Pierwszą Polką w finale French Open była Jadwiga Jędrzejowska
W 1939 roku Jadwiga Jędrzejowska jako pierwsza z Polek wystąpiła w finale wielkoszlemowego dziś turnieju tenisowego French Open. Po 81 latach jej wyczyn powtórzyła, a nawet poszła krok dalej, Iga Świątek. W sobotę 21-latka z Raszyna zagra o drugi singlowy tytuł w Paryżu.
Polski tenis miał zawodniczkę w światowej czołówce na długo przed sukcesami Agnieszki Radwańskiej czy Świątek. Była nią Jędrzejowska, która urodziła się w Krakowie 15 października 1912 roku. Przyszła na świat tak blisko kortów AZS, że śmiało miała prawo napisać w swych wspomnieniach: “Urodziłam się na korcie, niemal z piłką tenisową i rakietą w ręku”.
Najpierw podawała piłki zawodnikom, marząc o grze na korcie, a potem rywalizowała z najlepszymi na świecie, także z koronowanymi głowami na kortach w Nicei i w innych obleganych zagranicznych kurortach.
Apogeum kariery Jędrzejowskiej przypadło na lata międzywojenne. W 1935 roku triumfowała w mikście w mistrzostwach Włoch, a jej partnerem był słynny Australijczyk Harry Hopman, którego imię nosiły do niedawna nieoficjalne mistrzostwa świata drużyn mieszanych rozgrywane na przełomie roku w Perth.
W 1937 r. była bliska triumfu w prestiżowym turnieju na wimbledońskiej trawie, gdzie w finale przegrała z Angielką Dorothy Edith Round 2:6, 6:2, 5:7, prowadząc w trzecim secie 4:2 i 30:15. W nagrodę za grę w decydującym spotkaniu otrzymała wówczas bon towarowy wartości 3,5 funta i plakietkę The All England Lawn Tennis and Croquet Club z napisem “runner-up” (finalistka). To nie była era open tenisa i nie walczono o nagrody pieniężne.
To osiągnięcie długo uchodziło za największy sukces w historii polskiego tenisa, później dołączył do niej wicemistrzostwem świata Wojciech Fibak, który w finale turnieju masters w Houston w 1976 roku przegrał z Hiszpanem Manuelem Orantesem.
Po finale Wimbledonu Jędrzejowską zauważono w świecie tenisa. W tym samym 1937 roku była też finalistką mistrzostw USA, przegrywając na kortach Forest Hills mecz o tytuł z filigranową Chilijką Anitą Lizane 4:6, 2:6.
Trzeci wielkoszlemowy finał zaliczyła właśnie w Paryżu dwa lata później – uległa w nim Francuzce Simone Mathieu 3:6, 6:8 (tie-breaka jeszcze wtedy nie rozgrywano).
W międzyczasie otrzymała ofertę przejścia na zawodowstwo, do tzw. cyrku Tildena. Odrzuciła ją, bowiem marzyła o zwycięstwie na wimbledońskiej trawie, a gdyby straciła status amatora, byłoby to niemożliwe.
Jak się wkrótce okazało, szansę tę odebrała jej II wojna światowa. Przez sześć lat okupacji nie wzięła rakiety do rąk, choć najpierw w wyjeździe z kraju chcieli jej pomóc Amerykanie, a w 1941 roku król Szwecji Gustaw V, jej partner z kortów na Riwierze, wystosował do władz okupacyjnych pismo, proponując Jędrzejowskiej azyl w swym kraju, zachowującym neutralność. Tenisistka jednak nie skorzystała z tej możliwości.
Wyjazd do Rzeszy proponowali też Niemcy. “Szkoda, by taki talent się marnował” – argumentowali, ale odrzuciła i tę propozycję, oświadczając stanowczo, że skończyła z tenisem. Musiała, bo bała się, że w innym przypadku Niemcy wymusiliby na niej występy w swoich “brunatnych” barwach, a trzeba pamiętać, że Polakom grać w tenisa zakazali.
W Anglii i USA nazywano ją “Jed” lub “Ja-ja”, ze względu na zbyt trudne do wymówienia dla Anglosasów nazwisko. Amerykanie zwrócili na nią uwagę nie tylko ze względu na klasę sportową i sprawiające kłopoty nazwisko, ale i radosne oblicze oraz uśmiech. Po jednym z turniejów w prasie napisano: “Musiała dopiero przyjechać mała Polka, żeby pokazać naszym tenisistkom, iż można przegrywać z uśmiechem”.
Przed 1939 rokiem klasyfikowano ją w pierwszej piątce tenisistek świata. Gdyby nie wojna, osiągnęłaby znacznie więcej. Gdy po kilku latach przerwy po raz pierwszy wyszła na kort, mizerna i wycieńczona, z trudem trzymała się na nogach, a wcześniej słynęła z silnej ręki i mocnych uderzeń, wykonywanych rakietą najcięższą z wszystkich używanych przez kobiety.
Mimo to w kraju i tak długo była bezkonkurencyjna. 22 razy zdobyła tytuł mistrzyni Polski w grze pojedynczej, pierwszy raz w 1929 roku, a ostatni w 1964. W 1938 roku tytuł otrzymała bez gry… “w uznaniu zasług i wysokiego poziomu”.
Po wojnie mieszkała w Katowicach i przez wiele lat reprezentowała barwy Baildonu. Na kortach tego klubu w 1968 roku zakończyła karierę, a później pracowała tam z tenisową młodzieżą. Starsi bywalcy wspominają niezwykłe zagrania dawnej mistrzyni, kiedy piłka spadała zaraz za siatką i… wypadała poza kort.
Korty przy ulicy Astrów, zbudowane w 1927 roku jako polska odpowiedź na niemieckie organizacje sportowe w Katowicach, na których trenowała i grała, nosiły imię Jadwigi Jędrzejowskiej do 2013 roku, kiedy zostały… zburzone. Nie pomogły protesty mieszkańców miasta i działania Społecznego Komitetu Obrony Kortów. Obiekt nigdy nie był wpisany do rejestru zabytków, dlatego konserwator zabytków także nie mógł zablokować decyzji prywatnego właściciela działki.
– Dla niej liczył się tylko tenis. Po zakończeniu kariery grywała dla przyjemności na kortach Baildonu i wtedy nawet taki amator jak ja mógł się z nią zmierzyć. Zresztą grywała także debla, po prostu nie potrafiła sobie odmówić bycia na korcie – wspominał przed laty zmarły w 2018 roku znany katowicki dziennikarz radiowy Roman Paszkowski, pasjonat tenisa.
Była skupiona wyłącznie na tym sporcie.
– Zupełnie nie uprawiała innych dyscyplin. Pamiętam taką historię, kiedy główną nagrodą turnieju był rower. Oczywiście wygrała i go dostała. Wtedy publiczność zaczęła się domagać, by wykonała rundę honorową. Nic z tego nie wyszło, bo… nie potrafiła jeździć na rowerze – dodał Paszkowski.
Jędrzejowska dwukrotnie (1936-37) wygrała plebiscyt “Przeglądu Sportowego” na najlepszego sportowca Polski. Zmarła 28 lutego 1980 roku w Katowicach. Pochowana jest na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
W 2012 roku, niespełna cztery miesiące przed setną rocznicą urodzin znakomitej polskiej tenisistki, wspomnienia o niej odżyły w Londynie dzięki Agnieszce Radwańskiej, która dotarła do finału Wimbledonu.
Na konferencji prasowej jedna z angielskich dziennikarek, łamiąc sobie język pytała: Co wiesz o Dża… Dżadżwydża Dżendżedżowska? Czy coś o niej słyszałaś w dzieciństwie?
– Myślę, że chodzi o Jadwigę Jędrzejowską – odpowiedziała z uśmiechem polska tenisistka.
Po ośmiu latach, blisko kolejnej rocznicy urodzin Jędrzejowskiej, do jej sukcesów, tym razem w stolicy Francji, nawiązała 19-letnia wtedy Świątek, która zdobyła dla siebie i Polski pierwszy wielkoszlemowy tytuł w singlu. W sobotę powalczy o powtórzenie tego triumfu – w finale jej rywalką będzie Amerykanka Cori Gauff.