Aborcja, dintojra i dopalacze
michalkiewicz Stanisław Michalkiewicz tygodnik „Goniec” (Toronto) • 10 marca 2024
Jak co roku nieubłaganie zbliża się Dzień Kobiet, w związku z tym kobiety, które w vaginecie Donalda Tuska zajmują stanowiska feministerek, a to od klimatu, a to od równości, a to od edukacji, stały się niebywale pobudzone z powodu aborcji, która wydaje się tuż w zasięgu ręki. Jak pisał Adam Mickiewicz, „co Francuz wymyśli, to Polak polubi”, a cóż dopiero – Polka, zwłaszcza opętana przez postępactwo? Toteż kiedy gruchnęła wieść, że Francja zamierza wpisać aborcję do konstytucji, jako podstawowe prawo człowieka, tubylcze postępactwo nie może już wytrzymać, żeby zrobić to samo, a jeśli nawet nie to samo, to żeby chociaż wprowadzić aborcję na życzenie, a może nawet na koszt państwa – jak zapłodnienie w szklance. W awangardzie oczywiście jest Lewica, której działaczki sprawiają wrażenie osobiście zainteresowanych skrobankami. Volksdeutsche Partei nie ma nic przeciwko temu, żeby Polki się skrobały, nawiązując w ten sposób do tradycji Generalnego Gubernatorstwa, którego fundamenty właśnie w mozole wznosimy.
Warto przypomnieć, że sam Adolf Hitler twierdził, iż osobiście zastrzeli „każdego idiotę”, który chciałby wprowadzić przepisy zabraniające aborcji na terenach okupowanych. Toteż piasek w szprychy rozpędzonego parowozu dziejów sypie tylko Trzecia Droga. Najwyraźniej minister-ministrowicz Władysław Kosiniak-Kamysz, przeżywający potężne dysonanse poznawcze w związku z protestami rolników, których rzekomo reprezentuje, nie chce brać na siebie tego odium. Nie chce jednak wyjść na wstecznika i ciemnogrodzianina, więc staje na nieubłaganym gruncie demokracji i wraz z sezonowym panem marszałkiem Hołownią forsują przeprowadzenie w tej sprawie referendum. Obawiam się jednak, że czujna w sprawie skrobanek niczym żuraw pani Marta Lempart, przejrzała go na wylot, podobnie jak Donalda Tuska. Twierdzi bowiem, że Trzecia Droga, podobnie jak Volksdeutsche Partei, wyłudziła kobiece głosy, a teraz się miga ze spełnieniem obietnic. Jeśli teraz jakaś kobieta umrze w szpitalu z powodu ciąży, to będzie to wina Donalda Tuska – powiedziała. Może i będzie – ale skoro tak łatwo od kobiet te głosy wyłudzić, to po co im one w ogóle potrzebne?
Podobno stosowna ustawa jest już gotowa, podobnie jak umieszczenie w kodeksie karnym penalizacji „mowy nienawiści”, co zapowiadała już dawno pani Katarzyna Kotula, piastująca w vaginecie Donalda Tuska fuchę feministry do spraw równości, zaraz po przeprowadzeniu konsultacji wśród sodomczyków i gomorytek. Nie powinniśmy jednak ulegać wrażeniu, jakoby tubylcza polityka została zdominowana przez zagadnienia płciowo-maciczne. To jest tylko powierzchnia zjawiska, bo kiedy pluniemy na plugawą skorupę i – jak zalecał Wieszcz – zstąpimy do głębi, to przekonamy się, że dominującym zjawiskiem jest dintojra. Temu służą parlamentarne komisje śledcze, w których delikwenci stawiani są w krzyżowym ogniu pytań, jakich nie szczędzi im ani pani Sroka w komisji do spraw złowrogiego „Pegasusa”, ani pan Joński, dokazujący w komisji do spraw wyborów z zabójczymi kopertami – ale najcięższą robotę odwala pan minister Adam Bodnar. To na jego barkach spoczywa zadanie „przywrócenia praworządności”, to znaczy – powyrzucania z wymiaru sprawiedliwości mianowańców Naczelnika Państwa, by na opróżnione w ten sposób miejsca mianować fagasów wskazanych nieubłaganym palcem przez stare kiejkuty, którzy już powinność swej służby zrozumieją.
Wtedy nadejdzie czas na nowy etap, to znaczy – ostatecznego rozwiązania kwestii III Rzeczypospolitej, która ma być zastąpiona Generalnym Gubernatorstwem. Jak wiadomo, niepisaną zasadą konstytuującą III RP było: my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych. Wyroki na panów Kamińskiego i Wąsika pokazały, że ta fundamentalna zasada już nie obowiązuje, więc tylko czekamy, aż pan minister Bodnar, któremu pani Vera Jurova i ten drugi komisarz, Didier Reynders, udzielili błogosławieństwa na przeprowadzenie operacji pod kryptonimem „Przywracanie praworządności”, wprowadzi wspomnianych fagasów na stanowiska niezawisłych sędziów i prokuratorów. Wtedy skończy się charakterystyczne dla III RP polskie safandulstwo i zapanuje dyscyplina – jak to w Generalnym Gubernatorstwie.
Są atoli pewne trudności, bo pan prezydent Duda już wcześniej zapowiedział, że każdą ustawę uchwaloną bez udziału panów Kamińskiego i Wąsika będzie przesyłał do Trybunału Konstytucyjnego. No i przesyła – ale oczywiście nie każdą – co to, to nie – bo np. ustawę przedłużającą socjal dla obywateli Ukrainy w Polsce podpisał w podskokach, chociaż ani pan Kamiński, ani pan Wąsik nad nią nie głosowali. To pokazuje, że mimo zmiany rządu nic się nie zmieniło; Polska nadal jest sługą narodu ukraińskiego – jak to w niepojętym przypływie szczerości ujawnił w swoim czasie pan Łukasz Jasina. Toteż pan minister Bodnar kombinuje, jak by tu rozsadzić ten cały Trybunał przy pomocy uchwał Sejmu, stwierdzających iż tak zwani „sędziowie-dublerzy” nie są żadnymi sędziami, tylko zwyczajnymi przebierańcami. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak Sejm podejmie uchwałę, że sezonowy pan marszałek Hołownia jest mądry, że w nocy jest jasno, a w dzień – ciemno – i tak dalej. Rząd kombinuje nawet, żeby zmienić w tym celu konstytucję, chociaż nie ma większości wystarczajacej nawet na odrzucenie weta prezydenta. Ale od czegóż uchwały? Jak Pan Bóg dopuści, to i z kija wypuści. Gdzie jest napisane, że uchwałą Sejmu nie można zmienić konstytucji? A nawet gdyby gdzieś i było, to cóż z tego? Kiedy w grę wchodzi przywrócenie praworządności, to nie można zwracać uwagi na drobiazgi. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, a „dzieło zniszczenia w dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia” – pisał Adam Mickiewicz. A jakaż sprawa może być lepsza od przywracania praworządności, zatwierdzonej przez panią Verę Jurovą i komisarza Didiera Reyndersa? Takiej sprawy nie ma, a jak ktoś w to nie wierzy, to niech zapyta Reichsfuhrerin Urszuli von der Leyen.
Poza tym uchwała, która by stwierdzała, iż sezonowy pan marszałek Hołownia jest mądry, wydaje się pilną koniecznością po jego deklaracji, że „wgniecie Putina w ziemię”. Doktorzy alarmują, że w Polsce, a w Warszawie w szczególności, z szybkością płomienia szerzy się plaga używania mefedronu, narkotyku o działaniu pobudzającym, po którym pacjent nabiera wielkiej pewności siebie. W związku z tym pojawiły się podejrzenia, że pan marszałek zwyczajnie przedawkował. Nie tylko zresztą on – bo grecki premier Kiriakos Miksotakis rozpuszcza fałszywe pogłoski, jakoby na niedawnym szczycie UE w Paryżu to nie prezydent Macron, tylko delegacje Polski, Litwy, Łotwy I Estonii, wysłuchawszy zachęty rządu brytyjskiego, wystąpiły z pomysłem, by wysłać swoje niezwyciężone armie na Ukrainę. Ale projekt ten – jak ujawnił z kwaśnym uśmiechem pan prezydent Andrzej Duda – „nie spotkał się z entuzjazmem” państw poważnych, z czego wynika, że przedstawiciele tych państw muszą zażywać coś zupełnie innego, niż pan marszałek Szymon Holownia.
Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza ukazuje się w każdym numerze tygodnika „Goniec” (Toronto, Kanada).