Elity prawdziwe kontra fałszywe – kto zadecyduje o przyszłości Polski i świata?
Stanisław Bukłowicz elity-prawdziwe-kontra-falszywe
Współczesny świat nie patrzy przychylnie na klasy wyższe. Przeciwnie, są one postrzegane jako nieprzystające do dzisiejszych czasów. Jednak równość to utopia. W rzeczywistości nie wybieramy między równością a nierównością, lecz między elitami prawdziwymi a fałszywymi.
Społeczeństwa cywilizacji zachodniej (i nie tylko) od starożytności opierały się na przywództwie warstw wyższych. Czy mowa o starożytnym Rzymie, średniowiecznych monarchiach organicznych czy oświeconym feudalizmie, społecznościami zarządzały elity. W obecnej, demokratycznej epoce władza klas wyższych jest bardziej ukryta, ale jest równie, a nawet bardziej realna niż dawniej.
Hiszpański filozof José Ortega y Gasset w książce „Bunt mas” rozważał rolę wyższych warstw w społeczeństwie:
„(…) elita, w przeciwieństwie do mas, nie jest biernym, mechanicznym tworem, lecz dynamiczną rzeczywistością, która wyłania się dzięki twórczej sile jednostek. To nie kwestia urodzenia, lecz zasługi. Elity budują cywilizację, kulturę i wartości, które transcendują ich indywidualną egzystencję, przekształcając je w dobro wspólne”.
Socjolog podkreślił również, że „w rzeczywistości społeczeństwo jest zawsze rządzone przez elity – jedyną różnicą jest to, czy są to elity prawdziwe, zasłużone i twórcze, czy też przypadkowe, bierne i zdegenerowane”.
Tradycyjne elity i służba publiczna
Elity „prawdziwe, zasłużone i twórcze” to te tradycyjne, można powiedzieć – naturalne. Ich etos opiera się na służbie społeczności. Bazuje między innymi na słowach Chrystusa: „największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony” [Mt 23].
Zatem wbrew komunistycznym podręcznikom do historii, tradycyjne elity w zdrowej formie nie były grupą wyzyskiwaczy. Z ich przywilejami korespondowały obowiązki, takie jak obrona kraju, zarządzanie dobrami oraz troska o wspólnotę lokalną – zadania często uciążliwe i niebezpieczne.
W tradycyjnych społecznościach to warstwy wyższe musiały podejmować ryzyko bólu, śmierci i niewygód związanych ze służbą wojskową. W czasach pokoju działalność wojskową zastępował duch służby publicznej. Jeszcze w przedwojennej Polsce normą było poświęcenie się dla dobra ojczyzny, co niekiedy wiązało się z dobrowolnym celibatem czy innymi wyrzeczeniami.
W dawnej Rzeczypospolitej jednym z przykładów służby publicznej elit był Wielki Kanclerz Koronny Andrzej Zamoyski – autor „Zbioru praw sądowych”. To jeden z głównych reformatorów przedrozbiorowej Polski; starał się doskonalić prawo oraz administrację, m.in. poprzez swoje dzieło „Zbiór praw sądowych”.
Istotną rolę społeczną pełniły także damy – arystokratki poświęcające się szerzeniu kultury. I tak na przykład w XVIII wieku taką postacią była Elżbieta Sieniawska – arystokratka i mecenas sztuki. Hojnie wspomagała odbudowę pałaców, wspierała artystów i inne osobistości kultury. Z kolei Izabela Czartoryska, żona Adama Kazimierza Czartoryskiego, umacniała swoją działalnością tożsamość narodową podczas zaborów. Określana mianem matki kultury narodowej, organizowała w puławskim pałacu spotkania służące właśnie rozwijaniu rodzimej kultury.
Tradycyjne, naturalne elity dążyły również do intelektualnej i kulturowej doskonałości. Jej zewnętrznym przejawem były dobre maniery, stanowiące wyraz piękna i ogłady. Tak zrodził się brytyjski etos gentlemana czy też kodeks dobrych manier – savoir-vivre, będący zewnętrzną manifestacją etosu służby publicznej i troski o dobro wspólne.
Myślenie długofalowe
Kolejną cechą charakterystyczną tradycyjnych elit było myślenie w kategoriach długoterminowych. Członek tradycyjnego rodu postrzegał siebie jako część większej całości i myślał o trwałym dobru rodziny. „Jego pradziad dostrzegał go z daleka wśród mgieł, gdy pracował, robił oszczędności i zachowywał tradycje. Z drugiej strony, on teraz patrzy w tym samym kierunku, do przodu: myśli, zamierza i buduje dla prawnuka, dla tych, którzy są jeszcze gdzieś daleko, na linii horyzontu” – pisał w XIX wieku ksiądz Henri Delassus w książce „Duch rodzinny w domu, społeczeństwie i państwie”.
Używając terminologii ekonomicznej, przedstawiciele tradycyjnych elit cechują się niską preferencją czasową. Potrafią myśleć o przyszłości, dbać o majątek rodzinny i przekazywać tradycje. Wraz z własnością przekazują także rodzinne wartości, obejmujące specyficzny dla danej rodziny rodzaj służby patriotycznej czy religijnej.
Przekazywanie talentów i profesji
Rodzinne tradycje to często także talenty i zawody. Mogą to być wielopokoleniowe przedsiębiorstwa lub przekazywane z generacji na generację zawody i umiejętności. Doskonałym przykładem są wybitni muzycy, często synowie muzycznych rodów. Ich osiągnięcia były owocem genów i wychowania w tradycyjnie muzycznych rodzinach. Jeden z największych geniuszy muzycznych wszech czasów Jan Sebastian Bach pochodził z rodziny zajmującej się muzyką od pokoleń. Jego ojciec, Johann Ambrosius Bach, był muzykiem, kompozytorem oraz nauczycielem muzyki. Przodkowie Bacha pełnili funkcje organistów, kapelmistrzów oraz kompozytorów.
Również Johann Strauss pochodził z rodziny muzycznej – jego ojciec o tym samym imieniu zajmował się komponowaniem. To samo należy powiedzieć o Wolfgangu Amadeuszu Mozarcie. Ojciec kompozytora, Leopold, był cenionym nauczycielem muzyki, który poświęcił się między innymi kształceniu syna. To tylko kilka przykładów przekazywania profesji z pokolenia na pokolenie.
Elity fałszywe
Współczesne elity lub raczej pseudoelity kierują się całkowicie odmiennymi „wartościami”. Uprzywilejowana pozycja w społeczeństwie służy im jedynie do realizacji ich własnych interesów. Etos służby społeczeństwu to dla nich pojęcie zupełnie obce, a zamiast wspierać dobro wspólne, chętnie korzystają z zasobów państwa.
Elity demokratyczno-oligarchiczne ukrywają przed społeczeństwem istnienie hierarchii. Głosząc hasła równościowe i starając się w blasku fleszy upodobnić do mas, zabiegają o ich przychylność, a jednocześnie żyją w luksusie. Wszystko to dzieje się jednak za zamkniętymi drzwiami.
Fałszywe elity nie są związane z żadną wspólnotą – ani lokalną, ani narodową, ani religijną. Oderwane od swoich korzeni, nie dbają o dobro wspólne. Etos rycerski całkowicie zamarł, a etos gentlemana istnieje jedynie na pokaz. Za zamkniętymi drzwiami zdegenerowane, demokratyczno-oligarchiczne elity dają upust chamstwu, posługują się rynsztokowym językiem, który przychodzi im z naturalną łatwością, czego dowodzą choćby powszechnie znane ujawnione nagrania z podsłuchów w restauracji „Sowa&Przyjaciele”.
Przykłady nadużyć pseudoelit
Przykładów degeneracji fałszywych, współczesnych elit jest aż nadto. Kryzys finansowy z 2008 roku pokazał chciwość oligarchów na publiczne pieniądze. Banki inwestycyjne, które swoją nieodpowiedzialną polityką wywołały kryzys na rynku nieruchomości, otrzymały rządową pomoc (bailouty), podczas gdy miliony ludzi straciły domy i oszczędności.
Również korporacje – elity biznesu – często kierują się wyłącznie dobrem własnym, a nie publicznym. Na przykład podczas pandemii COVID-19 Pfizer wykorzystywał swoją przewagę rynkową, wymuszając na rządach skrajnie niekorzystne warunki. Z kolei Johnson&Johnson produkował puder zawierający rakotwórczy składnik, który doprowadził do rozwoju raka jajnika u wielu kobiet. W 2018 roku ujawniono, że firma już od lat 70. XX wieku wiedziała o problemie, lecz skrzętnie ukrywała ten fakt przed opinią publiczną.
W Polsce takich przypadków działania przez pseudoelity na szkodę dobra publicznego jest też wiele. Chociażby afera reprywatyzacyjna w Warszawie, gdzie urzędnicy, prawnicy i biznesmeni przejmowali nieruchomości na podstawie fałszywych dokumentów. Albo afera z 2009 roku, która pokazała współpracę polityków z branżą hazardową. Klasycznym przykładem (jednym z wielu) zawłaszczania dobra publicznego dla prywatnych korzyści może być działalność marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, który wykorzystywał rządowy samolot do celów prywatnych – dla siebie i rodziny.
Współczesne demo-oligarchiczne elity charakteryzuje zatem dążenie do osiągnięcia jak największych własnych korzyści kosztem dobra publicznego. To zupełne przeciwieństwo ideału tradycyjnych, naturalnych elit, które kierowały się etosem służby.
Fałszywe elity są pozbawione ducha służby publicznej, a kierują się wyłącznie powierzchownym egoizmem. Nie myślą w kategoriach długofalowych. Jako politycy dążą wyłącznie do zwycięstwa w najbliższych wyborach, jako biznesmeni – do szybkiego zysku. Jako głowy rodzin chcą wprawdzie „ustawić” swoje dzieci, lecz trudno tu mówić o przekazywaniu jakichś wyższych wartości. Tym bardziej że nowoczesne fałszywe ,,elity” to często chodzący w garniturach od Armaniego nuworysze, którym i tak wystaje słoma z butów.
Remedium – odtworzenie naturalnej arystokracji
Mamy więc do wyboru rządy naturalnych elit lub elit zdegenerowanych. Wszak podziału na elity i lud nie da się wyeliminować. I nic w tym złego. „Ludzie, ogólnie rzecz biorąc, potrzebują zarządzania” – pisze Roger Scruton w artykule „W obronie elitaryzmu”, opublikowanym pierwotnie na łamach portalu Future Symphony Institute.
Nierówność społeczna jest czymś naturalnym. Ludzie różnią się pod względem siły fizycznej, zdolności umysłowych i uposażenia genetycznego. Nawet w małych grupach wyłania się hierarchia oparta na charyzmie i umiejętnościach. Potwierdza to zasada Pareto, zgodnie z którą 20 procent ludzi kontroluje 80 procent zasobów (niekiedy te proporcje są znacznie bardziej nierówne).
Egalitaryzm jest więc jedynie fasadą dla rządów pseudoelit. Aby je obalić, trzeba powrócić do naturalnego ładu, na którego szczycie znajdą się prawdziwe elity – dbające o dobro wspólne, myślące długoterminowo i przekazujące tradycyjne wartości oraz majątek z pokolenia na pokolenie. Współczesny świat, mimo wszystko, pozwala na odtworzenie takiej warstwy. Tego zadania mogliby podjąć się zwłaszcza (choć nie tylko) młodzi ludzie, myślący o założeniu rodziny, studiujący, rozważający wybór drogi zawodowej. Czy jednak znajdą się wśród nich tacy śmiałkowie?
Stanisław Bukłowicz