Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5246 8 września 2022
Zbliżają się wybory parlamentarne, a tymczasem sondaże od wielu miesięcy pokazują, że PiS wprawdzie może uzyskać najlepszy wynik wyborczy, ale nie wystarczy to na samodzielne utworzenie rządu. To duży problem, bo z drugiej strony pojawiają się niepokojące sygnały, że gdyby tak opozycja, nawet nie firmowana przez znienawidzonego Donalda Tuska, który od co najmniej 2005 roku, kiedy to ośmielił się kandydować w wyborach prezydenckich przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu, którego Naczelnik Państwa przeznaczył naszemu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu na prezydenta, pozostaje pierwszym wrogiem publicznym, jako przywódca obozu zdrady i zaprzaństwa, potrafiła zewrzeć szeregi na przykład pod przewodnictwem Rafała Trzaskowskiego do spółki z Szymonem Hołownią, to mogłaby utworzyć alternatywny rząd, tym bardziej, że Amerykanie, na których obóz dobrej zmiany postawił wszystko, ostatnio dali sygnał, że Trzaskowski też może być ich duszeńką.
Świadczyła o tym nie tylko wizyta ambasadora Brzezińskiego na Campusie Trzaskowskiego, ale jeszcze bardziej – pielgrzymka niezawisłych sędziów do Ekscelencji. Już tam niezawiśli sędziowie muszą wiedzieć coś, czego my jeszcze nie wiemy. Ale my też coś wiemy – na przykład, że PiS nie jest w stanie pozyskać żadnych partnerów koalicyjnych, o czym świadczą choćby oszczerstwa rzucane przez Propaganda Abteilung Jacka Kurskiego na polityków Konfederacji – że są ruskimi agentami, a nie – jak cała reszta, która wysługuje się albo Niemcom, albo Ukraińcom, którzy przez naszych Najważniejszych Sojuszników, wkręcani są w ruską maszynkę do mięsa.
Tymczasem zainteresowanie „dążeniem” do prawdy w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej osłabło wśród wyznawców Naczelnika Państwa do tego stopnia, że po ogłoszeniu „zwycięstwa”, nawet „raport” Antoniego Macierewicza o „dwóch wybuchach” nie wywołał najmniejszego rezonansu. Czym w tej sytuacji rozhuśtywać emocjonalnie wyznawców?
Z pomocą przyszła wojna hybrydowa, jaką Niemcy rozpętały przeciwko Polsce od początku roku 2016, w której wykorzystują instytucje unijne do dyscyplinowania naszego nieszczęśliwego kraju, najpierw pod pretekstem niedostatków „demokracji”, a od marca 2017 roku – pod pretekstem niedostatków praworządności. Sprzyja ona w sposób naturalny podsycaniu niechęci do Niemiec, które ponadto są protektorami Donalda Tuska, uznanego przez Naczelnika Państwa za wroga publicznego numer 2 – bo pierwsze miejsce, zgodnie z rozkazem Naszego Najważniejszego Sojusznika, zajmuje oczywiście Putin.
Po drugie, wielce Czcigodny poseł Mularczyk wpadł na pomysł rozpoczęcia „dążenia” do uzyskania od Niemiec reparacji wojennych. Premier Morawiecki sypnął złotem na Instytut Strat Wojennych, w którym prawdziwe są synekury i pensje, więc Naczelnik Państwa straciwszy nadzieję na uzyskanie środków z Funduszu Odbudowy, postanowił wykorzystać „dążenie” do reparacji wojennych do rozhuśtywania wyznawców przed przyszłorocznymi wyborami w nadziei, że przysporzy to Zjednoczonej Prawicy przynajmniej tyle głosów, by mogła samodzielnie utworzyć rząd i podtrzymać „zdobycze” jego pretorianów. Toteż nic dziwnego, że oficjalnie proklamował rozpoczęcie „dążenia”.
To jednak stanowi tylko jeden aspekt problemu.
Drugi to okoliczność, że obok Donalda Tuska pojawił się drugi pretendent obozu zdrady i zaprzaństwa do przejęcia w przyszłym roku rządów w naszym bantustanie, w osobie Rafała Trzaskowskiego, który próbuje wprząc do swego rydwanu Szymona Hołownię, za którym w dyskretnym cieniu stoi były członek Rady Atlantyckiej, Michał Kobosko. No a teraz, na Campusie u pana Rafała, pojawił się ambasador USA w Polsce, pan Brzeziński, a zaraz potem z pielgrzymką przyszli do niego niezawiśli sędziowie, którzy najwyraźniej wiedzą już coś, czego my jeszcze nie wiemy. Toteż Naczelnik Państwa nie miał wyjścia. Musiał przelicytować nie tylko pana Jana Zbigniewa hrabiego Potockiego, co to przed Europejskim Sądem Polubownym w Ciechanowie wyprocesował dla Polski ponad 800 mld dolarów reparacji. Naczelnik ogłosił, że nie żadne tam 800 miliardów, tylko Niemcy muszą wypłacić nam ponad bilion dolarów. Do tego będziemy „dążyć”, przynajmniej do przyszłorocznych wyborów.
W tej sytuacji przed naszym nieszczęśliwym krajem otwierają się szerokie perspektywy tym bardziej, że każdego, kto próbowałby podważyć prostą i żarliwą wiarę w reparacje, można będzie zdyskredytować, jako niemieckiego agenta – bo ruscy agenci, których kawaler orderu przyznanego z inicjatywy Służby Bezpieki Ukrainy tylu już zdemaskował, chyba nie mieliby żadnego interesu w podważaniu wiary w reparacje – chociaż oczywiście nigdy nic nie wiadomo, bo przecież Putin zdolny jest do wszystkiego. Toteż tylko patrzeć, jak Kluby „Gazety Polskiej” zostaną zmobilizowane do urządzania demonstracji pod hasłem reparacji wojennych od Niemiec.
To można by potraktować jako swego rodzaju osobliwość, gdyby nie jedna okoliczność, która inicjatywie Naczelnika Państwa nadaje charakter antypaństwowy i antynarodowy. Chodzi o pomysł, by „dążenie” do reparacji wojennych od Niemiec Polska powiązała z żydowskimi roszczeniami majątkowymi wobec naszego nieszczęśliwego kraju. Niebezpieczeństwo – najdelikatniej mówiąc – polega na tym, że w ten sposób Polska uznałaby de facto zasadność żydowskich roszczeń majątkowych, na czym Żydom od samego początku, kiedy wpadli na pomysł by Polskę w ten sposób wyszlamować, a może nawet trwale zdominować ekonomicznie, bardzo zależało.
W ten oto sposób Naczelnik Państwa, pod pozorem ultrapatriotycznej inicjatywy, podejmuje walkę z Rafałem Trzaskowskim, który w maju dogadał się z przewodniczącym Światowego Kongresu Żydów Ronaldem Lauderem i Alexandrem Sorosem, synem grandziarza i szefem fundacji Społeczeństwa Otwartego, o względy Naszego Najważniejszego Sojusznika – kogo uzna w Polsce za swoją ukochaną duszeńkę.