Premier Donald Tusk powołał Zespół d/s Rozliczeń – oczywiście rozliczeń z PiS-em. Na czele tego zespołu postawił pana mecenasa Romana Giertycha. To bardzo ciekawa inicjatywa, już choćby dlatego, że do spraw rozliczeń – cokolwiek by to nie miało znaczyć – mamy w naszym nieszczęśliwym kraju mnóstwo rozmaitych i sowicie opłacanych instytucji. Nie mówię już nawet o siedmiu bezpieczniackich watahach, z których każda ma prawo prowadzenia działalności operacyjnej, a tym samym – werbowania agentury. Ilu tych konfidentów dotychczas nawerbowano? Tajemnica to wielka, bo watahy chronią się za murami tajności i na przykład kiedy pan sędzia Lipiński, który w Warszawie prowadził proces sędziego Andrzeja Hurasa, przypadkowo wykrył, że ABW prowadziła operację „Temida”, polegającą na werbunku agentury w środowisku sędziowskim i zażądał wyjaśnień, odpowiedzią było mu głuche milczenie. A warto zwrócić uwagę, że taki konfident za darmo nie donosi, czy nie wykonuje zleceń. W najgorszym razie dostaje forsę, a w najlepszym – bezpieka projektuje mu i pilotuje karierę i chroni w niebezpieczeństwach. A przecież oprócz bezpieki mamy policję, prokuraturę i niezawisłe sądy. Do obowiązków tych wszystkich instytucji należy wykrywanie, a następnie „rozliczanie”. Najwyraźniej jednak to wszystko nie wystarcza, skoro pan premier Tusk powołał nowy, specjalny zespół z panem mecenasem Romanem Giertychem na czele. Możliwe, że premier Tusk, pamiętając własne przeżycia związane z aferą hazardową, zdaje sobie sprawę, że bezpieczniackim watahom ufać nie może, nawet jak w trybie natychmiastowym powoła nowych szefów każdej z nich. Zresztą, co tu pan premier Tusk, skoro cała Polska widziała, jak nawet pana prezydenta Dudę wystawiła bezpieczniakom jego własna ochrona? W tej sytuacji jest oczywiste, że nikomu ufać nie można i to rzuca snop światła na decyzję premiera Tuska o powołaniu odrębnego Zespołu d/s Rozliczeń. No dobrze – ale dlaczego na jego czele pan premier postawił akurat pana mecenasa Romana Giertycha? Myślę, że przyczyny mogą być dwie. Pierwsza, to ta, że pan mecenas Giertych pała żądzą zemsty na Jarosławie Kaczyńskim, więc premier nie będzie musiał go jakoś specjalnie podkręcać, żeby robił z pisiaków marmoladę. Druga przyczyna może być taka, że – jak pamiętamy – pan mecenas Giertych był pełnomocnikiem syna pana premiera, Michała Tuska w związku ze sprawą Amberg Gold, której wątkiem odpryskowym była sprawa linii lotniczych OLT Express. Trudno zapomnieć widok dygnitarzy Platformy Obywatelskiej, z prezydentem Gdańska, panem Adamowiczem, jak na podobieństwo ruskich burłaków, co to ciągnęli po brzegach Wołgi ładowne barki pod prąd, ciągnęli samolot OLT Express po płycie gdańskiego lotniska. Jak pamiętamy, sejmowa komisja śledcza, której przewodniczyła pani Małgorzata Wassermann, niczego nie wykryła poza tym, co wiedzieliśmy od początku – że niezawisłe sądy ze znanego na całym świecie z niezawisłości gdańskiego okręgu sądowego przez całe lata nie zwróciły uwagi, że pan Marcin P. jest obciążony wieloma kondemnatkami, podobnie – że tamtejsza niezależna prokuratura podjęła tzw. „energiczne kroki” dopiero wtedy, gdy pieniądze wyłudzone od naiwniaków rozpłynęły się w nocy i mgle. Oczywiście „energiczne kroki” nie doprowadziły do znalezienia forsy, bo przecież Gdańsk to nie żadna wyspa skarbów. Dlaczego tak się stało – tego już komisja nie odważyła się wyjaśnić, najwyraźniej pamiętając o ruskim przysłowiu, że kto nie wie, ten śpi w poduchach, a kto wie – tego wiodą w łańcuchach. No dobrze – ale pan mecenas musiał być dopuszczony do konfidencji, żeby skutecznie reprezentować swego klienta. Czego się wtedy dowiedział, podobnie jak wtedy, gdy reprezentował Księcia-Małżonka i przy innych okazjach? Tego, ma się rozumieć, nie wiemy, ale lepiej rozumiemy, że – zwłaszcza znając zawziętość pana mecenasa Giertycha – Donald Tusk na wszelki wypadek nie tylko ułatwił mu powrót do polityki i uzyskanie immunitetu, ale woli też mieć go na widoku, jako że nikt nie jest bez grzechu wobec Boga, ani bez winy wobec cara. To też ruskie przysłowie.
W rezultacie mamy w naszym państwie nową instytucję, bardzo podobną do Nadzwyczajnej Komisji do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, czyli tak zwaną „Cze-Ką”, a w tej sytuacji rola pana mecenasa jest podobna do roli Feliksa Dzierżyńskiego. Oczywiście oprócz podobieństw są i różnice, bo o ile Feliks Dzierżyński mógł aresztować i wepchnąć do dołu z wapnem właściwie każdego, to uprawnienia pana mecenasa chyba aż tak daleko nie sięgają. Jeśli tedy już musimy doszukiwać się jakichś historycznych analogii, to porównałbym rolę pana mecenasa Giertycha na czele wspomnianego Zespołu do roli Mikołaja Jeżowa. On też nie mógł aresztować wszystkich, a tylko tych, których nieubłaganym palcem wskazał mu Ojciec Narodów Józef Stalin.
Nie chcę przez to powiedzieć, że tak pięknie reaktywowana polityczna kariera pana mecenasa Romana Giertycha zakończy się tak samo, jak błyskotliwa kariera Mikołaja Jeżowa. Historia nie powtarza się bowiem aż tak dosłownie, chociaż warto zwrócić uwagę, że jeśli w ogłoszonej przez premiera Tuska w jego expose „linii porozumienia i walki”, z jakichś powodów, których dzisiaj niepodobna jeszcze przewidzieć, akcenty zostaną położone już nie na „walkę”, a na „porozumienie”, to wtedy bardzo przydatne byłoby znalezienie jakiegoś kozła ofiarnego, którego można by poświęcić na ołtarzu „porozumienia”. Pan mecenas Giertych nadawałby się wtedy do odegrania tej roli, jak mało kto – ale nie uprzedzajmy faktów.
Zresztą ważniejsze od osobistych losów pana mecenasa jest co innego. Kierowany przez niego Zespół sprawia wrażenie doraźnego – ale z doświadczenia wiemy, że właśnie takie prowizorki są najtrwalsze. Na przykład „Cze-Ka” – oczywiście pod zmieniającymi się nazwami – przetrwała w Rosji aż do dnia dzisiejszego, chociaż być może nawet Lenin nie przypuszczał, że aż tak się utrwali. Ale – jak pamiętamy – niezależnie od tego, jaką rolę przywódcy rewolucji bolszewickiej przeznaczyli do odegrania czekistom, to oni też mieli swój interes, żeby funkcjonować jak najdłużej. Jak pisze w nieśmiertelnym poemacie „Towarzysz Szmaciak” Janusz Szpotański – „brudną i mokrą swą robotą przecież parają się nie po to, by takie odnieść stąd korzyści, że obłąkany świat się ziści. Kiedy śmiertelne toczą boje ze straszną, reakcyjną hydrą, to chcą mieć pewność, że na zawsze zdobędą to, co hydrze wydrą!” Tak może być również w przypadku uczestników Zespołu kierowanego przez pana mecenasa, bo wydarzenia I instytucje nie tylko nabierają własnej dynamiki, ale w dodatku również obecnym protektorom premiera Tuska może być na rękę istnienie jakiegoś Gestapo na wypadek, gdyby przewróciło mu się w głowie i zaczął wierzgać przeciwko ościeniowi.