Jak Łukaszenka broni gospodarki przed „zachodnim biznesem”.

Polski biznesmen: Białoruskie KGB przychodzi do nas na wywiady. Pyta, czy nie jesteśmy nękani.

[na podst.: https://www.money.pl/gospodarka/polski-biznesmen-bialoruskie-kgb MD]

Aleksandr Łukaszenka wszedł na ścieżkę wojenną z zachodnim biznesem. Zapowiedział, że ten, kto wywiezie z kraju maszyny, straci je. A ten, kto będzie działał na szkodę swojej firmy – straci firmę.

– Funkcjonariusze białoruskiego KGB już od dłuższego czasu regularnie odwiedzają nasze przedsiębiorstwo, ale te wizyty są mniej traumatyczne niż kontrole polskiej skarbówki – mówi z gorzkim uśmiechem polski biznesmen, którzy prowadzi interesy na Białorusi.

Opisuje, że wizyty KGB mają na celu sprawdzenie, czy wszystkie maszyny stoją na swoim miejscu, czy firma płaci na czas swoim pracownikom oraz swoje zobowiązania wobec państwa, a także – co ciekawe – czy nie jest ona nękana przez różnych spekulantów, którzy chcieliby ją odkupić.

Zagranicznych inwestorów na Białorusi za doprowadzenie firmy do upadku lub działania zmierzające do jej likwidacji czekają poważne konsekwencje. Na przykład wymiana dotychczasowych menedżerów na zarząd komisaryczny złożony z przedstawicieli lokalnych oraz centralnych władz Białorusi czy pełna nacjonalizacja, czyli konfiskata majątku.

Łukaszenka: maszyny zostają w kraju

Umożliwia to opublikowana w nocy 6 stycznia 2023 r. ustawa o “Konfiskacie mienia” przyjęta przez białoruskie Zgromadzenie Narodowe jeszcze w grudniu. Jest żywą kalką przepisów obowiązujących w Rosji, przyjętych w 2022 r.

Już w ubiegłym roku Aleksandr Łukaszenka zapowiedział przedsiębiorcom – zarówno tym białoruskim, jak i zagranicznym – że ten, kto będzie próbował wywieść z Białorusi maszyny, straci je – przypomina Kamil Kłysiński, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Teraz te zapowiedzi stały się obowiązującym prawem, a podmioty z “państw nieprzyjaznych, w tym Polski” – jak określono w ustawie zachodnie firmy – muszą mieć się na baczności.

Ich postawa wobec reżimu jest bowiem nieustannie monitorowana i indywidualnie oceniana. A że Białoruś jest krajem zinformatyzowanym – państwo wie o nich wystarczająco dużo.

Od zagranicznych firm oczekuje się przede wszystkimzachowania neutralności: nieangażowania się w bieżące sprawy polityczne, niewspierania opozycji, powstrzymania się od publicznej krytyki tamtejszej władzy – wylicza Kamil Kłysiński.

Dodaje, że od tego, czy biznesmeni pozostaną bierni, zależy los ich firm. Łukaszenka pokazał już w przeszłości nie raz, że prywatna własność nie jest dla niego żadną świętością. Państwo odbierało już przedsiębiorcom firmy, również bez “żadnego trybu”.

Sankcje działają, ale…

Na razie – jak ocenia polski biznesmen, z którym rozmawiał money.pl – poza nowymi przepisami i kontrolami z KGB nie ma innych niepokojących działań ze strony białoruskich władz.

Łukaszence zależy, by ludzie mieli zapewnioną pracę, by zagraniczne firmy działały i płaciły tam podatki oraz by zagraniczny kapitał nie wyciekał z kraju – mówi nasz rozmówca.

Przypomnijmy, że na władze w Mińsku Komisja Europejska nałożyła sankcje zarówno w związku ze sfałszowanymi wyborami prezydenckimi w 2020 r., prześladowaniem opozycji politycznej, jak i wspieraniem Rosji w wojnie w Ukrainie.

Obejmują one kilkadziesiąt osób uznanych za niepożądane w UE, kilkanaście firm, którym zamknięto drzwi do Europy, a także kilka białoruskich banków, które zostały odcięte od systemu SWIFT. Obowiązuje również całkowity zakaz dostarczania na Białoruś euro.

Polski biznesmen, pytany o to, czy – w związku z już wprowadzonymi na Białorusi sankcjami – ma problemy z dokonywaniem tam transakcji bankowych, mówi, żejeśli chodzi o transakcje w euro, to przez bank, który nie jest na czarnej liście, przelewy przechodzą bez zakłóceń.

Według niego na Białorusi nie ma również większych problemów z nabyciem walut. Są one dostępne i nie są limitowane. Czy tak pozostanie, nie wiadomo.

Komisja Europejska – ustami Ursuli von der Leyen – zapewniała niedawno, że kolejny, dziesiąty już pakiet sankcji na Rosję obejmie również jej pomocników: Białoruś i Iran. Kilka dni później ukazały się jednak sensacyjne doniesienia dziennikarza Radia Svaboda, Rikarda Jozwiaka, że Ukraina oręduje w Komisji Europejskiej za tym, by Białoruś nie była objęta nowym pakietem sankcji.

W dziesiątym pakiecie, którego treść utrzymywana jest na razie w tajemnicy, ma być mowa m.in. o odcięciu wszystkich banków na Białorusi od systemu SWIFT. W ubiegły poniedziałek zapytaliśmy Komisję Europejską o te doniesienia, ale do czasu publikacji tekstu odpowiedź z Brukseli nie przyszła.

Wojna się skończy. Trzeba żyć dalej

Dlaczego władze w Kijowie miałyby bronić Białorusi? Kraju, z którego w ich kierunku wystrzeliwane są rosyjskie rakiety? Według Rikarda Jozwiaka Ukraina w ten sposób chce trzymać Białoruś z daleka od wojny, licząc, że w zamian Białorusini nie wesprą Rosjan i nie zaatakują ich od północy.

Okazuje się jednak, że jest jeszcze jeden istotny powód, który może tłumaczyć taką strategię Ukrainy. Jest nim gospodarka. W połowie 2022 r.wymiana handlowa pomiędzy Ukrainą a Białorusią została wstrzymana. Tracą na tym zarówno ukraińskie, jak i białoruskie firmy.

Giennadij Czyżikow, przewodniczący Izby Przemysłowo-Handlowej Ukrainy, w wywiadzie udzielonym kilka dni temu Radiu Svoboda podkreślał, że wielkość handlu ukraińsko-białoruskiego sięgała pod koniec 2021 r. 7 mld dol., z czego białoruski eksport to ponad 5 mld dol.

– To prawda, że Białoruś więcej zarabiała na dostawach dla Ukrainy niż Ukraina na handlu z Białorusią. Ale ukraińskie przedsiębiorstwa sprzedawały na rynek białoruski gotowe produkty, a nie surowce, jak to robiły firmy białoruskie – mówił Czyżikow.

Dodał, że od połowy ubiegłego roku handel ten bardzo wyhamował. Część przedsiębiorców nadal próbowała ratować podpisane umowy za pomocą platform zorganizowanych na zachodniej granicy Białorusi, gdzie produkty były dostarczane i przeładowywane do transportu przez europejskich przewoźników.

Jednak coraz trudniej było go odprawić w urzędzie celnym Ukrainy – na produkty białoruskie nie stosuje się zerowych stawek celnych przy imporcie z terytorium Polski. Ponadto Ukraina wypowiedziała umowę o unikaniu podwójnego opodatkowania.

– Produkty białoruskie były bardzo dobrze znane na rynku ukraińskim – są to maszyny, trolejbusy, produkty rolne i nawozy, z kolei ukraińskie produkty to stopy żelaza, i produkty rolne – wyliczał Czyżykow.

Teraz ukraińskie firmy coraz częściej zwracają się do sądów, by te zobowiązały białoruskich producentów i dostawców do zwrotu przekazanych im pieniędzy za produkty, których nie otrzymali. Sprawy sądowe liczone są w setkach tysięcy i milionach dolarów, zarówno w dużych przedsiębiorstwach, jak i dziesiątkach tysięcy w małych firm – podał Czyżykow.

Ukraiński biznes uważa, że udział Białorusi w wojnie spowodowałby, że po zakończeniu działań militarnych w Ukrainie wznowienie wzajemnych relacji gospodarczych byłoby bardzo trudne. Obie strony bardzo by na tym straciły.

Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl

==============================

mail:

Każdy normalnie myślący człowiek, po tych informacjach, stwierdzi, że 
tak powinien zachować się  przywódca kraju który chroni jego gospodarkę 
przed złodziejską prywatyzacją. My, Polacy doświadczamy tego procederu 
od przeszło 30 lat./ Ostatnimi czasy- wyhamowano, bo nie ma już  za 
wiele do grabienia./ Firmy zachodnie /przedstawiciele korporacji/ 
przebierają nogami jakby tu dorwać się do zasobów na Białorusi. A 
najważniejszym z nich jest czysta, słodka woda. Tu nie chodzi o żadną 
demokrację ale o możliwość ograbienia kraju z bogactw naturalnych. 
Dziwić się Łukaszence, że gotów nawet zawierać pakt z diabełkiem a nie 
oddawać się w łapska samego Lucyfera.?!

Co nam z tego, że mamy “nowoczesność w zagrodzie” jak już prawie nic do 
nas nie należy?! I nic od nas też już nie zależy!

MK