KOMARY na WIDELCU

KOMARY na WIDELCU Krzysztof Baliński

Ile razy słyszeliśmy, że wykupują nas Żydzi. Jest jeszcze gorzej – wykupują nas Ukraińcy, a po przejęciu polskiej firmy wyrzucają Polaków na bruk. Co poraża najbardziej? Polską własność wykupuje kapitał z kraju, w który Polska pompuje miliardową pomoc z kieszeni podatników, czyli tych wyrzuconych na bruk. Jeszcze bardziej bulwersuje to, że kiedy my łożymy na ukraińską armię i asekurujemy ukraiński system bankowy, to słyszymy komunikat, że na dzień 1 lipca rezerwy dewizowe Ukrainy wzrosły do rekordowej historycznie wielkości 39 miliardów dolarów. I jeszcze jedno – ukraińscy oligarchowie, obłowieni na pomocy z Polski, wyprowadzają kapitał z Ukrainy, a w Polsce napędzają rynek towarów luksusowych.

To nie tylko skandal. To także zagrożenie. To kapitał o charakterze korupcyjnym, powiązany z Rosją, pochodzący z kraju, gdzie największe segmenty gospodarki (jeśli w ogóle można mówić o czymś takim, jak „ukraińska gospodarka”) są ściśle powiązane kapitałowo z oligarchami rosyjskimi. Na Ukrainie właścicielami aktywów państwowych stali się ludzie stanowiący mieszankę weteranów Komsomołu, KGB i mafii, płynnie współpracujący z rosyjskimi oligarchami, te żydowskiego pochodzenia. Na Wschodzie nie ma „czystego” pieniądza. To kapitał pochodzący z przestępstw z udziałem mafijnym. I taki właśnie napływa do Polski. Nie po to, żeby produkować, ale przejąć, wydrenować firmę i powtórnie ją sprzedać.

Najnowsze dane statystyczne wskazują, że proces zasiedlania Polski przez Ukraińców ma charakter stał i że większość chce zostać w Polsce na stałe. Oficjalnie jest ich 3 miliony 400 tysięcy, a nieoficjalnie grubo więcej niż 5 milionów, co stanowi kilkanaście procent populacji Polski.

Czym to grozi? Uzależnieniem całych segmentów gospodarki od ukraińskiej siły roboczej, psuciem rynku pracy poprzez pogorszenie warunków zatrudnienie dla Polaków i tym samym zmuszanie ich do emigracji, bo nikt nie chce im dobrze płacić, tylko zatrudnia tanich parobków z Ukrainy.

Ktoś słusznie zauważył, że Konrad Mazowiecki sprowadzając do Polski trzystu Krzyżaków stworzył problem, z którym Polska borykała się przez trzysta lat. Przez ile zatem lat będziemy borykać się z problemem, które stworzył Mateusz Jakub Morawiecki, sprowadzając do Polski 3 miliony Ukraińców? Po 1989 r. mieliśmy szokową transformację gospodarczą, dziś mamy szokową transformację etniczną.

Nic, dosłownie nic im nie wychodzi, ale w transformacji Polski w kraj imigrantów są niezwykle sprawni. Pacyfikacja społeczeństwa i likwidacja polskiego państwa, to plan, dla którego realizacji został tu wysłany Donald Tusk – mówi Jarosław Kaczyński. „Chodzi o to, że będziemy terenem zamieszkałym przez Polaków, ale zarządzanym z zewnątrz”. Ale nie tylko zamieszkałym przez Polaków, także przez miliony Ukraińców, których sprowadził on sam. I nie tylko Ukraińców, bo 30-tysięczna mniejszość cygańska w Polsce, po otwarciu granicy z Ukrainą, zwiększyła się do 100 tysięcy.

Słusznie oburzamy się, że rząd Tuska podpisał umowę z Zełenskim. Ale i tak w proukraińskim amoku nie przebija Kaczyńskiego. Bo umowa jest podobna do tej, którą 2 grudnia 2016 podpisał Antek Macierewicz, a która też przez Sejm nie była ratyfikowana, była natomiast utajniona i zawierała zobowiązania, jakby to Polska przegrała wojnę i płaciła Ukrainie kontrybucje wojenne. Dla Ukraińców są gotowi uczynić wszystko. Zarówno KO jak i ostro zwalczająca go opozycja w sprawach Ukrainy przemawiają jednym głosem. Drobne animozje wynikają jedynie w licytowaniu się, kto jest bardziej proukraiński, kto da Ukraińcom więcej i kto głośniej nawołuje do wojny z Rosją.

Prawo stałego pobytu dla Ukraińców przyznawane jest szybko i taśmowo. Milowym krokiem będzie przyznanie im wszystkim obywatelstwa. Sytuacja stanie się nie do odwrócenia. W krótkim czasie Polska dorobi się kilkudziesięcio-procentowej mniejszość etnicznej, bo ci z obywatelstwem przyciągną, niczym magnes, kolejne setki tysięcy, a von der Leyen wymusi na nas ściągnięcie do Polski ich bliskich, w ramach procedury zwanej „łączenie rodzin”.

Polskie władze zachęcają do polskiego obywatelstwa – potwierdziła to Natalia Panczenko, która w RMF FM powiedziała, że przed wybuchem wojny w Polsce mieszkało 2,5 mln Ukraińców, „i te osoby już zaczynają te obywatelstwa dostawać”. Szybko dodała, że społeczność ukraińska jest świetnie zorganizowana, ale „dobrze by jednak było, gdyby Ukraińcy mieli swoją reprezentację w Sejmie”. A inkryminowana to nie byle kto – to liderka Ukraińców w stolicy, działaczka finansowanej przez Sorosa fundacji „Otwarty Dialog”, szefowa organizacji o wszystko mówiącej nazwie „Majdan-Warszawa”.

W Londynie i Paryżu wybory parlamentarne przyniosły zwycięstwo walnie wspieranym przez społeczności imigranckie, partiom, które stały się zakładnikiem tych społeczności. Wśród warunków stawianych przez imigrantów znalazły się postulaty dotyczące polityki zagranicznej, finansowania z budżetu państwa organizacji islamistycznych, tolerowania muzułmańskiej obyczajowości.

Tu postawmy pytania: Czy partie w Polsce nie zawrą z Ukraińcami paktu przewidującego zgodę na czczenie Bandery? Czy będzie można wygrać wybory w Polsce bez poparcia Ukraińców? Na kogo będą głosować w sytuacji, gdy wielu z nich miało dziadka w SS Galizien, a Tusk miał dziadka w Wehrmachcie? Za kilka lat w Sejmie, to nie PSL będzie języczkiem u wagi, ale mająca duże zdolności koalicyjne partia kierująca się interesem ukraińskim. Przy czym będzie to partia „centrowa”, co postawi ją w wygodnej pozycji do robienia politycznych geszeftów.

Wzdłuż granicy z Polską składowana jest broń i amunicja. Stamtąd przemycana jest na Zachód i trafia w ręce przestępczych syndykatów i organizacji terrorystycznych. Polska staje się krajem tranzytowym dla przemytu tej broni. Polsce zagraża nie tylko czarny rynek broni – staje się przestępczym centrum prania brudnych pieniędzy, handlu narkotykami i dziećmi. Lukratywnym zajęciem dla ukraińskich mafii stał się też przemyt nielegalnych imigrantów. „Uchodźcy” ukraińscy w Polsce zwiększyli liczbę przestępstw, w porównaniu do statystyk przedwojennych, z 7 tysięcy do 37 tysięcy. Można zatem śmiało stwierdzić, że Polska ma dużą szansę zostania przestępczą stolicą Europy.

Ukraina przegrywa wojnę, chyli się ku upadkowi. Jeśli dodamy, że między Rosją a Niemcami powstaje „państwo teoretyczne” i że rządzący tym „państwem” dusze swe zaprzedali Zełenskiemu, to radość z ukraińskiej przegranej nie będzie trwała długo. Szykuje się katastrofalny scenariusz – do Polski wtargną czambuły tysięcy zdemobilizowanych, oswojonych z bronią mężczyzn, którzy dołączą do już koczujących w Polsce 180 tysięcy Ukraińców w wieku poborowym. Tu refleksja – czy Legion Ukraiński, o którym mowa w porozumieniu Tusk-Zełenski nie wyszkoli i nie uzbroi za nasze pieniądze sotni ukraińskich bojców (a kto wie, czy nie strażników obozowych), z przeznaczeniem nie na front z Rosją, ale na front walki z Polakami? Wszystko to, przy wzroście ekstremizmu politycznego Ukraińców, rozzuchwaleniu przemytników broni oraz możliwych prowokacjach Rosji stwarza zarzewie chaosu i wojny domowej.

Po zakończeniu wojny, na Bałkanach powstało terrorystyczne państewko Kosowo oraz dwa pół państwa – Macedonia i Czarnogóra. Czy po przegranej wojnie z Rosją, na pozostałej części Ukrainy nie powstanie państewko w stylu Kosowa? A pół państwa Ukraińcy już mają, bo wszystko potwierdza, że obecne terytorium Polski służy także Ukraińcom. Czy to przypadek, że osiedlają się głównie na Ziemiach Zachodnich? Czy to prawda, że akcję koordynują żydobanderowcy w Kijowie, diaspora ukraińska w Kanadzie oraz Berlin, i że celem jest „odzyskanie” tych terenów dla Niemców? Jeśli dorzucimy to do roszczeń terytorialnych Ukrainy do kilkunastu powiatów na wschodzie Polski, to co wówczas z Polski zostanie?

Mamy sytuację niebywałą – Polską rządzą premier, który miał dziadka w Wehrmachcie i prezydent, który miał dziadka w UPA. Dwóch Ukraińców kręci Prokuraturą Generalną. Na czele MSW, służb specjalnych, Policji i Straży Granicznej stoi fanatycznie pro-ukraiński działacz Związku Ukraińców w Polsce. Stanowisko pełnomocnika ds. organizacji Systemu Bezpiecznej Łączności Państwowej objął generał Krzysztof Bondaryk. Program nauczania dla dzieci ukraińskich uzgodnił w Kijowie (w j. ukraińskim) wiceminister nauki Andrzej Szeptycki. A czy przypadkiem jest, że akcje kompromitujące raz po raz polskie wojsko montuje tercet Tusk-Bodnar-Siemoniak.

„Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy!” – taki kanon polskiego interesu narodowego wtłaczają nam do głów. Tymczasem w świetle słów znamienitego przywódcy OUN/UPA Stepana Bandery ,,Polacy nie chcą samostijnej Ukrainy, bo dobrze wiedzą, że tylko Ukraina może im zadać śmiertelny cios i rozwalić Polskę”. Zależność jest jasna: Wolna Ukraina może istnieć tylko na gruzach Polski. Wizję Ukrainy na trupie Polski snuje też uchwała OUN z 22 czerwca 1990 r., w której jednoznacznie stoi, że najważniejszym celem OUN jest doprowadzenie do rozbioru i ostatecznej likwidacji państwa Polskiego.

Ukraina nie ukrywa roszczeń terytorialnych do kilkunastu powiatów na wschodzie Polski. Szef amerykańskiej dyplomacji zamieścił kilka zdjęć ze spotkania ze swoim odpowiednikiem, wykonanych w siedzibie MSZ Ukrainy. Na jednym widać, jak Dmytro Kułeba pokazuje mapę, na której granice Ukrainy obejmują część obecnej Polski, między innymi Przemyśl, Chełm, Jarosław i część Polesia. „Pamiętaj Lasze, co do Wisły nasze” – podśpiewują sobie banderowcy spod Lwowa. A nad Wisłą, na kopcu Kościuszki w Krakowie powiewa sobie flaga ukraińska. To samo na fasadzie Sejmu i wszystkich polskich urzędów, w których urzędnicy nie wiedzą, dla jakiego państwa pracują. Coraz częściej słyszymy też od ukraińskich przesiedleńców, że są „u siebie”.

Kilka lat temu oburzenie mediów wywołał wpis Janusza Korwin-Mikkego: „Ja się nie boję Niemców pro-rosyjskich! Boję się Niemców pro-ukraińskich, którzy wczoraj popierali Stefana Banderę, a jutro razem z Ukrainą mogą ruszyć po Wrocław, Przemyśl, Szczecin, Rzeszów, Opole, Chełm, Koszalin, Zamość. Nawet gdyby w Rosji było okropnie i panowało tam ludożerstwo, byłbym za dobrymi stosunkami z Rosją, bo boję się rosnącej w potęgę Ukrainy”. Skąd w polskich politykach tyle pobłażliwości wobec Ukraińców, którzy roszczą pretensje do 1/3 terytorium Polski? Skąd tyle zawziętości wobec Rosji, która żadnych pretensji terytorialnych wobec Polski nie ma? W tym miejscu nachodzi refleksja: Gdyby w przyszłości przyszło nam rywalizować z Ukrainą, i gdyby Ukraina, jak tylko trochę odsapnie po wojence, skierowała lufy otrzymanych od Polski czołgów i haubic na Polaków, kto wtedy mógłby być naszym sojusznikiem? Hipotetycznie można też założyć, że gdyby Rosja zaatakowała Polskę, to Ukraińcy zajmą Przemyśl, Rzeszów i okolice?

Lider OUN, odsłonięcie pomnika w Domostawie skomentował tak: „Polacy nigdy nie zrozumieli, że obrażając uczucia narodowe Ukraińców, kopią grób dla Polski”. Piotr Tyma (Петро Тима), do 2021 r. prezes Związku Ukraińców w Polsce (ZUwP) i działacz Światowego Kongresu Ukraińców, fragment pomnika obrazujący polskie dziecko nabite na ukraińskie widły, porównał do „komara na widelcu”. I czy nie miał na myśli wszystkich Polaków upominających się o pamięć tak okrutnie pomordowanych? Nawiasem mówiąc, tenże Tyma w wywiadzie dla „Wyborczej” ujawnił, że dzięki grantom z Fundacji Batorego będzie monitorował wpisy w Internecie pod kątem „mowy nienawiści” wymierzone w Ukraińców.

Państwo Polskie nie tylko nie żąda potępienia zbrodni wołyńskiej, zgody na ekshumacje pomordowanych, zaprzestania kultu Bandery i Szuchewycza, ale aktywnie służy polityce historycznej Ukrainy. To nikt inny jak polski minister kultury w rządzie PiS, wyasygnował na ten cel 5 milionów euro. Dla porównania – na dziedzictwo kulturalne polskich Kresów przeznaczył dwa razy mniej, a na pomnik w Domostawie nie dał ani grosza i w dodatku robił, wszystko, żeby pomnik nie powstał. Krótko mówiąc – na promowanie katów wydają tyle, że na pamięć o ofiarach już im nie starcza.

Ukraińcy nawet nie proszą o pomoc w propagowaniu ukraińskiej narracji historycznej. Państwo Polskie z własnej inicjatywy, za własne pieniądze bierze czynny udział w tym antypolskim dziele. Przykład z ostatnich dni: Na obchodach 80. rocznicy, Duda porównał Powstania Warszawskiego do zburzenia Mariupola. Jakim trzeba być głupkiem albo kanalią, żeby przyrównać zburzenie milionowego miasta i wymordowanie 200 tysięcy jego mieszkańców do kilku rozwalonych ukraińskich chałup. Hańba domowa – tak Jacek Trznadel kiedyś nazwał kolaborację żydo-komunistycznych elit ze Stalinem w negowaniu zbrodni katyńskiej. Dzisiaj hańbą domową jest kolaboracja Dudów z potomkami Bandery. W stosunkach polsko- ukraińskich jest wiele tajemnic. Nie tylko nie wiemy, jaką wartość ma pomoc dla ukraińskich oligarchów, ale nie wiemy, jakim cudem zdołali skutecznie wmówić nam, że chazarski Żyd z Krzywego Rogu broni cywilizacji europejskiej przed Azjatą Putinem?

Propagandowa machina zastraszania Polaków rozpędziła się na dobre. Gdy się patrzy na ukraińskie flagi łopoczące na gmachach rządowych i na te wstydliwie powiewające z boku biało-czerwone, to nie może nie najść ponura refleksja, że już jesteśmy pod ukraińskim butem, pod okupacją oszustwa mającego ukryć, że nie jest to wojna z Rosją, ale wojna Ukraińców z Polakami i przy okazji wojna naszpikowanego Ukraińcami „polskiego” rządu z własnymi obywatelami. Wołyń znajduje się dziś poza granicami Rzeczypospolitej, Ale to nic. Bo gdy połączymy ukraińską okupację Polski, nienawiść panoszących się w Polsce Ukraińców, rozzuchwalenie przemytników broni, to drugim „Wołyniem” będzie cała Polska, a my wszyscy „komarami na widelcu”. To tylko kwestia czasu.

Między Polską a Ukrainą nie ma granicy. Problemy sąsiada stały się naszymi problemami, ukraińscy bandyci polskimi bandytami, a oligarchowie polskimi oligarchami. Powstała V kolumna, wroga wobec polskiej sprawy, agresywna, działająca obok i przy poparciu banderowców skupionych w Związku Ukraińców w Polsce. Robią, co im się żywnie podoba. Korzystając ze słabości Państwa, niszczą polskie obyczaje. Świadomi swej dominującej pozycji, poczuli się uprawnieni do wtrącania w nasze sprawy, pouczania, szantażowania. A rządzący Polską, zamiast stanąć twarzą w twarz z wyzwaniem, uciekają przed nim, i panaceum widzą w nadawaniu Ukraińcom kolejnych przywilejów oraz w obsadzaniu rządowych stanowisk Ukraińcami.

Dlatego żądajmy od Państwa Polskiego: Monitorowania ukraińskiego zagrożenia. Uporządkowania pobytu Ukraińców w Polsce. Skończenia z pomocą i przywilejami dla nich. Wydalenia tych, którzy nie pracują. Przywrócenia sytuacji, kiedy między Polską a Ukrainą była granica. Zabezpieczenia granicy przed następnymi falami „uchodźców”. Sporządzenia ewidencji Ukraińców w Polsce, ilu ich jest, gdzie mieszkają, gdzie pracują, jaką polityczną aktywność prowadzą. Monitorowania banderowskich jaczejek, które już powstały. Skończenia z tolerowaniem banderyzmu i ścigania go z urzędu. Wzięcia pod kontrolę Związku Ukraińców w Polsce. Zlikwidowania nacjonalistycznego podziemia edukacyjnego, wychowującego w opozycji do państwa polskiego. Tego musimy się domagać. Bo to Polska Racja Stanu.

Sprawę wielce komplikuje to, że nie wszystko zależy od nas, bo naszym państwem kierują kompradorskie elity, wykonujące polecenia z zewnątrz, i to z nie jednego źródła. Trudno wyobrazić sobie autora słów „Polska to nienormalność” w roli obrońcy Polaków. Tylko pomarzyć można, aby Radek Sikorski-Applebaum powiedział: Jesteśmy sługami narodu polskiego. Na obronę Polski z pozycji innej, niż „sługa narodu ukraińskiego” nie można też liczyć ze strony autora słów „Tu jest Polin”.

Są tacy, którzy ratunek widzą w puszczeniu z dymem polskich urzędów, na których powiewa ukraińska flaga i którymi rządzą działacze ZUwP. Są i tacy, którzy zbawienia wypatrują w garnizonie rosyjskich sołdatów w Przemyślu i w rosyjskiej Dumie, gdzie ktoś kiedyś o Polakach powiedział: „Niech giną, niech zdychają, niech przyjdą i proszą nas o pomoc”. Jeszcze inni pokładają nadzieje w Donaldzie Trumpie, który Tuska zostawi z ręką w ukraińskim nocniku. Za kilka lat Polska będzie nie do poznania, nie będzie nasza. Najwyższy czas na samoobronę, bo jeśli istnieje jakiś powód do wyjścia na ulice, to jest nim ukraińska kolonizacja.

Krzysztof Baliński