Jak było naprawdę z rozkazem: „Zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich!”

Jak było naprawdę z rozkazem: „Zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich!”

W dniu 2024-08-13 Andrzej Wadas napisał [do red. Michalkiewicza]:


> Panie Redaktorze,

> “Podobnie musiał czuć się papieski legat Arnold Amaury, który
> podczas krucjaty w latach 1209-1213, zakończonej wyrżnięciem około
> 20 tysięcy mieszkańców Beziers we Francji, rzucił słynny rozkaz:
> „zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich!”
(z tekstu: Himalaje
> hipokryzji,
13.08.2024).

>  W jednym zdaniu są trzy błędy.

Nawet antykatolicka Wikipedia
> podaje, że słowa papieskiego legata nie są potwierdzone
> źródłowo. Pan nie tylko przyjmuje je za prawdziwe, ale błędnie
> cytuje. W oryginale łacińskim nie ma w bierniku zaimka “wszystkich”
> (omnes), jest tylko “ich” (eos). Po łacinie całość brzmi
> następująco: “Caedite eos. Novit enim Dominus, qui sunt eius” –
> “Zabijcie ich. Zna bowiem Pan, którzy są jego”.

Nie lepiej radzi Pan sobie ze statystyką: 20 tysięcy ofiar tak się ma do prawdy
> historycznej jak “badania” Jana Tomasza Grossa w sprawie ofiar w
> Jedwabnem. Natomiast stwierdzenie “podobnie musiał czuć się
> papieski legat” przydaje całemu wywodowi aspekt komiczny, gdyż
> wpisuje się w tzw. postmodernistyczne “narracje odczuwane”, które
> Pan Redaktor u innych nieustępliwie zwalcza, a we własnych tekstach
> dopuszcza.
> Andrzej Wadas, Kraków

=================================


Szanowny Panie!
Nieubłaganym palcem wytknął mi Pan tyle myślozbrodni, że już sam nie wiem, co robić.

A tak naprawdę, to kto powiedział te skrzydlate słowa, jeśli nie legat? Czyżby już wtedy były fakty prasowe? Ładny interes! 
Pozdrawiam.
                                              Stanisław Michalkiewicz
=============================================

Andrzej Wadas

Szanowny Panie Redaktorze,

Chłoszczę nie za myślozbrodnię (niech się Pan Redaktor nie zasłania Orwellem), lecz za powtarzanie antykatolickiej propagandy. Hartman, Michnik i Obirek (et consortes) w zupełności wystarczą, nie musi Pan dołączać do tego łotrowskiego orszaku. Skoro już rzuca Pan potwarz na Arnolda Amaury’ego, to warto pamiętać o jego poprzedniku, Piotrze z Castelnau, który rok przed przywoływanymi zdarzeniami został zamordowany przez albigensów.

Zupełnie odrębnym zagadnieniem jest “program społeczny” katarów, który opierał się na kontroli płodności oraz eutanazji. Młode kobiety były potrzebne do warsztatów tkackich, które prężnie rozwijały się wówczas w Langwedocji, a nie do rodzenia dzieci. Starzy byli zbędni (jak współcześni emeryci), więc wymyślono dla nich specjalny “sakrament”. Było to tzw. consolamentum, sprowadzające się w swej istocie do samobójstwa przez zagłodzenie (tzw. “endura” w języku oksytańskim, łac. “ieiunium mortis” albo “ieiunium extremum”).

U albigensów, jak i dzisiaj u nas, rządziła zasada: dzieci na świat nie wpuszczać, starych ze świata przepędzać, młodych ogłupić i wykorzystać.

Dzisiaj mamy korporacje i “zrównoważony rozwój” oraz gender, wtedy była gnoza, równość płci i warsztaty tkackie. W społeczeństwie katarskim kobiety miały większe prawa niż mężczyźni i odgrywały większą od nich rolę w “szafowaniu” consolamentum. Te “kapłanki” katarskie –  siostrzyczki śmierci – określane były jako “doskonałe” (łac. perfectae) i chętnie asystowały przy wspomnianym poście śmierci, pomagając nieszczęśnikowi osiągnąć stan czystości (łac. puritas).

Święty Dominik patrzył na to wszystko z przerażeniem, stąd zakon dominikanów i modlitwa różańcowa.

Odnośnie “skrzydlatych słów”, to niech sobie fruwają u Homera. Tymczasem przywołana rzekoma odpowiedź legata  poświadczona jest tylko w jednym źródle (unus testis, nullus testis), które jest zresztą  bardzo niewiarygodne. Jest to kronika cysterskiego  mnicha Cezarego z Heisterbach w Nadrenii, spisana przynajmniej dwadzieścia lat post factum i z dala od miejsca zdarzeń, przez kogoś, kto nie był naocznym świadkiem.  Stosowny fragment tego łacińskiego tekstu, który nosi w oryginale tytuł Caesarii Heisterbacensis monachi ordinis Cisterciensis Dialogus miraculorum (ed. Josephus Strange, Coloniae–Bonne–Bruxe 1850, s. 302) w moim roboczym przekładzie brzmi następująco:

“Przybywszy do wielkiego miasta, które nazywa się Béziers, gdzie, jak się mówiło, przebywało ponad sto tysięcy ludzi, oblegli je. W obecności oblegających heretycy, oddając mocz na księgę świętej Ewangelii, rzucili ją z murów przeciwko chrześcijanom, a następnie, strzelając do niej strzałami, krzyczeli: „Oto wasze prawo, nędznicy.” Chrystus, Siewca Ewangelii, nie pozostawił jednak tej zniewagi bez odpowiedzi. Niektórzy żołnierze, zapłonąwszy gorliwością wiary, jak lwy na wzór tych, o których czytamy w księdze Machabeuszy, przyłożyli drabiny i odważnie wspięli się na mury. Heretycy, przerażeni boską mocą, uciekając, otworzyli bramy, dzięki czemu miasto zostało zdobyte.

Dowiedziawszy się z ich zeznań, że katolicy byli pomieszani z heretykami, zapytali opata: „Co mamy robić, panie? Nie możemy odróżnić dobrych od złych.” Zarówno opat, jak i pozostali, obawiając się, że ze strachu przed śmiercią mogliby oni tylko udawać katolików, a po ich odejściu ponownie wrócić do herezji, podobno powiedział (łac. fertur dixisse): „Zabijcie ich. Pan rozpozna swoich.” W ten sposób niezliczone osoby zostały zabite w tym mieście.

Inne równie wielkie miasto, zwane Beauvallon, położone w pobliżu Tuluzy, zdobyli dzięki boskiej mocy. Tam, po przesłuchaniu mieszkańców, gdy wszyscy obiecali, że chcą wrócić do wiary, czterystu pięćdziesięciu, którzy trwali w swojej zatwardziałości pod wpływem diabła, zostało poddanych karze – czterystu spalono na stosie, a pozostali zostali powieszeni na szubienicach. To samo uczyniono w innych miastach i zamkach, gdzie nieszczęśnicy dobrowolnie oddawali się śmierci.

Tuluzanie, osaczeni, obiecali się poddać, lecz jak się później okazało, było to oszustwo. Perfidny hrabia Saint-Gilles, książę i głowa wszystkich heretyków, któremu na Soborze Laterańskim odebrano wszelkie prawa – czyli lenna i alodia, miasta i zamki – które w dużej mierze zostały zajęte prawem wojennym przez hrabiego Szymona z Montfortu, człowieka katolickiego, przeniósł się do Tuluzy, skąd aż do dziś nie przestaje dręczyć i atakować wiernych.

PS1 Komentarz filologiczny.

Wyrażenie “fertur dixisse” (połączenie strony biernej z mową zależną) tłumaczy się jako “mówi się, że powiedział”. W średniowiecznej konwencji literackiej służy ono do przekazywania zasłyszanych, a niezweryfikowanych informacji bez podania źródła. Sformułowanie to  pojawia się w także w tekstach historycznych, szczególnie w kontekście anegdotycznym. Takie podejście cechuje się mniejszym obiektywizmem niż rozwiązanie stosowane  często w rzymskiej narracji historycznej, oparte zasadę “relata refero”. Tacyt, największy  historyk doby cesarstwa, starał się podawać źródło informacji z wyraźnym podkreśleniem, że informacje pochodzą z drugiej ręki.

PS 2 Komentarz historyczny.

Nie ma potwierdzenia tej wypowiedzi w żadnych innych źródłach, natomiast szczegółowe naukowe skomentowanie tylko tej strony tekstu wymagałoby kilku dni żmudnej pracy. Wiarygodna jest na przykład potwierdzona w innych źródłach informacja o “odddawaniu moczu na Ewangelię przez albigensów” (heretici super volumen sacri Evangelii mingentes). Przypomina to zwyczaje bolszewików “cacantes” po kościołach. 

PS 3. Świadectwo historyczne oparte o zasadę “relata refero”.

Karolina Lanckorońska, wielka dobrodziejka wielu polskich historyków, których przez lata gościła i karmiła w swym rzymskim domu przy Via Condotti, miała w zwyczaju spotykać się przy kolacji ze stypendystami. Rozmowy dotyczyły spraw różnych i niekiedy przyjmowały niespodziewany obrót. Pewnego razu Pani Profesor puściły nerwy i doszło do klasycznej burzy włoskiej (È scoppiata una classica scenata all’italiana”). Poszło o niewłaściwe pytanie. Otóż jeden z rozmówców po głębokim namyśle wypalił: “Ciekawe, co czuł Michał Anioł, kiedy malował Kaplicę Sykstyńską?”. Pan jest idiotą – miała według relacji naocznego świadka odpowiedzieć niekoronowana Królowa Polski – jutro się Pan pakuje i wraca do kraju”.

Andrzej Wadas