Z Bożej łaski Król Polski… Henryk Walezy. WIESZCZBA KRWAWEJ GŁOWY (5).

Andrzej Juliusz Sarwa

WIESZCZBA KRWAWEJ GŁOWY (5)

Z Bożej łaski Król Polski…

Po prawie dwa miesiące trwającej podróży, z końcem stycznia 1574 roku, stanął wreszcie francuski książę Henryk u granic Sarmacji, aby przyjąwszy w Krakowie na swoje skronie monarszą koronę stać się z Bożej łaski Królem Polski, Wielkim Księciem Litewskim, Księciem Ziem: Krakowskiej, Sandomierskiej, Sieradzkiej, Łęczyckiej i Kujawskiej, Dziedzicznym Władcą Rusi, Prus, Mazowsza, Żmudzi, Chełmna, Elbląga, Pomorza, Inflant, Kijowa, Wołynia, Podlasia oraz Księciem Andegawenii, Burbonii, Owernii, Hrabią La Marche, Forez, Quercy, Rouergue, Montfort.

Nowy władca przybył do Krakowa już po zakończeniu obrzędów pogrzebowych swego poprzednika – Zygmunta Augusta, choć owe uroczystości były nadzwyczaj rozciągnięte w czasie i gdyby tylko chciał, chociaż cokolwiek się pospieszyć, to byłby jeszcze zdążył wziąć w nich udział. Chociaż może byłoby to niezgodne z polskim obyczajem i tradycją? Tak czy inaczej, Henryk zwlekał, oddając się podczas podróży rozrywkom, często mocno nieprzyzwoitym, a nawet wręcz plugawym.

Pełen nie tylko dostojeństwa, lecz także niebywałego wprost przepychu i okazałości kondukt pogrzebowy zmarłego monarchy wyruszył z Tykocina w dniu 10 września 1573 roku, a do katedry na Wawelu dotarł dopiero 11 lutego roku następnego.

Przed trumną króla szli najpierwsi dostojnicy państwa, w odwróconej precedencji, niosąc insygnia jego władzy: przodem miecz, który dzierżył miecznik koronny pan Andrzej Zborowski; potem jabłko, które piastował pan Piotr Zborowski, wojewoda sandomierski; za nim berło trzymane przez pana Jana Firleja wojewodę krakowskiego, następnie zaś dostojnie kroczył pan kasztelan krakowski, Sebastian Mielecki, trzymając koronę; a tuż przed samą trumną księżniczka Anna Jagiellonka w asyście kilkudziesięciu żałobników.

Po egzekwiach, gdy ostatniego Jagiellona opuszczono do grobu, zamknęła się pewna epoka. Co miała przynieść ta, której początek dawał francuski książę?

* * *

Gdy Henryk Walezy zjawił się wreszcie w stolicy, panowie, którzy się tutaj wcześniej na pogrzeb z całej Korony, Litwy i Rusi zjechali, z ciekawością i podnieceniem wielkim czekali, iżby ujrzeć nowego władcę i godnie go przywitać. Zrzucili zatem szaty żałobne i pysznie się przyodziali w wykwintne ubiory, suto ozdobione złotem, srebrem oraz cennymi kamieniami. Starając się jeden przez drugiego, by wyglądać jak najlepiej, jak najdostojniej, jak najbogaciej i jak najokazalej.

Biskupi odziani byli w purpurę, fiolety i złoto, senatorowie świeccy zaś suknie mieli na ogół karmazynowe, niekiedy karminowe, na ludziach rycerskich lśniły ponadto świeżo wyszmelcowane zbroje, zaś insza szlachta i pomniejsi dostojnicy, prześcigając się w przepychu, poubierali się w szaty, na które użyto też i przeróżnych materii – płócien flamandzkich, sukien frygijskich i attalijskich, kitajek, brokatów, altembasów, złotogłowi, jedwabi, atłasów, aksamitów – wzorzystych i gładkich, błyszczących i matowych, ciężkich i lejących i inszych, które by można jeszcze długo wymieniać.

Urodziwe rumaki pełnej krwi polskiej i arabskiej, takoż przystrojone były równie przepięknie, jak jeźdźcy, którzy ich dosiadali. A ponad nimi, niczym gęsty bór sosnowy, wznosiły się proste, długie drzewca zwieńczone różnobarwnymi proporcami.

Nie mniej wspaniale prezentowały się i oddziały szlachty tatarskiej i kozaków – ludzi wojennych, którzy stawili się na uroczystości z oddalonych wschodnich stepów.

Tłumy mieszczan krakowskich, a i z dalszych miast także, z osad i wsi lud przybyły również czynili wysiłki, by się jak najgodniej odziać. Najbogatsi mieszczanie zaś starali się naśladować ubiorem senatorów, tak że cudzoziemiec, nieznający miejscowych obyczajów, na pierwszy rzut oka miałby problem, aby ich rozróżnić. Na uroczystość szykowały się także senat krakowskiej wszechnicy, kapituły kościelne, bractwa i cechy.

Zamek wawelski równie godnie przyozdobiono, nie bacząc na koszta. Na ścianach zewnętrznych gmachów, na murach, na basztach porozwieszano chorągwie z godłami Polski, Litwy i herbem Walezjusza, proporce, płaty bogatych materii najróżniejszych barw i wzorów, drogę zaś, którą miał przybyć galijski książę, wytyczono szpalerami z jedwabi haftowanych złotem i srebrem.

17 lutego Henryk stanął w Balicach, gdzie wytchnął nieco i przenocował, następnego dnia zaś ruszył ku Krakowowi. Po obu stronach trasy jego przejazdu było mrowie ludzi, często stojących, mimo lutego mrozu, przez wiele godzin w jednym miejscu, byle tylko móc nowego pana dojrzeć. Niektórzy powłazili na drzewa, insi na dachy domostw, albo wspięli się na ośnieżone zbocza przydrożnych pagórków, ryzykując, że poślizgnąwszy się, nogi połamią.

Orszak otwierał zacny oddział husarii, za nimi francuska drużyna, która przybyła do Polski wraz z królem Henrykiem. Potem – wedle pierwszeństwa szli dostojnicy duchowni. I tak na czele dwustu towarzyszy husarskich jechał w powozie, przed którym niesiono krzyż, ksiądz arcybiskup gnieźnieński, mając za współtowarzyszy panów biskupów płockiego i poznańskiego.

Za nimi podążał, także w otoczeniu pocztów zbrojnych, ksiądz arcybiskup lwowski razem z kamienieckim. Dalej – biskup krakowski z dwustu zbrojnymi, przyodzianymi na modłę włoską w stroje aksamitne, zdobne srebrnymi sznurami, wyszywane złotem, a podbijane kunami. Na ostatku ciągnęli panowie biskupi kujawski i chełmski.

Kolejną grupę stanowili polscy dostojnicy świeccy. Prowadził ją, jako pierwszy dostojnik w królestwie, w otoczeniu dworu, pan kasztelan krakowski, za nim jechał pan wojewoda krakowski, trzecim z kolei był pan wojewoda sandomierski, potem poznański, a za nimi pomniejsi wielmoże, wojewodowie i kasztelanowie koronni.

Grupę następną stanowili panowie litewscy, którym przewodził wojewoda wileński Mikołaj Radziwiłł Rudy. Byli też panowie z Inflant i Żmudzi. Wojewodowie zaś pomorski i malborski wyróżniali się śród reszty wielmożów tym, iż odziani byli wedle niemieckiej mody, co się bynajmniej ni ludowi, ni kozakom nie podobało.

Pochód nie posuwał się nazbyt szparko, zdarzały się bowiem dość częste postoje, a podczas nich przemowy, czołobitności a powitania. Oracje przedstawicieli mieszkańców Łobzowa, Bronowic, Kazimierza, Kleparza, Krakowa, a i różnych też stanów…

A gdy już Henryk, kierując się od miasta Kleparza, przez Bramę Floriańską o pierwszej w nocy wstąpił w obręb stołecznych murów Krakowa, puszkarze zaczęli taką kanonadę na jego cześć, że aż ziemia drżała. Król-elekt wyglądał pysznie! Przyodziany był w atłasową szubę czarnej barwy podbitą rysiami, a jechał na białym koniu w asystencji Gaskończyków i Szwajcarów, którzy wystrojeni byli w złoto-zielone mundury. Rajcy zaś krakowscy nad głową księcia Henryka nieśli rozłożony wspaniały baldachim ze złotogłowiu szyty i kamieniami zdobiony, które w blasku pochodni się skrzyły.

A wszędzie tłumy, tłumy, tłumy, a choć noc była zimowa i głucha, to od świateł w oknach, od pochodni, od beczek z płonącą smołą i okowitą, widniej było niźli w długi dzień czerwcowy…

* * *

18 lutego rozpoczęły się uroczystości koronacyjne. Elekt w symbolicznym pogrzebie symbolicznie pochował swego poprzednika, by zająć jego miejsce, potem spowiadał się, pościł, rozdawał jałmużnę, aż do najważniejszego dnia, dnia samej koronacji.

Nadeszła niedziela 21 lutego 1574 roku, najdonioślejszy dzień w dotychczasowym życiu Henryka, kiedy to do jego komnaty sypialnej przybył prymas, jako Interrex1, by budząc księcia, powołać go do objęcia najwyższego urzędu w państwie. Gdy królewicz podniósł się z pościeli, przyodziano go w szaty jakby kapłańskie – specjalne pończochy, buty, humerał, albę, tunicellę, dalmatykę, ornat, kapę, zwaną cappa magna i mitrę, czyli czapkę książęcą czerwoną, na której krzyż był wyszyty nicią złotą i drogimi kamieniami…

Potem zaś, w katedrze wawelskiej, do której przybył w asyście biskupów krakowskiego i kujawskiego, zaczęto przygotowywać go do właściwego obrzędu koronacji, który przypominał nieco konsekrację biskupią.

Kiedy panowie złożyli insygnia królewskie na wielkim ołtarzu, elekt zasiadł na przeznaczonym dlań sedilium i wysłuchał kazania, potem zaś ukląkł i położywszy dłoń na Ewangelii, poprzysiągł być władcą sprawiedliwym, obrońcą wiary i Królestwa.

Gdy obecni w katedrze okrzykami wyrazili swoją akceptację, że są mu radzi, tym samym zgadzając się, iżby był ich królem, biskupi pomazali króla świętymi olejami, wylewając mu je najsampierw na głowę, potem namaszczając mu ręce aż po łokcie a na ostatku ramiona i plecy. Wreszcie zaś przekazali Henrykowi insygnia jego władzy monarszej, wręczając miecz, nakładając na głowę koronę, podając mu sceptrum, czyli berło i na końcu globus cruciger, czyli jabłko zwieńczone krzyżem, albowiem król nie rządził w swoim imieniu, lecz z Bożej łaski, w imię Pana Jezusa, o czym miał nigdy nie zapominać.

Po skończonej mszy koronacyjnej Henryk zasiadł na majestacie, czyli na monarszym tronie, zaś w kościele rozległ się gromki śpiew ambrozjańskiego hymnu radości i wdzięczności dla Pana Boga:

Te Deum laudamus te Dominum confitemur.

Te aeternum Patrem omnis terra veneratur.

Ciebie Boga chwalimy i Ciebie Boga sławimy.

Tobie Przedwiecznemu Ojcu, wszytka ziemia cześć oddaje.

I toczyły się uroczystości koronacyjne, aż do samego ich końca, przepisanym tradycją i prawem obrzędem… A potem zabawy i turnieje, ciągnące się przez kolejne dnie, wciągały Henryka w swój wir, tak iż nie myślał o codzienności, szarej powszedniości, o tym, że trzeba będzie podjąć trud władania największym w Europie krajem, gdzie poddani wyznają nie tylko wiarę rzymską, ale i grecką, a i protestanckich nowinkarzy – kalwinów, arian i braci czeskich nie brakuje, bliżej zaś niemieckich granic lutry siedzą, na wschodzie zaś uszlachcone muślimy2, nie wspominając o żydach po całym kraju rozsianych, swoimi rządzących się prawami, że to już nie będzie czas beztroski…

Na razie jednak Henryk o tym nie myślał… Jego dzień radosny a płochy wciąż jeszcze trwał…

* * *

Księżniczka Anna Jagiellonka w swojej komnatce klęczała przed krucyfiksem, pracowicie przebierając paciorki różańca. Modliła się w intencji młodego króla, którego polscy i litewscy panowie przeznaczyli jej na męża. Biła się z myślami, co też jej czynić wypada. Wszak mogłaby być mu matką, a teoretycznie, przy niejednokrotnie bardzo wczesnych zamążpójściach monarszych córek tamtej epoki, może nawet i babką, wszak była starsza od Henryka aż o 28 lat!… On liczył sobie lat 23, a ona 51… Zdawała sobie też sprawę i z tego, iż charakter miała trudny, a urodę – delikatnie mówiąc – mocno wątpliwą. Przed innymi mogła udawać, że jest inaczej, lecz nie przed samą sobą…

Prosiła tedy Pana Jezusa i Jego Najświętszą Matkę o jakieś rozwiązanie tej niełatwej kwestii, bo sama z siebie ani nie była władna niczego uczynić, ani nawet nie wiedziała jak. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że w imię wyższych celów i dla miłości Ojczyzny nie będzie mogła nie zgodzić się na to małżeństwo… Mój Boże, małżeństwo!

Rozległo się kołatanie do drzwi.

Dwórka Anny uchyliła je najpierw ostrożnie, a potem rozwarła na całą szerokość, składając głęboki ukłon przed osobą, która stała za progiem i jednocześnie oznajmiając:

– Król! Król Henryk…

– Niech wstąpi, radam go widzieć – powiedziała Anna, dźwigając się z klęczek.

Henryk wszedł, rozejrzał się po komnacie, unikając jednak wzroku Jagiellonki.

– Jakże zdrowie? – spytał.

– Bogu dziękować, dopisuje, Najjaśniejszy Panie.

– To i dobrze… i nam dopisuje…

– To i za to Bogu niech będą dzięki – odparła księżniczka.

– Nie bywasz, pani, na dworze?

– Mam żałobę po bracie…

– No tak… Lecz przecie le roi est mort, vive le roi!

– Rzeczywiście. My wyrażamy to innymi nieco słowy: Augustus mortuus est, habemus novum Augustum… Lecz żałoba w sercu pozostaje… Przecie to dla mnie nie król, a brat, ta sama krew…

– Taaak… A powiadają, że za życia wilkiem na siebie zerkaliście?…

– Jak to w rodzinie…

– Tym bardziej radzi byśmy byli widywać cię, pani, śród ludzi. Zamykanie się w samotni duszy nie uleczy… A teraz pozwól, pani, że cię pożegnamy.

Henryk pospiesznie wyszedł, a towarzyszący mu dworzanie za nim. Anna spojrzała na Ukrzyżowanego i łzy zaszkliły się jej w kącikach oczu…

* * *

Krakowski zamek powoli zaczynał przypominać zamtuz3. Król nie zaprzątał sobie zbytnio głowy sprawami państwa, wolał ucztować, raczyć się winem i zażywać uciech z ladacznicami i… cherubinkami. Nie wystarczały mu już te, które przywiózł ze sobą z Francji, zapragnął jeszcze i tutejszego mięsa, toteż sprowadzano mu co najprzystojniejsze miejscowe kobiety lekkich obyczajów. Co poniektórzy twierdzili, że i miejscowym młodym, ładnym chłopcom także nie przepuszczał, chociaż starał się to utrzymywać w tajemnicy. Bo król ów to kolczyk w uchu, pachnidła, dłonie miękkie w nadgarstkach, co bardziej niewieście by pasowało, a nie monarsze, mężowi wojennemu.

Henryk nie mógł się odnaleźć w Polsce. Ciężko mu było już nawet nie przyjąć, ale nawet i zrozumieć miejscową tradycję i obyczaj. Choćby owe dość częste i regularne kąpiele nobilów… którzy jak nie mieli dostępu do wanny, to choćby i w beczce, ale jednak regularnie się kąpali, zamiast wylewać na siebie flakony pachnideł, mających przytłumić niemiły odór niemytych ciał. Albo sekretne komnaty, zwane wychodkami, bo tam to, a nie na stopniach klatek schodowych czy do kominków, a jak bardzo przycisnęło to i do szuflad mebli w komnatach, dawało się ulgę pęcherzowi, czy opróżniało kiszkę stolcową.

Albo zachowanie przy stole, gdzie na ten przykład widelca używało się nie tylko do jedzenia spaghetti jak w cywilizowanym świecie, ale i mięsa, a i innych potraw też! Cóż za barbarzyństwo, wszak po to były łyżki, noże i palce! No i ta rozrzutność, to niesłychane bogactwo, te dumne miasta, ale nędzne wsie. Nie! Wszystko owo było zbyt trudne dla Henryka, który nie wyobrażał sobie, że w tym barbarzyńskim kraju, śród tak nieucywilizowanych ludzi przyjdzie mu żyć aż do końca dni… A myśl ta była dlań nie tylko nieznośna, lecz i przerażająca. Zatem znów zaczadzał głowę winem i rozpustą, by myśl tę zagłuszyć…

I tak płynął dzień za dniem… w tęsknocie za słodką Francją…

Książkę w wersji papierowej można kupić tu:

Wydawnictwo Armoryka

wydawnictwo.armoryka@armoryka.pl

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierza

e-book tu:

https://virtualo.pl/ebook/wieszczba-krwawej-glowy-i235158/

audiobook tu:

https://virtualo.pl/audiobook/wieszczba-krwawej-glowy-i246215/

1„Międzykról” – gdzie indziej zwany regentem. W Polsce zwyczajowo urząd ten piastowali prymasi.

2Muzułmanie.

3Zamtuz – dom publiczny.