Postarzanie produktu. Dlaczego Twój sprzęt psuje się po gwarancji?
Z dr Adamem Rysiem rozmawiamy o tym, dlaczego Twój telewizor, pralka lub smartfon zepsuje się tuż po upływie gwarancji, jak korporacje robią nas w konia i jak się bronić przed praktyką spisku oraz o postarzaniu produktu.
Adam Ryś
Dr inż., adiunkt na Wydziale Zarządzania Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. W roku 2006 obronił pracę doktorską na temat „Badania jakościowe w procesie rozwoju nowego produktu”. Jego zainteresowania naukowe koncentrują się wokół dwóch zagadnień: wykorzystania badań marketingowych w działalności przedsiębiorstw przemysłowych oraz procesu rozwoju nowego produktu.
Rafał Górski: „Ekstremalnym przykładem potencjału, jaki dawała ta konstrukcja, jest żarówka wyprodukowana w 1901 r., która świeci prawie nieprzerwanie do dziś w budynku straży pożarnej w Livermore w Kalifornii. Żarówka ta jest przykładem na możliwość stworzenia konstrukcji w zasadzie bezawaryjnej. Jak należy się domyślać, tego typu niepsujące się produkty mogą stanowić zagrożenia dla ich producentów. W przypadku zupełnej bezawaryjności produkty mogą sprzedać się tylko raz”. To fragment Pana artykułu „Planowane postarzanie produktu – analiza zjawiska”.
Panie doktorze, o czym jest film dokumentalny „Spisek żarówkowy – nieznana historia zaplanowanej nieprzydatności”?
Dr Adam Ryś: Ten film jest m.in. o żarówce, o której Pan wspomniał, o tym, że są produkty – lub były – które wytwarzano latami, i które są z nami do dzisiaj, i są używane. Niektórzy rzemieślnicy mówią, że po swoim ojcu czy dziadku odziedziczyli zestaw narzędzi, które służą im do dziś. No, ale są też takie produkty, które zużywają się bardzo szybko i między innymi wspomniany film dokumentalny o nich opowiada. To bardzo ciekawy dokument i gorąco polecam go do obejrzenia.
Na początku przytoczony jest przykład żarówki ze straży pożarnej w Livermore, która świeci w zasadzie od 121 lat.
Ponoć była raz czy dwa razy, przenoszona z miejsca na miejsce, więc to nie jest ciągłe świecenie. Ma swoją stronę w Internecie, ma swoje święto, bo Amerykanie potrafią celebrować takie rzeczy. Możemy podziwiać tę żarówkę – że rzeczywiście świeci – a nie wszystkie produkty są takie. W filmie przytoczono kilka innych przykładów – zjawiska, które nazywamy „planowym postarzaniem produktów”.
Co mają wspólnego z tym zjawiskiem pończochy?
To również przykład z filmu, potwierdzony dość dokładnie.
Firma DuPont, znany międzynarodowy koncern chemiczny z siedzibą w Wilmington w Stanach Zjednoczonych, jest bardzo innowacyjnym koncernem, który odkrył m.in. takie produkty jak: teflon, kevlar czy właśnie wspomniany w filmie nylon. Nylon został wykorzystany do produkcji pończoch, przy czym na początku nie był do tego używany. Jako tworzywo sztuczne czy włókno był wykorzystywany w spadochronach.
No, ale ktoś wpadł na pomysł, żeby go wykorzystać do produkcji pończoch. I można powiedzieć, że spowodował rewolucję w branży, ponieważ dotychczas stosowane materiały były podatne na zniszczenie, a ten nowy wydawał się w pewnym sensie niezniszczalny.
Niezniszczalność materiału spowodowała, że pończochy sprzedawały się bardzo dobrze, ale w zasadzie raz czyli jeśli mamy produkty, które się nie psują, nie niszczą, istnieje zagrożenie, że jeśli wszystkie Amerykanki – a jeśli będziemy produkt eksportować na cały świat wszystkie kobiety – kupią sobie jedną, drugą, trzecią parę pończoch, to w pewnym momencie nie będą potrzebować kolejnych. I firma bardzo szybko to zagrożenie odkryła.
Inżynierowie, którzy wcześniej byli zaangażowani w produkcję czy wynalezienie tego tworzywa sztucznego, zostali poproszeni, żeby je „troszeczkę popsuć” czyli spadek popytu albo przewidywanie tego spadku spowodowało, że zaczęto robić pończochy gorszej jakości.
A wracając do „Spisku żarówkowego” część osób może stwierdzić: „No, ale zaraz. To chyba coś, co pachnie jakąś teorią spiskową, jakimś szurostwem, foliarstwem” – jak to się dziś określa. Jak jest w tym przypadku?
Trzeba by zastanowić się, czym są teorie spiskowe, do czego są wykorzystywane i dlaczego – to byłby pewnie temat na osobną dyskusję. Według mojej prywatnej definicji, często tak się nazywa zjawiska, które ludzie zauważają, a na potwierdzenie których trudno jest znaleźć dowody.
Jeśli chcemy coś ukryć, to pewnie najłatwiej ośmieszyć ludzi, którzy zauważają zjawisko. Można ich obśmiać i uznać za oszołomów czy właśnie, jak Pan wspomniał, foliarzy, jak to się dzisiaj mówi. Akurat w tym przypadku ta obśmiewana teoria okazała się prawdziwa.
Jeśli chodzi o naukę, to z definicji musi być ona podważalna, np. przez nowsze badania. Tak jest, że nowsze badania wypierają starsze. Stawiamy nowe hipotezy i staramy się je udowodnić, zamieniając te prawdy, które obowiązywały wcześniej. Jeśli nauka nie zakłada podważania swoich paradygmatów, to jest religią, w której podaje się zestaw prawd do wierzenia, a nie nauką.
Są teorie spiskowe, które okazywały się prawdą. Pamiętam, że kiedy ten film został wyemitowany i pojawił się też na popularnych kanałach typu YouTube, bardzo często był zdejmowany. Bardzo długo z nim walczono. Nie wiem, kto to robił – może firmy, które zostały w nim wymienione – ale można powiedzieć, że wymienione w dokumencie produkty i sposoby ich postarzania dzisiaj zostały już potwierdzone.
Napisał Pan w jednym ze swoich artykułów: „Zjawisko planowanego postarzania produktu nie znajdowało dotychczas właściwego miejsca w dyskursie naukowym. Często prezentowano je jako jedną z tzw. teorii spiskowych”. Dlaczego naukowcy nie podchodzili do tego należycie poważnie?
Trudno mi odpowiadać za wszystkich. Kiedy zainteresowałem się tym tematem, zacząłem szukać. Zazwyczaj w przypadku publikacji naukowych najpierw trzeba zbadać literaturę dostępną w tym zakresie na świecie, żeby nie wyważać otwartych drzwi. I przyznaję, że natrafiłem na pewien mur. Te publikacje istniały, ale nie było ich dużo. Pamiętam, że w bibliografii pierwszego artykułu miałem chyba tylko cztery czy pięć pozycji, na które mogłem się powołać.
O dziwo, z pomocą przyszły oficjalne dokumenty Unii Europejskiej. W ramach Unii Europejskiej funkcjonuje Europejski Komitet Ekonomiczno-Społeczny (EKES). W 2013 r. czyli już po pokazaniu filmu „Spisek żarówkowy”, wydał on dokument, w którym wskazywał na konieczność wprowadzenia zakazu wytwarzania produktów o jakiejś zaplanowanej wadliwości. Później przez EKES został powołany okrągły stół, który zgromadził przedstawicieli różnych sektorów przemysłowych, finansowych, związków zawodowych, związków handlowych, itd. Ich celem było skierowanie do Komisji Europejskiej pewnych zaleceń legislacyjnych. Później pojawiło się jeszcze kilka raportów, a chyba najbardziej przełomowym z nich był raport Niemieckiej Federalnej Agencji Ochrony Środowiska.
Następnie w 2017 roku Komisja Rynków Wewnętrznych Unii Europejskiej również opublikowała dość duży raport, dotyczący cyklów użytkowania głównie sprzętu elektronicznego, komputerowego i AGD, zanalizowano także kilka innych branż i rzeczywiście jest wiele materiałów potwierdzających, że nie jest to coś wymyślonego.
Co wynika z raportu Niemieckiej Federalnej Agencji Ochrony Środowiska, który został opublikowany w 2015 roku?
Przede wszystkim wynika z niego, że to zjawisko istnieje, że lodówki działają krócej, telewizory działają krócej. Na przykład cykl życia starego typu telewizora kineskopowego – który możemy pamiętać jeszcze z naszych domów – wynosił, o ile dobrze pamiętam, 11 lat, natomiast płaskie telewizory, które dzisiaj mamy, „żyją” 5 do 6 lat, mimo postępu technicznego.
Skrócił się również czas pracy lodówek, pralek i innych tego typu rzeczy. Natomiast – co wykazał też ten raport – konkluzją z zupełniej innej kategorii było stwierdzenie, że sporo rzeczy oddawanych do recyklingu czy na złom, jest jeszcze całkowicie sprawnych. O ile dobrze pamiętam, w raporcie stwierdzono, że 1/3 produktów oddawanych na złomowanie funkcjonowała i nadawała się do dalszego użytkowania. To zjawisko potwierdziły też dane z APPLiA Polska [Związek Pracodawców AGD – przyp. red.]. W Polsce 15% oddawanych do recyklingu urządzeń jest ciągle sprawnych.
A ten drugi raport, o którym Pan wspomniał?
On też potwierdzał, że zjawisko postarzania produktu istnieje, że nie tylko pojedynczy konsumenci to widzą, ale również organizacje.
W swoich artykułach wymienia Pan korporacje, które skracają życie swoich produktów – jedna z nich to Apple, Samsung – druga, trzecia Epson. Proszę opowiedzieć na ich przykładach, w jaki sposób – brutalnie mówiąc – jesteśmy robieni w konia.
Zjawisko planowego postarzania produktów nie jest jednolite. Różne firmy stosują różne sposoby.
U Apple to jest zazwyczaj brak napraw czyli kiedy produkt zepsuje się przed końcem gwarancji, zostaje wymieniony na nowy. Taki przykład podano m.in. w „Spisku żarówkowym”. To chyba dotyczyło iPod-ów, których bateria nie wytrzymywała do końca gwarancji, bo była źle zaprojektowana, a wręcz można powiedzieć, że była wadliwie zaprojektowana i nie wymieniano jej, tylko dawano nowego iPod-a. Natomiast kiedy sprzęt zepsuje się po gwarancji, to – można powiedzieć – kliencie radź sobie sam.
Apple utrudnia naprawy, brakuje części zamiennych, są specjalne śrubki z główkami w kształcie gwiazdek, rozetek czy innym, które trudno samodzielnie rozkręcić, żeby zobaczyć, co w środku jest zepsute. Również to, co kiedyś było standardem, to nieudostępnianie schematów elektronicznych. Tymczasem osoby, które trudniły się naprawami różnego rodzaju, serwisanci, zakłady niezależne, jeśli tylko znaleźliby schemat elektryczny produktu, mogliby go naprawić.
Z kolei producent drukarek Epson stosuje inną, bardzo ciekawą formę, tzn. wbudowuje mechanizmy, które kończą życie produktów. Po wydrukowaniu iluś tysięcy czy dziesiątek tysięcy kopii, drukarka sama się blokuje, nawet jeśli nadaje się do dalszego użytku.
Ma wbudowany chip, który sygnalizuje, że zakończyła swój żywot i powinna zostać zezłomowana. Są oczywiście obejścia, ludzie znaleźli na to sposoby, ale tak czy owak Epson chyba jako pierwszy zaczął stosować tę metodę, a później już wszystkie firmy, które produkują drukarki, zastosowały ten właśnie mechanizm wbudowany w produkt.
Samsung stosuje ciekawą konstrukcję w telewizorach, tzn. w układzie zasilania są kondensatory celowo umieszczone w bezpośrednim sąsiedztwie radiatorów, które osiągają wysoką temperaturę podczas pracy tranzystorów i po pewnym czasie, zwykle tuż po okresie gwarancyjnym, elektrolit przegrzewa się i kondensator przestaje pracować. Teoretycznie wymiana na nieco droższy, bardziej wytrzymały komplet tych elementów zwiększyłaby czas pracy pięciokrotnie, ale dzięki temu mechanizmowi konsumenci mogą wymienić telewizor znacznie wcześniej.
Z zaplanowanym postarzaniem produktu żyjemy i często go nie zauważamy. Mogę powiedzieć o kilku innych formach np. systemach operacyjnych, które po pewnym czasie mówią, że już nie będą się aktualizować. W niektórych programach komputerowych, np. graficznych, nowe wersje zapisują pliki wynikowe w nowych formatach i jeśli posiadamy starą wersję programu (a ktoś nam przesłał projekt stworzony w nowej wersji), nie jesteśmy w stanie otworzyć projektu. Dopiero zakup nowej wersji programu rozwiąże problem.
Jest też kwestia użycia gorszych materiałów. Mieszkam w szeregowym domu. Razem z sąsiadami remontowaliśmy dach. Jeden z sąsiadów stwierdził, że nie przyłączy się do nas, ale kilka lat później zmuszony przeciekami dokonał naprawy. Ekipa, która malowała dach, stwierdziła, że nasz dach, wcześniejszy, jest w znacznie lepszym stanie niż ten nowszy, który ma sąsiad.
To się w głowie nie mieści. Z jednej strony mówimy o tym, w jakim stanie jest Ziemia, środowisko, nasze otoczenie, z drugiej strony pozwalamy na coś takiego… Proszę powiedzieć, jak to planowane postarzanie produktu jest definiowane z punktu widzenia nauki?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Większość tych publikacji – przynajmniej w języku polskim – to są moje publikacje, więc nie chciałbym się tutaj niejako reklamować.
Przeprowadziłem badania dwojakiego rodzaju – z konsumentami, ale również z serwisantami, bo to jest bardzo ciekawe źródło informacji. Wynika z nich, że takie zjawisko istnieje. Ludzie je obserwują, dostrzegają, aczkolwiek nie zawsze wiedzą, jak sobie poradzić, tzn. czasami trudno jest zakwalifikować, czy to jest zjawisko jednoznacznie dobre czy jednoznacznie złe, czy jest zgodne z prawem czy nie jest zgodne z prawem. Należy też zauważyć pewien sceptycyzm, dotyczący możliwości wyeliminowania zjawiska ze współczesnej gospodarki, próby złagodzenia tej uciążliwości dla nas, klientów.
A właśnie – co robi Unia Europejska? Jak walczy z planowanym postarzaniem produktów?
Przede wszystkim należy pochwalić Unię Europejską za to, że pierwsza zauważyła to zjawisko. Jak mówiłem, materiały, które miałem do pierwszych publikacji, to były głównie dokumenty UE, więc chwała jej, że to zauważyła.
Z 2013 r.?
Tak, z 2013 r.
Czyli widzi to od dziewięciu lat. Rozumiem, że sam proceder funkcjonuje od dekad.
Można powiedzieć, że w zasadzie od czasów sprzed II wojny światowej. Powiedzmy, że pierwsze wyraźne cechy pojawiły się w latach 20. XX wieku.
Natomiast jeśli chodzi o UE, powiedziałbym, że jej postępowanie jest niekonsekwentne. Z jednej strony są rzeczy bardzo dobre czyli akty prawne, które wpływają na to, że powinno być lepiej, np. recykling produktów, to że producenci AGD są zobowiązani do odbierania starych produktów i ich utylizowania, a z drugiej strony jest kontrowersyjna sprawa tzw. zimnych lutów, co bardzo często podkreślają elektrycy, elektronicy. Mianowicie, jest taka dyrektywa, która zakazuje używania ołowiu w cynie do lutowania układów scalonych. Wtedy powstają tzw. zimne luty, czyli z niską zawartością ołowiu, cyna jest bardziej podatna na rozszczelnianie się i w ten sposób dużo wytrawionych płytek, układów scalonych, które znajdują się w urządzeniach elektronicznych, szybciej nadaje się do wyrzucenia. Zwiększa to ilość elektro -odpadów.
Z jednej strony Unia Europejska działa w zakresie przeciwdziałania powstawaniu dużej ilości elektroodpadów, a z drugiej strony jakby sama powoduje ich powstawanie.
Podobnie było w przypadku świetlówek energooszczędnych, które miały wyeliminować żarówki – żarnikowe, tradycyjne z wolframem w środku – a posiadały w swoich zapalnikach rtęć, która jest szkodliwa; jednocześnie w tym samym roku wycofano, o ile dobrze pamiętam, termometry rtęciowe czyli też jakaś niekonsekwencja. Tak samo było z ołowiem. Stosowanie lutów bezołowiowych w elektronice oraz lakierów bezołowiowych w przemyśle motoryzacyjnym to teoretycznie mniejszy szkodliwy wpływ na zdrowie człowieka, ale jednocześnie znaczne skrócenie cyklu użytkowania produktu.
Czy UE sama zajęła się tym tematem? Co było czynnikiem mobilizującym?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Zaczęło się od komitetu EKES. Czy i jakie były naciski? Nie wiem. Czy były naciski konsumentów? Podejrzewam, że tak. Myślę, że duży wpływ miały filmy dokumentalne, bo oprócz „Spisku żarówkowego”, były jeszcze inne, np. francuska seria „La mort programmée de nos appareils”. Myślę, że to wszystko mogło mieć wpływ na UE.
Jeśli już mówimy o Francji, wspomina Pan w jednym z artykułów o francuskim kodeksie karnym. Co ma wspólnego z tematem, który poruszamy?
Ma trochę wspólnego, bo w roku 2015 we francuskim kodeksie karnym celowe skracanie cyklu życia produktu zostało potraktowane jako przestępstwo i jest zagrożone karą do dwóch lat więzienia oraz 300 tys. euro.
I uwaga – nie jest to przepis martwy, ponieważ właśnie we Francji w 2020 r. firma Apple zapłaciła 25 mln euro kary za tzw. nieuczciwe praktyki konsumenckie. Polegało to na tym, że aktualizacja oprogramowania nowej wersji IOS spowalniała starsze modele telefonów, natomiast firma nie informowała o tym. Spadała moc obliczeniowa starszych iPhone’ów i działały wolniej. Dla Apple 25 mln euro to nie jest może jakaś dotkliwa kara, ale widać, że coś się w tym temacie zmienia.
Nie chciałbym tutaj wylewać dziecka z kąpielą, bo planowe postarzanie, jak mówią, ma wiele twarzy i odcieni – zgodnie z teorią zalicza się do niego również produkty jednorazowe. Produkty jednorazowe na przykład w medycynie – jednorazowe strzykawki, bandaże, kroplówki itd. – zdecydowanie pozytywnie wpływają na obsługę w służbie zdrowia, choć generują odpady. Ale to też jest element celowego postarzania produktu, bo dawniej np. strzykawki wielorazowe wykorzystywano przez wiele lat.
A jak konsumpcjonizm, nas obywateli, konsumentów wpływa na to zjawisko?
To jest chyba rzecz najistotniejsza w planowanym postarzaniu produktu, bo wcześniej wspomniałem, że ok. 30% w Niemczech, czy 15% w Polsce produktów, które oddajemy na złom, to są produkty działające. To kwestia nie tylko tych, powiedzmy, złych i nieuczciwych producentów, ale to jest również kwestia nas, konsumentów.
Zwolennicy strategii planowego postarzania, bo tacy też istnieją, podkreślają rolę tego procesu dla rozwoju gospodarki. To jest oczywiście prawda – celem gospodarki jest konsumpcja, ale trochę to przypomina warsztaty narodowe we Francji po rewolucji czyli kopmy dół, a jutro zasypujmy, żeby ludzie mieli pracę.
[Tak samo w GUŁAGU kazano zekom zasypywać jeziora na Sybirze, a kopać niedaleko nowe. MD]
Tak samo tutaj – kupujemy coraz nowsze pralki, telefony komórkowe, żeby gospodarka się kręciła. To jest w jakiś sposób zrozumiałe.
Inny pozytywny aspekt – trochę się tutaj zamieniam w adwokata diabła, ale chciałbym, żeby wszystko było jasno powiedziane – to znaczny spadek cen produktów. W relacji do dochodów możemy sobie pozwolić na znacznie więcej telewizorów, lodówek, pralek czy telefonów komórkowych niż było to 20 lat temu, nie mówiąc o drukarkach. Produkty są bardziej jednorazowe, ale możemy sobie pozwolić na ich kupno – dawniej były bardziej trwałe, ale droższe.
Tylko rozumiem, że płacą za to inni.
Koszty są przeniesione gdzie indziej, oczywiście. To jest kwestia naszego podejścia do konsumpcjonizmu.
Można się spotkać z teorią czy koncepcją, wychowywania pragnień – czy pedagogiki pragnień – żebyśmy sobie jako klienci zadali pytanie czy potrzebujemy produktów, które kupujemy?
Niech każdy Czytelnik zada sobie pytanie czy może, jeśli wymienił ostatnio na nowy telefon komórkowy – a to jest coś, co często wymieniamy – to czy to rzeczywiście wynikało z tego, że stary przestał działać albo nie dało się go naprawić, czy może jednak z tego powodu, że była ładna rzecz, nowa albo dlatego, że koleżanki, koledzy mają nowe produkty. Zazwyczaj jednak dużą rolę odgrywa presja społeczna. Nie wypada mieć starego modelu telefonu, a w sumie dlaczego nie?
Jakiś czas temu z uporem maniaka wymieniałem w swoim smartfonie baterię. Przy trzeciej baterii telefon padł ostatecznie. Od tego momentu również moja świadomość diametralnie się zmieniła – nie mam smartfona, wróciłem do starej komórki, która leżała w mojej szufladzie.
Tak, jak Pan powiedział, możemy artykułować swoje oskarżenia albo pretensje do korporacji, ale na poziomie indywidualnym sami nie jesteśmy lepsi. Proszę o trzy rady dla obywateli, którzy próbują, walczyć z procederem planowego postarzania produktu.
Zastanowić się przed zakupem czy rzeczywiście jest to rzecz, której potrzebuję, czy ten zakup wynika z moich osobistych potrzeb czy może z tego, że wywierana jest na mnie, jako na konsumenta, jakaś presja. To chyba byłoby najprostsze.
Są też koncepcje, by urządzenia AGD wynajmować, a nie kupować. W tym modelu sprzęt jest własnością firmy, która go nam dostarcza, więc zależy jej na tym, aby problemów było jak najmniej.
Są już przykłady takich innowacyjnych firm, np. w Holandii – leasing jeansów. Jeansy wypożyczamy, chodzimy w nich, a kiedy się zniszczą, oddajemy firmie, która je wypożyczyła, a ona je utylizuje i przerabia na nowe. Z kolei w Amsterdamie na lotniskuSchiphol oświetlenie jest własnością firmy Philips. Lotnisko nie przejmuje infrastruktury oświetleniowej. Nie martwi się awariami, bo płaci tylko za oświetlanie terenu, a naprawy spoczywają na właścicielu infrastruktury. W związku z tym Philipsowi zależy na tym, aby montować elementy oświetlenia najwyższej jakości, żeby nie trzeba było ich serwisować. W tym momencie planowe postarzanie produktu upada. Bardzo często te zastosowania mają też miejsce w informatyce. Coraz więcej programów, aplikacji znajduje się w chmurze i mamy je dopóty, dopóki płacimy abonament. I tu pojawia się zagrożenie dla rozwiązań, o których mówię.
Na pierwszy rzut oka pomysł wydaje się świetny – nie będzie planowego postarzania, ponieważ firmy dostarczające usługi w pewnym sensie będą dbać o długowieczność tych produktów, z drugiej strony możemy wyobrazić sobie sytuację, w której nie kupujemy tych produktów, tylko wszystko mamy wynajmowane: lodówkę, pralkę, dywan, a nawet jeansy, w car sharingu nie kupujemy samochodu, tylko go wynajmujemy na godziny. Płacimy za wszystko miesięczny abonament. I w tym momencie dzieje się coś niedobrego – tracimy źródło dochodów. Przyjeżdżają właściciele lodówki, pralki, jeansów, dywanu i zabierają je.
W wersji sprzed tej rewolucji, bo tak to należy nazwać, wprawdzie jesteśmy bezrobotnymi, ale z własną lodówką, pralką i dywanem, natomiast w wersji „po” zostajemy z niczym. Jest to więc koncepcja z jednej strony bardzo ciekawa, a z drugiej strony budzi moje duże zaniepokojenie.
Mnie się wydaje, że ten problem można rozwiązać w sposób wolnorynkowy.
Mam przemyślaną własną propozycję. Producenci mogliby zdywersyfikować ofertę, np. sprzedają produkty droższe – pralkę z 12-letnią gwarancją, oferując do niej części zamienne, naprawy oraz takie nienaprawialne pralki jednorazowe z roczną gwarancją.
Oczywiście te pralki z 12-letnią gwarancją byłyby znacznie droższe niż te jednorazowe. Wtedy zobaczymy, kto wygra na rynku. Wtedy wilk jest syty i owca cała. Zarówno powinni być zadowoleni konsumenci, jak i producenci. Podejrzewam, że ta walka rynkowa mogłaby być znacznie ciekawsza, również pomiędzy produktami w jednej firmie.
Dziękuję za rozmowę.