„O wojnie” Clausewitza. Dlaczego nie jestem patriotą
=================================================================
Carl Phillip Gottlieb von Clausewitz (ur. 1780, zm. 1831)
Powszechnie znane są jego powiedzenia: Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami.
oraz: Pokój to zawieszenie broni pomiędzy dwiema wojnami.

================================================
kelkeszos
https://www.salon24.pl/u/qqc1968/1477356,o-wojnie-dlaczego-nie-jestem-patriota
O dziele ca słyszał chyba każdy, choćby zdawkowo zainteresowany historią, mało jednak osób wie, że pierwsze polskie tłumaczenie tej fundamentalnej dla rozumienia kwestii wojny pracy, dostaliśmy dopiero w 1928r.
W tym czasie przemyślenia Clausewitza zdążyły już zrobić furorę w całym cywilizowanym świecie, w samych Niemczech książka doczekała się ośmiu wydań, a przedmowę do piątego, w 1905r. osobiście napisał Alfred von Schlieffen.
Być może jakaś część polskich myślicieli korzystała z oryginału niemieckiego, albo tłumaczeń na inne od ojczystego języki, tym niemniej znajomość pracy Clausewitza, w całym kluczowym dla dziejów narodowych okresie – była marginalna. Jedyny wykrywalny ślad rodzimej wiedzy o zasadach pruskiego stratega, to wydana w Berlinie w 1844r. analiza słynnego generała Wojciecha Chrzanowskiego „Wyciągi z celniejszych dzieł o wyższej części sztuki wojskowej „, zawierająca cytaty z Clausewitza.
Ta oczywista ułomność naszej świadomości czym w istocie jest wojna, miała i swoje głębokie przyczyny i daleko idące skutki, aktualne po dziś dzień. W czasach gdy polskie elity jak jeden mąż wmawiały światu i narodowi, że Polska jest „Chrystusem narodów”, a jej głównym zadaniem jest zginąć w walce, aby swoim cierpieniem zbawiać świat, inni działali według wbitej im przez Clausewitza zasady:
„Wojna jest aktem przemocy, mającym na celu zmuszenie przeciwnika do spełnienia naszej woli” i dalej „Przemoc i to przemoc fizyczna [ …] jest tedy środkiem, gdy celem jest narzucenie swej woli wrogowi. Aby cel ten osiągnąć, musimy wroga rozbroić – i to stanowi bezpośredni cel czynności wojennych”.
Konsekwencją tej prostej i niedającej się zbić obserwacji jest konieczny wniosek:
„Dusze miłosierne mogłyby może łatwo mniemać , że możliwe jest sztuczne rozbrojenie lub powalenie przeciwnika bez zadawania wielu ran, i że do tego powinna zmierzać sztuka wojenna . Choć brzmi to bardzo pięknie, jednak błąd ten sprostować należy; w rzeczach bowiem tak niebezpiecznych jak wojna, najgorsze są błędy , wypływające z dobroduszności „.
Oczywiście, aby osiągnąć cel wojny musimy doprowadzić po swojej stronie do „krańcowego napięcia sił”, będącego sumą posiadanych środków wojny i „napięcia siły woli”. W innym wypadku – przegrywamy i nie mając pewności, że jesteśmy po swojej stronie owo „krańcowe napięcie sił” wywołać, powinniśmy wojny unikać. Ta jest wprawdzie przedłużeniem polityki, ale tylko na zasadzie sprzężenia zwrotnego – polityka to bowiem prowadzenie wojny niemilitarnymi środkami.
Gdy zatem nie jesteśmy w stanie już wojną osiągnąć jej celu, czyli narzucenia wrogowi naszej woli, musimy zacząć negocjacje pokojowe.
Strona niezdolna do „krańcowego napięcia sił” przegrywa, a znamiona klęski są najczęściej widoczne poprzez oznaki braku „napięcia siły woli”, objawiające się najczęściej hordami dezerterów i dekowników, a także skorumpowaniem i złodziejstwem dowództwa wojska i polityków zarządzających krajem. To są zazwyczaj symptomy niemożności wygrania wojny, a raczej przesłanki poniesienia w niej całkowitej klęski.
Polacy jako naród skrajnie pacyfistyczny, w zakresie wzniecania wojny nie mają praktycznie żadnych doświadczeń, poza wywołaniem Powstania Listopadowego i Powstania Krakowskiego. Obydwa te zrywy różnią się skalą, choć nie swoim bezsensem w rozumieniu zasad sztuki wojennej i jej ścisłego, nierozerwalnego związku z polityką.
Obydwa przy tym dają najlepsze świadectwo tego, że polskie ówczesne elity ( tu obawiam się, że niewiele uległo zmianie ), nadal uważają, że parzący nas płomień z ogniska, nie jest efektem intensywnego procesu utleniania, tylko działalności złego ducha ukrytego w palenisku. I według takiej wiedzy o świecie działały i działają.
Jakie cele zakładali przywódcy tych dwóch powstań? Wzniecenie i wygranie wojny, czyli obezwładnienie wroga. Jakimi środkami? Insurekcji krakowskiej udało się zgromadzić według różnych szacunków około dwóch tysięcy ludzi i przy pomocy tej siły, rzucić wyzwanie Austrii, Rosji i Prusom. Skutek znamy. Bratobójcza tragiczna rzeź „myśmy wszystko zapomnieli, mego ojca piłą rżnęli”.
Powstanie Listopadowe to już wojna w „obronie konstytucji”. Jego przywódcy niemal na samym jej początku określili cele tak ekstremalne i tak niemożliwe do zrealizowania, że tylko ludzie głęboko rozminięci z rzeczywistością, mogą rozważać tu jakieś szanse.
Przypomnijmy: 25 stycznia 1831r. Sejm Królestwa Polskiego zdetronizował króla – Mikołaja I. Konstytucja nie przewidywała takiej możliwości, co więcej na zasadzie swoich artykułów 1 i 3 przewidywała, że królem mógł być tylko rosyjski car, panujący w zgodzie z wydaną w 1797r. przez Pawła I „Ustawą o rodzinie carskiej”.
Czyli konstytucję posłowie wyrzucili do śmieci, zdając sobie sprawę, że w tej sytuacji wywołują wojnę nie tylko z Rosją, ale z całą legitymistyczną Europą, bo samo istnienie Królestwa Polskiego było oparte na włączonych jako załączniki do „Aktu Finalnego Wiedeńskiego” traktatów z dnia 30 kwietnia 1815r. , zawartych między Rosją i Austrią oraz Rosją i Prusami. W tej sytuacji detronizacja Mikołaja I ” w obronie konstytucji”, była zniszczeniem całego ładu po-wiedeńskiego, ze wszystkimi konsekwencjami.
Takie działanie wymaga siły zdolnej do skrajnego przeprowadzenia „aktu przemocy”, aby zmusić przeciwnika, a raczej w tym wypadku kilku, do spełnienia naszej woli. Jeśli się takich środków nie posiada, wezwanie „do broni” jest wezwaniem do rzezi. To rozumiał Clausewitz dokładnie w tych samym czasie, gdy wyznaczający cele ekstremalne polskiemu powstaniu patrioci, najbardziej cierpieli, że Warszawa we wrześniu 1831r. została przez Krukowieckiego i Prądzyńskiego poddana, a nie zagrzebana z całą ludnością we własnych ruinach.
Nie sądzę abyśmy z tych wszystkich naszych nieszczęść potrafili wyciągać wnioski. Może społecznie, instynktownie – tak, bo publiczność do wojny się nie garnie, ale już nasze narodowe elity – wręcz przeciwnie. I choć wiara w Chrystusa mocno już współcześnie zwątlała, to nadal te nauki „Wieszczów” tkwią mocno w głowach naszych elit. Polska już może nie tyle „Chrystusem narodów”, ale sumieniem to tak.
Może dla otrzeźwienia różnych wielkich geostrategów winno się wprowadzić do kanonu lektur na wyższych uczelniach Clausewitza, a już z pewnością „Dzieje głupoty w Polsce”. Nawet jeśli to by nie otrzeźwiło naszych elit, to przynajmniej potem, w trakcie różnych procesów, różni wielcy gadacze, nie mogliby się powoływać, na nieznajomość zasad.
Póki co, osobnikom takim jak ja, mającym w głębokim niepoważaniu polskich romantyków, „wieszczów”, rewolucjonistów non stop krzyczących „za mną” i „do broni”, musi wystarczać bolesna świadomość, że nie zaliczamy się do grona patriotów.
Trudno, pożyjemy i zobaczymy, czy i jak pożyjemy. Lepiej by było abyśmy trwali z jakąś możliwością działania, bo w Polsce najwięksi bohaterowie nigdy się nie zastanawiają, kto i jak ma karmić pozostałe po wojnie wdowy i sieroty, najczęściej przy tym zdane na niełaskę zwycięzców.