Stanisław Michalkiewicz: Kto kogo aresztuje? magnapolonia
Wprawdzie na pozór wszystko się Donaldu Tusku i jego Volksdeutsche Partei w Polsce udaje, ale to niestety – a może właśnie “stety” – tylko pozór. Weźmy moment, w którym nasza niezwyciężona armia okryła się nieśmiertelną chwałą, sporządzając protokół z obserwacji ruskiej rakiety, która znienacka wtargnęła w przestrzeń powietrzną naszego nieszczęśliwego kraju, by po 3 minutach przestrzeń tę opuścić w nieznanym kierunku.
Stało się to akurat w momencie triumfu Donalda Tuska, który wygłosił do naszego mniej wartościowego narodu tubylczego orędzie, nie tylko uprzedzając o jeden dzień pana prezydenta Andrzeja Dudę, ale w dodatku go przyćmiewając – bo orędzie Donalda Tuska było popisem samochwalstwa, do którego pan prezydent na razie nie ma jeszcze powodów. Toteż w swoim orędziu wezwał tylko do obrony konstytucji – ale też nie bardzo wiadomo – kogo właściwie – bo to przecież pan prezydent i to nawet dwukrotnie przysięgał, że konstytucji będzie bronił.
Co prawda przed nim przysięgali na to samo również inni prezydentowie, nawet Kukuniek, ale chyba żaden z nich nie traktował tego serio. Ale mówi się: trudno; nie wymagajmy zbyt wiele od pana prezydenta, bo na jego usprawiedliwienie można podnieść, że tak naprawdę, to wielkiej władzy on nie ma.
Nawiasem mówiąc, pan Aleksander Kwaśniewski, którego uważam za prawdziwe nieszczęście dla Polski, a jego dwukrotny wybór na prezydenta – za dowód całkowitego zaniku w narodzie polskim instynktu politycznego – więc pan Aleksander Kwaśniewski, który teraz, niczym żaba, podsuwa nogę do kutych koni – że to niby on jest też ojcem naszej demokracji – tak spartolił tę całą konstytucję, że dając prezydentowi bardzo silną legitymację demokratyczną, odebrał mu prawie całą władzę, którą włożył w ręce premiera.
Takiej demokratycznej legitymacji nie posiadającego – najwyraźniej tego nie rozumie, bo jest z siebie zadowolony, co prawda może nie w tym samym stopniu, co Kukuniek, ale prawie. Inna rzecz, że odpowiedzialność za spartolenie konstytucji trzeba sprawiedliwie rozłożyć również na innych ojców-zalożycieli: Waldemara Pawlaka, Ryszarda Bugaja i Tadeusza Mazowieckiego – ale myślę, że Aleksander Kwaśniewski jest tu winien najbardziej.
Wróćmy jednak do naszej niezwyciężonej armii, która w związku z tym rakietowym incydentem spisała mężny protokół, co stworzyło ministru-ministrowiczu Władysławu Kosiniaku-Kamyszu okazję do zabłyśnięcia – że niby, jako minister obrony, sytuację ma pod kontrolą. Najwyraźniej z tej okazji zapragnął skorzystać rówież pan Władysław Teofil Bartoszewski z MSZ i wezwał na dywanik ruskiego charge d’affairers, żeby pokazać rodakom, jak mu zmywa głowę.
Tym razem jednak trafiła kosa na kamień, bo ruski dyplomata obsztorcował pana Teofila, żądając dostarczenia dowodów, że rakieta była ruska – a tych dowodów pan Teofil akurat nie miał, bo i skąd, skoro rakieta jak wleciała, to i wyleciała? Zapanowała szalenie kłopotliwa sytuacja i żeby jakoś z tego wybrnąć, zaangażowano batalion żołnierzyków z niezwyciężonych wojsk obrony terytorialnej, żeby szukali szczątków.
Oczywiście nic nie znaleźli – ale wyobrażam sobie, jak musieli błogosławić pana Teofila, że skazał ich na uganianie się po manowcach akurat w Sylwestra, kiedy każdy porządny człowiek oddaje się ucztowaniu, to znaczy – popija i zakąsza.
Ale to jeszcze nic w porównaniu z “wygaszeniem mandatów” panów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, w związku z wyrokiem niezawisłego sądu, który rozumiejąc powinność swojej służby, w podskokach skazał ich na dwa lata więzienia za “aferę gruntową”, jeszcze z roku 2007. Skazańcy odwołali się do Sądu Najwyższego, do którego sezonowy marszałek Sejmu, pan Szymon Hołownia, wprawdzie posłał ich sprawę – ale skierował ją nie wiedzieć czemu do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.
Zagadka wkrótce się wyjaśniła w ten sposób, że prezes tej Izby Sądu Najwyższego jest zaangażowanym aktywistą partii “Iniuria”, do której, za krwawego reżymu Jarosława Kaczyńskiego należeli sędziowie nierządni, rekomendowani jeszcze przez “starą” Krajową Radę Sądownictwa, w której zasiadali sędziowie, co to samego jeszcze znali Stalina. Teraz oczywiście role się zmieniły i partia “Iniuria”, która podobno oficjalnie nazywa się “Iustitia” jest oddana rządowi, a nie nierządowi.
Wyobrażam sobie tedy, że do sezonowego marszałka Hołowni przyszedł ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział jemu tak: “wiecie, rozumiecie, Hołownia, wy te odwołania skierujcie do Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, gdzie prezesem jest nasz zaufany – bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa”.
Ale brzydka sprawa i tak się zrobiła, bo będący “neo-sędzią” prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego, akurat zastępujący panią Pierwszą Prezes SN Małgorzatę Manowską, przekierował to odwołanie do Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN, w której podobno zasiadają sami “neo-sędziowie”.
I tak się stało – a ta Izba, jeszcze tego samego dnia uchyliła decyzję sezonowego marszałka Hołowni. Na razie nie wiadomo, co to znaczy – czy to oznacza, że mandaty poselskie obydwu skazańcom wcale nie wygasły, czy poza tym stało się coś jeszcze innego – bo na tym tle na pewno rozwinie się bogata doktryna i orzecznictwo. Ale to sprawa późniejsza, a tymczasem już tylko kilka dni dzieli nas od 11 stycznia, kiedy to Sąd Najwyższy – a konkretnie – właśnie Izba Kontroli Nadzwyczajnej ma oznajmić, czy wybory 15 października ub. roku były ważne, czy nie.
Uchylenie decyzji sezonowego pana marszałka Hołowni wróży, że decyzja Sądu Najwyższego w tej sprawie może być niekorzystna dla Donalda Tuska, jego Volksdeutsche Partei i jej satelitów. Coś takiego musiała dopuszczać również niemiecka BND, bo jeszcze przed Bożym Narodzeniem zmłotowała przebierańców z Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu, żeby orzekli, iż Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego w Warszawie w ogóle nie jest żadnym sądem.
W tej sytuacji na pewno wiemy tylko jedno – z jakiego mianowicie klucza będzie 11 stycznia ćwierkał Donald Tusk i jego zgraja – natomiast dalszy los jego rządu już tak dobrze znany nie jest.
Ta sytuacja pokazuje, że nasza młoda demokracja już wkrótce może znaleźć się w punkcie zwrotnym – bo chociaż utytułowani krętacze będą okładać się po głowach ekspertyzami – to rozstrzygnięcie może nastąpić w całkiem innych kategoriach, nie wykluczając nawet przemówienia “towarzysza Mauzera”.
Nie jest bowiem wykluczone, że Reichsfuhrerin Urszula von der Layen każe uderzyć w czynów stal, jako, że z zakończeniem budowy IV Rzeszy trzeba zdążyć przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA – a wtedy będzie się liczyło już tylko to, kto kogo pierwszy aresztuje: czy pan prezydent Duda Donalda Tuska, czy Donald Tusk pana prezydenta Dudę.