Matka Kurka https://www.kontrowersje.net/zadnej-kariery-morawiecki-nie-zrobi-zostanie-marcinkiewiczem/
Jest dokładnie tak, jak pisałem! Morawiecki „patriotycznie” wyszedł przed szereg i oświadczył, że nie będzie importu paliw z Rosji.
W pustosłowiu naszpikowanym wzniosłymi przymiotnikami nie było cienia racjonalnego działania i żadnych informacji na temat deficytów i tym samym gigantycznych kłopotów, w jakie wpadną polskie rodziny i polski przemysł.
Potrzeba chwili i propagandowa kalkulacja nastawiona na populistyczne zbieranie oklasków na balkonach, przesądziła o największym kryzysie energetycznym od czasów prawdziwej wojny. Obojętnie w jaki sposób ta dziura zostanie załatana, o ile w ogóle tak się stanie, pewne jest, że już nas to kosztuje minimum 11 miliardów złotych i co więcej ten wydatek na dopłaty do węgla w żaden sposób nie rozwiązuje problemu. Przeciwnie to jest kolejny sygnał dla dostawców i to z całego świata, że Polska nie ma wyjścia i kupi niemal każdy węgiel za każdą cenę.
Posypały się też pierwsze dymisje w dość groteskowej formule, bo oto „zasłużony i wybitny” Piotr Naimski za zasługi musiał się pożegnać ze stanowiskiem pełnomocnika Rządu do spraw Strategicznej Infrastruktury Energetycznej. Jego zastępcą został zupełnie nieznany Mateusz Berger i z tej okazji najczęstsze tytuły, jakie się pojawiły w mediach to: „Kim jest następca Naimskiego”.
O czym to świadczy? Przede wszystkim o tym, że nikt z nazwiskiem nie chciał się do tej stajni Augiasza zbliżać, co zresztą stało się normą, wcześnie tygodniami poszukiwano ministra finansów i daje głowę, że może 5% Polaków wie, jak się nazywa nowa pani minister, przy okazji dodam, że sam należę do tych 95%.
Z grubsza aktywność polityczna Mateusza Morawieckiego wygląda tak, że najpierw robi sobie kosztowny PR, potem wpędza Polskę w poważne albo gigantyczne problemy, na końcu wyciąga z naszych portfeli poważne albo gigantyczne pieniądze i rozpaczliwie szuka nowego ministra, który się na tej ruinie osiedli. Często porównuje się ten „styl” uprawiania polityki do towarzysza Gierka, ale to jest kompletnie absurdalne porównanie. Owszem, Gierek zadłużył Polskę i uprawiał wyjątkowo toporną propagandę, ale mimo wszystko za jego czasów powstały kopalnie i huty, wybudowano legendarne miliony mieszkań, a Polska produkowała samochody, nie samochodziki napędzane bateryjkami.
Poza przekopem mierzei i jakimiś mrzonkami o elektrycznej „Izerze”, Morawiecki pozostawia po sobie zgliszcza, które trzeba będzie porządkować przez lata. Były szef Morawieckiego prowadził identyczną politykę i gdy już się wszystko waliło musiał się ewakuować do Brukseli. Mówi się, że Morawieckiemu marzy się identyczna kariera i wzorem Tuska chce objąć jakieś europejskie, czy nawet światowe stanowisko. Marzyć może, ale szanse ma na to praktycznie żadne. Tusk latami biegał wokół europejskich polityków i podawał im płaszcze, Morawiecki w Europie w zasadzie robi to samo, ale na wewnętrzne potrzeby pyskował „patriotycznie” i tym samym przekreślił swoją karierę. Nie ma też mowy, aby polityk z takim bagażem i zmęczonym wizerunkiem, miał jakiekolwiek szanse na wygranie wyborów prezydenckich. Jedyna perspektywa kariery politycznej, jaka się realnie rysuje przed Morawieckim, to objęcie schedy po Kaczyńskim. Niejeden Czytelnik pewnie się uśmiał w tym miejscu i poniekąd słusznie, chociaż rzecz wymaga szerszego wyjaśnienia.
Wskazałem na jedyną realną perspektywę, ale nie twierdzę, że to jest perspektywa osiągalna dla Morawieckiego. Gdyby nie poparcie samego Kaczyńskiego, to Morawiecki dawno byłby w innym miejscu niż jest. W PiS nie ma wielu polityków, którzy podzielają entuzjazm Kaczyńskiego i wspierają jego najnowszą, jak zawsze fatalną, decyzję kadrową. Dopóki prezesem PiS jest „niezastąpiony prezes” Morawiecki może się utrzymać w obiegu politycznym, ale jak to się wszystko posypie nie o szefowaniu PiS, tylko o kierunku ucieczki trzeba będzie myśleć. Mieliśmy w Polsce kilka takich błyskotliwych karier politycznych zakończonych w taki sam sposób i to po każdej stronie sceny politycznej. Kto dziś pamięta takie nazwiska, jak Olejniczak, który miał być „drugim Kwaśniewskim”, czy Krzaklewski aspirujący do nowej „legendy Solidarności”. Jakoś tam w pamięci zapadł Kazimierz Marcinkiewicz i taka samą karierę wróżę Morawieckiemu.