Dobre wiadomości

Dobre wiadomości

Stanisław Michalkiewicz „Prawy.pl” 16 października 2025 michalkiewicz

Nareszcie jakaś dobra wiadomość. Oto letni, śródziemnomorski piknik aktywistów, zorganizowany pod pretekstem niesienia pomocy humanitarnej Palestyńczykom maltretowanym przez władze bezcennego Izraela w Strefie Gazy, nie tylko zakończył się wesołym oberkiem, ale w dodatku oberkiem zaprawionym nutką martyrologiczną w postaci możliwie najłagodniejszej – mianowicie w postaci męczeństwa na pluszowym krzyżu.

Ten rodzaj męczeństwa opisał przed laty Janusz Szpotański we „Wstępie” do „Gnomiady”:

Gdybym był Gęgacz, Gęgacz jak się patrzy, z małpią zręcznością wdrapałbym się na krzyż – ale pluszowy – bo to ważne przecie wisieć na krzyżu, który cię nie gniecie…

W ten oto sposób można połączyć piękne z pożytecznym – bo nikt przecież, z uwagi na szlachetną motywację, nie będzie nieubłaganym palcem wytykał aktywistom piknikowych przyjemności, a dzięki pogodnej nutce martyrologicznej, można będzie przyczepić sobie kolejny listek do wieńca sławy.

Toteż kiedy tylko Wielce Czcigodny Franciszek Sterczewski został powrócony na ojczyzny łono, zaraz nieubłaganym palcem wytknął Księciu-Małżonkowi bezduszność wobec cierpień aktywistów. Wprawdzie Książę-Małżonek próbował się tłumaczyć, że nie ma żadnych zakładników na wymianę, ale kto by tam wierzył w takie usprawiedliwienia, kiedy każde dziecko wie, że w naszym nieszczęśliwym kraju nie ma problemu z wtrąceniem kogokolwiek do aresztu wydobywczego, więc niby dlaczego miałoby brakować zakładników? Mam wszelako nadzieję, że kiedy Wielce Czcigodny znowu się w naszym nieszczęśliwym kraju zaaklimatyzuje, to przebaczy Księciu-Małżonku jego nieczułość na męczeństwo aktywistów, zwłaszcza gdyby dostał telefon: wiecie, rozumiecie, Sterczewski. My tu lansujemy Księcia-Małżonka na premiera, a w perspektywie – i na prezydenta, więc pohamujcie wy się z tymi swoimi żalami, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa.

Podczas kiedy aktywiści wrócili na ojczyzny łono, okazało się, że obywatel Żurek Waldemar przygotował rozporządzenie – że odtąd tylko jeden niezawisły sędzia ma być losowany, a dwaj pozostali niezawiśli sędziowie będą wyznaczani przez prezesów, których właśnie obywatel Żurek Waldemar powymieniał. Opozycja podniosła klangor, że to próba przejścia na ręczne sterowanie niezawisłymi sądami – i słuszna jej racja, bo przecież wcześniej i ona próbowała przejść na ręczne sterowanie niezawisłymi sądami, w czym nieco pomieszał jej szyki pan prezydent Andrzej Duda, w lipcu 2017 roku wetując ustawy sądowe po 45-minutowej rozmowie z Naszą Złotą Panią.

Na to rozporządzenie obywatela Żurka Waldemara zareagowała Krajowa Rada Sądownictwa, zawiadamiając Trybunał Konstytucyjny, że obywatel Żurek Waldemar swoim rozporządzeniem zmienił ustawę o ustroju sądów powszechnych, przekraczając w ten sposób swoje uprawnienia. Jeśli Trybunał Konstytucyjny, stojąc na nieubłaganym gruncie praworządności podzieli ten punkt widzenia, to brzydka sprawa może być również udziałem obywatela Żurka Waldemara – ale jeszcze nie teraz, tylko dopiero po upadku vaginetu obywatela Tuska Donalda. Z tą praworządnością to w ogóle mamy same zgryzoty, bo z jednej strony sędziowie są niezawiśli, ale z drugiej – ktoś musi przecież tym całym bajzlem kierować!

A perspektywa brzydkiej sprawy rysuje się z uwagi na pogróżki miotane przez marszałka Sejmu, pana Szymona Hołownię. Wprawdzie zadeklarował on, że odchodzi z polityki krajowej, bo aplikuje na stanowisko Wysokiego Komisarza do spraw Uchodźców w Organizacji Narodów Zjednoczonych – ale zanim nie dostanie tej fuchy, to może jeszcze nieźle nawywijać na tubylczej politycznej scenie. Jak wiadomo, chodzi o stanowisko wicepremiera dla partii Polska 2050, które objęłaby na przykład Wielce Czcigodna Pełczyńska-Nałęcz, a oprócz tego – stanowisko wicemarszałka – bo inaczej może być brzydka sprawa.

Brzydka sprawa zaś polega na tym, że zaczęły krążyć fałszywe pogłoski, jakoby PSL próbowało łowić w swoje sieci Wielce Czcigodnych posłów z Polski 2050. PSL oczywiście idzie w zaparte, ale pan marszałek widocznie coś musiał przewąchać, bo powiedział, że w takiej sytuacji to może być koniec koalicji. Rzeczywiście coś może być na rzeczy, bo partia pana marszałka ma w Sejmie 30 posłów. Gdyby ta trzydziestka opuściła koalicję, to vaginetowi obywatela Tuska Donalda zabrakłoby trzech głosów. Czym to może grozić – pamiętamy z roku 1993, kiedy to rząd panny Hanny Suchockiej upadł zaledwie jednym głosem, bo tak się fatalnie złożyło, że gdy głosowany był wniosek posła Alojzego Pietrzyka o votum nieufności dla rządu, to jeden z posłów rządowej koalicji akurat dostał ataku biegunki i w głosowaniu udziału nie wziął. A tu brakowałoby aż trzech – chyba że fałszywe pogłoski o łowieniu posłów Polski 2050 przez PSL by się potwierdziły, albo – gdyby po abdykacji Szymona Hołowni ster Polski 2050 przejął Wielce Czcigodny Ryszard Petru, ongiś lider Nowoczesnej.

Oto 18 czerwca 2015 roku odbywała się w Warszawie Międzynarodowa Konferencja Naukowa „Most”. Pretekstem do jej zorganizowania były kombatanckie wspominki w 25 rocznicę pierwszego transportu rosyjskich Żydów przez Warszawę do Izraela – ale tak naprawdę chodziło o to, że po zresetowaniu przez prezydenta Obamę swojego poprzedniego resetu w stosunkach amerykańsko-rosyjskich z 17 września 2009 roku, Polska znowu przeszła pod kuratelę amerykańską. W związku z tym stare kiejkuty i w ogóle – wszystkie ubeckie dynastie zapragnęły, by w tej sytuacji Amerykanie wciągnęli zarówno starych kiejkutów, jak i inne bezpieczniackie watahy na listę „naszych sukinsynów”. Dlatego na konferencję „Most” zaproszono ważnych ubeków z Izraela – żeby żyrowali u Amerykanów te starania. Amerykanie chyba początkowo się wahali – w w ogóle to warto wciągać was na listę „naszych sukinsynów”? Pokażcie no, co potraficie!

Starym kiekutom nie trzeba było dwa razy tego powtarzać; zakręcili się i w ciągu tygodnia nie tylko powstała partia Nowoczesna z panem Ryszardem na fasadzie, ale w dodatku, zanim jeszcze pan Ryszard zdążył otworzyć usta, żeby powiedzieć nam, jak nam będzie przychylał nieba, zachwycony naród obdarzył tę formację 11 procentami zaufania. Był to, jak wiadomo, pełny spontan i odlot, niczym w Wielkie Orkiestrze Świątecznej Pomocy „Jurka” Owsiaka – chociaż na mieście pojawiły się fałszywe pogłoski, że ten sukces został osiągnięty dzięki temu, że konfidenci dostali od starych kiejkutów rozkaz: w prawo zwrot! Do pana Ryszarda marsz! – i w ten sposób nie tylko partia powstała, ale i osiągnęła 11 procent zaufania. No a teraz pan Ryszard kombinuje, jakby tu zostać następcą pana Szymona Hołowni, który odkrył w sobie inną zgoła wokację. W ten sposób utrzymana zostałaby pewna ciągłość, a i scena polityczna zyskałaby na przewidywalności. Czegóż chcieć więcej?

Stanisław Michalkiewicz