Jedwabne dodatki dramatyzmów

michalkiewicz-jedwabne-dodatki-dramatyzmow

Stanisław Michalkiewicz: Jedwabne dodatki dramatyzmów

Jeśli ktoś chciałby przykładów, świadczących o tym, że Żydowie, gdy chodzi o pieniądze, zdolni są do wszystkiego, to właśnie takiego przykładu dostarczył  ambasador bezcennego Izraela w Warszawie, Jego Ekscelencja Jakub Liwne. Ale incipiam.

Kiedy tylko Niemcy uderzyli na Sowieciarzy w czerwcu 1941 roku, od razu front przesunął się na wschód i tereny okupowane wcześniej przez Stalina zajęli Niemcy. Między innymi – miejscowość Jedwabne, niedaleko Łomży. Pewnego dnia przybyła tam grupa Niemców z oddziałów specjalnych, będących niemieckimi odpowiednikami „istriebitielnych batalionow” sowieckich przy NKWD.

Niemcy kazali jedwabieńskim Żydom zebrać się na rynku, a kiedy już to nastąpiło, to najpierw  zagnali ich do obalenia pomnika Lenina, a potem – do stojącej w pewnej odległości od rynku stodoły. Po zagnaniu tam Żydów, Niemcy oblali stodołę beznzyną i podpalili. Tak w największym skrócie wyglądał ten incydent.

Po skazaniu w latach 40-tych kilku polskich mieszkańców Jedwabnego, oskarżonych o pomocnictwo, który nota bene w śledztwie, prowadzonym przez ubowców do wszystkiego się przyznali, no a potem niezawisły sąd nie odważył się słuchać żadnych usprawiedliwień – i na tym się skończyło.

Przez całe dziesięciolecia Jedwabne nikogo nie obchodziło – aż tu nagle, w 1997 roku, kiedy Sejm pod naciskiem Naszego Najważniejszego Sojusznika, uchwalił ustawę o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich, w której znalazały się przepisy o transferze majątku w nieruchomościach na rzecz 9 istniejących gmin żydowskich w Polsce oraz nowojorskiej Organizacji Restytucji Mienia Żydowskiego.

Wówczas sekretarz Światowego Kongresu Żydów Izrael Singer, oświadczył, że jeśli Polska nie zadośćuczyni żydowskim roszczeniom majątkowym odnoszącym się do tzw. „własności bezdziedzicznej”, to będzie „upokarzana na arenie międzynarodowej”.

Ta pogróżka może nie miałaby takiego ciężaru gatunkowego ani takich konsekwencji, gdyby nie nowy niemiecki kanclerz Gerard Schroeder, który w kilka lat później oświadczył, że okres niemieckiej pokuty dobiegł końca. Oznaczało to, że Niemcy, które wcześniej wypłaciły żydowskim organizacjom przemysłu holokautu i bezcennemu Izraelowi co najmniej 100 mld marek, nie licząc dostaw okrętów podwodnych i innego sprzętu wojskowego dla Irazela, już nie będą wysłuchiwały żadnych odszkodowawczych suplikacji.

Ta deklaracja stwarzała zupełnie nową sytuację dla strony żydowskiej, która wobec tego musiała rozejrzeć się za winowajcą zastępczym, którego mogłaby pod pretekstem holokaustu nadal doić.  Wychodziło to naprzeciw polityce historycznej niemieckiej, której celem jest stopniowe zdejmowanie z Niemiec odpowiedzialności za II wojnę światową i towarzyszącej jej ekscesy.  Dlatego doszło do ścisłej koordynacji polityk historycznych, żydowskiej z niemiecką.

Ponieważ Żydowie na winowajcę zastępczego wytypowali Polskę, jako że większość z tych ekscesów dokonała się na obecnym polskim terytorium państwowym, więc łatwo było zabajerować świat haggadami, jak to Polacy wymordowali Żydów w „polskich obozach zagłady”, Niemcom było w to graj. W ramach tedy wspomnianej koordynacji, Judenrat „Gazety Wyborczej”, piórem niezawodnej Anny Bikont, która takie umiejętności wyssała z mlekiem matki, Wilhelminy Skulskiej spreparował stosowne haggady.

Pomocny okazał się w tym jegomość nazwiskiem Jan Tomasz Gross, od razu awansowany na „historyka światowej sławy”, chociaż z wykształcenia jest socjologiem. Napisał on książkę pod tytułem „Sąsiedzi”, w której, korzystając z nowatorskiej w historiografii metody „objawienia”, obsmarował mieszkańców Jedwabnego, że to oni tych swoich żydowskich sąsiadów wymordowali, a nieliczni Niemcy – o ile w ogóle tam byli – przyglądali się temu z niedowierzaniem i zgrozą.

Skoro tedy grunt został przygotowany, w lipcu 2001 roku urządzono w Jedwabnem uroczystość na 14 fajerek , z udziałem ważnych rabinów, no i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Jak zwykle dostroił się się on do mądrości etapu i w imieniu „narodu polskiego” przeprosił za masakrę w Jedwabnem, przyłączając się do żydowskich oskarżeń. Złamał w ten sposób przysięgę prezydencką, że będzie „niezłomnie strzec godności narodu”.

Jak przypuszczam, nie była to pierwsza, ani ostatnia przysięga, jaką Aleksander Kwaśniewski złamał i tylko wyjątkowej lekkomyślności polskiego społeczeństwa można przypisać to, że człowiek, którego uważam za prawdziwe nieszczęście dla Polski, dwukrotnie został prezydentem tego państwa.

Z polskie strony zostały podjęte działania zmierzające do ukazania prawdy o wydarzeniach w Jedwabnem, wśród których na szczególną uwagę zasługuje dwutomowe dzieło prof. Marka Chodakiewicza i doktora Tomasza Sommera pod tytułem „Jedwabne historia prawdziwa” Pierwszy, opasły tom, zawiera dokumenty i relacje, m.in. zeznanie kobiety z Jedwabnego, której Niemcy tego dnia kazali przygotować 60 porcji obiadowych dla  niemieckich uczestników akcji, a tom drugi – stosowne wyjaśnienia i komentarze.

Oczywiście głuche milczenie było im odpowiedzią, bo ani Niemcy, ani Żydowie, ani administrująca Polską agentura niemiecka, ani agentura amerykańska, nie były zainteresowane jakimkolwiek prostowaniem żydowskich łgarstw, ani nie miały od swoich mocodawców pozwolenia na takie samowolki. Inna sprawa, że po hucpie, jaka odbyła się 10 lipca 2001 roku, następne rocznice obchodzone były – o ile w ogóle były – nader skromnie – bo widocznie Sanhedryn uznał, że do uzasadnienia odpowiedzialności Polaków  z tytułu roszczeń dotyczących „własności bezdziedzicznej” jedna hucpa wystarczy.

To znaczy – nie do końca – bo 10 lipca 2011 roku żonaty z Żydówką prezydent Bronisław Komorowski kazał znanemu z „postawy służebnej” Tadeuszowi Mazowieckiemu odczytać uczestnikom uroczystości w Jedwabnem list, w którym znalazło się zdanie, że naród polski musi uznać, że „bywał także sprawcą”. Nawet nie poszczególni Polacy, podobnie jak poszczególni Żydowie, całkiem zresztą liczni, którzy wykonywali usługi katowskie dla Stalina – tylko „naród”. Trudno nazwać to inaczej, jak skurwysyństwem – no ale takich wybieramy sobie prezydentów.

No a teraz ambasador bezcennego Izraela w Warszawie, Jego Ekscelencja Jakub Liwne, opublikował gorzkie słowa potępienia incydentu w Jedwabnem, które –  gwoli „dodania dramatyzmu” –  przyozdobił zdjęciem z… niemieckiego obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen.

Ciekawe, czy Książę-Małżonek za takową psotę uzna pana ambasadora za persona non grata, czy też będzie siedział cicho w obawie, że Małżonka Księcia-Małżonka urządzi mu Strajk Kobiet?