Komu pokojowego Nobla?

http://michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=5266 Stanisław Michalkiewicz  15 października 2022

Tegoroczne Nagrody Nobla, zwłaszcza za literaturę i za pokój, zostały pochwalone przez samego Adama Michnika, więc widać, że Komitet Noblowski trzyma się wyznaczonej linii partii. Jeśli chodzi o nagrodę literacką, to nie tylko zwycięża „siostrzeństwo”, w dodatku nie pozbawione nutki współczucia. Nagrodzona autorka sprawia wrażenie, jakby walkę z upływem czasu miała już za sobą, toteż nic dziwnego, że puszcza wodze fantazji i wyżywa się w literaturze. A ponieważ w komitecie noblowskim też zasiadają starsi panowie płci obojga, toteż nic dziwnego, że taka literatura bardzo im się podoba, no bo skąd brać dreszczyki? Jeśli chodzi natomiast o Nobla pokojowego, to wyrok był iście salomonowy; nagrodę dostał i białoruski opozycjonista i rosyjski „Memoriał” i wreszcie – ukraińskie Centrum Wolności Obywatelskich. Wydawać by się zatem mogło, że wszystko jest w jak najlepszym porządku tym bardziej, że sam pan redaktor Michnik wybór pochwalił. Tymczasem okazało się, że są również w tym wszystkim plusy ujemne. Nie chodzi oczywiście o literaturę, bo – jak mówił jeden z bohaterów „Towarzysza Szmaciaka”, Rurka – „poezji nikt nie zji”, więc tak naprawdę, może poza „siostrami” płci obojga, nikogo to specjalnie nie obchodzi, natomiast Nagroda Pokojowa to co innego. Doradca prezydenta Zełeńskiego Mychajło Podolak skrytykował decyzję noblowskiego komitetu, za to, że przyznał on tę nagrodę przedstawicielom białoruskich i rosyjskich organizacji opozycyjnych, które nie dość, że „reprezentują” Białoruś i Rosję, to w dodatku „nie były w stanie zorganizować sprzeciwu wobec wojny”. Najwyraźniej w tym przypadku pan red. Adam Michnik, podobnie jak i cały komitet noblowski wyrwał się, niczym Filip z konopi. „Stąd nauka jest dla żuka”, by przynajmniej pokojową Nagrodę Nobla w przyszłości za każdym razem konsultować z Ukrainą, a konkretnie – z panem Mychajło Podolakiem.

Wtedy nie tylko mielibyśmy gwarancję trafności wyboru laureata, ale przyswoilibyśmy sobie kryteria, którymi doradca prezydenta Zełeńskiego się kieruje. Po pierwsze – że jeśli ktoś jest obywatelem jakiegoś kraju, to go „reprezentuje”. To bardzo ciekawy pogląd, bo chyba pan Aleś Białacki nie uważa się za „reprezentanta” Białorusi. To już prędzej za taką reprezentantkę mogłaby uważać się pani Swietłana Cichanouska – no ale ona akurat pokojowej Nagrody Nobla nie dostała. Tym bardziej „Memoriał” nie może uchodzić za reprezentanta Rosji, skoro został tam uznany za organizację nielegalną. Najwyraźniej pan Podolak musi uważać inaczej – że obywatel siłą rzeczy staje się „reprezentantem” państwa. Tak chyba nie jest, bo na przykład Władimir Bukowski, kiedy przesłuchujący go oficer KGB próbował wziąć go „pod włos” jako „człowieka sowieckiego”, oświadczył mu, że on żadnym „człowiekiem sowieckim” nie jest, tylko ma obywatelstwo ZSRR – a to nie to samo. Odwrotnie musiał uważać Benito Mussolini, bo mówił: „wszystko w państwie, nic poza państwem, nic przeciwko państwu”. No, ale Mussolini nie tylko był faszystą, ale nawet twórcą faszyzmu, więc to, żeby ktoś ośmielił się występować „przeciwko państwu” a nie uważać się za jego „reprezentanta”, nie przychodziło mu do głowy, podobnie jak i panu Podolakowi.

Dodatkowo uzasadnia on swoją krytykę tym, że nagrodzony Białorusin i Rosjanie z „Memoriału”, nie byli w stanie „zorganizować sprzeciwu wobec wojny”. Przypomina to argumentację amerykańskich organizacji żydowskich, które w roku 1990 oskarżały „naród polski”, że w obliczu holokaustu zachował się „biernie”. Ale przecież naród żydowski w obliczu holokaustu zachował się jeszcze bierniej, a przecież żaden normalny człowiek za to bierne uczestnictwo w holokauście go nie krytykuje. Szkoda, że pan Podolak nie wyjaśnił, w jaki sposób pan Białacki, czy rosyjski „Memoriał” miałby skutecznie sprzeciwić się wojnie na Ukrainie, kiedy przecież on sam, chociaż ma za sobą prezydenta Zełeńskiego, za którym murem stoją Stany Zjednoczone i NATO, też nie potrafił skutecznie zapobiec tej wojnie. Najlepszym tego dowodem jest to, że wojna na Ukrainie cały czas się toczy, więc gdyby pan Podolak zachował więcej poczucia rzeczywistości, to z pewnością nikomu by to nie zaszkodziło. Co więcej – ukraińskie Centrum Wolności Obywatelskich też nie potrafiło skutecznie zapobiec tej wojnie – a mimo to pokojową Nagrodę Nobla dostało. Jeśli tedy przyjęlibyśmy, to znaczy – nie tyle „my”, co komitet noblowski – kryteria proponowane przez pana Podolaka, to i to Centrum nie powinno dostać Nagrody.

Skoro tak się sprawy mają, to może to niedobrze, że pan Podolak doradza prezydentowi Zełeńskiemu, który ostatnio wystąpił z pomysłem, że skoro Putin grozi użyciem broni jądrowej, to trzeba wykonać uprzedzające uderzenie jądrowe na Rosję. Ciekawe, czy wykombinował sobie to sam, czy też ten pomysł podsunął mu pan Podolak? Ale mniejsza o to, bo ważniejsze jest co innego. Rzecz w tym, że Ukraina nie dysponuje bronią jądrową, więc sama takiego wyprzedzającego uderzenia na Rosję wykonać nie może. Mogłyby to zrobić inne kraje, które taką bronią dysponują: Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Francja – ewentualnie Izrael, chociaż on nie tylko do NATO nie należy, ale wobec wojny na Ukrainie i wobec samego prezydenta Zełeńskiego zachowuje się raczej powściągliwie. Zostawmy więc Izrael na boku. W tej sytuacji uprzedzające uderzenie jądrowe na Rosję mogłyby wykonać te trzy państwa. Czy jednak Francja miałaby na to ochotę? Nie sądzę, podobnie jak Wielka Brytania, która nawet podczas II wojny światowej chętnie posługiwała się Australijczykami, Nowozelandczykami , czy wreszcie – Polakami, oszczędzając – o ile było to możliwe – „rdzennych” Anglików. Pozostają w tej sytuacji Stany Zjednoczone – ale gdyby USA rzeczywiście wykonały uprzedzające uderzenie jądrowe na Rosję, to jest rzeczą prawie pewną, że Rosja wykonałaby uderzenie odwetowe na Stany Zjednoczone. Przeniesienie wojny poza granice Ukrainy, na przykład na obszar Europy Środkowej, jest marzeniem prezydenta Zełeńskiego od samego początku działań wojennych i – być może – również pana prezydenta Dudy, który niekiedy sprawia wrażenie, jakby już nie mógł się doczekać kiedy wreszcie również Polska zostanie wkręcona w maszynkę do mięsa – ale na szczęście przedstawiciele państw poważnych dotychczas skutecznie się takim pomysłom przeciwstawiali.

Nie da się ukryć, że realizacja pomysłu prezydenta Zełeńskiego rozwiązałaby wiele nabrzmiałych problemów w polityce międzynarodowej, być może nawet wszystkie, bo w rezultacie nikt już nie byłby w stanie prowadzić żadnych wojen, więc nastałby trwały pokój, taki, jaki panuje na cmentarzu. W tej sytuacji należałoby się zastanowić, czy następnej pokojowej Nagrody Nobla nie przyznać właśnie jemu. Wtedy pewnie i pan Podolak, o ile oczywiście by tego doczekał, byłby wreszcie udelektowany.