„Europejczycy”, proszę mnie nie rozśmieszać…
Elżbieta Królikowska-Avis https://wpolityce.pl/polityka/746921-europejczycy-prosze-mnie-nie-rozsmieszac
Tym razem komentarz w wersji light, choć ostatecznie dotyczy tematów poważnych: cywilizowanych zachowań, szacunku dla ludzi, instytucji i wydarzeń.
Ostatnio miało miejsce kilka zdumiewających faktów, które potwierdziły teorię o samozwańczym charakterze elit lewicowo-liberalnych. Że nie wiedzą, co to jest etos polskich elit – „tych, co wnoszą coś pozytywnego w obieg społeczny i bezinteresownie poczuwają się do odpowiedzialności za resztę” – nie znają „kodu polityka”, określającego całość zachowań delikwenta, łącznie z wiarygodnością i uczciwością, nie mają nawet pojęcia, co to jest dress code, czyli jak powinna się ubierać osoba publiczna w sytuacjach oficjalnych.
Najpierw Radek Sikorski. Otóż ten polityk lubi się kreować na angielskiego dżentelmena, wszystkie te tweedy, aksamitne kołnierze marynarek, krawat z oksfordzkiej uczelni. Jednak wcale nierzadko zdarza mu się popełniać faux pas, jak podczas ostatniej konwencji KO, kiedy zamiast oficjalnego ciemnego garnituru, wystąpił w stroju weekendowym, beżowa marynarka i brązowe buty. I nie był to jedyny raz, kiedy bardzo odstawał od otoczenia oraz sytuacji. Ale nie chodzi tylko o dress code. Bo angielski dżentelmen, to przede wszystkim fair play, powściągliwość i dobre obyczaje – które wbrew temu, co się mówi, ułatwiają, a nie utrudniają komunikację.
A wicepremier Sikorski bardzo był wczoraj z siebie zadowolony, bo nie podał ręki ministrowi prezydenckiemu, prof. Sławomirowi Cenckiewiczowi. Jak daleko mu do Wałęsy, który kiedyś przed debatą telewizyjną powiedział Kwaśniewskiemu, że „może mu co najwyżej podać nogę”? Więc nawet gdyby wystąpił przyodziany od stóp do głów w tweedy z wyspy Harris, styl i wzięcie wozaka kompletnie go dyskwalifikują, jako osobę prywatną, a zwłaszcza publiczną. Minister spraw zagranicznych powinien umieć poruszać się korytarzami władzy, a podstawą jest protokół dyplomatyczny i właśnie dobre obyczaje.
Pałac Westminsterski jest chyba jedynym parlamentem, gdzie ceni się poczucie humoru. I długo pamiętane są powiedzonka posłów, jak nazwanie konserwatystki Angeli Browning „Miss Marple z drugiej ręki” – co jest zabawne, ale zostało nazwane „dzikim atakiem” i labourzysta Martin O’Neill musiał przepraszać. Albo, inne powiedzonko, bardzo sensowne, tym razem Tony Banksa, ”jeśli jesteś w dziurze, przestań kopać”. I ostatni zwrot, z kolei autorstwa jednego z najdowcipniejszych brytyjskich posłów, nieżyjącego już Dennisa Healey, który odpalił swemu koledze Jeffreyowi Howe: ”Kiedy szarżuje na mnie poseł okręgu Lewis, czuję się jakbym był atakowany przez martwa owcę”.
Nic to Państwu nie przypomina? Bo mnie dowcip Radka Sikorskiego sprzed kilku dni: ”Być zaatakowanym przez Mateckiego, to jakby na człowieka rzucił się martwy skunks”. Od razu rozpoznałam ten żart sprzed lat, który opisałam w swojej korespondencji nt. języka w Izbie Gmin. A tu Sikorski podkrada dowcip, i sprzedaje go jako własny! Albo chamski atak, albo pouczanie ex cathedra, albo joke snatching, podkradanie żartów. Jest jak aktor, który tak bardzo utożsamił się ze swoją nową rolą, że tyko od czasu do czasu – patrz: taśmy prawdy z „Sowy i przyjaciół”, niegrzeczne odzywki do pani poseł Beaty Kępy i innych posłanek Prawa i Sprawiedliwości – wyziera jego prawdziwa natura. I kolejny dysonans poznawczy gotowy.
I drugi portret, choć może powinien być pierwszy? Szczyt Unia Europejska – Unia Afrykańska w Lusace, Angola. Port lotniczy, czerwony dywan, gwardia honorowa i sfatygowany starszy facet w zmiętej 12-godzinnym lotem koszuli i w mocno steranych butach. Kto to? Skąd on się wziął? A to premier europejskiego państwa średniej wielkości, Donald Tusk. Widok był naprawdę niecodzienny! Internet oszalał! „Jak wujas na poprawinach”, „gdzie ci wszyscy ‘specjaliści’ od wizerunku?”.
No i przecież całkiem niedawno widzieliśmy Tuska z Karolem III, jak sunął od drzwi z wyciągniętą ręką, a potem dokończył kompromitacji poklepując króla po plecach. Co w KPRM robi armia PR-owców i ekspertów od wizerunku? Czy przed wizytą w Pałacu Buckingham nikt nie ostrzegł premiera, że protokół mówi – to król podaje rękę i odzywa się pierwszy. I w dodatku, jak zwykle, przykleił się do cudzych zasług i wystąpił jako „współtwórca odtworzonego w Gdańsku XVI-wiecznego Teatru Szekspirowskiego”, którym nie był. Autorem projektu i wykonawcą Theatrum Gedanense był bowiem nieżyjący już prof. Jerzy Lemon, który zresztą za to otrzymał od Elżbiety II OBE, Order Brytyjskiego Imperium.
I jeszcze jedna uwaga dotycząca stylu uprawiania polityki Donalda Tuska. Od czasu do czasu w korytarzach KPRM słychać pełne trwogi szepty ministrów, „To zdenerwowało Donalda”, „Donald się wściekł”. Chyba wszyscy pamiętamy „Ogniem i mieczem”, Sicz, Chmielnicki, powstanie kozackie, i pełną lęku śpiewkę Tatarów: ”Hej, hej Tuhaj – bej, rozsierdywsia duże. Hej, hej Tuhaj bej, ne serdysia druże”.
Pamiętam też fragment „Iwana Grożnego” Siergieja Eisensteina, kiedy bojarzy wpełzali do komnaty cara na kolanach, bijąc czołem pokłony. W tym samym czasie polscy możnowładcy mieli liberum veto, własne armie i często gęsto buntowali się przeciw królom. Europa i Azja, to są właśnie te różnice cywilizacyjne!
Chętnie przypomnę wizytę premier Ewy Kopacz u kanclerz Angeli Merkel. Czerwony dywan, Kopacz wyrywa się naprzód, pozostawiając gospodynie daleko za sobą, gubi na zakrętach, aż Merkel chwyta ją mocno pod rękę i pacyfikuje. Kto tak robi? Przecież Kopacz była gościem, winna patrzeć na gospodynię, gdzie ją postawi/poprowadzi/usadzi. Zero taktu i dobrych obyczajów. No i nowy marszałek Sejmu, „czerwony Wołodia”, „marszałek nielot”, Włodzimierz Czarzasty. Wreszcie w garniturze, najpierw rozśmieszył nas mówiąc, że „będzie konsekwentnie działał w granicach regulaminu Sejmu”, aby zaraz potem zaprzeczyć sobie i oznajmić, że „jak będzie trzeba, będzie korzystał w marszałkowskiego veta”, o którym w tysiącletniej historii polskiego prawa nikt nie słyszał. Miliony Polaków pamiętają go jeszcze z największego skandalu korupcyjnego PRL, afery Rywina, gdzie przeżył swoje dni hańby, tak jak swoje dni chwały przeżywał młody poseł i świetny prawnik, Zbigniew Ziobro. Czarzasty jest dziś drugą osobą w państwie, a Ziobro – na wygnaniu w Budapeszcie. Jeden z dziwacznych paradoksów życia? Czy signum temporis, „znak czasów”?
Towarzysz Czarzasty był zresztą wówczas członkiem Stowarzyszenia Ordynacka, obok Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Siwca, które miało integrować elity PRL, a okazało się kolejną przechowalnią młodych aparatczyków, z możliwością robienia dużych pieniędzy. Ale teraz komuniści, „po 18 latach w czyśćcu”, dostali swoją szansę, i założę się, że ją wykorzystają. I tylko Anna Maria Żukowska wierzy, że „Włodek zawsze jest po stronie praw człowieka i w obronie grup uciskanych”. Bo już w swoim pożal się Boże orędziu, Czarzasty zadeklarował, że „będzie lojalnym i przewidywalnym elementem Koalicji”.
Kiedy takie zachowania odniesiemy do współczesnej nawet Izby Gmin, ciarki przechodzą po plecach! Po pierwsze, Mr Speaker zawiesza członkostwo w swojej partii, na znak, że jest gospodarzem wszystkich ugrupowań. A po drugie, bardzo dba o obiektywizmie prowadzenia obrad. Znane są pretensje konserwatystów do Johna Bercowa, który tak bardzo przejął się rolą, że zaczął faworyzować labourzystów! Czy marszałek Czarzasty, przyjmując honor, już w garniturze, zawiesił swoje członkostwo w KO? Nie. A zaraz potem wygłosił akt strzelisty, aby upewnić Donalda Tuska i komandę, że jest „swój”.
Postkomuniści podróżują służbowo po świecie, niektórzy w garniturach od Hugo Bossa czy Ermenegilda Zegni. I choć pewnie już nie sikają do umywalki i nie czyszczą butów zasłonami, wciąż im się coś przydarza, coś co skłania do zastanowienia – gdzie, w jakiej rodzinie oni się wychowywali? No właśnie. Ideologia – ideologią, ale styl, wzięcie, sznyt to także część różnic cywilizacyjnych między nami a postkomuną. Można przebrać się z czerwonego sweterka w garnitur, ale i tak nic się nie zmieni.