Dwie kadencje PiS: zrobimy coś dla życia i rodziny, gdy nas do tego zmusicie
Roman Motoła pis-zrobimy-cos-dla-zycia-i-rodziny-gdy-nas-do-tego-zmusicie
Z punktu widzenia kwestii cywilizacyjno-etycznych, dwie kadencje rządów Zjednoczonej Prawicy będą stały głównie pod znakiem doniosłego w skutkach zniesienia aborcyjnej przesłanki eugenicznej oraz następującego po nim powolnego dryfu w stronę cichej realizacji skrajnie lewicowej agendy forsowanej przez globalistów i organizacje międzynarodowe.
Wszystko odbywa się pod osłoną medialnych wielomiesięcznych telenowel, skupiających uwagę społeczną na zupełnie innych tematach.
Najjaśniejszym momentem całych ośmioletnich rządów Zjednoczonej Prawicy był, z punktu widzenia kwestii bioetycznych, w tym sprawy obrony życia w Polsce, 22 października 2020 roku. Zgodnie z wcześniejszymi zapowiedziami prezesa Jarosława Kaczyńskiego, z prawodawstwa usunięty został – dzięki wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego – wyjątek dopuszczający zabicie dziecka z przyczyn eugenicznych. Większość przykładów stosowania przesłanki mówiącej o podejrzeniu poważnej choroby bądź ciężkiej wady płodu stanowiły przypadki zespołu Downa. A więc ginęły w majestacie szkodliwego prawa przede wszystkim dzieci mogące potencjalnie funkcjonować z powodzeniem przez wiele lat po narodzeniu, oczywiście przy wsparciu dorosłych.
Wspomniany werdykt TK był w dużej mierze owocem ogromnej wieloletniej pracy różnych środowisk obrońców życia. Zapadł dopiero po pięciu latach rządów koalicji, która w swój program wyborczy wpisała ochronę życia i musiała „coś” w tym kierunku zrobić, zwłaszcza w obliczu wytrwałych działań organizacji pro-life. Lider Zjednoczonej Prawicy, generalnie zwolennik mitu o kompromisie aborcyjnym, nie mógł całkowicie zignorować opinii dużej części swojego elektoratu w tak kluczowej sprawie. Jednak najwyraźniej chciał także uniknąć gwałtownej reakcji środowisk uważających się samozwańczo za reprezentację kobiet, a mających dla nich tylko jedną ofertę: zabij swoje dziecko, żebyśmy mogli na tym zarobić. Oczywiście, w sprawie znaczącej poprawy prawodawstwa przez trybunał decydujące były własne przekonania prezesa Kaczyńskiego.
Istotnie, nawiązując wspomnianej do presji proaborcyjnej, lewicowe media zdolne były do zmobilizowania cieszących się sporą frekwencją demonstracji w wielu miastach Polski. Hasła wznoszone przez uczestników „czarnych marszów” bazowały tyleż na rozkręconej sztucznie przez media i polityków histerii, co na niewiedzy dotyczącej istoty wprowadzonych przez trybunał zmian w prawie.
Krok naprzód, a później kilka wstecz
Likwidacja przesłanki eugenicznej przez TK wyznaczyła granicę, poza którą nie był już w stanie posunąć się obóz idący po władzę w 2015 roku pod hasłami obrony tradycyjnych wartości.
Kilka miesięcy później prezes PiS przyznał de facto, iż swobodę zabijania dzieci nienarodzonych, zgodnie z hasłami lewicy, zalicza do kategorii „praw kobiet”.
– Bzdurą jest twierdzenie, że aborcja jest zakazana. Wciąż jest dopuszczalna, jeśli ciąża wywodzi się z przestępstwa i jeżeli zagraża życiu, albo zdrowiu kobiety. Chodzi tylko o zespół Downa i Turnera, gdzie możliwość aborcji zlikwidowano – stwierdził w wywiadzie dla „Wprost” (maj 2021) Jarosław Kaczyński.
– Ale też wiem, że są ogłoszenia w prasie, które każdy średnio rozgarnięty człowiek rozumie i może sobie taką aborcję za granicą załatwić, taniej lub drożej – dodał lider rządzącej koalicji.
Był to mocny sygnał, że obecna władza w gruncie rzeczy patrzy na ten proceder przychylnie i nie zamierza ścigać na przykład pomocnictwa w popełnianiu aborcyjnej zbrodni. Z tego grzechu zaniechania instytucji państwowych korzystają ciągle pseudo-feministyczne grupy, które bez żadnego kamuflażu reklamują i udostępniają niedojrzałym matkom środki poronne.
Pod koniec drugiej kadencji rządów PiS, na fali medialnych opowieści o kobietach rzekomo skrzywdzonych postępowaniem lekarzy powołujących się na klauzulę sumienia, uruchomiona została akcja pełnej legalizacji aborcji na gruncie innej przesłanki. Jeden z dwóch pozostałych w ustawie wyjątków mówi bowiem o tym, że zabić nienarodzone dziecko można „na legalu” w razie zagrożenia życia lub zdrowia kobiety. Ministerstwo Zdrowia kierowane przez Adama Niedzielskiego, a następnie przez Katarzynę Sójkę, podjęło prace nad wytycznymi rozszerzającymi w tym przypadku interpretację zdrowia na kondycję psychiczną matki. Taka furtka otwierałaby praktycznie drogę do powoływania się na depresję lub inny trudno weryfikowalny czynnik, który „uprawniałby” zabicie dziecka. Nieco trywializując, przy odpowiednim podejściu przychylnego lekarza wystarczającą przesłanką stałoby się na przykład długotrwałe przygnębienie z powodu spodziewanych poważnych obowiązków związanych z macierzyństwem. Mielibyśmy więc do czynienia faktycznie z wpuszczeniem kuchennymi drzwiami tak zwanej aborcji na życzenie.
Rezultaty prac zespołu zajmującego się nowymi przepisami znane będą krótko po wyborach. Przekonamy się wtedy, na ile realne są obawy o to, że w polityce partii, która objęła władzę dotychczas aż na dwie kadencje – dzięki głoszeniu konserwatywnych haseł – następuje lewicowy zwrot. Przesłanki takiej perspektywy są wyraźne: ciągła presja ideologiczna ze strony Stanów Zjednoczonych niekoniecznie musi dotyczyć jedynie mocnego wsparcia dla postulatów rewolucji genderowej. Administracja prezydenta Bidena z równie wielkim zapałem prowadzi przecież politykę proaborcyjną – czy to na własnym gruncie, czy to obficie finansując eugeniczne i depopulacyjne projekty w innych krajach świata. Nad urabianiem opinii społecznej pracują też wytrwale potężne lewicowe media, globalne koncerny i twórcy tego czegoś, co ma nam zastąpić prawdziwą, budującą i wartościową kulturę.
Aborcja i gender faktyczną linią Partii?
Z drugiej strony rząd w Warszawie z takich czy innych przyczyn czuje się w obowiązku podkreślać własne zaangażowanie w realizację nakreślanych przez ONZ czy Światowe Forum Ekonomiczne celów globalizacyjnych, m.in. ukrytych pod enigmatycznym i mylącym hasłem zrównoważonego rozwoju. Nieodłączną częścią agendy tych organizacji na kolejne lata jest kwestia zapewnienia kobietom „praw reprodukcyjnych”, czyli przede wszystkim nieskrępowanej dostępności do usług aborcyjnych. Stawianie się w pierwszym szeregu liderów zmian – jak choćby podczas niedawnego wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy na forum ONZ – a przy tym brak jakiegokolwiek sprzeciwu Polski wobec lewicowych aberracji promowanych i wdrażanych przez gremia międzynarodowe, świadczy o tym, że nasze państwo nie zamierza czynnie stawać tu w obronie podstawowych cywilizacyjnych wartości etycznych.
Kolejny dowód tego dali rządowi urzędnicy przy okazji prac Światowej Organizacji Zdrowia nad zmianami w międzynarodowej klasyfikacji chorób. Poprawki przygotowywane były przez 3 lata (2016 – 2019), a więc w czasie gdy szefem resortu zdrowia był Łukasz Szumowski. Po tym okresie dokument został przyjęty także przez stronę polską i za kilka miesięcy będą wdrażane do naszej służby zdrowia jego zapisy. Jak ujawniła na łamach portalu Afirmacja.info Agnieszka Marianowicz-Szczygieł, WHO przy braku sprzeciwu ze strony państw, w tym Polski, wprowadziła faktyczną normalizację… pedofilii, wykreślając ją z listy zaburzeń i chorób – podobnie zresztą jak sadomasochizm.
Z kolei w miejsce kategorii „płeć” pojawia się w nowej klasyfikacji ICD11 fałszywe, utrzymane w duchu ideologii gender rozróżnienie na „płeć przypisaną” i „płeć odczuwaną”.
O opisanym powyżej podejściu władz do kwestii moralno-etycznych świadczy także treść „Kamieni Milowych” warunkujących wypłacenie Polsce przez Unię Europejską miliardów euro – w dużej mierze zresztą na zasadzie pożyczki – w ramach Krajowego Planu Odbudowy. Zobowiązania nałożone na Polskę i zaakceptowane przez rząd obligują nasze państwo do wdrażania polityki gender w kulturze, sztuce, telewizji, teatrze. Owszem, ze względu na własne zaplecze wyborców władze nie czynią tego zbyt ostentacyjnie. Wystarczy jednak że nie robią prawie nic by zatamować płynący ze scen i ekranów natarczywy i agresywny lewicowy przekaz. Pośrednio wręcz same go dotują, wspierając z pieniędzy polityków ośrodki produkujące skrajnie lewicową antykulturę. Na przykład, od wielu lat o dużym szczęściu mogą mówić widzowie prezentowanych w dużych miastach spektakli teatralnych, którzy podczas przedstawienia nie usłyszą i zobaczą szyderstw z narodowych tradycji czy wiary katolickiej. Tak zwane polskie kino masowe, współfinansowane przez państwo oznacza zaś w ogromnej mierze promocję wzorców postaw charakterystycznych dla przestępczości i innych, różnego rodzaju patologii.
Od promowania dewiacyjnych postaw nie jest wolna telewizja publiczna. W popularnych serialach obecne są i utrzymane w afirmatywnym tonie wątki par homoseksualnych.
Zdominowany przez Zjednoczoną Prawicę Sejm nie przyjął projektu Fundacji Życie i Rodzina „Stop LGBT”, zakładającego zakaz propagandy genderowej, w tym organizacji tak zwanych parad równości, kwestionowania małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny, promowania związków jednopłciowych i adoptowania przez nie dzieci, podważania zwyczajnej definicji płci.
Lewoskrętni, lecz niekoniecznie na zawsze
Na gruncie polityki lokalnej spektakularnym echem odbiło się w pierwszych latach rządów PiS przyjmowanie przez wiele samorządów różnych szczebli uchwał wspierających prawa rodziny i przeciwstawiających się szerzeniu propagandy genderowej. Środowiska lewicowe zareagowały w kraju i za granicą dezinformacyjną kampanią wypaczającą sens tej kampanii. Kolportowano fałszywy obraz kraju prześladującego homoseksualistów i pokrewne „mniejszości”. W efekcie Unia Europejska zagroziła blokowaniem pieniędzy przeznaczanych dla samorządów w ramach projektów infrastrukturalnych. Pod wpływem takiego szantażu szereg gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich wycofał się z uchwał.
Chociaż samorządy nie zależą bezpośrednio od parlamentu, to jednak zostały do tego stopnia upolitycznione, że decyzje poszczególnych klubów w radach gmin czy powiatów narzucane są przez partyjnych liderów. W związku z tym zachowania podobne do powyżej opisanych stanowią po prostu wyraz woli prezesów PiS, PO czy PSL. Są więc również podstawą do oceny tych ugrupowań, szczególnie pod kątem zgodności ich praktyki działania z obietnicami i deklarowanymi wartościami.
Z drugiej strony zarówno kolejni ministrowie edukacji, jak i niektórzy kuratorzy oświaty czy wojewodowie powołani na stanowiska przez obóz Prawa i Sprawiedliwości starają się stawiać tamy szerzeniu w szkołach propagandy gender oraz organizowaniu zajęć wpływających na seksualizację młodego pokolenia przez zewnętrznych instruktorów, związanych najczęściej ze środowiskami LGBT. Owszem, najczęściej są do tego skłaniani dopiero pod wpływem nacisku własnych wyborców, w tym prorodzinnych organizacji społecznych, jednak przynajmniej można wciąż liczyć, że prędzej czy później w ogóle podejmą takie działanie. Mimo, że polityka społeczna Zjednoczonej Prawicy zdaje się wyraźnie skręcać w lewo, to wciąż istnieje szansa, iż ponowne skupienie opinii publicznej na istotnych kwestiach etycznych czy światopoglądowych wymusi na politykach odpowiednie działanie. Na razie, od wielu już miesięcy, ważne sprawy cywilizacyjne zepchnięte zostały w polityce krajowej na odległy plan – najpierw przez teatr covidowy, a w ciągu ostatniego 1,5 roku – przez teatr wojenny.
Roman Motoła