przed konsekwencjami prawnymi?

– Ta samocenzura działa już od dawna, ponieważ nie od dziś władze IV RP „grożą” sankcjami karnymi za wypowiadane w przestrzeni publicznej treści. Orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nazywa to „efektem mrożącym”. Jego istota polega na tym, że dziennikarze czy inne osoby, które chciałyby zabrać głos w drażliwych kwestiach (np. ludobójstwo w Palestynie), nie robią tego z obawy przed poniesieniem przykrych konsekwencji. Tego rodzaju autocenzura nie tylko ogranicza wolność słowa poszczególnych osób, ale ma również negatywny wpływa na debatę publiczną i utrudnia społeczeństwu realizację prawa do otrzymywania informacji. To nie jakieś moje wymysły, ale stanowisko Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka z dn. 21/02/2019 (choć akurat w sprawie, w której Jarosław Kaczyński oskarżał o zniesławienie „Gazetę Wyborczą”).

Jakie mechanizmy ochrony przewidziano dla osób krytykujących działania państwa izraelskiego w kontekście praw człowieka, aby nie stały się ofiarami nadużyć?

– Koniec końców każdy obywatel korzysta z ochrony sądowej. Na szczęście w Polsce jest wielu porządnych i uczciwych sędziów, którzy takiej ochrony udzielą. Uświadomienie tego faktu (który może wydawać się poczciwą oczywistością), dało mi wiele do myślenia na temat „zamachu” na sądy, który rozpoczął się za czasów władzy PIS i trwa nadal.

Niestety nie każdy ma jednak czas, cierpliwość, nerwy i pieniądze, żeby „chodzić po sądach”. A szkoda, bo gdyby Polacy byli chociaż na tej płaszczyźnie bardziej waleczni, władza wykonawcza być może zastanowiłaby się dwa razy zanim podejmie kroki sprzeczne z prawem.

Co ciekawe (i cyniczne) Strategia przewiduje „gwarancje niezależności naukowej dla osób zajmujących się tematami polsko-żydowskich relacji, historyków etc.”. Ta ochrona będzie obejmować – jak można zakładać – „tych właściwych” historyków.

Jakie realne ryzyka grożą dziennikarzom, nauczycielom i organizacjom społecznym – czy mogą być ścigani lub karani za publikacje, które formalnie nie łamią prawa, ale mogą zostać uznane za „antysemickie”? Przykładowo, czy za stwierdzenie faktu, że żydowscy funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa w czasach stalinowskich mordowali Polaków, można ponieść konsekwencje prawne?

– Jeżeli ktoś „formalnie” nie łamie prawa to nie powinien być ani ścigany ani karany – to oczywiste. Strategia zawiera jednak niepokojące cele jak np.:

Zwiększenie liczby wszczynanych przez Policję dochodzeń oraz prowadzonych przez Prokuraturę postępowań dotyczących przestępstw o charakterze antysemickim poprzez zwiększenie świadomości i wiedzy wśród policjantów i prokuratorów na temat specyfiki takich przestępstw, uzyskiwanych dzięki właściwym szkoleniom, dystrybucji materiałów informacyjnych oraz kontaktom z przedstawicielami mniejszości żydowskiej w Polsce.”

albo

Podnoszenie świadomości sędziów na temat charakterystyki i wagi przestępstw o charakterze antysemickim w praktyce orzeczniczej sądów polskich poprzez przeprowadzenie właściwych szkoleń oraz dystrybucję materiałów informacyjnych“.

Ja to rozumiem w ten sposób, że – jak można przypuszczać wg autorów Strategii – taki np. prokurator pomimo 5 lat studiów, 3 lat aplikacji prokuratorskiej, co najmniej roku asesury i jakiegoś tam doświadczenia zawodowego, dalej nie wie, kiedy ktoś popełnia przestępstwo z art. 257 k.k. przeciwko Żydom, ale autorzy Strategii już mu to tak wytłumaczą, że w końcu się dowie.

Czy w ramach wdrażania Strategii przewidziano współpracę z zagranicznymi organizacjami i fundacjami – i jakie mogą być tego konsekwencje dla suwerenności Polski?

– Tak. Strategia zakłada:

  1. badania nad Zagładą (pisownia oryginalna) i współpracę międzynarodową w tej kwestii,
  2. podejmowanie współpracy międzynarodowej w obszarze wymiany wiedzy i doświadczeń orzeczniczych, w tym przede wszystkim dobrych praktyk w zakresie ścigania „antysemityzmu”
  3. podejmowanie współpracy międzynarodowej w obszarze monitorowania i gromadzenia danych na temat przestępstw o charakterze antysemickim, skupionej na wymianie dobrych praktyk oraz uzyskiwaniu danych porównawczych,
  4. wspieranie inicjatyw mających na celu przeciwdziałanie zaprzeczaniu/zniekształcaniu Holokaustu w sieci, w tym ściślejsze współdziałanie w ramach UE i organizacji międzynarodowych nad stworzeniem nowych, skutecznych mechanizmów przeciwdziałania tym zjawiskom oraz potencjalnych zagrożeń związanych z dezinformacją lub będących konsekwencją rozwoju AI,
  5. międzynarodową współpracę w ramach ochrony miejsc pamięci.

Co do drugiej części pytania – to znasz lepszych fachowców, którzy lepiej niż ja wytłumaczą, że taka wszelka „międzynarodowa” współpraca w tym zakresie godzi w naszą suwerenność. O tym jak działa taka np. Open Society Fundation Georga Sorosa (nomen omen Żyda), napisano i powiedziano już chyba dość. Z resztą wszędzie, gdzie próbowano zakazać się zagranicznego finansowania organizacji pozarządowych albo chociaż te kwestie poddać kontroli zaraz „oddolnie” powstawały protesty społeczne. Żeby nie sięgać daleko – kazus słowackiej ustawy o przejrzystości finansowania organizacji pozarządowych i próby „wywrócenia” rządu Roberta Fico. To daje do myślenia.

Tymczasem na hebrajskojęzycznych stronach internetowych trwa intensywna kampania zachęcająca obywateli Izraela do osiedlania się w Polsce (m.in. wskazuje, jak uzyskać polskie obywatelstwo i paszport). Czy w kontekście „Krajowej Strategii przeciwdziałania antysemityzmowi” działania te mogą prowadzić do sytuacji, w której Polacy tracą realny wpływ na swoje państwo, a priorytetowe traktowanie jednej grupy wyznaniowej lub narodowej wzmacnia zewnętrzne wpływy?

– To świetne pytanie. Odpowiem tak: a może to nie jest przypadkowa koincydencja? Polakom może nie spodobać się masowy napływ osób cywilizacyjnie i kulturowo nam obcych. Krytyka takiej migracji doskonale pasowałaby do ww. definicji IHRA, tj. jako określone postrzeganie Żydów, które może się wyrażać jako nienawiść do nich.

Na koniec warto także wspomnieć o jeszcze jednej kwestii – finansowej. Kto zapłaci za te wszystkie, szkolenia, międzynarodowe konsultacje, granty (to słowo pada w Strategii aż 3 razy), itp. Państwo Izrael? Gminy żydowskie? Czy naprawdę w Polsce nie ma ważniejszych problemów, na które powinno się przeznaczyć pieniądze podatnika? To oczywiście pytanie retoryczne.

Dziękuję za podzielenie się prawniczą wiedzą i spostrzeżeniami.
Rozmawiała Agnieszka Piwar