Agnieszka Piwar 2025-07-22 https://piwar.info/amunicja-w-formie-wiedzy-baha-hilo-i-jego-walka-o-wolnosc-palestyny/
Uważa, że wiedza to siła. Wychodzi z założenia, że nie powinniśmy kształtować swoich opinii na podstawie pogłosek. Opanowany, spokojny, serdeczny. Nie szuka poklasku ani zemsty. Zdeterminowany, ale cierpliwy. Palestyński edukator, Baha Hilo, oczarował mnie sposobem, w jaki zdecydował się walczyć o wolność. Poznaliśmy się jesienią 2024 roku w Katowicach, kiedy z cyklem wykładów przemierzał nasz kraj.
Baha Hilo to aktywny działacz, który poświęca się szerzeniu rzetelnej wiedzy o sytuacji politycznej i społecznej w Palestynie. W swoich wystąpieniach, wykładach i działaniach edukacyjnych konsekwentnie demaskuje dezinformację, oferując obraz oparty na faktach, a nie na mitach czy uproszczonych narracjach.
Jego misją jest ukazywanie prawdziwego oblicza konfliktu, a także krytyczna analiza sposobu, w jaki sprawa Palestyny bywa przedstawiana w mediach i międzynarodowych debatach. Hilo wielokrotnie podkreśla, że edukacja jest kluczowym narzędziem w walce o wolność – im większe zrozumienie, tym większa szansa na zmianę.
Działalność Hilo wykracza poza wykłady – obejmuje także upowszechnianie wiedzy o historii i kulturze Palestyny oraz nagłaśnianie problemów związanych z okupacją, propagandą i marginalizacją narodu palestyńskiego na forum międzynarodowym.
Strategia dezinformacji – celowa konfuzja
„Próbując zrozumieć, co naprawdę dzieje się w Palestynie, nie znajdowałem odpowiedzi – jedynie zamęt. Ten chaos w przedstawianiu sytuacji nie jest przypadkowy. To celowa konfuzja” – podkreślił Baha Hilo, rozpoczynając wykład przed publicznością ze Śląska. Prelegent przyznał, że nie miał gotowych rozwiązań dla „problemu palestyńskiego”, a zamiast klarowności napotykał sprzeczne informacje. W jego ocenie, źródłem tego stanu nie jest ignorancja, lecz przemyślana strategia dezinformacji.
„Izrael i Palestyna to dwa różne słowa, ale odnoszą się do tej samej geografii. Właśnie w tym, jak nazywamy to miejsce, tkwi problem. Najczęściej Palestynę nazywa się Izraelem. To nie są dwa odrębne miejsca – to ta sama ziemia” – mówił.
Baha Hilo zaprezentował mapę z izraelskiego Ministerstwa Rolnictwa. „Pokazując ją ambasadorowi Palestyny, powiedziałby, że to Palestyna. Ale ten sam dokument, w oczach ambasadora Izraela, przedstawia Izrael. To samo miejsce, dwie narracje” – zauważył.
Podobną sytuację nazewniczą, jak w przypadku Palestyny i Izraela, Hilo zauważył w Niemczech. „W języku angielskim mówimy ‚Germany’, po niemiecku – ‚Deutschland’. To te same Niemcy. Nikt nie twierdzi, że przyjechał do Germany, a potem wyjechał do Deutschland. Tymczasem w kontekście Bliskiego Wschodu słyszymy: ‚pojechałem do Izraela, a potem wyjechałem do Palestyny’” – zauważył.
„Jeśli wasza wiedza o tej ziemi ogranicza się do poznania jej przez pryzmat nazwy ‚Izrael’, nigdy nie zrozumiecie, co tam naprawdę się dzieje” – dodał Hilo.
Dla Palestyńczyków zmiana nazwy Palestyny na Izrael to nie tylko kwestia geograficzna, ale wręcz obraźliwa. „Gdyby mnie zapytano, dlaczego nie używam nazwy ‚Izrael’, odpowiedź jest prosta: zmiana nazwy to zapomnienie o naszej tożsamości, naszej historii” – podkreślił.
System pozwoleń – życie na cudzych zasadach
Choć Palestyna jest geograficznie niewielka – porównywalna z jednym polskim województwem – jej obecność w globalnych mediach przewyższa wiele innych państw, w tym Polskę. Jak zauważył Hilo, medialna ekspozycja nie przyczynia się jednak do rozwiązania problemu – przeciwnie, często go pogłębia. Palestyna bywa przedstawiana w sposób, który zamiast wyjaśniać, wprowadza zamęt i kreuje fałszywy obraz rzeczywistości.
„Jeśli urodzisz się w palestyńskiej rodzinie, jesteś skazany na opresję. Twoje życie jest ograniczone przez politykę, której nie możesz zmienić. Jeśli urodzisz się w żydowskiej rodzinie, twoje prawa są chronione przez prawo. Masz lepszy status, masz wolność. Palestyńczycy tego nie mają” – wyjaśnił prelegent. Hilo porównał sytuację Palestyńczyków do nierówności rasowej w Afryce, gdzie osoby urodzone w rodzinach białych miały wyższy status niż rdzenni mieszkańcy [por. apartheid w RPA].
Edukator wskazał na systematyczną kontrolę, jaką Izrael sprawuje nad Palestyńczykami. Mówił o punktach kontrolnych, przez które muszą przechodzić, by przemieszczać się po własnej ziemi. – Znam tę rzeczywistość, bo sam urodziłem się na tej ziemi. Jeśli nie masz izraelskiego pozwolenia, nie możesz się poruszać. Wszystko jest pod kontrolą – podkreślił.
– Mój brat Mohamed musiał opuścić Palestynę i nigdy nie może wrócić do domu. Ten sam rząd, który mnie wpuszcza, jemu odmawia – mówił. – Jeśli wy chcielibyście odwiedzić Palestynę, również potrzebujecie izraelskiego pozwolenia. Dlaczego? Bo to Izrael kontroluje każdą granicę tego kraju. Aby się tam dostać, musicie przejść przez izraelskie punkty kontrolne. Zrozumieliście? – zapytał, spoglądając łagodnym wzrokiem na widownię.
Hilo zaznaczył, że kontrola nad Palestyńczykami nie kończy się na przeszkodach fizycznych. Każdego dnia doświadczają oni ograniczeń swobód, które mają na celu całkowite podporządkowanie ludzkiego życia politycznym interesom. „To nie tylko sprawa przejść i punktów kontrolnych. To codzienna kontrola wszystkiego, co Palestyńczycy robią, mówią, i planują” – podsumował, podkreślając brutalność tego systemu.
Ideologia pod przykrywką wiary
Aby wyjaśnić początek konfliktu, prelegent wskazał, jak ideologia oparta na wierzeniach została użyta do uzasadnienia stworzenia Izraela. Odniósł się do roli religii [judaizmu] w kształtowaniu narracji na temat Palestyny i Izraela, porównując wiarę, która jest subiektywna i trudna do udowodnienia, do historii powstania Izraela. Zwrócił uwagę, że ideologia stojąca za stworzeniem Izraela opiera się na wierzeniach [„naród wybrany” przez Boga, etc.], które nie mają dowodów naukowych.
Baha Hilo podkreślił, że decyzja o utworzeniu „ziemi obiecanej” dla żydów na terenach Palestyny wynikała z przekonań, które nie podlegają tradycyjnej weryfikacji, podobnie jak inne teorie religijne. Przypomniał, że w 1897 roku, podczas I Światowego Kongresu Syjonistycznego w Bazylei, zapadła decyzja, aby Palestyna stała się miejscem wyłącznie dla żydów. Prelegent zauważył, że ta „wiara” w prawo żydów do ziemi Palestyny nie opiera się na faktach, lecz na ideologii.
Prelegent zwrócił uwagę, że wszystkie wydarzenia od powstania Izraela po dziś dzień są ze sobą ściśle powiązane. Dodał, że osoby wątpiące w przedstawiane tezy mogą sięgnąć po biografie uczestników tych procesów – wszystko jest dobrze udokumentowane. Zauważył, że proces kolonizacji, obejmujący zdobywanie nowych terytoriów i osiedlanie się na nich, nie był postrzegany jako przestępstwo, lecz jako norma polityczna i społeczna. Kolonializm traktowano jako porządek społeczny, który wszyscy – według ówczesnych kolonizatorów – powinni przyjąć.
Ku przestrodze, Baha Hilo nawiązał do tragicznej historii rdzennych ludów (m.in. Maorysów, rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej), które w wyniku brutalnych działań kolonialnych spotkały się z eksterminacją, a ich istnienie zostało wymazane z historii. Podkreślił, że kolonizacja nie tylko zmieniała granice, ale prowadziła do głębokich strat kulturowych, społecznych i demograficznych, co miało miejsce nie tylko w Palestynie, ale i w innych częściach świata.
Wskazał także, że oprócz eksterminacji, kolonizacja często przybierała formę przymusowego przesiedlenia, czyli czystek etnicznych. Jako przykład podał Cypr, gdzie doszło do przymusowego przesiedlenia Arabów i muzułmanów na północ oraz chrześcijan na południe wyspy.
W odniesieniu do Palestyny zaznaczył, że decyzje podjęte na konferencji w Bazylei w 1897 roku zakładały usunięcie rdzennych mieszkańców Palestyny z ich ziem, co miało na celu ich przymusowe przesiedlenie. Od 1917 roku, kiedy Wielka Brytania przyjęła ten plan, a realizację rozpoczęto w 1919 roku, nie minął ani jeden miesiąc, w którym nie dochodziłoby do przesiedleń palestyńskich rodzin, miast i wiosek.
Bezgraniczna brutalność kolonialistów
Baha Hilo podkreślił, że to, co dzieje się dzisiaj w Gazie, wpisuje się w historyczny schemat, który przez dziesięciolecia zdominował Palestynę. Żeby to zobrazować, zaprezentował zdjęcia przedstawiające największe miasta Palestyny, część z nich wykonano w 1946 roku, inne w 1948 roku. Szczególnie widać na nich zniszczenia Jaffy – największego palestyńskiego miasta tamtych czasów.
Prelegent zaznaczył, że nie była to duża armia, która zniszczyła Jaffę, ale mimo to udało im się osiągnąć swój cel. Dodał, że dziś, patrząc na zniszczenia w Gazie, można dostrzec niemal identyczny obraz. Różnicą jest to, że współczesne działania wojenne wykorzystują znacznie większe siły zbrojne oraz zaawansowaną technologię – nowoczesne środki militarnego przymusu sprawiają, że te zniszczenia są jeszcze bardziej spektakularne.
Hilo wyjaśnił, że wojna nie kończy się po jej zakończeniu. Nie jest to tylko powrót do domu, jak wielu może sądzić. Celem tamtej wojny było usunięcie ludzi z ich ziemi i uniemożliwienie im powrotu. Dodał, że wydarzenia z 1948 roku, znane jako Nakba, wciąż określane są mianem pierwszego ludobójstwa, ponieważ tysiące Palestyńczyków zostały zamordowane lub zmuszone do przesiedlenia w ramach realizacji tego celu.
Prelegent zaznaczył, że choć niektórzy mówią o wojnie, zapominają, że po wojnie można wrócić do domu – czego Palestyńczycy nie mogli zrobić. I ta sytuacja trwa, nie zmieniając się od lat. Hilo stwierdził, że aby stworzyć żydowską ojczyznę w Palestynie, niezbędne było usunięcie Palestyńczyków, co stało się głównym celem tej polityki.
W tym kontekście Hilo przypomniał słowa pochodzącego z Polski przewodniczącego Agencji Żydowskiej (organ wykonawczy Światowej Organizacji Syjonistycznej). Dawid Ben Gurion, który w 1948 roku został pierwszym premierem Izraela, powiedział:
«Musi być jasne, że nie ma miejsca w kraju dla obu narodów. Jeśli Arabowie opuszczą go, kraj stanie się przestronny dla nas. Jedynym rozwiązaniem jest ziemia Izraela bez Arabów. Nie ma miejsca na kompromis. Nie ma innej drogi, jak tylko przenieść Arabów stąd do krajów sąsiednich – przenieść wszystkich, może oprócz kilku».
Baha Hilo przyznał, że te słowa, choć dziś brzmią przerażająco, były rzeczywistością, którą próbowano zrealizować. Zwrócił uwagę, że to szczególnie niezręczne, iż Polak, który od 1936 roku pełnił kluczową rolę w Światowej Organizacji Syjonistów, a potem został premierem Izraela, głosił takie poglądy, że nie ma miejsca dla Palestyńczyków w Palestynie.
Selektywne obywatelstwo i systemowa nierówność
Baha Hilo poruszył również kwestię izraelskiego prawa obywatelskiego, wskazując na jego selektywny i wykluczający charakter. Jak zauważył, zgodnie z obowiązującymi zasadami, osoba urodzona z matki żydówki może ubiegać się o izraelskie obywatelstwo. Proces ten jednak nie przebiega przez oficjalne kanały dyplomatyczne, lecz przez Światową Organizację Syjonistyczną – prywatną strukturę działającą na rzecz ideologii syjonistycznej.
– Znam wielu żydów, którzy mimo pochodzenia nie otrzymali izraelskiego obywatelstwa – mówił. – To pokazuje, że nawet wśród żydów prowadzi się selekcję według kryterium ideologicznego. Obywatelstwo nie jest prawem, lecz przywilejem dla tych, którzy pasują do państwowej narracji.
Prelegent zaznaczył, że system ten wyklucza także tych, którzy formalnie spełniają wymogi. Państwo Izrael decyduje, kto jest „właściwym” żydem – a więc godnym życia w kraju zbudowanym na założeniach ideologii syjonistycznej. Tym samym, obywatelstwo staje się narzędziem politycznej kontroli.
Hilo podkreślił także, że choć Izrael uchodzi za demokrację, wybory nie są wystarczającym kryterium, by tak o nim mówić. – W Korei Północnej również odbywają się wybory – zauważył – ale nikt nie uważa tego państwa za wolne i demokratyczne.
W Izraelu głosować mogą jedynie tzw. „Arabowie Izraelczycy”, czyli obywatele palestyńskiego pochodzenia mieszkający na terenie uznanym za Izrael. Jednak ich status społeczny i polityczny nadal nie jest równy wobec obywateli żydowskich. Z kolei Palestyńczycy żyjący na terenach okupowanych w ogóle nie mają prawa głosu – mimo że podlegają izraelskim decyzjom politycznym i wojskowym.
– Często słyszymy, że niektórzy Arabowie żyjący w Izraelu mówią, że „nie jest tak źle”, że „da się żyć” – mówił Hilo. – Ale to przypomina relacje ludzi, którzy z nostalgią wspominają niemiecką okupację, albo byłych niewolników nazywających przymusową pracę „nieopłacaną robotą”. Takie opowieści jednostek nie zmieniają faktu: w Izraelu równość obywatelska to fikcja. Strukturalna nierówność ma tu charakter instytucjonalny, a zasada równości – zdaniem tego państwa – po prostu „nie jest w porządku”.
Dom zniszczony, rachunek wystawiony
Kolejną ilustracją systemowej nierówności – jak podkreślił Baha Hilo – jest sytuacja Palestyńczyków zamieszkujących Wschodnią Jerozolimę. Po izraelskim przejęciu miasta w 1967 roku nadano im status tzw. „stałych rezydentów”. Oznacza to, że mieszkają na własnej ziemi, ale bez pełni praw obywatelskich – są traktowani jak obywatele drugiej kategorii.
Od tamtej pory władze izraelskie prowadzą systematyczną kampanię kolonizacji: niebieskie linie na planach urbanistycznych wyznaczają miejsca, w których zburzono palestyńskie domy, by zrobić przestrzeń pod budownictwo przeznaczone wyłącznie dla żydów.
Oficjalnie tłumaczy się to tym, że Arabowie „budują nielegalnie”. – Ale prawda jest taka – zaznaczył Hilo – że nie mają możliwości budować legalnie, bo nie otrzymują zezwoleń. W jednym tylko roku złożono 400 wniosków o pozwolenie na budowę – zatwierdzono zaledwie 17. Mimo to Palestyńczycy próbują – organizują materiały, budują własnym sumptem, mając świadomość, że ich dom może zostać w każdej chwili zburzony.
Czasem podejmują próbę obrony, zatrudniając izraelskich prawników i składając odwołania – wtedy dom może jeszcze przez jakiś czas pozostać nietknięty. Jednak po zakończeniu postępowania izraelskie służby pojawiają się i dokonują rozbiórki. – A co najbardziej absurdalne – mówił Hilo – właściciel otrzymuje rachunek za przeprowadzenie tej rozbiórki. Często jest to kwota przekraczająca 35 tysięcy euro.
Ten mechanizm najczęściej stosuje się w Jerozolimie, jednak podobne praktyki funkcjonują również na Zachodnim Brzegu.
Palestyńczycy jako intruzi na własnej ziemi
Baha Hilo wskazał, że najbardziej skomplikowany system represji prawnych i administracyjnych wobec Palestyńczyków funkcjonuje na Zachodnim Brzegu. Chociaż termin „Zachodni Brzeg” jest współczesny, w izraelskiej narracji często pojawia się nazwa „region Yad Vashem”. Bez względu na używaną nazwę, jedno jest pewne: terytorium to należy do Palestyńczyków, którzy są traktowani jak intruzi na własnej ziemi.
Hilo wyjaśnił, że izraelskie prawo wojskowe składa się z ponad 1600 rozkazów, których żaden żołnierz nie jest w stanie zapamiętać. Ta liczba sugeruje, że działania wojska opierają się na ogólnych założeniach, które nie zawsze są zgodne z etyką czy prawem międzynarodowym. Izraelscy żołnierze często uważają, że wszystko, co robią, jest zgodne z przepisami, mimo że w praktyce mogą one prowadzić do brutalnych i nielegalnych działań.
Z tego chaosu przepisów wynikają tragiczne pomyłki. Palestyńczycy, zwłaszcza młodsze osoby, nie zawsze wiedzą, jakie zasady obowiązują, co prowadzi do aresztowań i skazań za drobne przewinienia, które w innych warunkach zostałyby zignorowane. Izraelscy osadnicy łamiący prawo są traktowani w sposób szczególny, ponieważ w wieku 14 lat są uważani za nieletnich. Natomiast, gdy Palestyńczycy łamią izraelskie prawo wojskowe, są traktowani jak dorośli, niezależnie od wieku. Najmłodszy skazany Palestyńczyk miał zaledwie 8 lat, co unaocznia brutalność tego systemu.
Izraelska armia stworzyła system zamkniętych stref wojskowych, który obejmuje jedną trzecią Zachodniego Brzegu, co oznacza, że mieszkańcy tych stref nie mogą się swobodnie poruszać. Każde przekroczenie granicy strefy może skutkować brutalnym traktowaniem, w tym zabójstwem.
Zniszczono również ponad 48 tysięcy domów, zmuszając Palestyńczyków do migracji i pozbawiając ich szans na stabilne życie. Hilo zaznaczył, że zniszczenie domów i przemoc to nie przypadek – to narzędzie mające na celu złamanie ducha Palestyńczyków i zmuszenie ich do milczenia. Po 7 października 2023 roku represje tylko się nasiliły.
Zamknięte strefy wojskowe, punkty kontrolne i bariery fizyczne stworzyły system izolacji, który całkowicie uniemożliwia Palestyńczykom swobodne przemieszczanie się po swoim terytorium. Granice te dzielą nie tylko ziemię, ale także ludzi, utrudniając normalne życie i uniemożliwiając spotkania, a tym samym wspólną walkę o cele i prawa Palestyńczyków.
Historia podziału i ciągły brak zgody na rozwiązanie
Baha Hilo przypomniał, że korzenie konfliktu izraelsko-palestyńskiego sięgają ponad wieku. W 1917 roku Wielka Brytania, bez pytania o zdanie mieszkańców Palestyny, ogłosiła Deklarację Balfoura. Tym jednym dokumentem rozpoczął się proces politycznego podporządkowania Palestyńczyków. Już wtedy dało się wyczuć nadchodzący dramat – Palestyńczycy odrzucili deklarację, a ich głos został zignorowany.
Kolejne propozycje podziału Palestyny tylko pogłębiały poczucie niesprawiedliwości. Miały powstać trzy byty państwowe: Izrael – z 75% terytorium, Egipt – z 4%, a Jordania – z resztą. To z tej części wzięła się późniejsza nazwa „Zachodni Brzeg”. Dla Palestyńczyków był to absurd – nikt nie pytał ich o zdanie, a ich ziemię dzielono jak łup. Od początku sprzeciwiali się każdej próbie dzielenia ich ojczyzny, wiedząc, że oznacza to wymazanie ich praw i tożsamości – podkreślił Hilo.
Pomimo tych sprzeciwów, izraelscy przywódcy dalej forsowali podział – chcieli „rozwiązania”, w którym Palestyńczycy zostaną przesunięci do Jordanii, a teren Palestyny stanie się żydowskim państwem. Po 1993 roku nadeszła nowa formuła – tzw. rozwiązanie dwupaństwowe. Brzmiało jak kompromis: Zachodni Brzeg i Gaza miały należeć do Palestyńczyków. Ale z czasem stało się jasne, że były to puste deklaracje – ocenił palestyński aktywista.
Do 1999 roku Zachodni Brzeg rozbito na trzy strefy. Każda z nich miała inny stopień kontroli, ale to Izrael trzymał wszystkie klucze. Zamiast obiecanego państwa – więcej blokad, więcej posterunków, więcej kolonii. Obietnice wolności zamieniono na mapy opresji – zaznaczył Hilo.
W 2000 roku Izrael znów wyszedł z propozycją podziału. Brzmiała znajomo – Palestyńczycy dostaną „brązowe strefy”, ale większość ziemi pozostanie pod izraelską kontrolą. Nawet jeśli formalnie coś oddano, w praktyce miało to działać jak wynajem z zastrzeżeniem: nic bez zgody Tel Awiwu. Palestyńczycy odrzucili ten projekt. I kiedy w 2020 roku wrócono do niego w zmienionej formie – odpowiedź znów była jednoznaczna: nie.
Dla Palestyńczyków to nie tylko konflikt o granice. To walka o godność, o przetrwanie, o prawo do samostanowienia. A każda kolejna próba „rozwiązania” bez ich głosu i zgody tylko pogłębia ranę. Zamiast pokoju – ciągłe podziały, upokorzenie i cierpienie – podsumował prelegent z Palestyny.
Wystąpienie Baha Hilo odebrałam jako świadectwo człowieka, który uczynił swoje życie narzędziem oporu. Palestyńczyk wykazał, że systemowa nierówność nie kończy się na bombach i czołgach. Ma także subtelniejsze formy: prawa faworyzujące jednych, mapy zacierające narody, narracje, które odbierają tożsamość.
W świecie, w którym dominują uproszczenia i polityczne interesy, głos Hilo przypomina, że sprawiedliwość to nie pusty slogan. To historia, która nie kończy się na granicach – to opowieść o tym, jak łatwo zapomnieć o ludziach, którzy walczą o prawo do istnienia.
Agnieszka Piwar
cegiełka na działalność dziennikarską
Artykuł został opublikowany w książce „Holokaust Palestyńczyków”.