Ceremonia otwarcia igrzysk. Analiza, cz. III: narzeczone gilotyny

Ceremonia, czy raczej rytuał otwarcia Igrzysk XXXIII Olimpiady w Paryżu w 2024 przeszła już do historii. Teraz czas na analizy i refleksje. Można być pewnym, że znaczenie tego spektaklu jest dużo większe, niż się wydaje, a jego skutki będą doniosłe.

Proszę przeczytać część I:

https://www.dakowski.pl/rytual-otwarcia-igrzysk-analiza-cz-i-ca-ira-bartosz-kopczynski/

a następnie część II

https://www.dakowski.pl/rytual-otwarcia-igrzysk-analiza-cz-i-ca-ira-bartosz-kopczynski/

Część trzecia rozpoczyna własne, autorskie objaśnienie treści, zaprezentowanych podczas ceremonii / rytuału otwarcia Igrzysk XXXIII Olimpiady w Paryżu AD 2024. Jest to analiza bardzo subiektywna, oparta na gromadzonej od długiego czasu wiedzy i własnych spekulacjach. Czytelnicy mogą się więc nie zgodzić z większością tego, co tu zostanie ujawnione, i mają do tego prawo, tak samo, jak autor ma prawo do próby zrozumienia i wyłożenia innym obiektywnej rzeczywistości.

Najpierw jednak należy zacząć od wyjaśnienia pewnych kwestii, istniejących poza opisywaną ceremonią. Od pewnego czasu zacząłem używać kilku pojęć, wyjaśniających rzeczywistych animatorów wielu zdarzeń i procesów tak historycznych, jak i współczesnych. Najbardziej znane i najczęściej spotykane to globaliści, co oznacza grupę niezwykle bogatych i wpływowych osób, działających na szczytach globalnej władzy, nie tylko politycznej, ale też informacyjnej, opiniotwórczej, kulturotwórczej, i nade wszystko finansowej. Wśród globalistów są postaci znane, funkcjonujące w rządach oraz jawnych instytucjach ponadnarodowych. Te osoby jednak nie są najważniejsze, pełnią bowiem funkcje wykonawcze i reprezentacyjne. Ważniejsi są ci ludzie, których nazwisk nie znamy, a którzy wysługują się tymi znanymi.

Globaliści to nie jest jednak szczyt hierarchii globalnej władzy. Ponad nimi stoją ludzie cienia, stanowiący samo centrum decyzyjne kryptokracji – ukrytej władzy. Ludzie ci mają bardzo specyficzny system wierzeń i sposób rozumowania. Wszystko wskazuje na to, że najbardziej wierzą w samych siebie i w swoją kastę, kierując się talmudycznym sposobem myślenia i gardząc wszystkimi pozostałymi. Dawno temu ich przodkowie podjęli zamysł podjęcia działań, zmierzających do opanowania wszelkich ośrodków władzy. Dzięki precyzyjnie określonemu celowi i pewnym dziedzicznym cechom plemiennym zdołali przekazać modus operandi kolejnym generacjom swoich potomków. Z pokolenia na pokolenie, nie zmieniając celu, doskonaląc warsztat, wykazując żelazną konsekwencję, osiągnęli biegłość. Kolejny adept wprowadzany jest w arkana sztuki ukrytego władania, dziedzicząc wiedzę, kontakty, bogactwa i wpływy. Wielką siłę czerpią z wiedzy – gnozy, która u nich ma zawsze dwa zakresy – egzoteryczy – udostępniany na zewnątrz, i ezoteryczny – wewnętrzny, ukrywany przed ogółem i dostępny tylko dla kasty. Gnoza znana była już w głębokiej starożytności, a od tamtego czasu wielce się rozwinęła. Aby wejść w jej arkana, każdy adept musi przejść rygorystyczne szkolenie, połączone z samorozwojem, i dostąpić inicjacji, czyli wprowadzenia w kolejne kręgi wtajemniczenia przez starszych. Ci to właśnie ludzie stanowią wierzchołek piramidy ukrytej władzy, dlatego zwę ich gnostykami. Nie jest to jedyne określenie, są bardziej dosadne. Badacz, bardziej zaawansowany ode mnie, pan Marek Tomasz Chodorowski używa pojęcia Bestia, i ono właściwie oddaje charakter tej grupy, więc także i ja stosuję tą terminologię. Obydwa określenia traktuję jak synonimy i używam ich zamiennie, co w ogóle umożliwia pisanie o tej grupie. Są one z konieczności eufemizmami, ponieważ panująca cenzura nie pozwala na jawne nazywanie sprawców zdarzeń.

Ceremonia otwarcia Igrzysk wedle wszelkiego racjonalnego prawdopodobieństwa, graniczącego z pewnością została zorganizowana przez gnostyków, w ich własnym interesie, i dla określanych przez nich celów. Zostaną one opisane pod koniec analizy, jednak już na tym etapie należy mieć świadomość, że ludzie Bestii są głęboko religijni, i pomimo ścisłego przywiązania do świata materialnego mają również cele duchowe. Swoją wiarę i duchowość wywodzą jednak nie od Boga w Trójcy Jedynego, ale od jego przeciwnika, Lucyfera, którego w swoim zaślepieniu uznali za prawdziwe bóstwo. Jemu więc służą i realizują jego cele, z których główny to doprowadzenie jak najwięcej dusz ludzkich do potępienia. W tym celu jego słudzy zostają przez swojego pana wyposażani w inteligencję i władzę ziemską. Można więc wskazać trzy cele działań, których częścią stała się opisywana ceremonia. Dwa należą do gnostyków: materialny to władza, a duchowy to nieśmiertelność. Trzeci należy do ich pana, a jest nim powszechne potępienie dusz ludzkich. Wyjaśnienie tej fundamentalnej kwestii jest konieczne, aby zrozumieć, co odbyło się w Paryżu, i w ogóle aby pojąć rzeczywistość. Spodziewam się, że w tym momencie część czytelników zaprzestanie dalszej lektury, uważając autora za dziwaka, oszołoma i religijnego fanatyka. Lepiej będzie dla takich, aby nie czytali dalej, w trosce o ich dobrostan psychiczny. Apeluję więc do lekkoduchów – jeśli nie chcecie uznać, że istnieje rzeczywistość i walka duchowa, oraz że stwórcą świata i człowieka jest Bóg w Trójcy Jedyny, a człowiek powinien oddawać mu cześć, tedy nie czytajcie dalej, bo możecie się zaniepokoić, a być może nawet nawrócić na chrześcijaństwo.

OTO WIĘC CZĘŚĆ TRZECIA.

Ceremonia w Paryżu była zupełnie inna od wcześniejszych podobnych. Zawsze było tak, że uroczystości takie odbywały się na stadionie, który jako obiekt kontynuuje tradycje antycznej Grecji. Ceremoniał olimpijski został określony: parada sportowców, występujących w barwach narodowych, pod flagami swoich państw; przysięga olimpijska, zobowiązująca wszystkich do uczciwej walki do zwycięstwa, przy czym zwycięstwem jest nie tyle pokonanie przeciwników, ile swoich słabości, i poprzez doskonalenie ciała, wzniesienie ducha; wciągnięcie na maszt flagi olimpijskiej i zapalenie znicza. Do tego celu używana jest pochodnia, zapalana na stadionie w greckiej Olimpii od promieni słonecznych. Stamtąd sztafeta sportowców przekazuje ten sam ogień aż do znicza, znajdującego się na stadionie, będącym centrum każdych igrzysk. Istotne jest, aby był to wciąż ten sam ogień, który jest przenoszony jawnie, to bowiem zapewnia sukcesję olimpijską i łączność z tradycją wszystkich poprzednich pokoleń. W centrum wszystkich dotychczasowych igrzysk znajdował się więc znicz, symbolizujący tradycyjną sukcesję olimpijską, oraz sportowcy – współcześni herosi, wybrani z najlepszych, aby zmagać się ze sobą i miedzy sobą o laury. Dotychczas wszystkie ceremonie były jedynie dodatkami do zawodów, odbywały się w jednym miejscu – na stadionie, gdzie wszyscy mogli dokładnie obserwować, co się dzieje. Każdy wiedział, w czym bierze udział i na co patrzy.

ENCHANTE – ZACZAROWANIE WIDZÓW

Paryscy organizatorzy postanowili jednak coś zgoła innego. Całkowicie przełamali tradycje, zarówno antyczne, jak i nowożytne. Już pierwsza sekwencja – aktor komediowy, konsekwentnie trzymający rękę w kieszeni, aby pokazać brak szacunku reżyserów dla olimpijskiej idei i europejskiej tradycji. Poza tym momentem, stadion ani żaden obiekt sportowy nie został wykorzystany. Pochodnia z ogniem olimpijskim przez większość czasu była niesiona przez nieznaną, zamaskowaną postać. Ogień co pewien czas znikał z widoku, by pojawić się znów znienacka, nie wiemy więc, czy wciąż był to ten sam płomień, przyniesiony z Olimpii. Mamy raczej podstawy mniemać, że ciągłość ognia została przerwana, co oznaczałoby zerwanie sukcesji olimpijskiej. Spektakl był rozprowadzony na dużym obszarze centrum Paryża, tak, że nikt z obecnych nie mógł widzieć wszystkiego. To widzieli tylko widzowie przed ekranami, było to więc przedstawienie typowo telewizyjne. Transmisja została zmontowana z dwóch rodzajów przekazu: akcji w czasie rzeczywistym i materiałów, przygotowanych wcześniej. Całość została starannie zaplanowana, a scenariusz utrzymywany w tajemnicy. Widzowie na miejscu i przed ekranami, sportowcy i członkowie ekip – nie wiedzieli, co ich spotka.

W poprzednich olimpiadach rządy państw, organizujących igrzyska zawsze chciały pokazać się jak najlepiej i wykorzystywały te okazje do swoich celów politycznych. Nie odważali się jednak odsunąć w cień samego sportu i sportowców. Tu właśnie to nastąpiło. Sportowcy, zaproszeni goście, widzowie na miejscu i zdalni – wszyscy stali się elementem spektaklu, którego cele były pozasportowe, metapolityczne i ezoteryczne, czyli niejawne. Sport, sportowcy, idea olimpijska i same Igrzyska zostały wykorzystane instrumentalnie i cynicznie przez organizatorów do swoich własnych celów.

OPERA ANTYKULTURY

Organizatorzy zaangażowali wielu artystów, względnie osób, tak nazywanych, należy więc postrzegać widowisko nie jako przedsięwzięcie sportowe lub protokolarne, lecz artystyczne, którego ramy wyznacza perfomans, czerpiący głęboko z sytuacjonizmu i akcjonizmu wiedeńskiego. Następuje tu całkowite zerwanie ze wszystkimi tradycjami, zmieniając nie tylko formę, ale przede wszystkim cel sztuki. Nie jest on już artystyczny, lecz polityczny, zmierzając do przeprowadzenia głębokiej zmiany społecznej. Elementem performansu może być każdy przedmiot, obiekt, sytuacja, miejsce, pojęcie, człowiek. Zaciera się podział na twórców i odbiorców sztuki. Każdy odbiorca sam staje się twórcą, a zarazem tworzywem. Wszystko traktuje się jako sytuację artystyczną, a właściwym dziełem jest społeczeństwo, które staje się plastyczne i podatne na performacje, czyli przemiany. Najpierw dokonuje się deformacji, czyli zburzenia dotychczasowej formy poprzez rozrywanie, zgniatanie i wymieszanie, a potem reformacji, czyli ulepienia formy nowej.

Tak właśnie postąpili twórcy paryskiego widowiska. Wszyscy uczestnicy – sportowcy, goście, widzowie, artyści, personel techniczny – stali się uczestnikami ogromnego performansu, oglądanego przez cały świat. Każdy uczestnik wiedział tylko to, co miał wiedzieć, i widział tylko to, co miał przed oczami. Wiedzę o scenariuszu mieli tylko jego reżyserowie techniczni, a o celach – gnostycy, czyli reżyserowie ideowi. Paryski performans jest więc dziełem stricte antykulturowym, i to w dwóch aspektach – ze względu na formę, i ze względu na treść.

LIBERTE – WOLNOŚĆ REWOLUCJI

Performans miał kilka dominant politycznych. Mimo tego, że olimpiada jednoczy cały świat, silnie akcentowano symbole Republiki Francuskiej, w postaci trójkolorowych barw i Marsylianki. Osnową spektaklu stały się też fakty, artefakty i osoby, ściśle związane z historią Francji. Pod koniec pojawiła się jednak druga dominanta – symbolika Unii Europejskiej. Należy to odczytywać jako silne powiązanie rządu francuskiego z tą organizacją. W trakcie opętańczego tańca zbiorowego na łodzi – platformie cała podłoga stała się flagą UE, a z głośników dobiegał szlagier zespołu Europe „The Final Countdown” – „Ostateczne odliczanie”. Należy to tak rozumieć, że trwa właśnie ostateczne odliczanie do przemiany Unii Europejskiej w superpaństwo, i taka zapewne była intencja reżyserów. Można to jednak zrozumieć inaczej – trwa właśnie ostateczne odliczanie, na końcu którego Europa stanie się Unią. Na koniec popisów tanecznych platforma stała się cała czerwona jak krew, wszyscy tancerze po kolei upadli jak martwi, i wtedy zapanował ciemność. Takie zapewne są intencje Bestii wobec Europejczyków.

Scenariusz ceremonii opowiedział krótką historię Francji. Głównym jej momentem była Rewolucja, zarówno Lipcowa, jak i Wielka. Oznacza to, że miedzy wszystkimi rewolucjami istnieje więź, że jest to właściwie wciąż ta sama Rewolucja. To, co było przed, zostało przedstawione jako zaledwie wstęp do Rewolucji i porządek, który należy zniszczyć. Historia przedrewolucyjna to Katedra Notre Dame. Na jej iglicy znajduje się co prawda krzyż i relikwiarz, ale uwagę od nich odwraca uczepiony tuż pod krzyżem Quasimodo. Rozlegają się trzy uderzenia dzwonu – wezwanie na nabożeństwo. Nie jest to jednak msza chrześcijańska. Rozpętuje się Rewolucja, walczące postaci na barykadach, wściekłe kobiety – bachantki Rewolucji, a potem ukazuje się Pałac Conciergerie. Przez pewien czas był to pałac królewski, potem służył jako więzienie. Wielu ludzi odbyło stamtąd tylko jedną drogę – na gilotynę, miedzy innymi królowa Francji Maria Antonina. Pałac i makabryczne postaci kobiece z uciętymi głowami symbolizują stary porządek, który należy zniszczyć. Performacja, czyli przemiana społeczna, przez Rewolucję, czyli deformację wszystkiego – ogień, zniszczenie, obcięte głowy i wodospad krwi. Ujrzeliśmy właśnie to. Dzisiejsza Francja jest więc skutkiem reformacji – nadania społeczeństwu nowej formy w wyniku deformacji, czyli Rewolucji. Na tym polegają wartości republikańskie, tym tak bardzo chlubi się prezydent Macron. Zarazem te same wartości są podstawą Unii Europejskiej. Tak więc dzisiejsza, republikańska Francja nie jest tą samą Francją, którą była przed Rewolucją, najstarszą córą Kościoła. Jest Wolnością mordu, pożogi i profanacji, jest Anty-Francją, dziełem oszalałych, pijanych krwią sankiulotów i sankiulotek, uwolnionych od Bożego porządku, oddających się szalonym żądzom, obcinających głowy, palących własny świat. Tak samo Europa, której Unia odlicza jej koniec, odurzona szaleńczo – opętańczym pląsem. Tak, jak republikańska, rewolucyjna Francja jest Anty-Francją, tak samo zjednoczona, rewolucyjna Europa jest Anty-Europą. Rewolucja nie jest faktem z dawnej historii, wciąż trwa, ukryci i jawni reżyserzy tworzą plany, trwa ostateczne odliczanie wśród dzikiej zabawy, na którą spaść ma wodospad krwi, a na końcu – zapanować ciemność. Oto plany Bestii dla Europy i w ogóle świata białego człowieka, wyraźnie ujawnione w Paryżu.

LIBERTE – WOLNOŚĆ CHUCI

Republikańska, rewolucyjna Wolność ma też drugą odsłonę. Ta pierwsza, Wolność Rewolucji jest wolnością mordu i pożogi, ta druga ma wymiar indywidualny, będąc Wolnością seksualnej chuci. Nowi Europejczycy o pozaeuropejskim pochodzeniu biorą z przebogatej spuścizny kultury tego miejsca wyłącznie wątki antykulturowe. Spośród wielości głębokich, wysublimowanych treści neoeuropejczycy – neoczytelnicy wynajdują tylko to, co ich interesuje – trójkątne poliamoryczne spółkowanie w garsonierze. Fantazyjne, arlekinowe stroje w wielobarwne serca zdradzają ich życiowy cel – miłość, rozumianą jedynie jako zaspokajanie pożądania. Gdy znajdą możliwość realizacji zachcianek, cała wiedza, zgromadzona przez wieki, nawet ta antykulturowa staje się im zbędna, mogą więc potraktować ją jak rozkapryszone dzieci chwilowe zabawki i porzucić na rzecz czystego egzystencjalizmu – filozofii fizjologii i chuci. Podobnie postaci na sztycach na moście kierują się tymi samymi celami – miłością, podkreśloną wielkim czerwonym sercem na niebie. Tak samo jednak, jak dzisiejsza Francja jest Anty-Francją, tak dzisiejsza miłość jest antymiłością. Samotne postaci na sztycach, powiewające wielkimi flagami chuci same są chorągwiami w ręku tych, którzy potrafią sterować pożądaniami i warunkami ich zaspokajania. Samotny mężczyzna, wiszący na linie nad przepaścią wciąga kobietę, teraz będą wisieć razem. Na końcu wszyscy podążają tłumnym korowodem w kierunku fizjologicznej orgii, a pochód zamyka dwóch mężczyzn, trzymających się za ręce. Triumf miłości – własnej.

EGALITE – RÓWNOŚĆ WSZYSTKIEGO

Wszystkie tradycyjne porządki zakładają jakąś naturalna hierarchię społeczną, opartą na fundamentalnej, prastarej zasadzie – głupsi słuchają mądrzejszych. Ponieważ tych drugich jest daleko mniej, niż tych pierwszych, dlatego do rządzenia wyłania się najbardziej uzdolnionych do tego. Nie może więc być równości, a to narzuca dalsze konsekwencje, które powodują, że w każdym społeczeństwie są różne grupy – jedni lepsi są w czymś, na przykład w rzemiośle wojskowym, a inni – w czymś innym, na przykład w rapie; jedni lepsi są w obronie granic, a drugie – w rodzeniu i wychowywaniu dzieci. Jest też wyraźna hierarchia grup. O ile można porównać zadania mężczyzn, pracujących nad materią i walczących w obronie kraju z zadaniami kobiet, rodzących i wychowujących dzieci, o tyle ranga raperów i obrońców nie jest równa.

Rewolucja jednak zrównuje wszystko i w fazie deformacji niszczy wszystkie naturalne porządki i hierarchie społeczne, nazywając to równością. Jest to jednak zawsze etap przejściowy, potem zawsze następuje reformacja, czyli nowy porządek, i nowe hierarchie. Ozłocone kolorowe raperki mogą więc rozkazywać wojownikom tylko do czasu – na tym etapie Rewolucji, dopóki wszyscy równo nie zostaną przycięci przez gilotynę, lub zapędzeni do równościowego kieratu.

FRATERNITE – BRATERSTWO MINIONKÓW

Są to nie byle jakie postaci. Pomimo kształtu tiktaków i debilnego zachowania mają swoje konsekwentne pragnienia. Żyją na Ziemi od czasów kredy, są więc najstarszym inteligentnym gatunkiem. Zawsze pragnęły służyć złu, i zawsze poszukiwały największego i najpotężniejszego złoczyńcy, któremu będą wiernie służyć jako swojemu panu. Po angielsku minion to sługa. Niestety, mają taką właściwość, że tak bardzo pragną uczcić swojego pana, że zawsze doprowadzają do jego upadku i zguby. Wciąż poszukują więc zła idealnego.

Te milusińskie postaci nie powinny być traktowane tylko jako zabawne stworki z kreskówki, ale również jako figura. Z jednaj strony bowiem Minionki odpowiadają charakterowi Bestii – odwieczne pragnienie zła i służenia najgorszemu panu. W tym kontekście wielce przypominają masonerię. Z drugiej strony są one prefiguracją ofiar Bestii – ludzkości, a szczególnie białych ludzi. Ogłupieni, poprzez procesy celowej debilizacji, doprowadzeni do tego, że sami niszczą swoją kulturę i podstawy swojego bytu, urobieni na nieświadome sługi gnostyków. Sprzeczność tą daje się pogodzić dzięki heglowskiej dialektyce. Tezą jest minionkowatość Bestii, antytezą – ta sama cecha białych ludzi. Syntezą jest zamiana białych homo sapiens na homo debilis, którzy uwielbiają zło, oraz podporządkowują się Bestii w wyznaczaniu celów. Bez kierowania rozwalają swój świat, dlatego wciąż muszą być pod opieką demokracji liberalnej i państwa opiekuńczego. Bestia natomiast sama jest sługą diabła, bo w niego wierzy. Ludzie, wykazujący myślenie talmudyczne często postępują w ten sposób, że swoje własne grzechy przekazują swoim ofiarom poprzez przykład i naukę. Ich ofiary zaczynają same tak żyć, a wtedy sprawcy tych zachowań, którzy ich tego nauczyli zaczynają oskarżać swoje ofiary o swoje własne grzechy.

Minionki pojawiają się jako animacja, wmontowana w performans. W swoim Nautilusie (co za drwina z Kapitana Nemo) urządzają olimpiadę. Są jednak tak bezmyślne, że topią swój okręt, czyli sami niszczą swój świat. Tak właśnie postępują dziś biali ludzie, którzy odrzucili swoją kulturę, wiarę, moralność i naród. Ich kraje toną jak okręt Minionków. Zanim podziurawią burty okładają pięściami tych, którzy im służą, bez których niemożliwy jest porządek społeczny. Tym właśnie są ataki liberolewicy na żołnierzy, broniących granic. Tym samym też jest wściekła nienawiść dużej części białych ludzi do chrześcijaństwa i Kościoła. Z kolei zapamiętałość Minionków do stosowania sztucznego oddychania do wszystkiego przypomina działania służb zdrowia w krajach, ogarniętych niedawną pandemią. Przez pewien czas każdy przypadek dolegliwości dróg oddechowych traktowano respiratorem, a potem każdą chorobę postanowiono wyleczyć szczepionką szczęścia. Tak właśnie zachowują się współcześni ludzie, którzy znaleźli się pod wpływem gnostyków, a przez lenistwo, głupotę i wygodę nie chcą zrozumieć, w czym tkwią, odrzucić poglądy i zachowania, podsunięte przez Bestię i wrócić do chrześcijaństwa.

Minionki okazują się na tyle cwane, że kradną Giocondę z Luwru, lecz zarazem są tak głupie, że tracą to w katastrofie swojego świata, do której sami doprowadzili, i nawet nie potrafią docenić tego, co odrzucili, pozostawiając swoja kulturę, symbolizowaną przez obraz na pastwę fal. Rozwalają wszystko, co mają, i jeszcze się z tego cieszą. Oto dzisiejszy świat pochrześcijański.

Ciąg dalszy nastąpi.