Ułański błąd Marszałka Piłsudskiego
Czas na jasny podział. „Daj kreskę Dowejce”.
JOW to nie panaceum na wszystkie bolączki, lecz na pewno Maczuga
Mirosław Dakowski https://www.dakowski.pl/archiwum/pliki/index.96_45.php
18.03.2007.
Przed dwoma laty przeprowadziliśmy w gronie matematyków i polityków ilościową analizę wieloparametryczną (t.j. uwzględniającą osiem różnych aspektów ideowych, politycznych i gospodarczych) sytuacji Polski.. Część opisową wyników (niestety bez wykresów) umieściła mi uprzejmie Myśl Polska (25. I. 98). Tam odsyłam po szczegóły.[pewnie już niedostępne… 2023]
Analiza ta wykazuje, że podziały przebiegają wewnątrz wszystkich liczących się partyj politycznych, też wewnątrz hierarchii Kościoła, wewnątrz różnych ruchów społecznych. Część ludzi pretendujących do miana “dożywotnich mężów stanu” stoi w tak szerokim rozkroku, że … uprzejmie można to nazwać “szpagatem”. Niestety nie udało mi się wtedy umieścić drugiej części artykułu, ukazującej, jak zasada wyboru najlepszego (w.g. wyborców) kandydata (osoby!) w małym okręgu rozbiła w gruzy (Włochy) dotychczasowe partie, partyjki i koalicje, a wymusiła powstanie nowych, realnie konkurujących bloków.
Tym samym poważnie osłabiła tam mafie i masonerię. Nie mówię jedynie o jawnie kryminalnej loży Propaganda Due (P2), lecz także i o Wielkim Wschodzie. M. inn. Wielki Mistrz Wielkiej Loży Włoch Giuliano di Bernardo – ten sam, co parę lat wcześniej chciał swe “światła” wprowadzić w Europie Wschodniej – wycofał się z działalności.
Politycznie we Włoszech powstały dwa bloki: Ulivo i Polo.
W Polsce obecnie takimi naturalnymi blokami byłyby z pewnością:
A. Blok katolicko-narodowo-niepodległościowy, dla którego najwyższą wartością polityczną jest interes Polski i Polaków, m.inn. mający w programie ukrócenie przyzwolenia na “rozmywanie” prawdziwych wartości i na rabunek przez klikę najsprytniejszych, oraz
B. Unia między dwiema przenikającymi się grupami: 1) „internacjonalistami” i t.zw. „socjal-demokratami” spod znaku Marksa (ateistami) oraz 2) grupą zwolenników rozmycia się narodów w „postępowej Europie”, “humanistów” spod znaku UE, kielni i synarchii, czyli – „nieznanych mędrców” rządu światowego, jak się w swej pysze nazywają. Czcicieli “księcia tego świata”.
Dla obu grup z nurtu B największym wrogiem i przeszkodą jest: w porządku duchowym Kościół Chrystusowy, a w porządku ziemskim – rodzina i państwa narodowe.
Powinniśmy dążyć do takiej polaryzacji pod jasnych hasłem: “policzmy się!” Policzmy, ilu jest ICH, a ilu NAS. Zobaczymy, co te bloki mogą realnie zapewnić wyborcom, narodowi.
]Zadziwia mnie, że część publicystów i działaczy zgadzających się z powyższą diagnozą jakby nie zauważało możliwości użycia przez nas w tej walce potężnej broni: sposobu (mechanizmu) doboru elit politycznych. Skończy się plaga “trzecich sił” o szczytnych hasłach – lecz bezsilnych. “Ruchy” i “nurty” będą w sposób naturalny zmuszone do łączenia się.
“Nie tędy droga”. A którędy?
W odróżnieniu od A.Horodeckiego (MP z 23. I), nie boję się braku “kandydatów na polityków reprezentujących dobro narodu i Rzeczypospolitej”. Takich ludzi mamy, takich ludzi znamy, ale brak nam sposobu ich wypromowania. Taki sposób – to wybieranie przez tych, którzy kandydatów znają (często od pokoleń) t.j. przez mieszkańców tej samej ziemi czy powiatu. Zadziwia dwukrotne przyznawanie przez A. Horodeckiego, że “JOW jest wyrazem cywilizacji łacińskiej”, a z drugiej strony nawoływanie, że “Nie tędy droga” lub, jak pisze p. Ułański (MP 30. I) że istnieje (groźna?) “Pułapka ordynacji większościowej”.
Używając terminologii Feliksa Konecznego, ordynacja pseudo-proporcjonalna jest przecież owocem mieszanki cywilizacji turańskiej (kult wodza obozu) oraz cywilizacji żydowskiej (poprzez socjalizm). Jest więc skutkiem stanu acywilizacyjnego. Taka predylekcja mogła nie dziwić w otoczeniu J. Piłsudskiego, ale wśród narodowców??
P. Horodecki proponuje, by “uświadomić polityków, niech nastąpi jeden podział: za czy przeciw Polsce”. Czemu Pan, Panie Andrzeju, nie chce zobaczyć, że JOW daje właśnie takie narzędzie?
Musimy jednak w tym celu uświadomić Naród (przeszło 28 mln ludzi), a nie dogadaną między sobą klikę ok. 10 tys. beneficjentów Władzy. Oczywiście JOW to nie panaceum na wszystkie bolączki, lecz na pewno Maczuga na polityków zakłamanych i żerujących na wbudowanej w system nieodpowiedzialności przed wyborcą. Mówiąc realnie: “politycy”, t.j. ci, co są blisko władzy wolą listę krajową i okręgową, pseudo-proporcjonalność zapewniającą im dożywocie – i łatwe “wkręcenie” do władzy swych potomków czy znajomków (por. określenie prof. J. Staniszkis “renta władzy”). My – ludzie, wyborcy, wolimy przeegzaminować konkretnego polityka przy każdych wyborach! Wprowadzenie systemu JOW rozrywa dotychczasowe powiązania niejawne. Oczywiście – mogą być one odbudowane, ale to zajmie dużo czasu i sporo wysiłku. Od dojrzałości wyborców i uczciwych polityków zależy, by te słowa “dużo” i “sporo” były znaczące.
Największy błąd Marszałka
Warto zastanowić się, czy nasi ojcowie mogli w dwudziestoleciu II-giej Rzeczypospolitej osiągnąć więcej korzyści dla Polski i dla nas.
Tak wielbiciele, jak i przeciwnicy Marszałka Piłsudskiego (w każdym razie ogromna ich większość) zgadzają się z tym, że był on polskim patriotą i że kochał Polskę. Nie miał jednak wysokiego mniemania o zdolnościach Polaków do samo-rządzenia się. Powtarzał (za Wielopolskim), że dla Polski można wiele zrobić, lecz we współpracy z Polakami – raczej niewiele.
Z lekceważenia umiejętności Polaków, z ułańskiej niefrasobliwości (no i z pychy) wynikła brzemienna dla nas w skutki decyzja o sposobie wybrnięcia z „sejmokracji” panującej w pierwszych latach II Rzeczypospolitej. Skutkiem decyzji Piłsudskiego był krwawy przewrót z maja 1926 roku. Z jednej strony kosztował on życie prawie czterystu młodych Polaków, a z drugiej był przyczyną powstania rządów jednej grupy – „bezpartyjnej partii” – BBWR. Tę nielogiczną groteskę próbowano małpować jeszcze przed paru laty. Po roku 1926-tym zamiast bałaganu sejmokracji powstały rządy co prawda stabilne, ale ułatwiające wzrost klik i „układów nieformalnych”. Dla nas, Polaków na przełomie tysiącleci, jest najważniejsze, iż życie polityczne współczesnej Polski jest zarażone obiema powyższymi chorobami. Tak sejmokracją i nieodpowiedzialnością „koalicji”, jak i mafijnością. Czyżby Nabyty Brak Odporności ? NIE:
Gdyby Marszałek bardziej wierzył w rozum swoich uczciwych doradców, czy w rozsądek Polaków, to zrozumiałby na czas, że sposób doboru elit politycznych narzucony przez socjalistyczną, „postępową” konstytucję marcową był receptą na rozdrobnienie nurtów politycznych. Narzucono tam przecież naszym ojcom i dziadom „ordynację proporcjonalną”, sztuczny twór socjalistów belgijskich sprzed (wtedy) pół wieku.
Czy człowiek światły i uczciwy mógł nie widzieć, że prowadzi to w sposób nieunikniony do rozdrabniania nurtów politycznych na partie, partyjki, ruchy i odłamy? Ano, jak widać, mógł!
Gdyby Józef Piłsudski w maju 1926 r. wymusił zmianę ordynacji wyborczej do Sejmu na znaną już wtedy od 150-ciu lat ordynację z jednomandatowymi okręgami wyborczymi [por. IV Księga Pana Tadeusza, „Daj kreskę Dowejce”] – JOW, to spowodowałby tym samym powstanie dwóch stabilnych obozów (raczej partii) politycznych. A chyba o stabilne rządy rzetelnych patriotów mu w rzeczywistości chodziło. Najpewniej byłby to obóz socjalizująco-równościowy oraz partia narodowa. Partie te musiałyby mieć wewnętrznie spójne programy – i musiałyby je realizować (po ewentualnym wygraniu wyborów). Zostaliby do tego zmuszeni wszyscy politycy, włączając w to tak mężów stanu, jak i t.zw. „intrygantów” i „warchołów”. Nie wchodzę w to, czy były to epitety słuszne. Stwierdzam tylko, że przy ordynacji jednomandatowej nie opłaca się posłom, ani partii będącej u władzy nie spełniać swych obietnic przedwyborczych. Po drugie: partia rządząca na skutek wyboru poprzez JOW nie ma kuli u nogi w postaci „koalicjanta”, z którym musi zawsze zawierać „kompromisy”. Taka choroba (bardzo groźna dla społeczeństwa) trafia się zaś zwykle w państwach niby-demokratycznych na skutek wyborów pseudo-proporcjonalnych. Jest też wygodną wymówką dla nieuczciwych, małych polityków: Powoduje możność lekceważenia swych programów przedwyborczych przez partię u władzy, czyli jest przyczyną nie-rządu.
Światowe doświadczenie krajów zdrowej demokracji pokazuje, że wyborcy po jednej czy dwóch kadencjach zniechęcają się do partii u władzy, co przy następnych wyborach większościowych powoduje odmianę. Wystarczy do tego jednak jedynie zmiana poparcie z np. 53 % na 47%, a „nowa” partia u władzy już uzyskuje większość zdolną do wyłonienia stabilnego rządu. I stoi przed koniecznością spełnienia klarownego, jednoznacznego programu. Nic więc dziwnego, że kliki partyjne mające na celu wyciągniecie największych korzyści osobistych tak lubią mętną wodę „umów koalicyjnych” i zwalania przyczyn swych klęsk gospodarczych czy społecznych na „koalicjanta”, A nieczysty „kompromis” z koalicjantem musi się pojawić przy ordynacji pseodo-proporcjonalnej.
Gdyby w latach 20-tych wprowadzono w Polsce ordynację JOW, to w partiach powstałych na podstawie takich mechanizmów doboru, ogromna rolę graliby działacze terenowi, powiatowi, a nie „oficerowie legionowi” (zresztą cudownie wtedy, na początku lat trzydziestych, rozmnożeni). Istniała szansa: gdyby Marszałek w dziesięcioleciu po 1925r. znał te cechy ordynacji Jednomandatowej i ją wprowadził, to każda „ziemia” czy powiat mogłyby wystawić najlepszego ze swych reprezentantów. Polska pod koniec Drugiej Rzeczypospolitej byłaby na pewno zdrowsza, silniejsza i … łatwiej przeżyłaby następne kataklizmy narzucone nam z zewnątrz.
Obecna sytuacja Polski i Polaków jest na pewno o wiele bardziej krytyczna, niż w latach 30-tych. Konieczne jest więc, byśmy dołożyli wszystkich sił, by tego największego błędu Marszałka nie powtórzyć. Jesteśmy dojrzalsi o trzy pokolenia, uczmy się na cudzych błędach oraz w bibliotekach i w dyskusjach. Pozatem – bądźmy pokorniejsi.
Ciężkie milczenie mediów na temat Jednomandatowych Okręgów Wyborczych świadczy o tym, że ośrodki decydujące o czym mówić wolno i należy, boją się poruszenia sprawy JOW. Zażenowana bierność polityków znajdujących się już w sejmie czy senacie w czasie targów, przepychanek i intryg związanych z wymuszoną przez „reformę administracji” zmianą ordynacji źle Polsce wróżą. Świadczą o tym, iż kto już doszedł do władzy, to stara się przy niej pozostać, nawet kosztem niespełnienia swych programów i obietnic przedwyborczych. Nadzieja w działaczach młodych, rzutkich i z doświadczeniem samorządności terenowej. Inaczej „warszawka”, czy jak te samozwańcze i samo-podtrzymujące się „elity polityczne” nazwać, nas dobije. Ruch oddolny może sytuację zmienić.
Szarża ułańska – ale czy z głową?
Po napisaniu tego tekstu przeczytałem (MP, 30.I) artykuł “Pułapka ordynacji większościowej”. Sprostuję jedynie parę nieporozumień
1) Ruch na rzecz JOW działa od ośmiu lat, a nie dwa lata. Był w większości mediów przemilczany. Zebraliśmy ok. 200 tys. podpisów pod żądaniem referendum w sprawie Ordynacji. Zbieraliśmy je jednak głównie nie po to, by wymusić referendum, lecz by przy zbieraniu dyskutować i przekonywać ludzi, wyborców. Oraz by nawet sprzedajni żurnaliści (a jest ich niemało) byli zmuszeni uznać tę dyskusję za “News” godzien przedstawienia. Zaś “band wagon effect” (czyli nacisk opinii) spowoduje wtedy, że zagrożeni “emeryturą” politycy przypomną sobie, iż w programach przedwyborczych obiecywali wprowadzenie JOW.
Odniosę się do kolejnych punktów w artykule p.Ułańskiego.
Ad pkt.1 u Ułańskiego. Tak w mych audycjach w Radio Maryja, jak i w dziesiątkach wystąpień publicznych w Polsce (w 1997r) przeciw projektowi obecnej konstytucji wskazywałem (a obecnie wskazuję skutki!) tej strasznej zasady nieodpowiedzialności posła przed wyborcą. Bo… właśnie JOW taką odpowiedzialność wymusza.
Ad 2. Nie powinno nam tak zależeć na istnieniu “posłów niezależnych”. Za to zasada JOW rozbije obecne, sztuczne partie karierowiczów, a powstaną nowe partie, zgrupowane w naturalne dwa bloki . Jakie – opisałem powyżej.
Ad 3. Kandydat do sejmu J. Buzek otrzymał 1488 głosów na prawie milion uprawnionych. Czyli jeden wyborca na ok. 760-ciu dał się do Jego osoby przekonać. Rzeczywiście, J.B. wszedł z listy krajowej. Ale z list okręgowych (partyjnych ) też wchodziły miernoty. W poprzednim sejmie (akurat te dane mam pod ręką) “naszym reprezentantem” został jakiś człek (“socjolog z Mosiny”), który otrzymał 640 głosów na prawie milion uprawnionych, inny “przedsiębiorca” – 711 głosów na prawie milion. Zasada JOW obala obie anomalie – obie listy partyjne.
Ad 4. Nie jestem zwolennikiem “sprawiedliwego” rozdrobnienia partyjnego – to pułapka myślenia socjalistycznego. Najlepsi (a nie najbardziej krzykliwi!) z każdego bloku (t.j. narodowego i kosmopolitycznego, jak sądzę) będą walczyli o wyborcę. Przykład Kanady i rządzącej kiedyś partii premiera Mulroney’a (o przydomku “Lying Brian”) opisany jest w “Otwartej Księdze” Lazarowicza i Przystawy. Po szczegóły odsyłam do tej książki. Partia Konserwatywna (Briana), która miała 157 mandatów w 290-osobowyn parlamencie, po ujawnieniu oszustw, w nowych wyborach otrzymała tylko jeden mandat. Czy to “niesprawiedliwe”? Może, ale jakże skuteczne. Pozatem: JOW zapewnia stabilny rząd bez koalicji ani “kompromisów”. Zapewnia odpowiedzialność tak posła, jak i rządzącej partii. A tego nam bardzo potrzeba. JOW zdyscyplinuje “działającą w rozproszeniu opozycję”. Jestem doświadczalnikiem, nie marzycielem. Znów odsyłam do “Otwartej Księgi” – do analizy sytuacji we Włoszech. I do artykułu J.Przystawy na Konferencji w Nysie. Warto to przedrukować. Tam są dane, a nie gdybania ani insynuacje.
Ad 5. Luudzie! Co ma wspólnego mechanizm wyborów na prezydenta (w okręgu o 28.4 milionach uprawnionych) z wyborami w okręgu o 58 tys. uprawnionych? Toć w pierwszym wypadku można (trzeba!) wydać miliony dolarów na propagandę, na odchudzenie delikwenta, na pomalowanie mu buzi na brązowo i na nauczenie zgrabnego recytowania sloganów. Co za praca, szczególnie, jeśli kandydat jest głąbem. W okręgu do sejmu (58tys.) ludzie widzą kandydata i naprawdę go znają. Co do szans komunistów: W parlamencie włoskim weszło (z JOW) tylko 8-miu komunistów na 630 miejsc w Camera! Reszta (z Massimo d’Alemą) weszła z 25% “proporcjonalnych” miejsc… Jeśliby zaś np. Balcerowicz wyeliminował Krzaklewskiego, to byłaby przecież ulga dla Polski, prawda? Lepszy jeden taki, niż dwóch.
Ad 6 i 7. Tak, musimy zmienić konstytucję! Jeśli Naród zobaczy, w czym jej największa wada, i da temu wyraz, to i “pseudo-proporcjonalni” posłowie ją zmienią, by się starać u władzy utrzymać. Ale władza nie będzie już organicznie zrośnięta z bezkarnym rabunkiem i kłamstwem… Będzie władza i odpowiedzialność.
Na zakończenie propozycja: Może insynuacje, n.p. że “promowanie JOW ma (…) za zadanie odwrócić uwagę od niebezpieczeństwa likwidacji w najbliższym czasie Rzeczypospolitej jako suwerennego państwa” (A.H.) pomińmy? Pozatem: Ułan to nie rycerz średniowieczny, powinien więc walczyć z otwarta przyłbicą, szczególnie, że nie ma do czynienia z podstępnym, cynicznym wrogiem, lecz z lojalnym sojusznikiem. Zorganizuj, o Naczelny MP, dyskusję redakcyjną, o najlepszym sposobie doboru Elit Politycznych ! Niech to się stanie podstawą szerokiej dyskusji narodowej.
Nie powtarzajmy – cudzego – grzechu pychy ani tchórzostwa.
Uczciwe i odważne elity w Polsce istnieją. Oby pojawiły się w parlamencie.