Izabela Brodacka
Trafiła mi w ręce prezentacja sporządzona przez pana mecenasa Mariusza Godlewskiego, którą rozesłano do licznych ( a może i do wszystkich) szkół. Prezentacja pokazuje krok po kroku jak mają zachowywać się i postępować nauczyciele i wychowawcy gorąco przejęci tak zwanym „dobrem dziecka”. Otóż mają przede wszystkim donosić. Donosić o wszelkich dostrzeżonych ich zdaniem nieprawidłowościach. Poza tym nauczyciele i wychowawcy mają wdrażać procedury, pilnować ich wdrażania, a nawet monitorować pracę sądów. Szczegółowa instrukcja pisania donosów zaleca używanie prostych sformułowań i unikanie zwrotów typu, możliwe, prawdopodobne. Jak widać chodzi o to żeby organy decydujące o losach dziecka nie wahały się przed zastosowaniem najbardziej drastycznych środków. Takich jak odebranie dziecka jego prawdziwej rodzinie i oddanie do domu dziecka albo do rodziny zastępczej.
Problem jest w tym, że poglądy na dobro dziecka różnią się i to zasadniczo w relacji do środowiska, kultury, oraz nawyków cywilizacyjnych. Zwolennik wczesnego wciągania dzieci w kwestie seksualne będzie uważał że są one poszkodowane nie mając dostępu do odpowiedniej edukacji, na przykład do lekcji masturbacji. W Niemczech protest rodziców przeciwko podobnym praktykom może skutkować odebraniem im dziecka przez Jugendamt. Stosunek do zwierząt, książek, muzyki, sportu też jest pochodną środowiska. Znany mi jest przypadek gdy kurator wizytująca mieszkanie matki objętej nadzorem zgłosiła, że w mieszkaniu jest zbyt wiele książek, a w książkach są roztocza wywołujące groźne uczulenia i żądała usunięcia tych książek. Dla rodziców rejs morski może być właściwą formą spędzania przez dziecko czasu podczas gdy kurator może taki rejs traktować jako zagrożenie życia i zdrowia. To samo dotyczy wspinaczki, narciarstwa, konnej jazdy czy spadochroniarstwa. Warunki pobytów wakacyjnych też bywają przedmiotem sporu. Niektórzy rodzice życzą sobie żeby dziecko spędzało wakacje w pensjonacie z osobną łazienką w każdym pokoju i jeżeli ich tylko na to stać to ich sprawa. Muszą się jednak liczyć z faktem, że wychowują lalusia i mięczaka. Inni rodzice wybierają dla dziecka obóz sportowy albo wręcz obóz przetrwania. Jeżeli dziecku to odpowiada wszystko jest w porządku. To nie jest tak, że każde dziecko powinno mieć osobny pokój z własną łazienką w domu i na wakacjach, że powinno mieć prywatny komputer i telefon najnowszej generacji, firmowe ubrania i kosztowne zajęcia dodatkowe. Basen, konną jazdę, lekcje baletu i angielskiego. Jeżeli nawet uznamy to za pożądane takie warunki powinni zapewnić dziecku rodzice, a nie społeczeństwo.
Otóż twierdzę, że do niezbywalnych praw każdego człowieka należy prawo do życia w biedzie. Dotyczy to również, a właściwie przede wszystkim dzieci, które są najbardziej zagrożone inicjatywami lewactwa. Lewactwo widząc nieskuteczność troski o sztandarowy proletariat oraz utopijność postulatu bezwzględnej równości ( jak się okazało wszyscy mogą mieć co najwyżej jednakowo źle ) znalazło sobie w dzieciach proletariat zastępczy. To dzieci teraz mają mieć wszystkiego po równo. Dla kamuflażu nazywa się to równym startem.
Postulat powszechnej równości zaowocował stalinizmem czyli wymordowaniem milionów ludzi, głodem na Ukrainie, wywózkami i łagrami. Postulat równego startu owocuje obecnie odbieraniem dzieci rodzinie i przekazywaniem ich do tak zwanej pieczy zastępczej. Łatwo domyślić się , że „bidul” to największe nieszczęście dla dziecka. W bidulu panuje fala, wzajemne prześladowanie się przez dzieci, któremu nie są w stanie zapobiec wychowawcy nawet gdyby chcieli. Najczęściej jednak nie chcą. Wypalenie zawodowe jest w tym fachu nieuchronne. Mając do czynienia z dzieckiem trudnym, nieznośnym, agresywnym niezależnie od tego co je ukształtowało i jakie przeżycia były jego udziałem, wychowawca z konieczności sam staje się agresywny. Oczywiście, że w rodzinach zdarzają się przestępstwa przeciwko dziecku. Jak w każdej populacji zwykłych ludzi. Takie przestępstwa powinny być tępione z całą bezwzględnością, a ich ofiary chronione. Zdarza się przecież, że dzieci same proszą o umieszczenie ich w domu dziecka gdy w domu jest, pijaństwo i przemoc. Albo tylko zwykła bieda i głód. Na pewno nie ma jednak sensu odbieranie dziecka rodzinie tylko dlatego, że w domu jest bałagan, fruwają muszki owocówki, albo gusta i priorytety życiowe kuratora różnią się od stylu życia rodziców. A tak zdarza się bardzo często, jeżeli nie najczęściej.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt proponowanego przez mecenasa Godlewskiego systemu nauczycielskiego donosicielstwa. Uczeń czuje się inwigilowany i zagrożony dociekliwością pedagogów. Ma świadomość, że siniaki będące wynikiem koleżeńskiej bójki w szkole czy na podwórku mogą uruchomić zagrażającą bezpieczeństwu jego rodziny procedurę. Uczniowie tracą zaufanie do nauczycieli i pedagogów i pod żadnym pozorem, nawet w poważnej sprawie nie zwrócą się do nich o pomoc. Uważają ich za zwykłych kapusiów opresyjnego systemu.
Co gorsza w niektórych szkołach wprowadza się samocenę uczniów i ich ocenianie przez kolegów zapewne w nieświadomości tego jakie tradycje mają takie pomysły. Takie właśnie były koncepcje wychowawcze niejakiego Makarenki. Była to cześć systemu powszechnej sowieckiej inwigilacji. Samocena to sowiecka samokrytyka będąca przekleństwem pracowników fabryk i urzędów. Związana z „rozrabianiem” czyli wykańczaniem wskazanych przez partię osób. Po upokarzającej samokrytyce składnej przed kolegami, dotykał te osoby w zakładzie pracy powszechny ostracyzm. Nikt z nimi nie rozmawiał, koledzy uciekali przed nimi na korytarzu. Tak jakby ich naznaczenie było zaraźliwe. I w pewnym sensie tak było.
Niezależnie od kompromitujących tradycji systemu samooceny uczniów i ich oceniania przez kolegów jest on z zasady nieprawidłowy. Od oceniania postępów uczniów i ich zachowania jest nauczyciel. Nie wolno stawiać ucznia w sytuacji konfliktu lojalności.
Niestety Makarenko jest jak widać wiecznie żywy.