Józefa Stalina zwycięstwo zza grobu

Józefa Stalina zwycięstwo zza grobu

Stanisław Michalkiewicz: 28.1.2023 https://prawy.pl/123851-stanislaw-michalkiewicz-jozefa-stalina-zwyciestwo-zza-grobu-felieton/

Ileż to żartów powstało na temat językoznawczych zainteresowań Józefa Stalina! Wydawało się, że został on skutecznie ośmieszony, ale dzisiaj okazuje się, że to nie śmieszkowie mieli rację, tylko Ojciec Narodów. Nie tylko zresztą w zakresie językoznawstwa, do którego za chwilę wrócimy, ale przede wszystkim w dziedzinie demokracji.

Bez żadnej przesady możemy dzisiaj uważać Józefa Stalina nie tylko za klasyka demokracji, ale nawet – za najwybitniejszego wśród klasyków. Przyczyna jest taka, że Józef Stalin nie miał co do demokracji złudzeń, podczas gdy inni klasycy je mieli, wskutek czego stawali się ich zakładnikami. Najbardziej podobny do Józefa Stalina klasykiem demokracji jest Karol Ludwik de Montesquieu, potocznie zwany “Monteskiuszem”. Spenentrował on naturę władzy, zauważając, że ma ona nieuleczalną skłonność do ekspansji. I na tej skłonności – zdawałoby się, skrajnie niesprzyjającej ludzkiej wolności – postanowił zbudować gwarancje jej ochrony. Nie są to oczywiście gwarancje absolutne, ale nie bądźmy zbyt wymagający, bo dobra psu i mucha. Otóż Monteskiusz doszedł do wniosku, że w tej sytuacji najlepiej będzie napuścić jedną władzę na drugą, a najlepiej – zgodnie z zasadą omne trinum perfectum – jeszcze trzecią, na te dwie. Ponieważ wszystkie one mają nieuleczalną zdolność do ekspansji, będą się nawzajem blokowały i to nie ze względu na znękaną ludzkość, tylko ze względu na swoją drapieżność. Ale nie intencje się tu liczą, tylko skutek, a dzięki temu, że poszczególne władze trzymają się nawzajem za klapy, to nie mają już wolnych rąk, żeby dusić nimi ludzi od nich zależnych. Dlatego przypisywana Monteskiuszowi doktryna trójpodziału władz do dnia dzisiejszego jest uważana za fundament demokracji przez naiwniaków, co to myślą, że z tą demokracją to wszystko naprawdę.

Mamy nawet przykład z życia naszego bantustanu. Oto rząd “dobrej zmiany” widząc, jak niezawiśli sędziowie przez ostatnie 30 lat się rozdokazywali, postanowił przejść na ręczne sterowanie sądami. Na takie dictum sędziowska mafia, strzegąca swojej bezkarności, rozpoczęła walkę o “praworządność”, to znaczy – o powstrzymanie ekspansywnych skłonności władzy wykonawczej. Za skutek rozmaitych intryg, z wykorzystaniem sędziowwskiej międzynarodówki, znalazła sposób na rząd “dobrej zmiany” w postaci szantażu finansowego ze strony Komisji Europejskiej. Rząd temu szantażowi właśnie ulega, forsując nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, dzięki czemu do polskiego ustawodawstwa zostanie wpisana instytucja “testowania niezawisłości” polegająca na tym, że jeden sędzia, albo nawet uczestnik postępowania, będzie mógł skutecznie podważyć autentyczność innego sędziego i doprowadzić do uchylenia orzeczeń zapadłych z jego udziałem. W tej sposób, niezależnie od intencji rządu, ani od intencji sędziowskiej mafii, w organizacji przestępczej o charakterze zbrojnym, jaką stanowi III Rzeczpospolita, może pojawić się niewielka przestrzeń wolności.

Wróćmy jednak do Józefa Stalina jako klasyka demokracji i do jego zainteresowań językoznawczych. Jedną ze spiżowych tez Ojca Narodów było spostrzeżenie, że mniej ważne od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy. I słusznie – bo oto na naszych oczach rząd “dobrej zmiany” forsuje właśnie zmianę kodeksu wyborczego, polegającą na znacznym zwiększeniu liczby komisji wyborczych, które – jak wiadomo – właśnie liczą głosy. Potem te głosy trafiają do komisji wyższych rangą, gdzie poddawane są kolejnej obróbie, a na kończy specjaliści wyciągają z naliczonej liczby pierwiastek kwadratowy, od którego odejmują roczną produkcję parasoli i w ten sposób wszystko ostatecznie jest rozliczone.

To radykalne zwiększenie liczby komisji sprawi – a w każdym razie takie są oczekiwania – że obóz zdrady i zaprzaństwa oraz inne formacje konkurencyjne, nie zdążą już ich wszystkich obsadzić, co oczywiście przybliży zwycięstwo obozu “dobrej zmiany”.

Ale to jeszcze nic w porównaniu z wyborami prezydenckimi w USA, gdzie liczenie głosów nabiera coraz większego ciężaru gatunkowego tym bardziej, że nawet najbieglejszym rachmistrzom trudno jest ich wszystkich się doliczyć, w związku z czym pojawiają się podejrzenia, że do sprawy musiał wmieszać się zły Putin. Ale skoro Putin ustawia amerykańską demokrację, to jej wartość wydaje się coraz bardziej podejrzana, nieprawdaż?

O ile dotychczas podkreślaliśmy spostrzegawczość Józefa Stalina, to teraz przejdziemy do językoznawstwa. Jak wiemy, Józef Stalin rywalizował z innym wybitnym przywódcą socjalistycznym, Adolfem Hitlerem. Ale Hitler preferował inny model retoryczny, niż Józef Stalin. Jak zauważył w nieśmiertelnym poemacie “Caryca i zwierciadło” Janusz Szpotański, “Gitler” – jak nazywała go Caryca Leonida – “przechwalał się zbrodnią swoją”. Tymczasem “mudriec”, czyli właśnie Ojciec Narodów, podchodził do tej sprawy całkiem inaczej. Jak ognia unikał nazywania rzeczy po imieniu, tylko całą energię wkładał w tzw. “duraczenie”, w czym pomagali mu pierwszorzędni żydowscy fachowcy, zaprawieni w duraczeniu na Talmudzie. Dzięki temu udało się przekonać opinię światową, że Hitlera trzeba rozgromić, a jednym, a nawet głównym rozgromicielem został właśnie Ojciec Narodów Józef Stalin.

Dzięki temu, o ile idee głoszone przez Adolfa Hitlera zostały potępione i zepchnięte do podziemia, o tyle idee głoszone przez Józefa Stalina nie tylko go przeżyły, ale znajdują coraz większą liczbę kontynuatorów i entuzjastów. Jednym z nich jest stary, żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros. Zaangażował się on, również finansowo, w budowanie tzw. “społeczeństwa otwartego”, pod którą to przyjazną nazwą ukrywa się totalniacki model ujęcia ludzkich umysłów w obcęgi. W tym celu Soros narzucił mediom społecznościowym, z którymi wiązano nadzieje, że staną się strefą wolności słowa, tak zwanych “weryfikatorów treści”, czyli – jak to się kiedyś mówiło – cenzorów. W narzucaniu mediom społecznościowym cenzury, przodują kontrolowane przez cukerbergów Google i Facebook, które – podobnie jak Youtube, kierowane przez panią Wóycicki z pierwszorzędnymi korzeniami, wymuszają oczekiwane przez nich zachowania przy pomocy mechanizmów rynkowych. Całość koordynuje finansowana przez grandziarza “Konferencja Przywództwa do spraw Praw Obywatelskich”, która tylko w ciągu ostatnich 4 lat dostała od niego ponad 30 mln dolarów.

Węgrzy, których przywódca Wiktor Orban ośmielił się wygonić Sorosa, ujawnili, że z 11 zatwierdzonych przez Facebooka organizacji skupiających “weryfikatorów treści” dla Europy Środkowej i Wschodniej, aż osiem jest finansowanych przez Sorosa. Ponieważ izraelskie lobby mocno trzyma za twarz amerykańskich twardzieli, to nie dziwimy się, że rząd “dobrej zmiany”, którego istnienie zależy do dobrej woli Naszego Najważniejszego Sojusznika, nie ośmiela się sprzeciwić cenzurowaniu mediów społecznościowych, chociaż konstytucja naszego bantustanu surowo tego zabrania.

W rezultacie “duraczenie” postępuje, nie napotykając na żadne przeszkody, dzięki czemu np. dzieciobójstwo zostało awansowane do rangi podstawowego prawa człowieków, zwłaszcza tych zaliczonych do którejś z płci żeńskich, a publiczne powiedzenie prawdy nie zatwierdzonej uprzednio przez Sanhedryn, zostało potępione i poddane represji, jako “mowa nienawiści”. Wprawdzie Józef Stalin nie wierzył w życie pozagrobowe, a przynajmniej tak mówił, chociaż diabli wiedzą, co myślał naprawdę. W końcu był w seminarium duchownym, a poza tym, kiedy podczas II wojny Winston Churchill prezentował mu propozycje powojennego urządzenia Europy, Ojciec Narodów, który wtedy już namawiał się z Rooseveltem, jakby tu wymiksować Anglików, wymijająco odpowiedział, że “wszystko w ręku Boga”. Tak czy owak, na widok tego, co się dzieje, jak jego dzieło jest kontynuowane i twórczo rozwijane, zacierałby ręce.