Kudak – kresowe Westerplatte

Kudak – kresowe Westerplatte

Stanislaw orda : “Domieszka kilku kropel chrześcijaństwa do lewicowych poglądów zamienia głupca w głupca doskonałego.” Nicolás Gómez Dávila.

stanislaw-orda

-kudak-kresowe-westerplatte

Już coraz mniej ludzi kojarzy o czym mówią słowa pieśni, która była śpiewana przy wieczornych ogniskach, bo i tytuł jej jest coraz mniej adekwatny do takich właśnie okoliczności. Współczesnym obywatelom środkowo-wschodniego kawałka zjednoczonej Europy ognisko kojarzy się prawie wyłącznie z grillem, podlewanym piwem, tudzież rozmaitymi produktami Polmosu. Nie uczęszczam na tego rodzaju imprezy, zatem nie wiem co się przy tych okazjach zdarza śpiewać, ale nie podejrzewam, by w aktualnym repertuarze pojawiała się wzmiankowana pieśń.

Tekst utworu Płonie ognisko i szumią knieje napisał w listopadzie 1918 roku, czyli w dniach odzyskiwania niepodległości przez Polskę, ówczesny komendant Hufca Harcerzy w Tarnowie – druh Jerzy Braun. Po raz pierwszy tekst tego utworu ukazał się drukiem w pierwszym numerze z 1920 r. miesięcznika „Czuwaj”, które to pismo było organem Harcerskiej Komendy Dzielnicowej w Tarnowie, a którego założycielem i pierwszym redaktorem był właśnie druh Jerzy.

============================

Ten wstęp był mi potrzebny do postawienia tezy, która sprowokowała mnie do napisania niniejszej notki. Otóż w tekście wspomnianej pieśni znajduje się fraza mówiąca o rycerstwie spod kresowych stanic. Nawet gdy się ją powtarza, to konia z rzędem temu, kto byłby w stanie wymienić nazwy jakichś stanic broniących w XVI i XVII wieku polskich kresowych granic. Rzecz jasna, bez sięgania do pomocy źródłowych typu Wiki czy klasyczna biblioteka. Nie wykluczam, że coś komuś zaświtałoby, gdyby przypomniał sobie wątki z fabuły powieści „Ogniem i mieczem”. Może wymieniłby jakiś Bar, Kamieniec Podolski albo Zbaraż. Nie wykluczam też całkowicie, iż mogłoby się zdarzyć, że wyjątkowy pasjonat historii polskiej wymieniłby także nazwę Kudak, ale jestem pewien, że dla wszystkich pozostałych nazwa ta nic by nie znaczyła, chociaż znaczyć powinna.

W niniejszym tekście chciałbym uzasadnić, dlaczego powinna.

Początki

Konieczność wybudowania warowni na południowo-wschodnich kresach ówczesnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, zjednoczonego już wówczas unią z Koroną Królestwa Polskiego, czyli na terenach, gdzie stykały się domeny tego księstwa z domenami Imperium Ottomanów oraz ich wasala, czyli tatarskiego Chanatu Krymskiego, zaczęła być dostrzegana w ostatnim  ćwierćwieczu XVI stulecia podczas panowania króla Zygmunta III Wazy. Sułtan turecki coraz poważniej groził polskiemu królowi podjęciem zdecydowanych kroków odwetowych za ustawiczne napady na swoje włości dokonywane przez „kozaków” z Niżu dnieprowego. Sułtan zażądał ukrócenia rabunkowych rajdów przeprowadzanych przez „niżowców”, gdyż terytoria na Niżu już podówczas, to jest po podpisaniu w 1569 roku unii polsko-litewskiej tereny ówczesnego województwa kijowskiego formalnie należały do Korony Królestwa Polskiego, a nie jak dotychczas do Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ale także z powodu, że Wielki Książę Litewski był jednocześnie królem polskim i władcą Rzeczypospolitej Obojga Narodów, żądania takie w coraz ostrzejszej formie były kierowane pod adresem króla.

W końcu XVI stulecia król Stefan Batory przyznał „kozakom” niżowym tereny do wykorzystania, a mianowicie miejscowość Trechtymirów nad Dnieprem, jako ośrodek administracyjny oraz wieś Samar nad rzeką Samarą, jako ośrodek szpitalny i dla inwalidów wojennych. Król miał na względzie bodaj częściowe związanie zwiększającego się liczebnie „wolnego kozactwa” z Królestwem Polskim poprzez tzw. rejestr, czyli wzięcie ich na żołd za obronę rubieży kresowych. Oczywiście te formacje (max. 12 000 zbrojnych, z których gros angażowanych zazwyczaj było na innych frontach, wcale nie na Niżu dnieprowym), które mogły być utrzymywane w ramach „rejestru”, miały pełnić głównie rolę straży granicznej, czyli  monitorować, czy znad stepów czarnomorskich nie nadciągają zagony tatarskie albo oddziały tureckie od Pól Oczakowskich. Mobilne konne patrole kozackie mogły się szybko przemieszczać i np. skutecznie sygnalizować o nadciągającym zagrożeniu systemem ogni rozpalanych na kurhanach górujących nad bezleśnymi stepami (system ognisk zwany jassy).

Poza wszystkim władcy polscy nie mogli bez końca wmawiać sułtanowi tureckiemu, że są to ziemie” niczyje”, zaś ludność na nich przebywająca nie podlega królewskiej jurysdykcji, a zatem król nie może brać odpowiedzialności za rozboje dokonywane przez mieszkańców „niczyich” ziem. Bo oto wśród tych niżowych rozbójników, trafiających co i raz do niewoli tureckiej, niemało było takich, którzy wcale nie pochodzili z kresowych ziem „Poddnieprza”, przy czym nierzadko trafiali się i  przedstawiciele stanu szlacheckiego. Na Niżu dnieprowym znajdowali bowiem schronienie czy to bankruci – uciekinierzy przed wierzycielami, albo przegrani w wyniku niekorzystnych wyroków sądowych, ale najczęściej pospolici przestępcy szukający schronienia przed zemstą prywatną albo sądową. Rzecz jasna, byli tam uciekinierzy nie tylko z ziem Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale również ze wszystkich ziem okolicznych. Tym samym większość „kozactwa” stanowili ludzie nieokreślonego autoramentu, przymusowi oraz dobrowolni banici ze swojego dotychczasowego środowiska i miejsca zamieszkania.

Właśnie tam, za porohami dnieprowymi, mniej więcej 500 km na południowy wschód od Kijowa z nurtem tej rzeki, gdzie już nie sięgała swoim oddziaływaniem żadna faktyczna władza, wszyscy oni mogli wieść życie nie podlegając niczyim prawom, poza regułami ustanawianymi dla własnych potrzeb. Ich rosnąca populacja powodowała, że byli zmuszeni podejmować coraz częstsze rajdy łupieżcze, coraz bardziej zuchwałe i coraz bardziej dokuczliwe zarówno dla sułtana tureckiego i jego lenników, jak również dla osadników, osadzanych na kresowych ziemiach przez litewskich i polskich możnowładców. Osadnictwo to było z jednej strony narażone na samowole ze strony hajdamaczyzny, z drugiej na równie niszczycielskie najazdy tatarskie, z trzeciej zaś na skutki ekspedycji karnych i odwetowych podejmowanych przez wojska tureckie.

Z tego głównie powodu brakowało chętnych do osiedlania się na tych odległych terenach, aby zajmowali miejsce po wcześniejszych pionierach, których złupiono, zabito lub uprowadzono w jasyr. Koniecznością stawało się zbudowanie sieci warowni, które ograniczałyby swobodę poczynań grabieżców, dawały schronienie osadnikom, zaś stacjonujące w nich garnizony budziłyby respekt oraz mogłyby podejmować zarówno skuteczną obronę, jak i działanie interwencyjne.

Miejsce akcji

Prawie każdy, kto tylko nie przewagarował okresu nauki w szkole średniej, zapewne zetknął się z określeniem „Dzikie Pola”, a może nawet „Zaporoże”. No, ale gdyby chcieć to opisać konkretnie,  stanowiłoby to zapewne spory problem. Tak więc, choćby z tego względu, należy tę kwestię doprecyzować. Na przełomie XVI i XVII stulecia w województwie kijowskim granicą oddziaływania Królestwa Polskiego była warownia Krzemieńczuk, założona w końcu XVI wieku na wysokości lewego dopływu Dniepru – rzeki Psioł. Czyli płynąc z nurtem Dniepru, w odległości około 250 km na południe od Kijowa.

Rzecz jasna, nadal to nie daje wyobrażenia o odległości tych „Dzikich Pól” czy „Zaporoża” od centrów Królestwa Polskiego. Otóż odległość od Lwowa do Kamieńca Podolskiego wynosiła w linii prostej co najmniej 220 km, zaś z Kamieńca do Krzemieńczuka kolejne 510 km. Razem sporo ponad 700 km po szlakach marnych i rzadko rozmieszczonych, zaś spływ rzekami miałby trasę znacznie dłuższą. Dodatkowo, odległość z Lwowa do Krakowa to ok. 300 km. Z kolei z Warszawy do Kijowa było w linii prostej ok. 800 km, czyli Krzemieńczuk znajdował się w odległości ponad 1000 km od stolicy. Tak bardzo odległa była północna granica obszaru nazywanego Dzikimi Polami od centrów Królestwa Polskiego.

Co prawda na tym rozległym terenie istniały już wcześniej nad Dnieprem dwa inne ośrodki, tj. Kaniów i Czerkasy, ale po wyparciu Mongołów, którzy odchodząc pozostawili jedynie spaloną ziemię oraz nie pozostawili żywej duszy tam zamieszkałej, trzeba było na nowo odbudowywać te miejscowości. Kaniów został założony już w XII stuleciu przez księcia kijowskiego, ze względu na konieczność kontrolowania strategicznie ważnego szlaku wiodącego od Kijowa wzdłuż Dniepru przez greckie faktorie na Krymie, aż do Konstantynopola  (szlak tawański). Gdy księstwo kijowskie dostało się pod panowanie Mongołów, wówczas w Kaniowie urzędował baskak, czyli poborca podatków, który do ich ściągania miał do dyspozycji oddział Czerkiesów stacjonujący jakieś 50 km na południe od jego siedziby, zaś nazwa Czerkasy najprawdopodobniej została przez miejscowych nadana ich obozowisku. Gdy w połowie XV stulecia Turcy zdobyli Konstantynopol, po czym zwasalizowali chanat krymski, wówczas straciły na znaczeniu dotychczasowe strategiczno-handlowe atuty Kaniowa i Czerkasów. Skutkiem czego miejscowości te podupadły i wyludniły się.

W samej końcówce XVI stulecia książę Aleksander Wiśniowiecki zbudował warownię w Czehryniu, niedaleko od granicy  Dzikich Pól, wyposażoną w działa i obsadzoną przez kilkudziesięcioosobową załogę zbrojnych, a następnie podobną pobudował w trochę bardziej odległym Korsuniu. Miasta powstające wokół warowni lokowane były na prawie magdeburskim, a zatem starostowie mieli prawo nakładać i pobierać podatki od ludności zamieszkałej w obrębie ich starostwa. Z tego głównie powodu powstawały konflikty z tzw. wolnymi kozakami, które często-gęsto przeradzały się w bunty o mniejszym lub większym zasięgu. Bunty krwawo tłumiono, przywódców kozackich skazywano na śmierć, toteż spirala wzajemnych pretensji i urazów przeradzała się w nienawiść, skrywaną lub jawnie okazywaną, ale zawsze oczekującą na dogodny moment do odwetu. Skąpe załogi nielicznych warowni nie miały możliwości kontrolowania tego, co dzieje się na bezkresach Dzikich Pól.

Dzikie Pola

Co zatem takiego kryło się pod określeniem Dzikie Pola? Rzecz jasna, geneza nazwy nie wywodzi się od poziomu cywilizacyjnego mieszkańców tychże, ale z powodu, że pola na ww. obszarze  nie były uprawiane. Był to teren stepowych nieużytków, a tylko w rzadkich miejscach małe skrawki ziemi były uprawiane przy chutorach, niczym w oazach na pustyni.

Z powodów objętościowych muszę pominąć długą i zawiłą historię określania granic terenów objętych terminem Zaporoże, a potem wydzielonych jeszcze z niego Dzikich Pól. Zarówno najeźdźcy rozmaicie określali ziemie nad dolnym Dnieprem, jak też ich czasowi mieszkańcy mieli dlań własne nazwy (np. nyz, czyli Niż). Rzecz jasna, podróżnicy, albo raczej szpiedzy, wysyłani do zbadania i opisu tych ziem, również w niejednakowy sposób określali granice tego terytorium. Dla potrzeb tej opowieści wystarczy całkowicie oparcie się o zapisy na mapach sporządzonych przez francuskiego markiza Guillaume (Wilhelm) le Vasseur de Beauplan, który na przełomie lat 20 i 30 XVII stulecia, na zaproszenie króla Zygmunta III Wazy, podjął służbę jako kapitan artylerii i inżynier wojskowy ze specjalnością budowa fortyfikacji. Dalsze jego losy związane są z wieloletnią służbą na dworach królewskich (następnie Władysława IV i Jana Kazimierza) oraz magnackich (Stanisław Koniecpolski). Ważnym zadaniem Beauplana, poza pracami kartograficznymi, było zaplanowanie systemu ryglowego twierdz na pograniczu Dzikich Pól, które miały za zadanie ograniczyć zasięg najazdów tatarskich i kozackich. W tym celu Beauplan zaprojektował budowę lub rozbudowę takich, między innymi, warowni jak np. Bar, Brody, Kudak, Krzemieńczuk, a także przebudowę zamku w Podhorcach.

Ogólnie można przyjąć, że Dzikie Pola był to obszar stepowy, rozciągający się na południe od prawego dopływu Dniepru – Taśminy, którego zachodnią granicą był dopływ rzeki Boh – Siniucha (Sine Wody), a od południa rzeka Boh do jej ujścia (liman) do Morza Czarnego, natomiast wschodnią jego granicę wytyczała rzeka Ingulec, prawy dopływ dolnego Dniepru. Z kolei teren zwany Zaporożem rozciągał się na wschód od rzeki Ingulec do Dniepru, na wysokości jego lewego dopływu – rzeki Samary, zaś na wschodnim brzegu Dniepru obejmował teren wzdłuż Dniepru na południe od Samary i jej dopływu Wołczy, aż do rozlewisk dnieprowych, określanych nazwą Końskie Wody (obecnie teren zalany wodami Zbiornika Kachowskiego spiętrzonymi dla potrzeb jednego ze składników kaskady pięciu dnieprzańskich hydroelektrowni).

Obszar Dzikich Pól i Zaporoża obejmował w granicach Królestwa Polskiego nie mniej niż 50 000 km kw., z zastrzeżeniem, że obszary stepowisk, które stanowiły kresy dla wszystkich ówczesnych mocarstw prowadzących ekspansję w tym rejonie świata, wykraczały znacznie poza granice Królestwa Polskiego. Czyli całość tego obszaru była znacznie rozleglejsza, choć jego wielkość nie jest możliwa do dokładnego oszacowania. Ale gdyby uwzględnić tylko tereny graniczące z Królestwem Polski, które rozciągały się do wybrzeży Morza Czarnego, utworzyłyby one obszar o co najmniej dwukrotnie większej powierzchni, czyli ponad 100 000 km kw., choć stanowiłoby to tylko piątą część ziem nazywanych „Ukrainą”.

Zaporoże

Wcześniej zostały opisane granice obszaru nazywanego Zaporożem, ale tereny na których lokowane były koczowiska kozackie, wykraczały poza tak określone terytorium. Szczególnie po lewej, wschodniej stronie Dniepru (Zadnieprze) były one bardzo umowne. Otóż na początku XVII stulecia jedyną warownią, najdalej wysuniętą ku południowi, był Krzemieńczuk nad Dnieprem, zbudowany u ujścia Psiołu. A dopiero prawie o 100 km na północ od Krzemieńczuka znajdowała się miejscowość Połtawa (Pułtawa), należąca do dóbr książąt Wiśniowieckich, licząca wówczas ok. 800 gospodarstw domowych. Natomiast w kierunku południowym od Psiołu, przez ponad 200 km nie było żadnych stałych osad, aż do Starej Siczy na dnieprowej wyspie Chortyca (obecnie w centrum miasta Zaporoże). Na południe od Krzemieńczuka, ale po prawej stronie Dniepru także nie było większych stałych osad aż do rzeki Ingulec, poza rzadko spotykanymi siedliskami jednozagrodowymi (chutor).

Zaraz za ujściem do Dniepru jej lewego dopływu – rzeki Samary, zaczynały się w dół biegu rzeki progi skalne, które stanowiły poważną przeszkodę dla transportu towarów drogą wodną. Progi te udawało się pokonywać na małych, „zwinnych” łódkach zwanych czajkami, których używali kozacy, ale nie można było przez nie przepłynąć statkami czy łodziami załadowanymi towarem. Kupcy musieli przed tymi progami przybijać do brzegu i przewozić towary lądem, aż do minięcia odcinka Dniepru na którym występowały te przeszkody. Ale można było również wynająć kozaków, którzy przeładowywali towar z jednej dużej łodzi na kilka swoich czajek i, znając świetnie miejsca w progach nadające się do przepłynięcia, pośredniczyli w transporcie. Podobne operacje były narażone na ryzyko utraty towaru, albo drogą rabunku, czyli ucieczki w gęstwinę bezludnych wysepek i rzeczek, albo zatopienia w nurtach Dniepru. Tak więc nazwa Zaporoże oznaczała teren za progami skalnymi na Dnieprze (progi – porohy). Na długości 70 km było tych progów, w zależności jak kto je liczył, co najmniej sześć, a niektórzy doliczali się nawet trzynastu. Pierwszy z tych, które pokonywała rzeka, zwany był „z tatarska” Kojdackim. Do jego nazwy wypadnie powrócić w dalszym ciągu tej opowieści.

Ostatnie zwarte kompleksy leśne, obfitujące w drzewa nadające się do budowy kozackich łodzi, znajdowały się nad brzegami rzeki Samary. Te leśne kompleksy, rozciągające się na granicy stepów, były miejscami najbliżej położonymi dla „kozaków” z Dzikich Pól i Zaporoża, gdzie mogli oni zaopatrywać się w ten surowiec. Oczywiście, lasy zaopatrywały kozaków nie tylko w drzewa konieczne do wyrobu łodzi, ale i w zwierzynę. Ponadto wody Samary obfitowały w ryby. Jak było zasygnalizowane już wcześniej, sułtan turecki stanowczo żądał ukrócenia rabunkowych „chadzek” kozackich na nadbrzeżne miasta w imperium Ottomanów. A tych „chadzek” dokonywano na owych czajkach, które zbudowane zostały z drzew wycinanych w lasach nad Samarą. (Czasem spotyka się nazwę “strug”, gdyż łodzie te były wystrugane z drewnianych pni)

Tak więc zamysł wybudowania warowni u ujścia Samary, której działa sprawowałyby nadzór nad żeglugą w tak strategicznym miejscu, narzucał się wojewodom, odpowiedzialnym za kresowe rejony przygraniczne, z tzw. całą oczywistością. Warownia taka miała również powstrzymać napływ zbiegów z terenów Korony na Zaporoże i liczebne zasilanie kozaków nierejestrowych. I chociaż król Stefan Batory przekazał kozakom tereny wokół Samary, które od tamtej pory były przez nich uważane za własność, to w początkach XVII stulecia realia z czasów króla Batorego były już nieaktualne.

Rzeczpospolita Obojga Narodów znajdowała się u szczytu potęgi po tym, gdy w 1609 roku, podczas wojny o Inflanty, pokonała pod Kłuszynem szwedzko-rosyjską armię, w wyniku czego powiększyła swoje domeny na wschodzie o ziemie smoleńską, czernihowską i siewierską, zaś król Władysław IV Waza został na przeciąg kilku lat carem Rosji (lata 1610-1613). W wyniku kontrakcji rosyjskiej wojsko polskie opuściło Moskwę, a na mocy traktatu rozjemczego w Dywilinie (w 1614 r.) król zrzekł się pretensji do tronu carskiego (za co otrzymał rekompensatę w wys. 20 000 ówczesnych rubli), przy czym jednocześnie car Michał I Romanow zrzekł się pretensji do Inflant.

Trochę później zawarty został pokój z Turcją (1634 r.), w którym Rzeczpospolita zobowiązała się do powstrzymania kozaków zaporoskich od „chadzek” na ziemie tureckie. W imieniu Rzeczypospolitej zobowiązanie takie podjął hetman wielki koronny i wojewoda kijowski Stanisław Koniecpolski (herbu Pobóg). Hetman utrzymywał kontakty z Portą i sułtanem, bowiem włości będące w jego władaniu graniczyły z Imperium Ottomańskim, przy czym znał język jak i zwyczaje tureckie. Tym samym zobowiązanie, podjęte przez tego konkretnie przedstawiciela Rzeczypospolitej, posiadało dla sułtana tureckiego walor wiarygodności.

W styczniu 1635 roku, zwołano w Warszawie sejm, który podjął uchwały mające w założeniu zdyscyplinować sytuację na Niżu Dnieprowym, czyli Zaporożu i Dzikich Polach. Po pierwsze, zmniejszono kontyngent kozaków rejestrowych do 7 000 jeźdźców, czyli prawie do połowy poprzedniego stanu. Po drugie, co w tym opowiadaniu interesuje nas najbardziej, a zatem i po ostatnie, zgodzono się na wybudowanie twierdzy nad Dnieprem przy porohu Kojdackim, przeznaczając na ten cel 100 000 złotych polskich.

Beauplan czyli piękny projekt

Sejm dał zielone światło aby powstała w tym miejscu fortyfikacja o charakterze twierdzy. Polacy twierdz nie budowali, a jeśli jakieś znajdowały się wówczas w granicach Rzeczypospolitej, były to fortece zbudowane przez innych (np. Malbork). Nie dbano o nie, nie remontowano ich, ani nie modernizowano. Z czasem popadały w ruinę, zresztą w przypadku konfliktów zbrojnych przeważnie nikt ich nie bronił. Od czasów Grunwaldu rycerstwo polskie szczyciło się dewizą głoszącą, że „Polak to ma po naturze, bić się w polu a nie w murze”. Rzecz jasna, miejscowości już istniejące otaczane były z konieczności szańcami i obwałowaniami, ale Kudak był na kresach „ukrainnych” pierwszą fortyfikacją wzniesioną z przeznaczeniem wyłącznie militarnym.

Wojewoda kijowski, hetman Stanisław Koniecpolski wyznaczył do projektu i nadzoru nad pracami budowlanymi warowni w Kudaku, przedstawionego już wcześniej inżyniera wojskowego Wilhelma le Vasseur de Beauplan (Beauplan to przydomek, gdyż w starym i licznie rozgałęzionym rodzie Levasseur powtarzały się imiona, zatem trzeba było jakoś się rozróżniać). Miejsce było wybrane już wcześniej, na wzgórzu naprzeciwko ujścia Samary do Dniepru, a niedaleko przed pierwszym z porohów. Przeznaczeniem warowni było kontrolowanie żeglugi na Dnieprze oraz nadzór nad żeglugą przy ujściu Samary do Dniepru. Od strony stepów nie obawiano się zbytnio ataku, gdyż ani czambuły tatarskie, ani kurenie zaporoskie nie dysponowały armatami, które są konieczne przy obleganiu umocnień fortecznych. Nazwa Kojdak dla powstającej warowni narzucała się, choćby dlatego, żeby z łatwością skojarzyć jej położenie. Ale hetman St. Koniecpolski znał język turecki, a pewnie i tatarski, który poznał w czasach przebywania w jasyrze, stąd wiedział, że po tatarsku kojdak ma znaczenie sprośne, w żaden sposób nie pasujące do strażnicy strzegącej ważnej rubieży, natomiast zdecydowanie lepiej pasujące do skały wystającej ponad nurt rzeczny. I z tego powodu zdecydował, że nazwa Kudak będzie dla twierdzy bardziej stosowna. Oczywiście, była to nazwa urzędowa, oficjalna, zaś okoliczna ludność, kozacy, Tatarzy czy nawet rekrutowani na pobliskich terenach żołnierze, używali nazwy dotychczasowej.

Wg schemat rozrysowanego przez Beauplana zbudowano fosy, wały i bastiony, z powodu pośpiechu wznosząc wyłącznie ziemno-drewniany czworobok fortyfikacji. Pośpiech był uzasadniony pogłoskami o rychłym kolejnym buncie kozaków „zaporoskich” i należało, jeszcze  przed nadchodzącą zimą, przeprowadzić demonstrację siły, która miałaby zniechęcać kozaków do wszczynania rebelii. Z końcem lata 1635 roku Kudak obsadzono załogą, mimo iż nie dokończono w całości prac nad umocnieniami, ani nie sprowadzono artylerii, którą miano zamiar dostarczyć dopiero na wiosnę 1636 roku. Załoga warowni mieściła się w ziemiankach, lepiankach i szałasach, składy i magazyny znajdowały się w ziemnych piwnicach, a jedynie dla komendanta postawiono mały drewniany domek. Komendantem ziemno-drewnianej twierdzy mianowano kondotiera (najemnika) z Francji, niejakiego Jeana Marion, być może desygnowanego do tej roli z poręczenia Beauplana. Komendant miał przydzielonego łącznika do kontaktów z miejscowymi, szlachcica Przyjałgowskiego, który był w Kudaku „komisarzem” z ramienia Rzeczypospolitej. Niezbyt liczna załoga (bodajże liczyła wówczas mniej więcej 200-300 ludzi) stanowiła zbieraninę najemników z rozmaitych stron, z tym iż poszczególni dowódcy wywodzili się głównie z krajów niemiecko-języcznych. Czyli najemnicy ci stanowili twór obcy wśród ludności rusińskiej, w zasadzie jej wrogi, nie znający ani nie rozumiejący obyczajów tutejszych mieszkańców. Przybysze znad lub zza Renu jawnie okazywali pogardę miejscowym „dzikusom” i stosownie do tego ich traktowali. Było więc jedynie kwestią czasu, gdy nabrzmiewająca wzajemna nienawiść znajdzie sobie ujście w jakimś krwawym rozstrzygnięciu. I okazało się, że nie trzeba było na nie zbyt długo czekać.

Otóż tereny nad rzeką Samarą, czyli kraina zwana wówczas Samarią, oprócz bogactwa lasów, posiadały także połacie żyznej ziemi, na której ochotnicy kozaccy, którzy opuszczali kosze siczowe na dnieprowym Niżu i tamtejsze życie w celibacie, zakładali tutaj swoje siedliska i rodziny, decydując się na prowadzenie osiadłego trybu życia. Ośrodkiem wokół którego powstawały ich chutory był, założony 60 lat wcześniej, samarski klasztor prawosławny (monaster), który pełnił także funkcję szpitala dla „zaporożców”, jak również tutejsi mnisi prowadzili szkółkę dla dzieci osadników. Położenie monasteru i osad po lewej stronie Dniepru pozostawiało je poza głównymi szlakami najazdów tatarskich, których zagony przeprawiały się na prawy brzeg Dniepru daleko na południu, u wyspy Tawań (dzisiaj na wysokości miasta Nowa Kachowka), po czym kierowały się na północny zachód. Tak więc do czasu pojawienia się zgrai międzynarodowych rzezimieszków i opryszków, z których głównie składał się garnizon w Kudaku, łącznie z jego komendanturą, nikt nie niepokoił mieszkańców Samarii.

Załoga warowni natychmiast zaczęła utrudniać kozakom połowy ryb, czyli po dzisiejszemu zorganizowała „reket”, niejako opodatkowując te połowy. Na domiar złego, w  jednej ze swoich łupieżczych ekspedycji na początku września 1635 roku , „dragoni” w obecności Przyjałgowskiego złupili klasztor samarski.  Prawdopodobnie doszło do tego w wyniku rzucenia podejrzenia na przełożonego monastyru, ojca Paisjusza, że ów knuje jakiś spisek przeciwko wojewodzie kijowskiemu. Komendant Kudaku, licząc się z oporem mnichów, na tę akcję wyekspediował liczny oddział „dragonów”. Mnisi faktycznie stawili zacięty opór i wieść o napadzie rozeszła się szybko po całej okolicy. W drodze powrotnej oddział ekspedycyjny został dopędzony przez przybyłych na pomoc kozaków i wybity, zanim zdążył dotrzeć do przeprawy na prawy brzeg Dniepru, by schronić się za murami Kudaku. Pojmanego Przyjałgowskiego natychmiast powieszono. Kozacy „poszli za ciosem”, bo oto inny oddział kozacki, dowodzony przez zabijakę – rutyniarza Iwana Sulimę, podpłynął pod Kudak, po czym kozacy wysiedli ze swoich czajek i uderzyli szturmem od najsłabiej ufortyfikowanej strony, gdyż podejście od południowych stepów miały ryglować armaty, których nie zdążono dostarczyć. Szturm, rozpoczęty w nocy z 3 na 4 września 1635 roku, zakończył się po kilku godzinach wybiciem resztek obrońców, bo w twierdzy pozostało niewielu zbrojnych, gdyż ich większość zginęła w starciu nad Samarą. Francuski komendant Kudaku Jean Marion został przez kozaków rozstrzelany z łuków .

Takim oto tragicznym finałem skończył się pierwszy etap poskramiania kozaków zaporoskich z pomocą wzniesienia warowni na granicy Dzikich Pól. Niebawem po nim nastąpił ten właściwy etap, czyli ważniejszy, choć jednocześnie ostatni.

O nim będzie mowa w drugiej części opowiadania.

dokończenie pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/kudak-kresowe-westerplatte-dokonczenie

******

Wykaz moich notek na portalu “Szkoła Nawigatorów” pod linkiem:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/troche-prywaty